1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

NAJLEPSZE TEKSTY 2023: Bianca-Beata Kotoro, psychoterapeutka: „Skoro kobieta zagląda w telefon czy maile mężczyzny, to czas ten związek zakończyć”

Tam, gdzie nie ma zaufania, nie ma dobrej relacji. (Fot. iStock)
Tam, gdzie nie ma zaufania, nie ma dobrej relacji. (Fot. iStock)
Dlaczego kontrolowanie telefonu partnera to sygnał alarmowy, czy związek w ogóle ma sens? Bo każdy ma prawo do prywatności, a bez zaufania nie ma dobrej relacji. Jedna dorosła osoba nie może niczego narzucić ani zabronić drugiej dorosłej osobie – przekonuje psychoterapeutka Bianca-Beata Kotoro.

#NAJLEPSZE TEKSTY 2023 – tak oznaczyliśmy wybrane artykuły opublikowane w mijającym roku, które chcemy Wam, Drodzy Czytelnicy, przypomnieć, bo warto. Ich lektura wzbudziła w Was chęć dyskusji, zainspirowała do podzielenia się swoimi doświadczeniami. Dostaliśmy od Was wiele słów uznania oraz krytyki. Za wszystkie dziękujemy.

Wiemy, że miłość nie jest nam dana raz na zawsze, wiemy też, że należy ją chronić, tylko nie zawsze wiemy, w jaki sposób to robić.
Przede wszystkim trzeba dbać o prywatność relacji: wszystko, co dzieje się między nami, gdy jesteśmy sami, jest tylko nasze. Pod żadnym pretekstem nie może być „na sprzedaż” czy „na pokaz”. Nie może być także tematem rozmów z innymi czy treścią postów na Facebooku. Przestrzeganie tej zasady to element, który pozwala budować bliskość.

Kiedy wchodzimy w związek, oddajemy się drugiemu człowiekowi. Oczekujemy więc, że zostawi on dla siebie to, czego się o nas dowiedział. I nawet jeśli się rozstaniemy, nie będzie o tym opowiadał. Naruszenie tej granicy powoduje, że kiedy wchodzimy w kolejną relację, jesteśmy pełni obawy przed pokazaniem prawdy o sobie. Nie ufamy, nie otwieramy się, a przez to nie ma możliwości na stworzenie głębokiej i prawdziwej relacji.

Czy możliwe jest uratowanie związku, kiedy odnajdę w korespondencji partnera z jego znajomą informacje na swój temat?
Będę zero-jedynkowa: skoro kobieta zagląda w telefon czy maile mężczyzny, to czas ten związek zakończyć. Bo tam, gdzie nie ma zaufania, nie ma dobrej relacji.

Dopóki nie zrozumiemy, że intymność – nie tylko ta związana z cielesnością, ale w ogóle z byciem z drugą osobą – jest wartością samą w sobie, nie stworzymy dobrych relacji partnerskich.

Czasem coś przeczuwamy, mamy podejrzenia, że partner nie jest lojalny, mimo to nie należy zaglądać do jego telefonu, bo to przekroczenie granic?
Każdy ma prawo do poszanowania intymności, prywatności. Te granice muszą być zachowane, bo dotyczą tożsamości człowieka. Nie zagrażają relacji, wspierają ją. Są jednak pary, którym wydaje się, że skoro są razem, to nie ma czegoś takiego jak granice intymności. Chcą znać wszystkie swoje kody i hasła. Nie chodzi jednak o to, by ustalić „zgodnie”, że mamy mieć dostęp do wszelkich nośników, chodzi o to, by to w ogóle nie było tematem rozmowy. W zdrowym związku jest tak, że jeśli partner powie: „Kochanie, rozładowała mi się komórka. Czy mogę zadzwonić z twojej?”, usłyszy, że nie ma problemu. Pozwolenie na to jest dowodem zaufania.

Warto dawać sobie nawzajem prawo do posiadania indywidualnych światów. Mieć swoje przedmioty, realizować swoje pasje, kierować się swoim gustem. Oczywiście, to musi odbywać się z poszanowaniem drugiej strony. To znaczy ten „mój” świat nie może być szczelnie zamknięty przed tym, kogo kocham.

Granice mojego świata mają być elastyczne?
Jeśli na przykład nie lubię chodzić do kawiarni, by tam posiedzieć i poczytać gazetę, a partner przepada za spędzaniem przedpołudnia w taki sposób, to mogę czasem pójść z nim, by sprawić mu przyjemność. Oczywiście, o ile czuję radość, że robię coś dla niego i z nim! Ważne, abyśmy oboje byli zdolni do takich ustępstw i kompromisów. W miłości może nie tyle trzeba dostosować się do drugiego człowieka, co widzieć w byciu razem sens, znajdować wartość. Miłe gesty wobec tego, kogo kochamy – jak najbardziej tak; ale rezygnacja z siebie – absolutnie nie!

Sami decydujemy, jakie koszty gotowi jesteśmy ponosić?
Zgłosiła się do mnie para, która miała pozornie błahy problem. Kobieta piła tylko zielone herbatki, jakieś mieszanki ziół. Jej mąż był natomiast fanatykiem kawy. Kobieta miała do partnera pretensje, że z ich wspólnego konta kupił ekspres do kawy. Dlaczego, skoro ona kawy nie pije? No tak, ale przecież są w związku, mają wspólny dom… Jeśli ja nie jem mięsa, a mój mąż owszem, to nie znaczy, że ma sam płacić za swoje obiady. Takie dzielenie: to moje, to twoje – nie służy byciu razem. Sygnalizuje poważny problem z bliskością.

Chociaż pieniądze każde z nas zarabia osobno…
Dzisiaj króluje indywidualizm, który mówi, że każdy może i powinien mieć swoje konto, swoje pieniądze, swoje plany… To co jest w takim razie nasze wspólne? Jasne, możemy mieć własne konta i zrzucać się na wydatki domowe, a resztą gotówki zarządzać osobno, tylko że kiedy każdy wydaje po swojemu, to żyjemy jak wspólnicy, a nie partnerzy, łączą nas tylko rachunki.

Jeśli ufamy sobie, szanujemy się, akceptujemy swoją indywidualność, pasje i marzenia, to nawzajem szanujemy też swoje potrzeby. O dużych wydatkach oczywiście rozmawiamy, ustalamy kierunek. W ten sposób buduje się wspólnotę. Jeśli mężczyzna chce kupić motor, a kobieta jest temu przeciwna, to nie znaczy, że on ma zbierać pieniądze w tajemnicy. Takie działania rozbijają związek. Trzeba znaleźć rozwiązanie. Ono zawsze istnieje.

Boimy się kłótni, sprzeciwu partnera i dlatego realizujemy siebie „cichaczem”.
Kobieta nie jest matką partnera i nie może mu zabronić kupna motoru. Jeśli tak się dzieje, to para ma kłopot. Jeden dorosły człowiek nie może zakazać niczego drugiemu dorosłemu człowiekowi. Związek to ustalanie tego, jak możemy realizować swoje indywidualne potrzeby, szanując się nawzajem, dbając o siebie. Miłość to wspólnota, zaufanie i dialog. Jeśli tego nie ma, bądźmy szczerzy – nie ma prawdziwego związku.

A on się „ukrywa” i kupuje motor za jej plecami…
A co się stanie, kiedy w końcu przyjedzie pod dom na tym motorze? Jak ona się wtedy poczuje? Czy on będzie szczęśliwy, widząc jej reakcję? Czy w tym czasie, kiedy zbierał na motor czy wybierał jego model, byli razem?

W dorosłym związku jedno z partnerów może zrobić coś, czego to drugie nie akceptuje, ale to drugie musi o tym wiedzieć. Ludzie miewają różne zdania, nie różnice zagrażają miłości, zagrażają jej kłamstwa i tajemnice.

Kwestia pieniędzy też pokazuje, na ile sobie ufamy, czy jest między nami bliskość. Jeśli jedno z partnerów „wnioskuje” o rozdzielenie kont, bo on zarabia znacznie więcej, to pojawia się pytanie: czy oni rzeczywiście są razem? Chyba nie… Jeśli jesteśmy razem, to mamy nasze pieniądze, nasze zyski i nasze kłopoty.

A co z poglądami? Często mamy zupełnie różne.
Powtórzę – można być w związku i różnić się. Wtedy warto oprzeć się o zasadę – skoro ja chcę być szanowana w mojej „prawdzie”, to powinnam także uszanować „prawdę” innych. Mogę powiedzieć: „Ja się z tym nie zgadzam”. Ale nie mówię: „To jest głupie, jesteś durniem!”. Ocenianie to forma agresji. Podobnie wyglądają granice w wypadku pouczania się wzajemnie czy radzenia: „Znam rozwiązanie na wszystkie twoje problemy. Życie według mojej prawdy uszczęśliwi cię”. Tak nigdy nie jest. Jednak te granice bardzo chętnie przekraczamy. I na przykład księgowy poucza partnerkę, która jest malarką, jak ta ma pracować, by robić to wydajnie. Z kolei malarka, która uprawia jogging, poucza księgowego, że powinien kolorować malowanki dla dorosłych czy biegać trzy razy w tygodniu, by się odstresować.

To wszystko sprowadza się do tego, by nie mówić innym, w tym partnerowi, jaki ma być.
Tak, należy zachować powściągliwość w układaniu życia drugiemu człowiekowi, nawet temu bliższemu.

Czy to oznacza, że nie można zaproponować bliskiej osobie, żeby coś dla siebie zrobiła?
Czym innym jest propozycja: „Czy chcesz ze mną pobiegać? Będzie mi miło”. Wtedy daję partnerowi przestrzeń na decyzję, sygnalizuję, że chcę pobyć z nim, a nie narzucam mu, co ma robić. Niestety, bywa, że na odpowiedź: „Nie, dziękuję, nie chcę biegać” pada agresywne stwierdzenie: „To głupie!”.

Dość często podczas terapii par słyszę, jak ludzie krytykują się wzajemnie za brak pasji czy hobby: „Pani sobie to wyobraża? Od 15 lat mówię jej, znajdź sobie jakieś hobby! Ja mam wiele pasji, ona żadnej!”. Wtedy zazwyczaj pytam: „Skoro pan ma tak wiele pasji, które realizuje, a macie państwo dom, ogród i troje dzieci, to jak udaje wam się pogodzić pana pasje z pracą i obowiązkami?”. I okazuje się, że udaje się to dzięki temu, że żona od lat zajęta jest domem i dziećmi, nie ma więc czasu i przestrzeni na rozwijanie swoich pasji.

A mężowi wydaje się nudna. Potencjalna kochanka jest o wiele barwniejsza.
Właśnie dlatego właściwym kierunkiem dla związku, odpowiednią granicą jest monogamia. Kiedy wracamy do domu od kochanki czy kochanka, wszystko wydaje się nudne, szare. Tak działa nasz mózg: nowy partner to skoki adrenaliny, serotonina, oksytocyna, dopamina oraz endorfiny nazywane „wewnętrzną morfiną”. Jest ekscytująco. A w domu? Tylko problemy. Tymczasem w ogólnym rozrachunku to właśnie dom daje poczucie bezpieczeństwa i sensu. Dlatego aby ten dom, miłość, bliskość z drugim człowiekiem chronić, potrzebne są granice na każdej płaszczycie.

Bianca-Beata Kotoro, psychoseksuolożka, terapeutka, psychoonkolożka w Instytucie Psychologiczno-Psychoseksuologicznym Terapii i Szkoleń „Beata Vita”

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze