1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Nie tylko kwestia wychowania i domu rodzinnego. Aby zrozumieć nasze problemy, potrzebujemy szerszej perspektywy. Felieton Sławomira Murawca

Nie tylko kwestia wychowania i domu rodzinnego. Aby zrozumieć nasze problemy, potrzebujemy szerszej perspektywy. Felieton Sławomira Murawca

Sławomir Murawiec (Fot. Tomasz Gołąb/Forum)
Sławomir Murawiec (Fot. Tomasz Gołąb/Forum)
Uproszczone rozumienie psychoterapii odrzuca konteksty kulturowe i historyczne. Zamiast zatem tkwić w gąszczu myślenia, które wszystkie nasze problemy w relacjach składa na karb domu rodzinnego i wychowania, wdrapmy się na metaforyczną górkę, z której widać więcej – zachęca dr hab. Sławomir Murawiec.

Jakiś czas temu trafiłem na rozpowszechniany w mediach społecznościowych mem, na którym pięć uśmiechniętych osób unosi rękę w geście triumfu, a w tle jawią się słowa: „Dziękujemy wszystkim mamom. Terapeuci”. Oczywiście przekaz, jaki niesie ten mem, może być rozmaicie interpretowany, chociażby poprzez pryzmat poszczególnych szkół psychoterapii. Mój odbiór – subiektywny, jak subiektywne jest całe nasze życie psychiczne – jest taki, że to sposób wychowania oraz matki dostarczają psychoterapeutom pacjentów. „Dziękujemy wszystkim matkom – dzięki wam mamy pracę” – wydają się mówić postacie uwidocznione na tym sugestywnym obrazie.

Sam skończyłem szkolenie psychoterapeutyczne, choć już dość dawno temu, i wiem, jaki przekaz może być z niego wysnuty. Wiem też, jaki przekaz może płynąć z poradników i literatury popularnej, obwiniającej toksyczne matki za wszystkie problemy dzieci. Nie będę tej literatury streszczał czy omawiał, ale odczytana w najprostszy sposób może przynieść wniosek, że za problemami dorosłych ludzi stoi nikt inny jak rodzina pochodzenia, a terapeuci mają te rodzinne zawiłości rozwikłać, by uzdrowić swoich pacjentów. Jak terapeuci odczytają swoje szkolenie psychoterapeutyczne, tak będą rozumieli swoją rolę. Całkiem możliwe, że i tak jak wynika z przywołanego mema.

Widziane z góry

Tym razem chciałbym poruszyć dość trudny wątek zagubiony w gąszczu wielu wątków podobnych i pobocznych. W takich okolicznościach potrzebna jest szersza perspektywa, ponieważ w zależności od jej przyjęcia ktoś może powiedzieć, że ktoś inny się myli. Podejmę to ryzyko, bo żeby ruszyć z miejsca, trzeba przyjąć jakiś kierunek i czasami zweryfikować to, dokąd właściwie prowadzi, wdrapując się na górkę albo drzewo, gdzie wzrok sięga dalej. Co widzę z mojej górki?

To, że wszyscy doświadczamy rewolucji dotyczących wartości, definiowania relacji, przyjmowania odmiennych niż dotąd sposobów życia. Przemiany dotyczą zarówno konotacji związanych z postrzeganiem rodziny, jak i formuł związków miłosnych. Jeśli rozszerzyć perspektywę na ostatnie kilka dekad – czyli na czasy naszych rodziców oraz dziadków – to świat zmienia się w zasadzie co chwilę w sposób rewolucyjny. I to bynajmniej nie w znaczeniu metaforycznym. Dodajmy do tego zmiany, do których doszło na naszych oczach podczas pandemii COVID-19.

Dr Justyna Holka-Pokorska, przewodnicząca Komisji ds. Psychiatrii Klimatycznej Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, mówi, że prędkość zjawisk związanych z przyspieszeniem tempa rozwoju technologii, przeniesienie komunikacji międzyludzkiej do przestrzeni wirtualnej oraz negatywne efekty zmian klimatycznych są tak potężne, że nawet ludzie najlepiej adaptujący się do zmian i najbardziej odporni nie są stanie za tymi zmianami nadążyć bez szkody dla zdrowia psychicznego. Powtórzmy: nawet najlepiej radzący sobie ludzie. Pomiędzy warunkami życia w kolejnych dekadach są tak rozległe przepaście, że trudno je pokonać bez psychicznych złamań, a co najmniej blizn.

Dziedzictwo migrantów

W książce „Prześniona rewolucja” Andrzej Leder pisze o rewolucji, do której doszło w czasie II wojny światowej i przez ponad dekadę od jej zakończenia. Chodzi o lata 1939–1956. Choć także dla mnie to zasłyszana historia, to wiem, że gdyby nie tamte migracje ludzi ze wsi do miasta i do nowych ról zawodowych, pewnie nie wszyscy ci, którzy są psychoterapeutami i ich pacjentami, pozostaliby w swoich obecnych rolach. I nie każdy z dzisiejszych czytelników literatury psychologicznej miałby zasób kulturowy, aby po nią sięgnąć. W tych latach – jak pisze Leder – dokonała się rewolucja społeczna, która zmieniła całkowicie polskie społeczeństwo i utorowała drogę do najgłębszej być może od wieków zmiany mentalności Polaków. Jednak ta zmiana nie jest obecna w naszej zbiorowej świadomości. Nie było o niej rozmowy i nie została włączona w poczucie tożsamości.

Przyszły nowe czasy, potem nowy kapitalizm i wszystko się zmieniło. Te czasy już pamiętam; i pamiętam rzesze życzliwych i profesjonalnych wykładowców z zagranicy, którzy przyjeżdżali odbudowywać polską psychoterapię. To, co oferowali, było owszem fascynujące, ale czy niepozbawione naszego kulturowego kontekstu? Kierunki terapeutyczne z Zachodu uczyły tamtejszego spojrzenia i tamtejszych myśli. Na moim szkoleniu nie przerabialiśmy dorobku przed­wojennych polskich analityków ani tematu zmian społeczno-kulturowych w Polsce. A co decydowało o życiu ludzi i relacjach w rodzinie? Właśnie te zmiany.

Pomyślmy o ludziach, którzy doświadczyli po wojnie głodu i braku wszystkiego. Ci sami ludzie wkroczyli w lata 70. w swoich małych mieszkaniach w blokach, małych samochodach, małej stabilizacji. Cóż z tego, że ludzie, którzy dotąd znali tylko najbliższą wioskę, zaczęli raz do roku w ramach Funduszu Wczasów Pracowniczych jeździć na urlop nad morze? Pod spodem tej egzystencji były traumy, o których się nie mówiło. One są tym obrazem widzianym z górki, którego nie widać, gdy patrzymy z poziomu gąszczu. Te traumy były i są udziałem także tych matek, którym „dziękują” obecni terapeuci z mema, bo dzisiaj dobrze już wiemy, że skutki traum dzieci trwają przez pokolenia.

Potem mała stabilizacja zamieniła się w stan wojenny, potem w budowanie kapitalizmu, potem w krótki okres liberalnego kapitalizmu, rewolucję technologiczną i boom mediów społecznościowych. Następnie pandemia, wojna w Ukrainie, zmiany klimatyczne i... jesteśmy dzisiaj. Pewnie czegoś nie wymieniłem.

Jeszcze przed chwilą mieliśmy pracować do utraty tchu, aby budować dobrobyt. Teraz konieczne staje się, przynajmniej deklaratywnie, dostosowanie do zrównoważonego rozwoju i nieznanych oraz nieoswojonych jeszcze wzorców relacji międzyludzkich.

To się wydaje prehistorią, ale jeśli ktoś oglądał serial „1670”, zwany nowym „Misiem”, to wie, jak dużo pozostało w nas jeszcze z poprzednich epok. W jego bohaterze – Janie Pawle Adamczewskim granym przez Bartłomieja Topę – rozpoznajemy sposoby rozumienia rodziny, związków czy świata naszych znajomych. Bo oczywiście, że nie własne.

Myślenie z epoki

Wszystkim nam trudno nadążyć za tymi rewolucjami. Gdy tylko nauczymy się jakiegoś sposobu życia, okazuje się, że jest już nieaktualny, że zmiany poszły dalej. Tego samego doświadczam jako psychiatra. Gdy nauczyłem się czegoś, okazuje się, że już inne tematy są na topie i trudno mi porozumieć się z całkiem nowym światem i jego rozpowszechnionymi problemami.

I dlatego myślę, że ważne jest zwrócenie uwagi nie tylko na negatywne skutki rewolucyjnych zmian w naszych rodzinach i związkach, ale także na to, jak trudną drogę wszyscy przechodzimy. Ile wokół nas ukrytych międzypokoleniowych traum, ile zmian i wyzwań, które nas wszystkich przerastają, a jednak staramy się z nimi sobie poradzić. Istotne jest uświadomienie sobie tego, że sposoby rozumienia relacji, o jakich mówią dziadkowie, rodzice, a czasami starsze rodzeństwo, pochodzą z ich „epok”. I nie może być inaczej, bo taki był ich świat – ten sprzed rewolucji, która dzieje się teraz i za chwilę będzie już tylko i aż historią.

Sławomir Murawiec, dr hab. nauk medycznych, specjalista psychiatra, psychoterapeuta. Główny ekspert do spraw psychiatrii Akademii Zdrowia Psychicznego „Harmonia”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze