1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Jak żyć z lękiem?

Lęk odczuwamy wszyscy bez wyjątku, ale… możemy tak nim zarządzać, że stanie się naszym sprzymierzeńcem. (Fot. iStock)
Lęk odczuwamy wszyscy bez wyjątku, ale… możemy tak nim zarządzać, że stanie się naszym sprzymierzeńcem. (Fot. iStock)
Nerwica lękowa jest naszą przyjaciółką, czasami trochę upierdliwą, ale zawsze życzy nam dobrze – mówi dr Marcin Matych, psychoterapeuta ericksonowski, autor książki „Jak żyć z lękiem”, na Instagramie znany jako Dr Nerwica.

Z moich doświadczeń wynika, że pacjenci z lękiem często mają opór przed przyjściem do gabinetu. Zdarza się, że odwołują sesję albo potrzebują spełnienia określonych warunków. Mam pacjentkę, która łączy się ze swoim terapeutą wyłącznie ze swojego samochodu, jest w garażu i ma wyłączoną kamerę.
Bardzo dużo takich sytuacji było w pandemii. Wiele osób w ogóle odważyło się na terapię dzięki możliwości sesji online. Bardzo doceniłem tę formułę jako pierwszy krok do rozpoczęcia terapii. Czasami pierwszy kontakt możliwy jest jedynie telefonicznie.

Myślę, że pacjenci z nerwicą lękową, jako wrażliwcy, potrzebują specjalnych warunków do terapii. Często ich problemem jest wyjście z domu, co oczywiście uniemożliwia również dotarcie na terapię. Jedna z moich pacjentek, zanim trafiła od mnie, chodziła na terapię psychoanalityczną; na sesje zawsze zabierała ze sobą butelkę wody, którą popijała w trakcie. Poczuła się mocno zraniona, kiedy psychoanalityczka stwierdziła: „Pani przychodzi do mnie się nakarmić jak niemowlę do matki”. Najwyraźniej musiała mieć jakiś obiekt zastępczy, żeby poczuć się bezpiecznie.

Czy poczucie bezpieczeństwa wystarczy, aby zdrowieć?
Z mojego doświadczenia wynika, że osoby z zaburzeniami lękowymi oprócz poczucia bezpieczeństwa potrzebują konkretnych interwencji terapeuty, aby mogły konfrontować się ze swoim lękiem – to właśnie jest leczące. Ja na swoje potrzeby dzielę terapię zaburzeń lękowych na trzy poziomy: behawioralny, poznawczy i egzystencjalny. Na poziomie poznawczym robię psychoedukację, dyskusję z automatycznymi myślami, wyodrębnienie stanów ego. Duża praca jest na poziomie behawioralnym, czyli przede wszystkim zmiany schematów zachowania, co wpływa na zmianę myślenia. Na końcu zwykle wchodzimy na poziom egzystencjalny, czyli np. jakie znaczenie ma lęk, jakie dobre rzeczy można wyciągnąć z tego, że się choruje na nerwicę, co ta nerwica czy ten lęk chcą nam powiedzieć. Patrząc na pacjenta, staram się ustalić, z jakiego poziomu najbardziej potrzebuje n pomocy.

Przeanalizujmy to na konkretnym przykładzie: jestem Pana pacjentką, przychodzę z lękiem przed wychodzeniem z domu. Ilekroć przekraczam próg mieszkania, odczuwam silną sztywność w całym ciele, najbardziej usztywnia mi się kręgosłup, spinają mi się pośladki, mięśnie nóg mam tak napięte i bez siły, że się boję, że upadnę; bardzo się pocę. Nie jestem w stanie wejść do dużego centrum handlowego, bo tam jest dla mnie za głośno, oślepia mnie światło, mnogość zapachów powoduje zawroty głowy i bardzo nie lubię drzwi obrotowych, boję się, że mogę zostać w nich uwięziona. Czyli trochę tu lęku przed otwartą przestrzenią, ale też klaustrofobia. Najważniejsza informacja jest taka, że jako 6-letnia dziewczynka uczestniczyłam w pogrzebie dziadka i matka, zgodnie z tradycją, zmusiła mnie do pocałowania zmarłego. Wtedy po raz pierwszy miałam atak paniki. Nie mogłam oddychać, poczułam gulę w gardle, kompletnie nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Wtedy moja matka po raz pierwszy powiedziała mi, że w naszej rodzinie wszystkie kobiety mają nerwicę.
Czyli nastąpiło pełne programowanie: „Zamiast smutku, będziesz odczuwać lęk”.

Z jakiego poziomu zacząłby Pan pracę ze mną?
Moje pierwsze pytanie brzmiałyby: „Co Pani niesie na tych napiętych plecach?”. Jak wiemy, lęk przesłania emocje; tam, gdzie są zatrzymane emocje, tam wchodzi lęk. Dlatego w pierwszej kolejności szedłbym w kierunku uwolnienia żalu.

Na którym poziomie pracujemy?
Wedle mojego umownego podziału na poziomie egzystencjalnym. To, od którego poziomu zaczynamy, zależy od intuicji psychoterapeuty. Oczywiście moglibyśmy zacząć od poziomu poznawczego – „Jakie ma Pani myśli?” – albo od behawioralnego – odwrażliwienia sytuacji agorafobii (lęku przed wychodzeniem z domu). Jednak bardzo mocno poczułem to programowanie nerwicy pokoleniowej, więc zacząłbym od poziomu egzystencjalnego, czyli metaforycznie: „Co Pani niesie ze sobą?”, „Co Pani czuje, widząc tę dziewczynkę w tej trudnej sytuacji?”. Ponieważ jest silna dysocjacja (odszczepienie) od emocji, starałbym się sprawić, żeby Pani znalazła się trochę w pozycji obserwatora swoich emocji i wtedy stała się bardziej gotowa to przyjąć.

Kiedy słyszę pytanie: „Co pani czuje, kiedy matka mówi o dziedzictwie nerwicy?” – czuję, że muszę być lojalna wobec matki i kobiet z rodziny, dlatego nie mogę nie mieć nerwicy.
To powiem to inaczej: „Obejrzyjmy taki film o małej dziewczynce, która stoi nad ciałem zmarłego dziadka i słyszy słowa matki”. Gdyby to w ogóle nie dotyczyło Pani, to co by Pani poczuła?

Poczułabym że to dziecko musi być dzielne. Pamiętam słowa matki która mówiła: „Uspokój się, nic ci nie jest, nie wpadaj w histerię”. Dziewczynka ma gulę w gardle, jest przerażona, nie może krzyczeć, a matka popycha ją w stronę zmarłego dziadka, którego za życia bardzo się bała (obydwie się bały) i każe się z nim pożegnać. Kiedy teraz w dorosłym życiu mam obejrzeć film o tym, to znowu czuję ścisk w gardle i słyszę głos matki, że muszę być dzielna. Nawet Panu – swojemu terapeucie – nie mogę, nie jestem w stanie powiedzieć, co teraz czuję.
Warto zaznaczyć, że tego zadania nigdy nie robimy na pierwszej sesji. Najpierw jest rozmowa, budowanie relacji. Nie zdarzyło mi się, żeby osoba, której zaproponowałem obejrzenie filmiku, nie zareagowała w taki sposób, by nie można było zrobić z tego interwencji terapeutycznej. Bo nawet jeśli powie: „Ojej, jak na to patrzę, to czuję gulę w gardle” – to wtedy możemy zajmować się konkretnym odczuciem w ciele, np. zapytać, co może być to gulą albo kto trzyma rękę na gardle. To w pacjencie zawsze pracuje i np. na kolejnej sesji dostaję informację zwrotną. Dużo ważnych procesów dzieje się pomiędzy sesjami.

Wróćmy do mojej nerwicy lękowej. Jesteśmy już po kilku sesjach, zbudowaliśmy relację, ważne jest, żebym Panu zaufała. Co możemy w tej sprawie zrobić?
Przede wszystkim muszę być szczery w relacji i w reakcjach. Nie da się „zagrać” empatii, zainteresowania drugim człowiekiem, bo osoby z zaburzeniami psychicznymi są bardzo wyczulone, mają rentgen, prześwietlają drugiego człowieka. Terapeuta musi być autentyczny. Zaufanie jest procesem, który się buduje. Jeżeli problemem człowieka jest w ogóle brak zaufania do ludzi, to wtedy o tym jest cała terapia.

Myślę, że osoby lękowe, które najpierw długo się wstydziły, ukrywały swoje objawy, potrzebują czasu, żeby zaufać. Jest też sprawa rodzinnej lojalności. Nie zdarzyło mi się pracować z pacjentką cierpiącą na nerwicę lękową, w której rodzinie od pokoleń nie byłoby osób z nerwicą. Czasami też pacjentki boją się na sesji poczuć, skontaktować się z emocjami z lęku, ponieważ myślą, że po wyjściu z gabinetu od tego „czucia” coś złego im się stanie, np. nie będą mogły przestać płakać albo zawroty głowy uniemożliwią im powrót do domu. Dla mnie praca z nerwicą lękową jest jak koronkowa robota.
To prawda. Bardzo pomaga, gdy umawiamy się, że gabinet to będzie takie miejsce na czucie, że tutaj się może dużo dziać, bo jest bezpiecznie, a poza gabinetem pacjent ma prawo trochę się odcinać od emocji. Zdarza się, że umawiam się z pacjentem na możliwość jednego telefonu do mnie pomiędzy sesjami, gdyby działo się coś naprawdę trudnego. Umawiamy się na konkretną sytuację – gdyby się działo to i to i nic by nie zadziałało, to wtedy…

Wróćmy do poziomów terapii.
Poziom egzystencjalny jest o tym, co lęk chce mi powiedzieć w kontekście mojego życia, sensu, zmian, przewartościowania, granic. Poziom poznawczy to odkrywanie, kiedy np. mówię do siebie matką (jej przekonaniami) albo ojcem.
Poziom behawioralny to praca z objawami psychosomatycznymi, tzw. somatami.
Z mojego doświadczenia wynika, że na somaty najlepiej działa uwolnienie emocji. Bardzo ważna jest też profilaktyka, czyli techniki uwalniania napięcia, obniżania poziomu kortyzolu, np. poprzez wysiłek fizyczny, odpowiednią dietę. Jak ktoś nie ma tej bazy i rozbuja mu się porządny atak paniki, to ciężko jest mu w trakcie testować techniki oddechowe.

Zdałam sobie sprawę, że nie poruszyliśmy tematu definicji nerwicy. Mnie na studiach uczono, że jest to wewnętrzny konflikt.
Definicja nerwicy dotyczy kilku poziomów m.in. biologicznego i środowiskowego, czyli wychowywania. Biologiczne uwarunkowania lęku to predyspozycje genetyczne. Ponadto u osób, które mają traumatyczne doświadczenia dochodzi do zmian anatomicznych w ośrodkowym układzie nerwowym; są też zmiany w EEG, może być nawet ścieńczenie kory. Ważny jest też proces wychowania, który albo podbija ten poziom lęku (programy lękowe od rodziców), albo go obniża – szczególnie niekorzystnie jest, kiedy dziecku się zabrania wyrażać złość i żal. Wtedy możemy mówić o wewnętrznym konflikcie. Z jednej strony dziecko ma potrzebę bycia sobą, a z drugiej strony musi spełniać oczekiwania rodziców, bo bez nich sobie nie poradzi.

To się potem niesie w dorosłe życie – dobrze nam wszystkim znany konflikt pomiędzy moimi potrzebami a oczekiwaniami autorytetów, np. szefa, przyjaciela, partnera.
Oczywiście. No i, wracając do definicji nerwicy, są jeszcze somaty, czyli napięcie ciała wyrażane w różny sposób poprzez dysfunkcje różnych układów i narządów. To napięcie bierze się z nieprawidłowego funkcjonowania układu nerwowego, hormonalnego i immunologicznego na skutek predyspozycji genetycznych i wychowania.

Czy zgodzi się Pan ze mną, że w przypadku pacjentów z przewagą somatów odkrycie „prawdziwej” choroby zmniejsza poziom lęku? Na przykład osoba, której lekarz postawił diagnozę: wypadanie płatka zastawki mitralnej – co samo w sobie jest bardziej urodą niż wadą – jest zadowolona, że wreszcie zna diagnozę, że jest chora na jakąś konkretną chorobę.
Przez moment na pewno jest jej łatwiej, bo może mówić o wypadaniu płatka zastawki niż o żalu czy złości.

Co takiego musi się wydarzyć podczas sesji, że pacjent zdecyduje się na czucie, uwierzy, że jego objawy mają związek z emocjami, przyzna, że potrzebuje pomocy?
Nie mam pojęcia, co się musi wydarzyć, bo to jest jakiś proces wewnętrzny. Na pewno musi się zbudować bezpieczna relacja z terapeutą. Z moich doświadczeń wynika też, że im mniej naciskamy, a więcej zasiewamy (interwencje nie wprost), tym jest lepiej. Terapeuta nie może chcieć bardziej niż pacjent.

Uważam, że nerwica lękowa to potworna choroba, która czasami zabiera życie, a jest społecznie gorzej traktowana niż grypa czy nadciśnienie. To choroba, której nie widać, pacjent często skrzętnie ukrywa swoje cierpienie.
Tak, mówimy o maskach zaburzeń lękowych, np. zespół jelita drażliwego jest maską zaburzeń lękowo-depresyjnych. Pacjent tak długo trzyma fason, że idzie mu w somatykę. Dopiero ten objaw somatyczny zmusza go do szukania pomocy.

A najpierw odbywa pielgrzymkę od lekarza do lekarza, zanim trafi do psychoterapeuty czy psychiatry.
Ten problem można by było bardzo prosto rozwiązać, wprowadzając psychologię zdrowia człowieka do przedszkoli i szkół. Ucząc dzieci np., że ból brzucha to może być emocja. Psychosomatyka to są zepchnięte pod łóżko emocje; krzyk ciała, którego szeptu nie słyszymy.
Ciało krzyczy somatami, bo wszystko inne zostało zignorowane. Oczywiście w przypadków występowania somatów zawsze robimy też badania medyczne, żeby czegoś nie przeoczyć.

To prawda, niestety psychoterapeuci rzadko zalecają pacjentowi wykonanie badań. Jeśli chodzi o somaty, to tłumaczę pacjentom, że wędrujące objawy, np. raz boli głowa, a potem głowa przestaje, ale zaczynają się problemy z żołądkiem, wskazują na nerwicę lękową.
Dobrze też działa zaproponowanie pacjentowi, żeby poobserwował, kiedy objawów jest więcej, a kiedy mniej. Na przykład na wakacjach jest spokój.

Albo odwrotnie: dopiero na wakacjach, kiedy spada poziom adrenaliny, człowiek zaczyna chorować, np. co roku podczas urlopu ma anginę.
Jasne, ale samo zasianie tematu, żeby człowiek stanął z boku i zaczął to wszystko obserwować, ma ogromne znaczenie, pokazuje, że ciało z nim rozmawia symptomami.

Czy zawsze potrzebne są leki?
Bardzo często.

A co, jeśli pacjent boi się leków?
Tłumaczę, że to normalne, bo skoro boi się innych rzeczy, to leków też może. Druga spawa to uświadomienie człowiekowi, że leki nie rozwiążą problemu, tylko wesprą jego zdrową część. Sprawią, że przyjaciółka nerwica, która krzyczy za głośno, trochę się uspokoi.

À propos przyjaciółki nerwicy – napisał Pan poradnik, w którym podkreśla, że chory nie jest bezradny, że w dużym stopniu może pomóc sobie sam. Zaprzyjaźnić się z nerwicą, posłuchać, co ona mówi, i przede wszystkim zdobyć narzędzia do samodzielnej pracy.
Nigdy nie udało mi się pomóc pacjentowi, który nie chciał sam sobie pomóc. Mogę zrobić jaką interwencję, która otworzy w pacjencie jakąś część, która zacznie chcieć sobie pomagać. Żeby pomóc człowiekowi, trzeba uruchomić w nim jego zasoby.

W książce powołał Pan trzy postaci: Kapitankę, Mnich i Robotnika.
To są te trzy poziomy do pracy: egzystencjalny – Kapitanka, poznawczy – Mnich i behawioralny – Robotnik. Kapitanka jest częścią, z którą się umawiamy na pomoc sobie. Mnich to obserwator myśli, który zarządza świątynią umysłu, a Robotnik to kontakt z ciałem.

Wszyscy bohaterowie są z tej zdrowej części człowieka?
Tak, a te części „chore”, lękowe to: Krytyk, Nadzorca i Czarnowidz. Może nie tyle są chore, ile uległy pewnemu wypaczeniu. Każdy z nas ma zdrową część. Pacjent, który przychodzi z objawami psychosomatycznymi, ma część, która kazała mu zgłosić się po pomoc.

Czy w terapii w gabinecie też Pan wykorzystuje pracę z bohaterami?
Tak, bo uwielbiam pracować ze stanami ego.

Co to są stany ego? Jak się z nimi pracuje?
Najprostszy przykład to jest sytuacja w sklepie i wewnętrzny dialog: „kupić, nie kupić?”. To są dwa stany ego. Nie mamy schizofrenii, a w sklepie dyskutujemy ze sobą. Tych postaci mamy więcej.

Jak je zaprząc do pomocy w uporaniu się z lękiem?
Przede wszystkim zacząć z nimi rozmawiać. W teorii terapii stanów ego uważa się, że nie ma części osobowości, która działa wbrew. Wszystkie stany ego działają zawsze na naszą korzyść, nawet jeśli czasem średnio im to wychodzi, np. jeśli dziecko zatrzymuje emocje, bo w rodzinie jest przekaz, że nie płaczemy – to ono wypełnia oczekiwania rodziców, a że przy okazji sobie robi źle, to tego nie wie. Z każdym z tych stanów są związane jakieś emocje. Przecież ta część, która blokowała emocje, nadal je ma, choć wypłakuje je somatami, bo nie pozwala sobie na czucie.

Czy to prawda, że z nerwicy możemy czerpać zyski?
Oczywiście – osoby z nerwicą mają współpracujące ciało, są wrażliwe, mają refleksje egzystencjalne, czyli są zabezpieczone przed robieniem różnych głupot, np. przed pogonią za pieniędzmi. Możemy tak zarządzać nerwicą, że stanie się ona naszym atutem. Osoba z zespołem jelita drażliwego w trakcie terapii może odkryć, że rezygnuje z pracy w korporacji, bo chce żyć spokojnie i realizować swoje ważne potrzeby, bo ma tak współpracujące ciało, które w pewnym momencie było mądrzejsze niż jej rozum. Dlatego napisałem książkę o tym, jak żyć z lękiem, a nie jak się go pozbyć.

Marcin Matych, lekarz medycyny, psychoterapeuta, autor poradnika „Jak żyć z lękiem”, na Instagramie znany jako DrNerwica

Ewa Klepacka-Gryz, psycholożka, terapeutka, autorka poradników psychologicznych, trenerka warsztatów rozwojowych dla kobiet

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze