1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. „Wpadnij w amok i demoluj!”. Czy popularne „pokoje gniewu” faktycznie pomagają radzić sobie ze złością?

„Wpadnij w amok i demoluj!”. Czy popularne „pokoje gniewu” faktycznie pomagają radzić sobie ze złością?

Agresja, nawet w kontrolowanych i bezpiecznych warunkach, gdy nikomu nie robimy krzywdy, nie rozwiąże problemu ze złością. Tu potrzeba zupełnie innych strategii (Fot. BEW Photo)
Agresja, nawet w kontrolowanych i bezpiecznych warunkach, gdy nikomu nie robimy krzywdy, nie rozwiąże problemu ze złością. Tu potrzeba zupełnie innych strategii (Fot. BEW Photo)
„Totalna rozwałka w zasięgu ręki”, „pokój furii zniesie wszystko”, „bij, tłucz, krzycz!” - takimi hasłami przyciągają klientów „pokoje gniewu”, które - choć nie są zjawiskiem nowym - wciąż zyskują na popularności, także w Polsce. Czy aby na pewno kusząca idea niszczenia przedmiotów w dzikim szale może dać nam to, czego się spodziewamy?

Pomysł na skomercjalizowane katharsis, czyli bezpieczne niszczenie przedmiotów za opłatą, pojawił się w Japonii w 2008 roku, chronologicznie mniej więcej w tym samym czasie, gdy chicagowska przedsiębiorczyni Donna Alexander zaczęła pobierać od ludzi 5 dolarów za możliwość zniszczenia rzeczy materialnych zbieranych na ulicach i wystawianych przez sąsiadów w swoim prywatnym garażu. Ponieważ zainteresowanie demolką za pieniądze wciąż rosło, w 2011 roku założyła oficjalny już Anger Room w centrum Dallas. Koniec historii tego biznesu jest wstrząsający, bowiem w 2018 Alexander została zaatakowana w swoim własnym domu przez byłego partnera i w wyniku doznanych obrażeń zmarła. Po jej śmierci lokal został zamknięty, jednak jej pomysł podchwyciły błyskawicznie inne firmy w całym kraju, a idea destrukcji rozwijała się w najlepsze, by swój szczyt osiągnąć latach 2015 i 2016. Wszyscy chcieli niszczyć! Jak donosiły kilka lat temu amerykańskie media, swój własny „pokój gniewu” zbudował na terenie swojej kalifornijskiej posiadłości popularny raper Kanye West.

Niszcz, co tylko chcesz!

W 2025 pokoje gniewu znów przeżywają rozkwit w Stanach Zjednoczonych, a co ciekawe - cieszą się zainteresowaniem zwłaszcza wśród kobiet. Jak podaje „The Times”, rezerwacje w Ultimate Xtreme Rage Room w Virgin wzrosły o 219%, w Weston-super-Mare odnotowano wzrost o 150%, a 90% klientów stanowią kobiety. Mniej więcej w 2017 roku ta moda dotarła także do Polski i do dziś ma się nieźle. Pokoje wściekłości są dostępne m.in. w Warszawie, Katowicach, Krakowie czy Wrocławiu. Idea jest dość prosta: klient przyodziany w stosowny zestaw ochronny (rękawice, kurtka i okulary) oczywiście po uiszczeniu stosownej opłaty w specjalnie zaaranżowanym pomieszczeniu może przy pomocy młota, kija bejsbolowego czy pałki teleskopowej rozwalić wszystko, co się w nim znajduje: rozmaite przedmioty codziennego użytku, od szklanek i butelek, przez meble, po sprzęt elektroniczny. Co ciekawe, można zdecydować się na kilka różnych opcji, zależnie od skali gniewu - im bardziej wściekły jest klient, tym więcej przedmiotów do zniszczenia może sobie wybrać, decydując się na „rozszerzony” pakiet. Często w ofercie są też opcje spersonalizowane, dzięki którym można roztrzaskać własne przyniesione przedmioty, choćby ramkę ze zdjęciem byłego czy byłej albo... własny komputer. W demolce można wziąć udział solo albo zdecydować się na opcję grupową - do wyboru, do koloru.

Czytaj także: Rozpoznaj złość, zanim przerodzi się w agresję

Czy to aby działa?

Jest w możliwości niszczenia przedmiotów coś niesamowicie kuszącego. Oto bez konsekwencji i w bezpiecznych, kontrolowanych warunkach możesz sobie ulżyć, wywalić z siebie wściekłość i gniew, nie robiąc nikomu krzywdy. Wydaje się to niesamowicie oczyszczające i uwalniające. Jest jednak haczyk, a w zasadzie całkiem spory hak. Okazuje się bowiem, że choć sesja totalnej destrukcji może dla niektórych brzmieć jak idealny sposób na pozbycie się skumulowanego gniewu i rozładowanie stresu, nie ma pół naukowego dowodu na skuteczność takiego działania. Mało tego, psychologowie ostrzegają przed tego typu strategiami, twierdząc, że przynieść nam mogą więcej szkody niż pożytku. I nie są to jedynie ich opinie czy przeczucia, bo na poparcie tezy o nieskuteczności podobnych rozwiązań są już twarde naukowe dowody.

W 2024 roku dr Sophie Kjærvik, obecnie pracująca w Norweskim Centrum Badań nad Przemocą i Stresem Traumatycznym w Oslo, wraz ze współpracownikami przeprowadziła obszerną analizę dotyczącą tego, jakie działania podsycają lub gaszą gniew. Inspiracją do przeprowadzenia badań była właśnie rosnąca popularność pokoi wściekłości. Wyniki jej analizy można by nazwać antyreklamą takich miejsc, o ile nie traktujemy ich tylko jako dość oryginalną rozrywkę, a próbujemy przypisywać im terapeutyczne moce. Okazuje się bowiem, że jako sposób na radzenie sobie ze złością działają dokładnie przeciwskuteczne. „Odreagowywanie” gniewu w destrukcyjnym szale jest w rzeczywistości kontrproduktywne.

Naukowcy pod kierownictwem dr Kjærvik przeanalizowali ponad 150 badań z udziałem ponad 10 000 uczestników i odkryli, że tak naprawdę w redukcji gniewu pomaga jedynie obniżenie pobudzenia fizjologicznego - innymi słowy, zmniejszenie temperatury. U osoby, która „gotuje się w środku” ze złości, sesja w pokoju gniewu zadziała odwrotnie: jak podkręcenie palnika gazowego, co sprawi, że będzie gotować się jeszcze bardziej! Wszelkie aktywności, które ogólnie zwiększają pobudzenie, w dłuższej perspektywie nie mają wpływu na gniew, a niektóre – zwłaszcza jogging – dodatkowo go nasilają. Nawet „wybieganie” wściekłości jest więc w obliczu tych wyników jedynie mitem, a co dopiero dzika furia w pokoju gniewu... To trochę tak, jakby podsunąć komuś narkotyk stymulujący i pobudzający i oczekiwać, że po jego zażyciu zapadnie w drzemkę. To nie ma prawa się udać.

Twierdzenie, w które często wierzymy, że złość trzeba z siebie wyrzucić, dać upust emocjom – okazuje się więc fałszywe. Autorzy analizy twierdzą, że aby zmniejszyć złość, lepiej angażować się w aktywności, które obniżają poziom pobudzenia. Właśnie redukcja pobudzenia, a konkretnie jego fizjologicznego aspektu, jest kluczowa w radzeniu sobie ze złością. Analiza opierała się na dwuczynnikowej teorii Schachtera-Singera, która zakłada, że wszystkie emocje, w tym gniew, składają się z pobudzenia fizjologicznego i znaczeń psychicznych. Aby pozbyć się gniewu, można pracować nad każdym z tych elementów. Zmianę znaczeń mentalnych można osiągnąć za pomocą terapii poznawczo-behawioralnej, której skuteczność w redukcji złości została wielokrotnie już potwierdzona. Analiza Kjærvik położyła jednak nacisk na ten drugi aspekt: czyli na fizjologię. Badano skuteczność konkretnych czynności zwiększających pobudzenie (np. uderzanie w worek treningowy, jogging, jazda na rowerze, pływanie), jak i zmniejszających. Wyniki nie pozostawiają złudzeń - jedynie działania obniżające pobudzenie były skuteczne w redukcji gniewu i to w przypadku różnych grup społecznych - i studentów, i osób niebędących studentami, ludzi z przeszłością kryminalną i nie mających konfliktów z prawem oraz osób z niepełnosprawnością intelektualną i bez niej.

Czytaj także: Jak zdetonować złość? Oto 4 kroki do pokonania emocjonalnego cierpienia

Do działań zmniejszających pobudzenie, które okazały się skuteczne w obniżaniu poziomu gniewu na każdym poziomie, naukowcy zaliczyli: głębokie oddychanie, relaksację, uważność, medytację, jogę o wolnym przepływie, progresywny relaks mięśni, oddychanie przeponowe i coś zupełnie banalnego, czyli robienie sobie regularnych przerw na odpoczynek w codziennej aktywności. Tak naprawdę więc wszystko, co działa w przypadku stresu, działa także w przypadku gniewu i złości.

Lekcja agresji

Dawanie upustu gniewowi w działaniach pobudzających to nic innego jak nauka agresji. Niszcząc w napadzie furii przedmioty, ale też generalnie fizjologicznie podkręcając temperaturę, tak naprawdę aktywujemy ciało w sposób, który mózg interpretuje jako narastającą złość. Uczy się agresji jako długoterminowej strategii radzenia sobie ze złością i napięciem, co może mieć fatalne skutki, bo istnieje ryzyko, że dokładnie w ten sam sposób zareagujemy już nie w warunkach bezpiecznych i kontrolowanych, a w codziennym życiu. To tak jakbyśmy robili sobie treningi z agresji, ćwiczyli ją - istnieje ryzyko, że taki trening okaże się skuteczny i wyrobimy sobie nawyk agresywnego reagowania. Oczywiście nie oznacza to, że ktoś, kto z furią roztrzaskał 50 talerzy w pokoju gniewu, po powrocie do domu zrobi dokładnie to samo, bo oczywiście nie musi się tak zdarzyć, jednak istnieje pewne ryzyko utrwalenia podobnej strategii, a tu już robi się niebezpiecznie. Rozładowywanie emocji poprzez fizyczne akty agresji i przemocy nasila gniew, więc koło się zamyka.

Czytaj także: Czym złość różni się od gniewu i agresji? Wyjaśnia Wojciech Eichelberger

Suzy Reading, członkini Brytyjskiego Towarzystwa Psychologicznego i autorka książki „Jak być samolubnym”, wysunęła jeszcze inny istotny argument. Jej zdaniem, choć pokoje gniewu mogą stanowić ujście dla stresu, nie dają wglądu w przyczyny złości. Rozwalając przedmioty, nie dowiemy się, skąd wziął się w nas gniew, jaka niezaspokojona potrzeba za nim stoi, więc tym samym nie ruszymy z miejsca. Po prostu wyżyjemy się na niewinnych sprzętach, a realnie w naszym życiu nie zmieni się nic.

Więc nawet jeśli totalny Armageddon z kijem bejsbolowym w dłoni brzmi jak szczyt marzeń, prawda jest taka, że dzika furia nigdy nie zastąpi starej dobrej terapii, medytacji, relaksacji i oddechu. Więc jeśli już fundować sobie podobną rozrywkę, to wyłącznie jednorazowo, dla zabawy czy oryginalnego doświadczenia, a przede wszystkim z dużym dystansem, bo jako remedium na problemy z regulacją emocji zupełnie się nie sprawdzi.

Wykorzystane źródła: https://www.eurekalert.org/news-releases/1037926; https://www.theguardian.com/society/2025/nov/29/rage-rooms-can-smashing-stuff-up-help-relieve-anger-stress; https://pokoj-destrukcji.pl/o-pokoju-destrukcji; https://health.clevelandclinic.org/anger-rooms-do-they-offer-relief-or-reinforce-bad-behavior

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE