1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Być panią swojego losu. Jak być samą i mieć poczucie spełnienia?

Być panią swojego losu. Jak być samą i mieć poczucie spełnienia?

Ilustracja Marianna Sztyma
Ilustracja Marianna Sztyma
Życie w pojedynkę to już powszechne zjawisko. Wybieramy je albo jesteśmy do tego niejako zmuszeni: bo dotychczasowe związki zawiodły, bo partner odszedł, bo trudno znaleźć kogoś na miarę oczekiwań. Co zrobić, żeby czuć się dobrze w swoim towarzystwie?

Rozejrzyjmy się wokół siebie. Ile osób wokół nas żyje solo? Sporo, prawda? Na pewno nie da się tego zjawiska nie zauważyć. Potwierdzają je także statystyki. Z danych zebranych w ramach Europejskiego Sondażu Życia Społecznego wynika, że odsetek singli w 33 krajach europejskich w latach 2002–2018 wyniósł 34,73 procent, a w Polsce – 34,24 procent. Czyli single to ponad jedna trzecia społeczeństwa. I cały czas ten odsetek rośnie. W USA wzrósł z 22 procent w 1950 roku do ponad 50 procent obecnie. A to nie rekord. Liderem jest Japonia, gdzie solo żyje 60 procent kobiet i 70 procent mężczyzn w wieku od 18 do 34 lat.

Zamknięty pokój

Antonina, lat 32, właścicielka małej osiedlowej kawiarenki, po studiach prawniczych i aplikacji adwokackiej. Jak pisze o sobie na FB: koneserka pięknych chwil, miłośniczka kotów i smakoszka. Rozmawiamy przed południem w jej uroczej kawiarence pełnej młodych ludzi, znaczna część z nich siedzi nad kawą i laptopem sama. Sympatyczny gwar, zapach kawy i cynamonu. – Czy mogę czuć się samotna, spędzając tu całe dnie? – śmieje się. Ta praca to jej wybawienie. Po latach studiowania paragrafów, kucia na pamięć przepisów, do czego przymusili ją rodzice prawnicy, postanowiła zająć się tym, co kocha. Czyli życiem. – Bo dopiero teraz czuję, że żyję – mówi rozpromieniona. – Właśnie dlatego, że jestem wśród ludzi. Ale też dlatego, że mam drugą nogę. To znaczy, że mogę wrócić wieczorem do domu, do swoich kotów i robić, co chcę, w weekendy spać do późna, gotować albo nie, choć to akurat bardzo lubię. Bycie solo daje mi wolność. Co nie znaczy, że kiedyś to się nie zmieni, bo na przykład zapragnę się z kimś związać na stałe i mieć dziecko. Ale o tym pomyślę jutro.

Krzywa singlowania rośnie między innymi za sprawą młodych. Dlaczego takie życie jest dla nich atrakcyjne? – Przyczyn jest wiele – odpowiada socjolożka Dorota Peretiatkowicz (socjolożki.pl). – Wybierają bycie singlem między innymi dlatego, że od dziecka byli przebodźcowani, a teraz chcą sami określić, jakie bodźce będą do nich docierać. Nazwałabym to wizją zamkniętego pokoju. Oni zamykają się w nim, aby zadbać o swój komfort psychiczny. Bycie jakiś czas samemu ze sobą pozwala nie tylko dozować bodźce, sprawia też, że nie muszą niczego z nikim negocjować, bo mają dosyć negocjowania. Negocjacje polegają przecież na tym, że obie strony muszą pójść na ustępstwa. Oni natomiast nie chcą chodzić na ustępstwa, chcą robić to, na co mają ochotę.
Jak podkreśla socjolożka, to nie jest jednak przejaw buntu przeciwko dorosłym, tylko potrzeba zapewnienia sobie dobrostanu na różne sposoby. Na przykład poprzez aranżowanie własnego otoczenia, zajmowanie się tym, co chcą robić, czasem wbrew woli rodziców, poprzez słuchanie swojej muzyki, oglądanie ulubionych filmów. To wszystko mogą osiągnąć, gdy są sami.
Dodatkowy bonus jest taki, że nie czują się wtedy oceniani. – Kiedyś młodzi ludzie byli zawsze kojarzeni z grupami, z relacjami. A teraz połowa mówi, że najlepiej odpoczywa sama – mówi socjolożka.

Pytam, czy fakt, że przechodzą tak ostry trening samotności, nie wpłynie na to, że wybiorą potem życie singla na stałe. – To może być przygotowanie do życia solo, do tego, że samotność nie jest niczym złym, a bycie samemu to nie forma protestu, wykluczenia albo niechęci do innych, tylko dobrostanu. Oni po prostu bardzo dobrze czują się sami.

Inną przyczyną popularności życia solo jest według socjolożki fakt, że oto wchodzi pokolenie, które chce korzystać z tego, co ma, a nie gonić za kolejnymi dobrami materialnymi. Które chce kontemplować życie. Na przykład całą noc oglądać seriale w łóżku, bo to wzbogaca ich świat wewnętrzny, a do tego po prostu sprawia im przyjemność. I nikomu nic do tego.

Chcą tak żyć także dlatego, że zauważyli, że bez sprawiania sobie przyjemności zaczynają postrzegać świat w czarnych barwach.
– Bycie solo i kontemplowanie życia po swojemu to jeden ze sposobów, żeby mogli odzyskać kolory, żeby nie byli tylko na widelcu – mówi socjolożka. – Bo pamiętajmy, że to jest pokolenie ciągle widziane, ciągle pokazujące się. Oni chcą wreszcie zejść do podwalin jestestwa, żeby tam pobyć samemu ze sobą i poczuć się szczęśliwymi. Coraz więcej młodych ludzi tak robi i to im bardzo pomaga w funkcjonowaniu. Uciekają do świata wewnętrznego, ponieważ potrzebują stałości w świecie, w którym wszystko ciągle się zmienia.

Najbliższa relacja

Marta, 42 lata, nauczycielka polskiego. Sama właściwie od zawsze. Bo dla niej nie liczą się te wszystkie przelotne związki, w które kompulsywnie wchodziła. Żeby nie być samą? – Chyba bardziej, żeby pokazać znajomym, że z kimś chodzę, że mam z kim pójść na imprezę, na sylwestra, żeby móc o kimś powiedzieć w domu „mój chłopak”. To nigdy nie trwało jednak dłużej niż kilka miesięcy. W sumie wszystkim moim byłym chodziło o jedno. A ja, wychowana na romantycznej literaturze, nie byłam gotowa na seks. Naiwnie wierzyłam wtedy w miłość jako porozumienie dusz. No i rozczarowywałam się raz za razem. O nie, przepraszam, zakochałam się platonicznie w profesorze od polskiego, co okazało się dla mnie bardzo rozwijającym doświadczeniem, bo zaczęłam pisać. Szybko się z tego uczucia wyleczyłam, natomiast pozostała miłość do pisania.

Teraz Marta nie tylko pracuje jako „psorka od polaka” w liceum, ale też pisze wiersze i prowadzi bloga na temat poezji. Przeprasza, jeśli to, co powie, zabrzmi górnolotnie, ale czuje, że dopiero teraz realizuje swoje pasje, siebie i swój potencjał. Zamiast tracić czas na umniejszające związki.

– Nie brakuje ci bliskich relacji? – pytam. – Ale ja mam same bliskie relacje – oburza się. – Z uczniami, rodzicami, czytelnikami! Najbliższą relację mam jednak sama ze sobą. Polecam.

Psychoterapeutka Nika Vázquez Seguí powiedziałaby zapewne o Marcie: „Oto solozofka”. Czyli ktoś, kto posiadł sztukę pozwalającą osiągnąć spełnienie i radość z życia w pojedynkę. W książce „Solozofia” wyjaśnia, czym jest tytułowy termin. To narzędzie pomocne w zrozumieniu samego siebie i samodzielnym podejmowaniu decyzji. To zachęta do życia w harmonii z innymi, bez rezygnowania z własnej przestrzeni i czasu. Solozofia uczy, że aby być szczęśliwym, należy odnaleźć równowagę pomiędzy tym, co dajesz innym, a tym, co dajesz samemu sobie.

Solozof to jednak nie samotnik i egoista, który unika ludzi, zaszywa się w domu, bo inni go drażnią, i który myśli tylko o sobie. Wprost przeciwnie – podobnie jak Marta, lubi otaczać się ludźmi, potrafi nawiązać zdrowe relacje, współpracować. Jednocześnie umie wsłuchać się w swój wewnętrzny głos, dobrze zna siebie i wie, czego potrzebuje. To dlatego – z szacunku do siebie – szuka własnych przestrzeni, umie czule o siebie zadbać. Solozof nie podąża w owczym pędzie za większością, za tym, co wypada. Szuka własnej natury, swojego miejsca i jest w tym autentyczny.

Nie każdy singiel jest jednak solozofem. Co stoi na przeszkodzie, żeby nim być? Według autorki – uprzedzenia na temat tego, co wypada, a czego nie wypada robić w pojedynkę. Czyli nieuzasadniony, negatywny stosunek do robienia czegoś solo. Na przykład dość powszechnie sądzi się, że podczas, gdy wypada iść samemu do kina, to już nie wypada iść do restauracji czy nie wypada wyjechać samemu na urlop. Uprzedzenia są ograniczające i zamykające. Wynikają z naszych doświadczeń, przeżyć, a także z tkwiących w naszej głowie schematów myślowych. Autorka „Solozofii” wyjaśnia, że owe schematy, jak i w ogóle dzielenie świata na to, co wypada, a co nie – czyni wprawdzie życie łatwiejszym, ale jednocześnie zawęża pole widzenia, nie pozwala dostrzec niuansów, owych półcieni, szarości.

Być panią swojego losu

Roma ma 43 lata, ciekawą pracę (w branży filmowej), ustabilizowaną sytuację materialną, wygodne mieszkanie w mieście, domek na Mazurach.
– Od dwóch lat jestem sama i mam cudowny czas. Źle to już było i nie wróci więcej – śmieje się, parafrazując słowa piosenki.
Pracuje projektowo – kiedy rusza produkcja, jest megazajęta przez kilka tygodni, ale nawet wtedy bardzo pilnuje, żeby dobrze się odżywiać, wysypiać, znaleźć czas na jogę. Uważa, że intensywna praca nie zwalnia z dbania o siebie. Prawdziwą regenerację funduje sobie jednak w przerwie między zdjęciami. Zaszywa się wtedy na Mazurach albo wyjeżdża do ciepłych krajów. Ogląda seriale, ćwiczy, spaceruje, pływa.
– Jak patrzę wstecz, to aż ciarki przechodzą mi po plecach – mówi. – Miałam burzliwe związki, paliłam, imprezowałam. To było wyniszczające życie. Na pierwszym planie zawsze byli oni, moi partnerzy, i praca. Od kiedy jestem singielką, odżyłam. Robię to, co chcę i co mi służy. Nie, nie czuję się samotna. W pracy mam wokół siebie mnóstwo ludzi. Jak chcę, zawsze mogę znaleźć towarzysza lub towarzyszkę na wyjazd, choć obiecuję sobie, że w końcu odważę się wyjechać sama. Teraz jestem panią swojego losu. I to się nie zmieni, nawet jak znajdę kogoś na życie, czego nie wykluczam. Ale na pewno nie zwiążę się z nikim, kto będzie wcinał się w moją relację z samą sobą.

Roma też pewnie zostałaby uznana przez autorkę tego pojęcia za solozofkę. Bo zadbała o siebie. Co jeszcze trzeba zrobić, żeby żyć solozoficznie? Przede wszystkim przestać oceniać innych i siebie. Nie mogę jechać sama na wakacje? A dlaczego nie? „Tylko ty definiujesz to, co możesz, a czego nie możesz robić” – pisze autorka. I zachęca: „Musisz jednak pokonać lęki, które, owszem, czasem są stróżami naszego życia, ale często je uprzykrzają i wręcz hamują. Mam bać się samotnych wakacji? Pomyśl: ich istotą jest wypoczynek, a nie lęk”. Zdaniem psychoterapeutki wielkim sprzymierzeńcem solozofa jest poczucie humoru. A więc obśmiej lęki skutecznie zaszczepione ci przez innych. To oczywiście nie takie proste, wymaga czasu, praktyki, być może terapii. Bo cudze lęki nie będą nas paraliżować tylko wtedy, kiedy będziemy wiedzieć, czego sami chcemy, kiedy zrozumiemy, że to, co sądzą inni, jest tylko i wyłącznie ich sprawą. A taka wiedza to efekt często długiej pracy nad sobą. Co ważne, solozofem można być, pozostając w bliskich relacjach z innymi.

Nika Vázquez Seguí, psychoterapeutka i autorka książki, pisze, że najważniejsza relacja w naszym życiu to jednak nie ta, którą nawiązujemy z partnerem, rodzicami czy nawet z dziećmi. „Oni mogą nam towarzyszyć podczas życia, niektórzy dłużej, a niektórzy krócej, a ich obecność może być dla nas bardziej lub mniej istotna. Tak samo z przyjaciółmi. Za to relacja, jaką nawiążemy sami ze sobą, zostanie z nami do końca”. To prawda. Tym, kto jest z nami w każdej chwili życia od narodzin do śmierci, jesteśmy my sami, nikt inny. Czy to nie wystarczający argument, aby o siebie zadbać?

Solozof – jak pisze autorka – dba o siebie, „podlewając swoje sekretne ogrody”, swój własny obszar poza związkiem, w którym może oddawać się ulubionemu hobby, przemyśleniom, kontemplowaniu. Szuka równowagi między swoim życiem a związkiem. Rodzina jest jego ważną częścią, ale go nie definiuje. Pielęgnuje rodzinne relacje, aby zapuścić korzenie, ale nie trzyma się ich kurczowo. Cieszy się z towarzystwa przyjaciół i poszerza ich krąg wedle uznania. Poświęca sobie czas bez poczucia winy, bo zajmowanie się sobą nie oznacza, że przestaje się cenić bliskich. W pewien sposób robi się to dla ich dobra, bo można wrócić do nich jako solozof, czyli ktoś spełniony, zadowolony z siebie i z życia.

I co najważniejsze, solozof pamięta, że nikt nie odczuwa życia w taki sam sposób jak on. I że ma prawo do szczęścia, nawet jak z nikim go nie dzieli.

Polecamy: „Solozofia. Sztuka, która pozwala czuć się spełnionym i cieszyć się życiem w pojedynkę”, Nika Vázquez Seguí.

materiały prasowe materiały prasowe

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze