1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Seks
  4. >
  5. Jak cieszyć się seksem, jeśli pochodzisz z konserwatywnej rodziny?

Jak cieszyć się seksem, jeśli pochodzisz z konserwatywnej rodziny?

Agata Stola (Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja wyborcza.pl)
Agata Stola (Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja wyborcza.pl)
Brudny, grzeszny, służący wyłącznie prokreacji. Nie da się ukryć, że konserwatywny sposób patrzenia na seks niekoniecznie pozwala się nim cieszyć. A jednocześnie – w większości polskich domów jeszcze do niedawna był dominującym podejściem, które wpłynęło na jakość życia seksualnego wielu z nas. Na szczęście można to przepracować. Jak? Wyjaśnia seksuolożka Agata Stola.

Wiele z nas pochodzi z konserwatywnych rodzin, w których seks traktowany był jak temat tabu. Jak wpłynęło to na naszą seksualność?
Zaryzykuję stwierdzenie, że wszyscy jesteśmy z konserwatywnej rodziny, jaką jest Polska. Jak bardzo nie chcielibyśmy być „jacyś czy jakieś” liberalne czy lewicowi, wszyscy mamy w sobie część zinternalizowanego konserwatyzmu – ze względu na to, jak wygląda życie i dorastanie w naszym kraju. Widzę to w swoim gabinecie. Wstyd wokół seksualności towarzyszy większości z nas od najmłodszych lat. Niezależnie od tego, jak bardzo ktoś jest deklaratywnie otwarty na swoją seksualność, to, gdy zgłębimy się w noszone skrypty , odkrywamy te wspólne dla naszego społeczeństwa konserwatywne kwawłki. Smuci mnie, że wciąż nawet bardzo młode dziewczyny, borykają się z problemami w obszarze seksualności, właśnie w związku z noszonymi w sobie przekonaniami o szanowaniu się, dobrym prowadzeniu, obawie przed byciem puszczalską. To jest w nas kobietach zaszczepiane od najmłodszych lat, choćby w kontekście zakrywania ciała, mówienia nam, jak mamy się ubierać, by było przyzwoicie.

Czy tylko dziewczynki się z tym mierzą?
Nie, również chłopcy. Oni z kolei wychowują się w skrypcie, w którym ważny jest osiąg, rywalizacja, ciągła gotowość do seksu. Gdy tego nie ma, mężczyzna nie spełnia wzorca kulturowego i okazuje się niemęski. Trudność związana z wychowaniem konserwatywnym nie ma więc płci.

Nasuwają mi się skojarzenia z patriarchatem…
Jeśli z spojrzymy na układ społeczny z perspektywy patriarchatu, beneficjentami będą mężczyźni, a ofiarami kobiety. Z punktu widzenia mojej pracy, czy badawczej, czy gabinetowej, nie jest to jednak takie oczywiste. Czasami bywa odwrotnie – mężczyźni stają się beneficjentami pokonywania patriarchatu. Zyskują dzięki temu dostęp do swoich emocji, potrzeb, uczuć. Gdy zrzucają z siebie kanon męskości podyktowany przez patriarchalny układ społeczny, pięknie otwierają się w relacjach.

Jak wygląda proces budowania przekonań na temat seksualności?
Pierwszy etap związany jest z ciałem i przeżyciem tego, jak jest ono traktowane ze względu na płeć. Wolność eksplorowania własnej tożsamości jest bardzo istotna. Bardzo dużo mówi się teraz o tym, by nie wtłaczać dzieci w role płciowe od najmłodszych lat. Nie wolno też zawstydzać dziecka w momencie, gdy nie spełnia ono naszych oczekiwań. I rzeczywiście, wiele osób wychowuje dzieci w sposób postępowy, a jednak gdy popatrzymy na dobór zajęć pozalekcyjnych czy ubrania, jakie kupują swoim pociechom, widać, że wciąż w mniej lub bardziej świadomy sposób powielamy pewne patriarchalne ustawienia. Warto mieć świadomość, że to, co młode osoby usłyszą na temat swojej seksualności z ust bliskich i rówieśników zazwyczaj sostaje z nimi na długo dłużej niż tylko na okres dojrzewania. To są wspomnienia, które potem wracają na terapiach jako demony przeszłości.

Co na przykład młodzi ludzie mogą usłyszeć?
Że porządna dziewczyna zawsze trzyma nogi razem. Albo że jeśli nie interesujesz się futbolem, to nie będziesz prawdziwym mężczyzną. To rzeczy, które raz usłyszane z ust bliskich, stają się mantrą noszoną w sercu i głowie przez długie lata życia – dopóki nie zdecydujemy się z nimi rozprawić.

Jaki ma to wpływ na późniejsze życie seksualne?
Przede wszystkim bardzo utrudnia odszukanie własnej tożsamości seksualnej. Tymczasem dojrzałość seksualna oznacza, że zaczynamy się rozprawiać w naszej seksualności z tym, co wrzucili nam bliscy czy otoczenie, a zostawiamy to, co jest nasze. I nie jest to wcale prosty proces! Nie jesteśmy też go w stanie przejść w sposób całkowity, bo wymagałoby to totalnego odcięcia się od wcześniejszych doświadczeń, by sprawdzić, co jest dla nas naturalnie podniecające i pociągające.

Co jeszcze miało wpływ na naszą seksualność?
Pierwsze doświadczenie zobaczenia pornografii, kogoś nago, rodziców uprawiających seks. To wszystko zbudowało sposób, w jaki postrzegamy swoją seksualność i jak tworzyły się nasze skrypty seksualne. W terapii par bardzo często pracujemy nad zrozumieniem, dlaczego ja, w mojej seksualności, potrzebuję tak silnych bodźców, albo, odwrotnie, dlaczego mam tę moją seksualność tak wygaszoną. I dlaczego, kiedy pojawiają się dzieci, bliskość, miłość, to nagle okazuje się to w kontrze do seksualności. Problem z patriarchalnym, konserwatywnym kawałkiem w każdym z nas jest najczęściej taki, że trudno nam zintegrować w relacji miłość, bliskość i ciepło z pożądaniem, czyli reakcją seksualną na partnera lub partnerkę.

Albo święta, albo ladacznica?
W naszej książce „Sztuka bycia razem” mówimy z jej współautorem Robertem Kowalczykiem o Rysiu z Klanu i Jamesie Bondzie. Madonna i ladacznica trochę nam się już jednak osłuchały, a dobrze jest uświadomić sobie, że również w kobiecym świecie funkcjonują takie schematy przekonań w stosunku do mężczyzn. Wiele kobiet szuka na partnera i ojca swoich dzieci Ryśka, a z drugiej strony, gdy myśli o tym, co ją podnieca, pojawia się James Bond. Naszym celem jest to, żeby obydwie te postawy zintegrować. Oczywiście nie jeden do jednego, ale żeby pobawić się konwencją. Do sfery seksualność warto bowiem wprowadzić trochę lekkości. Społecznie, konserwatywnie, jej nie dostajemy. Tymczasem na terapii pracujemy nad tym, by zrozumieć, że to jest tylko seks i naprawdę można do niego podejść na luzie.

A jak wpłynęła na nas powszechna w polskich domach praktyka zasłaniania dzieciom oczu, gdy na ekranie pojawiały się sceny miłosne?
Zasiała w nas przenoszony z pokolenia na pokolenie wstyd. A jednocześnie zbudowała przekonanie, że seks to coś zakazanego i ekscytującego. Powstał bardzo silny bodziec, który zbudował naszą ścieżkę emocjonalną. Później w dorosłym życiu szukamy w seksie równie mocnych przeżyć: czegoś zakazanego, co trzeba podglądać, zdobywać. Gdy takich emocji czy przeżyć nie ma, tracimy ochotę.

Problem w tym, że emocje, które kojarzymy z seksem z okresu dojrzewania, to nie są emocje seksualne! Pochodzą z otoczki, która jest tworzona wokół seksu przez otoczenie, rodziców, konserwatywny system. Później w dorosłym życiu mylimy emocje, które wynikają ze wstydu, upokorzenia i zakazu z faktycznymi emocjami związanymi z seksem. Te powinny być pozytywne, afirmujące! Takiego wzorca jednak większość z nas nie ma.

Od razu nasuwa mi się religia katolicka, która jest udziałem wielu Polaków. Co nam robi to obecne w niej poczucie winy, grzechu i wstydu?
Osobom wierzącym religia daje furtkę w postaci spowiedzi. Sprowadza seksualność do czegoś złego, z czego jednak dzięki mechanizmowi spowiedzi można się oczyścić. Szkoda, że wiele osób wierzących rozmawia o seksie w konfesjonale z księdzem, a nie potrafi tego tematu poruszyć z partnerem czy partnerką.

Czy konserwatywne wychowanie może wpłynąć na nasze odczuwanie przyjemności albo ból związany z penetracją?
Nie jest odkryta patogeneza takich zaburzeń jak pochwica, wulwodynia czy dyspareunia, natomiast doświadczenie kliniczne wielu ośrodków zajmujących się seksualnością wskazuje, że kwestie związane z bólem podczas penetracji, infekcjami, zaciskaniem mieśni dna miednicy mogą być powiązane z negatywnymi przeżyciami wobec seksualności. Mogą się też do tego przyczyniać traumy czy przeżycia, które znajdują się w podświadomości, do których pacjentka nie ma dostępu.

Co wtedy?
Wtedy bardzo ważna jest psychoterapia, Pracuję sporo z tego rodzaju trudnościami u kobiet i widzę, że już samo zbliżanie się do własnej seksualności, uświadamianie sobie jej różnych elementów, wpływa bardzo korzystnie na obniżenie napięcia i redukcję bólu, pracujemy nad otwieraniem się na to, że sytuacje seksualne mogą być przyjemnym i bardzo dobrym doświadczeniem.

A co z przyjemnością i orgazmem?
Seks to nie wyścig o orgazm. Na seks należy patrzeć szeroko, rozszerzać jego horyzony. Dla różnych osób różne jego etapy są ważne. Dla kogoś będzie to gra wstępna, dla innego penetracja, a ktoś jeszcze powie, że najważniejszy jest czas po seksie, gdy pojawia się bliskość i czułość. Seks może być bardzo przyjemny, nawet jeśli nie kończy się orgazmem. Czasami nawet bardziej niż wtedy, gdy ten orgazm jest. Są osoby, które mają łatwość szczytowania, co wcale nie jest powiązane z jakością życia seksualnego.

By doszło do orgazmu, musi się zgrać ze sobą kilka czynników. Dlatego tak ważne jest, by poznać najpierw swoje ciało, sprawdzić, jaką mamy relację ze swoją waginą albo penisem, dowiedzieć się, co sprawia nam przyjemność indywidualnie i dopiero wtedy przejść do elementu wspólnej przyjemności. Czasami okazuje się, że trzeba zmienić ścieżkę behawioralną. Jeśli kobieta ma dużą potrzebę kontroli i nie jest w stanie osiągnąć orgazmu z partnerem, za to szczytuje w trakcie autostymulacji, wtedy dobrym pomysłem jest stopniowe wpuszczanie partnera do tej strefy, by oswoić się z jego obecnością. Ale na brak orgazmu mogą też wpływać inne rzeczy, łącznie z czynnikami medycznymi, warto więc je najpierw wykluczyć.

A czy przyczyną braku orgazmu może być ta nasza mentalność, że „trzeba cierpieć”?
Myślę, że przyczyn może być wiele, choćby społeczna kontrola w sytuacji, gdy mogłabym krzyknąć albo lęk przed ocenieniem, jeśli będę miała wytrysk. Jednak to, co najbardziej utrudnia kobietom szczytowanie, jest właśnie ta wewnętrzna potrzeba kontroli.

Co możemy zrobić z przekonaniem, że seks służy wyłącznie prokreacji?
To zdanie oczywiście jest wpisane w konserwatywne podejście. Na szczęście żyjemy w kraju, w którym jest dostęp do antykoncepcji, choć być może nie najlepszy. Obecnie częściej obserwuję, że kobiety czują ogromny lęk przed tym, że mogłyby zajść w ciążę, co mogłoby zniszczyć im życie. Ma to związek z brakiem dostępu do legalnej aborcji. Kobiety boją się, że to nie będzie ich wybór, że zostaną przymuszone do urodzenia niechcianego dziecka. Ten lęk może bardzo silnie oddziaływać na jakość życia seksualnego, wpływać np. na trudności związane z penetracją.

A co mamy zrobić, jeśli chcemy pozbyć się tego konserwatywnego elementu z naszej seksualności?
Gdy w procesie psychoedukacji seksualnej zaczynamy rozkładać na czynniki pierwsze naszą seksualność, zauważamy, że część przekonań w ogóle nie jest nasza. Warto więc na początek je uporządkować.

Ważną kwestią jest edukacja seksualna, by nadrobić zaległości, których nie otrzymaliśmy w młodości. Istnieje mnóstwo wspaniałych książek na ten temat, a także materiałów online. Warto się dokształcać. Kobiety bardzo często nie wiedzą podstawowych rzeczy na temat przyjemności, np. jak wygląda łechtaczka, jak reaguje, co sprawia jej przyjemność. Edukacja seksualna jest więc kluczowa i niezbędna, by pozbyć się elementów konserwatywnych. W relacji, jeśli chcemy uporać się z konserwatywnym aspektem w sobie, powinniśmy postawić na komunikację empatyczną. Warto o tej komunikacji poczytać i zastanowić się, czy potrafimy w ten rozmawiać. Być może bowiem zamiast tego unikamy tematu albo wprowadzamy dużo szumu informacyjnego, by nie zbliżyć się do sedna sprawy.

Co, jeśli blokuje nas wstyd?
Warto zastanowić się co tak naprawdę go powoduje. Potem postawić na obserwacje otaczającego mnie świata, książki, filmy, podkasty – poobserwować jak maja inni, jak sobie ze wstydem radzą. Jeśli to nie będzie pomagało to wtedy należy poszukać wsparcia na zewnątrz, by wstyd jednak nie zwyciężył. Widzę to w swoim gabinecie. Gdy okazuje się że jako terapeutka i seksuolożka jestem w stanie swobodnie rozmawiać o seksie, moi pacjenci bardzo szybko się otwierają. Wystarczy kilka spotkań, by zrozumieli, że można tak o tym rozmawiać. Idą potem w świat i sami kontynuują przygodę z seksualnością.

W jaki sposób?
Ważne jest przede wszystkim to, by eksplorować swoją seksualność. Nie obawiać się, że to jakoś o mnie świadczy, że interesuje mnie moja wulwa, że chcę ją widzieć, dostrzec, pielęgnować. Przecież pielęgnacja wulwy powinna być równie ważna, co pielęgnacja twarzy. To bardzo ważne miejsce na naszym ciele! Dla wielu osób relacja z własną wulwą i waginą jest jednak bardzo, bardzo trudna. Trzeba więc po pierwsze zintegrować nasze ciało jako całość, jako podmiotowy obiekt w naszej seksualności, a następnie je poznać – jeśli nie jest poznane. Znajdujemy czas na masturbację. Zazwyczaj zanim to nastąpi, mija bardzo dużo czasu. Warto więc uświadomić sobie, dlaczego to odwlekamy, dlaczego jest to dla nas takie trudne. Nie należy wykluczyć, że w naszej podświadomości, naszym skrypcie seksualnym jest coś trudnego, zwłaszcza jeśli pojawia się w nas dużo lęku czy obniżenie nastroju. Może warto poprosić wówczas o pomoc – czasem wystarczy konsultacja, czasem terapia. Spotkanie w gabinecie jest inwestycją w siebie, bo, pamiętajmy, seks to nasze superpaliwo. Osoby, które potrafią cieszyć się seksem, mają lepszą kondycję zdrowotną, dłużej żyją i są szczęśliwsze. Można wręcz powiedzieć, że zamykanie się na własną seksualność jest autoagresywne.

A czy można cieszyć się seksem nie rezygnując z wartości konserwatywnych?
Oczywiście! Nauczyliśmy się przez ostatnie lata widzieć rzeczywistość w biało-czarnych barwach. Tymczasem wiele par, które korzystają z pomocy seksuologów, jest wierzących. Chodzą do kościoła, a przy tym naprawdę chcą cieszyć się życiem seksualnym. To tylko kwestia otwartej głowy. Przyjęcie rzeczywistości w odcieniach szarości to szansa na wystarczająco dobry seks.

Poza tym dobre relacje to takie, które są oparte na podobnych wartościach. Osoby o wartościach konserwatywnych będą pisały swój własny scenariusz. Będą budowały swoje życie w oparciu o wartości konserwatywne, co im się po prostu uda. Czy będą realizowały pikantne scenariusze w sypialni? Nie jest to wykluczone. Paradoksalnie mogą mieć więcej wolności w seksie niż osoby, które mają przerobione wszystko w tym temacie, a jednak gdzieś ucieka im podstawowy składnik – pożądanie. Libido ma w nosie to, jak postrzegamy rzeczywistość, jacy chcielibyśmy być ze względu na nasze poglądy i przekonania. Reaguje za to nasze doświadczenia, te świadome i nieświadome. Zależy nie od tego, czy ktoś jest liberalny, konserwatywny czy lewicowy, a raczej jak się komunikuje w relacji i na ile czuje się bezpiecznie ze swoją osobą partnerską. I to jest klucz do tego, żeby mieć dobry seks. Nie poglądy.

Agata Stola, psychoterapeutka, specjalistka psychoterapii uzależnień, terapii seksuologicznej, polityki społecznej i zdrowia publicznego. Ukończyła interdyscyplinarne studia doktoranckie w Instytucie Studiów Społecznych im. Prof. Roberta Zajonca Uniwersytetu Warszawskiego. Wykłada w Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Ekspertka Fundacji SexED i Fundacji Edukacji Społecznej, współprowadzi podcasty W łóżku: rozmowy dopasowane oraz Chłopaki też płaczą. Ekspertka w mediach, autorka artykułów i publikacji naukowych w obszarze seksuologii i zdrowia psychicznego. Od lat działa na rzecz profilaktyki uzależnień i rzetelnej edukacji seksualnej, autorka wielu kampanii społecznych, w tym Projektu Test, największej polskiej kampanii zachęcającej do badań na HIV.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze