1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Nie każdy wstrząs w życiu jest traumą. A nawet jeśli – życie z traumą to nie wyrok. Rozmowa z Ewą Woydyłło-Osiatyńską, dr psychologii

Nie każdy wstrząs w życiu jest traumą. A nawet jeśli – życie z traumą to nie wyrok. Rozmowa z Ewą Woydyłło-Osiatyńską, dr psychologii

Ewa Woydyłło-Osiatyńska (Fot. materiały prasowe wydawnictwa Mando)
Ewa Woydyłło-Osiatyńska (Fot. materiały prasowe wydawnictwa Mando)
„Pojawienie się pojęcia »traumy« w dyskursie społecznym przyczyniło się do tego, że wielu ludzi ocenia rozmaite doświadczenia życiowe, właśnie jako traumy. I teraz trochę to komplikując – kto jest od tego, żeby ocenić czy to prawda, czy nie?”. Z dr psychologii Ewą Woydyłło-Osiatyńską rozmawia Martyna Harland.

Dwa lata temu napisałyśmy książkę o traumie „Ukoić siebie. Jak oswoić lęk i traumę?” (wyd. Mando). Czy trauma od tego czasu jest postrzegana, doświadczana, przeżywana jakoś inaczej? Często słyszę od ludzi, że każdy z nas ma jakąś traumę, a przecież tak nie jest!
To świetnie że introspekcja, czyli myślenie o sobie w kategoriach samoświadomości, tak się rozwija. Rozpoznawanie traumy w sobie niekoniecznie wymaga pomocy z zewnątrz, czasem to forma autoanalizy. Można samej rozpoznać, że coś wstrząsnęło mną tak silnie, że pozostawiło we mnie ranę, która się nie goi. Bo jeśli ciągle odczuwam ślady wydarzenia, czyli wpływa to na jakość mojego życia dzisiaj, wtedy warto poszukać źródła.

To może czasem prowadzić do doszukiwania się jakichś ciężkich przeżyć tam, gdzie ich nie było. Zbyt dyrektywni terapeuci mogą pomóc wygenerować „wspomnienia” zdarzeń, których nigdy nie było. A my pod wpływem sugestii, podświadomie, chcąc np. dodać sobie znaczenia, zwrócić na siebie uwagę albo wytłumaczyć swoje porażki życiowe, zaczynamy przypisywać to temu, że przeżyliśmy jakąś traumę, a w związku z tym w najważniejszych momentach życia zachowujemy się w sposób autodestrukcyjny. Dobrych ludzi odpychamy zamiast przyciągać, i twierdzimy, że to bezpośredni skutek jakiegoś przeżycia. Dlatego można sobie wmówić, że ktoś przeżył traumę, a nawet można obejrzeć film i tak się zidentyfikować z bohaterką, że mocą autosugestii wzbudzimy w sobie rzekome wspomnienia jakichś podobnych zdarzeń.

Pojawienie się pojęcia „traumy” w dyskursie społecznym przyczyniło się do tego, że wielu ludzi ocenia rozmaite doświadczenia życiowe, właśnie jako traumy. I teraz trochę to komplikując – kto jest od tego, żeby ocenić czy to prawda, czy nie? Przeżycie traumy jest przecież mocno subiektywnym doświadczeniem.

A jeśli ktoś wymyśli sobie, że przeżył traumę, niezależnie od tego jak było naprawdę – czy to może komuś pomóc i w jaki sposób?
Wszystkie możliwe sposoby na to, żeby siebie o czymś przekonać, są zawarte w naszych mechanizmach obronnych i tego typu konfabulacja jest jednym z nich. Przykładowo wysiadam z metra i jestem rozpromieniona, ponieważ złowiłam czyjeś spojrzenie i ogarnął mnie zachwyt. Tym sposobem mogę siebie podnieść na duchu, ale mogę też podobne rzeczy praktykować w odwrotną stronę. Mogę, na przykład, przypisywać przyczynę swoich porażek i tego że nie potrafię nawiązywać relacji z innymi, temu że ktoś kiedyś bardzo mnie skrzywdził.

I teraz, czy wymyślenie sobie własnej traumy, może nam w czymś pomóc? Czasem znalezienie jakiegoś zewnętrznego wytłumaczenia naszych niepowodzeń może po prostu nas usprawiedliwić i poprawić samopoczucie, mimo że nie udaje nam się w życiu z jakiegoś powodu. Krótko mówiąc, łatwiej pozbyć się zawstydzenia i poczucia winy.

Podajmy proszę jakiś przykład.
Wyobraźmy sobie osobę, która szuka pracy bez powodzenia. Żeby nie powiedzieć: jestem do niczego albo źle wybrałam adresatów, wmawiam sobie, że noszę w sobie jakąś skazę, którą inni wyczuwają – i dlatego mnie odrzucają. Tą skazą może być jakiś mój kompleks, który pozostał po przeżytej dawno temu ciężkiej traumie.

Nasze gry psychointelektualne, czyli to co sobie wymyślamy na swój temat, bywają niewyobrażalne! Mogę uważać, że opłaca mi się ze wszystkimi pokłócić, gdy powiem im co myślę i w ten sposób wyładuje swoją złość. Tyle, że takich złośników nikt nie lubi, nie zaprosi na urodziny i nie zaprzyjaźni się z nimi. W ten sposób to, co im „się opłaca”, przynosi w rzeczywistości szkodę. Poza tym, jak ktoś często wyraża swoją złość to się do tego przyzwyczaja, a potem to generuje w nim jeszcze więcej złości. Taki ktoś myśli o sobie: jestem silny czy silna, ależ mam moc! I dalej wydziera się na innych…

Zapytam prowokacyjnie: czy nawet jeśli nie spotkała nas w życiu żadna trauma, to czy warto ją sobie wymyślić?
Niedawno czytałam rozmowę z pisarzem Salmanem Rushdie, na którego wydano fatwę za książkę „Szatańskie wersety”, przez co musiał uciekać z Iranu i żyje w Nowym Jorku. Zdarzyło się nawet że zaatakował go mściciel muzułmański, w wyniku czego stracił oko. Wyobrażasz sobie taką traumę? Czy to pozostawiło w nim trwały ślad? Trudno sobie wyobrazić, aby tak się nie stało. Ale Rushdie pisze dalej, spotyka się z czytelnikami i stara się żyć normalnie. Trauma to przeżycie, które nie musi wcale powodować, że trzeba potem koniecznie mieć problemy w relacjach ze światem.

To czym jest trauma?
Trauma oznacza uraz lub szok, może oznaczać również ciężkie zranienie fizyczne albo psychiczne. Termin ten trafił do amerykańskiego podręcznika psychiatrii dopiero w 1980 roku jako „syndrom PTSD”, i odnosił się najpierw do objawów i szerokiego spektrum zaburzeń, z którymi wracali z frontu amerykańscy żołnierze podczas wojny w Wietnamie. Nie musieli zostać ranni na polu walki ani doznać jakichkolwiek fizycznych obrażeń. Wystarczyło, że byli świadkami okrucieństw wojennych. Wprawdzie przeżyli, wrócili do swoich rodzin, ale nie byli w stanie odnaleźć się w życiu codziennym. Trauma to przeżycie „śmiertelne”. Często naprawdę stanowi zagrożenie życia, ale niekoniecznie, może po prostu „śmiertelnie przerazić”. I nie wybiera: bierze sobie za ofiary małe i większe dzieci, kobiety, mężczyzn, dzielne zuchy i szare myszki.

Dlatego zgaszenie światła niemowlaczkowi może być traumą, a jednak dzieci na ogół przyzwyczajają się do ciemności i mogą trochę popłakać, pokrzyczeć ale wyrastają z tego. Wiele osób doświadcz różnych wstrząsów, ale nie zawsze staje się one traumą. O tym rozmawiamy w naszej wspólnej książce „Ukoić siebie. Jak oswoić lęk i traumę”.

A trauma pokoleniowa? Już wiemy o tym, że warto przerywać sztafetę cierpienia i nie przekazywać traumy dalej. Często trafiamy na terapię, gdy rodzi się dziecko, bo wtedy trauma się wyzwala, ale też nie chcemy przekazywać jej swoim dzieciom…
Jeśli babcia chowała się w stodole w czasie wojny, albo na jej oczach zastrzelono ludzi, to wnuczka może „pamiętać” traumę babci podświadomie, pomimo tego, że nie brała udziału w wojnie. Ja sama jestem z pokolenia wojennego, jednak niewiele pamiętam z tego czasu. Zapewne dlatego żyję w przekonaniu, że miałam cudowne dzieciństwo. Magdalena Rigamonti napisała książkę „Niewygodni. Mówią prawdę o wojnie”, i wszyscy rozmówcy wspominają tam swoje wojenne traumy, a ja nie wspominam, bo nie mam czego. Czy to dlatego, że nie pogrążam się w smutnych aspektach życia? Znany filozof Tomasz Stawiszyński ma mi to za złe: „Pani Ewo, czy Pani nie rozumie, że człowiek musi cierpieć?!”. Odpowiadam: „Ależ rozumiem, tylko robię wszystko, żeby pomóc w tym, aby cierpiąca osoba cierpiała mniej”. Czasem nawet mi się udaje, że nie cierpi w ogóle.

Jednak istnieje coś takiego, do czego należy zachować pokorę – to epigenetyka zajmująca się międzypokoleniowym wpływaniem na geny potomstwa. Chodzi o przekaz neurologiczny, systemowy, dotyczący sytuacji wstrząsowych, granicznych, właśnie takich, które pozostawiają niezatarty, traumatyczny ślad. Skrajnie zagrażające doświadczenia mogą spowodować w genach jakieś trwałe uszkodzenie, które potem można przekazywać potomstwu. Jest niestety możliwe, że pod wpływem emocji możemy sobie “popsuć” DNA. A wtedy, mimo że skończy się wojna, spotkasz rycerza na białym koniu, weźmiecie ślub, ty urodzisz córeczkę i będziesz kochającą mamą i wszystko jest okej, a mimo to ta mała córeczka przyniosła ze sobą na świat twoje popsute DNA i nie wiadomo dlaczego nosi w sobie wielki smutek, boi się ciemności albo jeszcze inaczej zachowuje się jak osoba ciężko skrzywdzona, zraniona i wystraszona. A gdy usłyszała, że wybuchła wojna w Ukrainie, to nie śpi. Ja śpię, ty śpisz, jej mama śpi, a ona nie. Mówi się, że to może być trauma pokoleniowa… Na razie nie potrafimy tego dobrze zbadać ani udowodnić i potwierdzić, ale tą kwestią zajmuje się już wielu uczonych.

Czy ty sama się nad tym zastanawiałaś, nad swoją traumą?
Kiedyś spytałam swojego psychoanalityka, czy nie powinniśmy zająć się tematem wojny, którą przeżyłam z mamą na zesłaniu, z dala od działań frontowych – i kompletnie niczego z tamtego czasu nie pamiętam. Doktor Green powiedział mi wtedy: „Zastanów się, wsłuchaj się w siebie i jeżeli uznasz, że w jakiejś sferze swego życia dręczą cię paraliżujące lęki lub obsesje i nie jesteś w stanie funkcjonować normalnie, czyli realizować tego, na czym ci zależy, to wtedy warto zająć się odpamiętaniem traumy”. Ja natomiast wciąż pamiętam, jak mama powtarzała, że wprawdzie życie na zesłaniu było bardzo trudne, to „miałyśmy niesamowite szczęście, że przez całą wojnę nie widziałyśmy i nie słyszałyśmy ani jednego wybuchu bomby, ani jednego wystrzału”. W ten sposób zakodowało się we mnie przekonanie, że zawsze byłam stuprocentowo bezpieczna i nigdy nic mi nie groziło. Więc na pytanie o traumę wojenną, ja – urodzona w dniu wybuchu wojny – mam jedną odpowiedź: „Wojna mnie ominęła, nie zostawiła żadnych śladów”.

Ważne, żeby to podkreślić, że sami wiemy najlepiej, czy coś nam doskwiera, a nie inni, nawet bliscy.
Bo ktoś spojrzy na ciebie i powie: „Ty to na pewno miałaś jakąś traumę – Martyna, jaka ty jesteś szczupła!”. Ale ty patrzysz na siebie sama i wiesz: „Jestem szczęśliwa, taka jaka jestem, to jest moje życie i ciało. Albo: „Masz tylko jedno dziecko albo wcale – ty to na pewno miałaś jakąś traumę!”.

Zgadzam się, ale może być też tak, że bliska nam osoba widzi inaczej, coś więcej, lub z innej perspektywy, a to może być wartościowe w introspekcji.
I co z tego? Już czterdzieści parę lat jestem psychoterapeutką, i powiem tak: to tej osobie która przychodzi do gabinetu ma być lepiej w życiu, a nie komukolwiek. Jeżeli twój partner coś zobaczy i jeszcze o tym powie, a ty zaczniesz się zastanawiać, może rzeczywiście coś jest na rzeczy? To bardzo często jest nie dlatego, żeby tobie poprawić jakość życia, tylko poprawić ją sobie.

Dlatego stosuję zasadę: jeśli mówisz mi, że coś cię boli, to przyjmuję, że boli. To może być zadraśnięcie paluszka, ale nie mogę powiedzieć: „Nie, no co ty, nie przesadzaj!”. Sama wiesz najlepiej, co przeżywasz. Często wyolbrzymianie zranienia jest po prostu wołaniem o ratunek, na przykład gdy problem tkwi w czymś innym, ale osoba wstydzi się lub boi do niego przyznać. Do tego trzeba wielkiego zaufania i ten pierwszy sygnał o bolącym paluszku bywa właśnie takim testem terapeuty.

Czy trauma to wybór?
Trauma to przekonanie subiektywne, ale nie świadomy, dobrowolny wybór.

Czy jednak można zadecydować o tym, by zostać ofiarą?
Tak, ale to jest połączone z naszym mechanizmem obronnym i raczej nie bywa do końca świadome. Nie kieruje nami wolna wola, po prostu przyjmujemy coś, z czym czujemy trochę lepiej. Kobieta kiedyś skrzywdzona może długo potem przeżywać lęki, bać się mężczyzn, i nawet zdecydować się na samotne życie ponieważ nie potrafi już nikomu zaufać. Trauma dotyka zwykle ludzi wysoce wrażliwych, nieodpornych na trudne przeżycia. Bo gdyby to była sprawa uniwersalna, to z wojny nikt nie powróciłby do normalnego życia. A przecież tak nie jest.

My wszyscy różnimy się pod wieloma względami i dotyczy to też podatności i odporności na silne stresy i wstrząsy. Podam przykład: Jasio i Stasio bawią się na brzegu morza. Nagle obu zalewa wielka fala. Jasio podrywa się, biegnie z płaczem do mamy i do końca wakacji nawet nie zbliży się do wody. Stasio natomiast, jak tylko otrząśnie się z wielkiej fali, chce wchodzić jak najdalej, gdzie bez przerwy zalewałyby go ogromne fale. Stasiowi rzadziej (lub wcale) wstrząsające przeżycia zamienią się w ciężką traumę.

Jednak powiedzmy o tym, że życie z traumą to nie wyrok.
Wstrząsające przeżycia aktywują strach przed niebezpieczeństwem, które się raz wydarzyło i może się powtórzyć. Logika traumy wygląda trochę tak jak strach przed tym, że gdy będę jechać aleją, to spadnie na mnie drzewo. Nie musiało mnie to nigdy spotkać, tylko usłyszałam, że jakieś drzewo spadło na kierowcę i zginął na miejscu. Więc ja już nigdy nie zaparkuje w pobliżu drzewa. Za pomocą wyobraźni traumę można wypożyczyć sobie z cudzego przeżycia. Trauma dotyczy tego, co przeżywasz, a nie co się naprawdę zdarzyło.

Jakie jest wyjście? Bardzo lubię metaforę leczenia traumy, opartą na budowaniu autostrady obok starej drogi. Nową autostradą bardziej opłaca się jeździć?
Przede wszystkim trzeba nauczyć się bycia tu i teraz. Warto zresztą uczyć się tego od dziecka. Wtedy trauma – jako zadawnione przeżycie – mniej nam grozi, ponieważ przeszłość zostaje za nami i nie wleczemy jej sobą. W sieci krąży ostatnio świetny cytat z Ksiąg Jakubowych Olgi Tokarczuk: Bóg dał człowiekowi oczy z przodu po to, żeby zajmował się tym co jest i będzie, a nie tym co było. Traumy przeważnie są echem przeszłości, zwykle już nieaktualnej.

Na przykład: piętnastolatkę zgwałcił w pociągu jakiś zbir. Dla dziewczyny była to tragedia. Ale gdy pójdzie teraz na dyskotekę, czy może jakoś się uchronić przed podobnym zdarzeniem? Tak, powinna być uważna, trzeźwa, najlepiej z osobami gotowymi ją obronić przed napastnikiem – wtedy sytuacja z pociągu się nie powtórzy. Ale jeśli ktoś nie jest tu i teraz, tylko cały czas rozpamiętuje co się kiedyś stało, to pewnie nawet na dyskotekę nie pójdzie. Ze złych zdarzeń trzeba wyciągać inteligentne wnioski. Tak człowiek stopniowo uczy się o siebie skutecznie dbać.

Krótka pamięć się przydaje? Na pewno pomaga w byciu tu i teraz.
To się nazywa po angielsku „happy go lucky”, czyli człowiek, który jest szczęśliwy ma jeszcze więcej szczęścia, bo mu się przytrafiają fajne rzeczy. Ale to już kwestia pewnych predyspozycji indywidualnych. Nasza kultura oparta jest na nieufności i dlatego w drugim człowieku często szukamy tego, co złe.

Co możemy zrobić żeby ukoić traumę? Mówiłaś mi, że najważniejsze to wyjąć z siebie to, co trudne, zwierzając się komuś, komu ufamy.
Wystarczy popatrzeć na świat dookoła, żeby zobaczyć, że po traumatycznych związkach małżeńskich prawie każdy próbuje związać się z kimś na nowo. Mamy instynkt przetrwania i pragnienie spełnienia. Z jednej pracy nas wyrzucą, to szukamy następnej i tak dalej. Jednak odsłanianie traumy bywa zbyt wstydliwe, bo odsłaniamy „miękkie podbrzusze”. To, że ktoś dobrał się do mnie i nie byłam w stanie się wtedy obronić ani nikt mnie nie obronił, to kim ja jestem? Z powodu tego wstydu trauma pozostaje często nie leczona, nie ukojona.

Czyli proces zdrowienia zaczyna się od przyznania się do swego cierpienia przed sobą oraz kimś zaufanym?
Przede wszystkim zaczyna się od powiedzenia tego, co się stało. Bita żona bardzo długo mówi: „Siniak? Nie, ja w szafkę się uderzyłam”. Przyznać się do tego, że to sprawca zrobił, jest bardzo trudno… To jaką ty żoną jesteś? Panuje u nas jeszcze przekonanie że osoba, która jest krzywdzona, jest „sama sobie” winna. A z kolei nasz stosunek do traumy bywa taki, że trauma w pewnym sensie się opłaca, ponieważ możemy swoim nieszczęściem wytłumaczyć porażki i niepowodzenia.

Jak mimo traumy mieć jednak dobre życie?
Przede wszystkim trzeba uzyskać życzliwe i kompetentne wsparcia, ponieważ samej lub samemu trudno poradzić sobie ze skrajnie ciężkimi przeżyciami.

A poza tym, można doznać traumy pod wpływem katastroficznego myślenia typu: „Co by było gdyby?” Bo widzisz wypadek i myślisz: „Gdybym jechała z Pruszkowa do Warszawy, to bym znalazła się w tej katastrofie”. Sami sobie możemy traumę wprowadzić uruchamiając własną wyobraźnię. A jeżeli nie korzystasz z żadnego lustra, nie dzielisz się swoimi myślami z ludźmi i nie masz nawyku odsłaniania przed innymi swoich niepokojów i rozmawiania o nich, to ryzykujesz, że sama siebie zapędzisz w ślepą uliczkę, z której nie potrafisz potem wyjść. W ten sposób czasem sama wmówisz sobie traumę.

Ewa Woydyłło-Osiatyńska, dr psychologii, terapeutka uzależnień, publicystka. Autorka licznych książek z zakresu psychologii i rozwoju osobistego, m.in. „Sekrety kobiet”, „My – rodzice dorosłych dzieci”, „W zgodzie ze sobą”, „Droga do siebie. O poczuciu wartości”, „Żal po stracie. Lekcje akceptacji”, „Ukoić siebie. Jak oswoić lęk i traumę?” (z Martyną Harland). Jest również autorką wielu przekładów anglojęzycznych publikacji. Z wykształcenia historyczka sztuki, psycholożka i dziennikarka (ale studiowała też fizykę). Od 1987 roku związana z Polskim Towarzystwem Psychologicznym.

Polecamy książkę Ewy Woydyłło-Osiatyńskiej i Martyny Harland „Ukoić siebie. Jak oswoić lęk i traumę?”. Polecamy książkę Ewy Woydyłło-Osiatyńskiej i Martyny Harland „Ukoić siebie. Jak oswoić lęk i traumę?”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze