1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Anja Rubik: „Nadzieja to żadna strategia. Warto pomagać swojemu szczęściu”

Anja Rubik: „Nadzieja to żadna strategia. Warto pomagać swojemu szczęściu”

Anja Rubik (Fot. Zuza Krajewska)
Anja Rubik (Fot. Zuza Krajewska)
Już jako młoda dziewczyna dobrze wiedziała, czego chce. Szybko jednak zrozumiała, że ważniejsze niż sztywne trzymanie się planu i idealne przygotowanie jest wykorzystywanie nadarzających się okazji. Dziś Anja Rubik mówi o sobie: „Nie jestem idealna, ciągle się uczę”, a jednocześnie tak wiele można nauczyć się od niej.

Jaką jesteś szefową?
Nie wiem, jaką jestem, ale mogę powiedzieć, jaką staram się być. Uczciwą, sprawiedliwą i empatyczną, ale zarazem wiem, że jestem bardzo wymagająca. Sama dużo wymagam od siebie i uważam, że jeśli ktoś się w coś angażuje i do czegoś zobowiązuje, to powinien robić to najlepiej, jak potrafi w danej chwili. Nie znoszę pracy na zasadzie „zalepmy, przyklepmy, jakoś to będzie”. Skoro wszyscy poświęcamy na coś swój czas i energię, to starajmy się, by to było tego naszego czasu i energii godne. Ja tak naprawdę stale uczę się być szefową.

Podczas całej mojej kariery w modelingu nigdy nie miałam teamu, którym trzeba by zarządzać, oczywiście zatrudniałam agentów i agentki, ale to była i jest bardziej współpraca niż stosunek pracy oparty na jakiejś hierarchii. W momencie, w którym założyłam fundację SEXEDPL, dowiedziałam się wiele także na temat zarządzania ludźmi, motywowania ich, potrzeby wzajemnego zrozumienia, a czasem też odpuszczenia. Mam tendencję do nadodpowiedzialności, zwłaszcza że SEXEDPL to moje ukochane dziecko. Odkąd jednak nabrałam pewności, że ludzie, których zatrudniam, mają podobną do mojej wizję, są zorganizowani i odpowiedzialni – zrozumiałam, że moje dziecko jest w dobrych rękach. Teraz fundację prowadzi tak naprawdę Martyna Wyrzykowska, która jest dyrektorką zarządzającą i ma to wszystko, o czym przed chwilą powiedziałam. Czuję, że wspólnie udało nam się wypracować tu pewną kulturę współpracy i wzajemnego szacunku.

Anja z Martyną Wyrzykowską, dyrektorką zarządzającą SEXEDPL. (Fot. Zuza Krajewska) Anja z Martyną Wyrzykowską, dyrektorką zarządzającą SEXEDPL. (Fot. Zuza Krajewska)

Sama uczyłam się, jak być szefową, właściwie na próbach i błędach. Dla mnie – w największym skrócie – najtrudniejsze było znalezienie równowagi między dbaniem o dobre relacje a tym, żeby praca była zrobiona.
Miałam podobnie i nie jestem pewna, czy to, co jest teraz, jest efektem tego, że się tego nauczyłam, czy faktu, że mój obecny team wie, jak utrzymać dystans między życiem prywatnym a zawodowym. Lubimy się, szanujemy, możemy pogadać też na inne tematy niż zawodowe, ale nie musimy wiedzieć o wszystkim, co się u nas w życiu dzieje. Ale wiem, że jeszcze długa droga przed nami. Ostatnio przypadkiem dowiedziałam się, że mój team umówił się, że podczas moich pobytów w Polsce nie będzie mi przekazywał złych wiadomości, żeby mnie nie martwić. Usiadłam z nimi i powiedziałam: „Słuchajcie, przecież te spotkania są właśnie po to, byśmy spojrzeli na nasze potknięcia, błędy, miejsca, w których się nie zrozumieliśmy, i pomyśleli, co możemy zrobić lepiej. Ja chcę słyszeć o tym, że coś nie działa. Bo wtedy mogę was wesprzeć, coś doradzić, wspólnie z wami rozkminić jakiś problem. Co dwie głowy, to nie jedna, a co pięć, to nie dwie”. Czasami, mimo największych starań, coś się nie udaje. Najważniejsze, by umieć o tym porozmawiać. Ja też nie jestem idealna. Przez lata pracy wyhodowałam sobie dość grubą skórę, bywam zbyt bezpośrednia w komunikacji, ale wolę usłyszeć prawdę, nawet nieprzyjemną, niż ładnie opakowane kłamstwo. Proszę mi powiedzieć, jak jest, ja się nie obrażę, a dzięki temu pójdziemy dalej.

Co było dla ciebie największym wyzwaniem w nowej roli?
Współpracowałam z osobami, które potrzebowały ciągłego prowadzenia i poklepywania po plecach. Dla mnie to było trudne. Wychodzę z założenia, że satysfakcję daje nam już sama praca, czyli to, że pomagamy innym. Musiałam się nauczyć, że niektórzy potrzebują też słów wsparcia czy bardziej bezpośrednich gestów uznania.

SEXEDPL w tym roku będzie świętowało sześć lat swojego istnienia. Jesteś dumna z tego, w co rozrosła się seria krótkich filmików ze znanymi osobami mówiącymi o różnych praktycznych aspektach ludzkiej seksualności?
Zaczęłam od kampanii, która nigdy nie miała się przerodzić w fundację. Potem była książka „#sexedpl. Rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, miłości i seksie”. Odzew był ogromny. Dotarło do mnie, że młodym ludziom, dorosłym, rodzicom potrzebne jest ciągłe wsparcie w zakresie seksualności. Na początku tym wsparciem byłam ja i moja asystentka. Teraz, kiedy widzę, jak pięknie funkcjonuje cały nasz team, jak bardzo się rozwinął, mogę powiedzieć: „Tak, jestem bardzo dumna”.

My w SEXEDPL skupiamy się na pozytywnych aspektach seksualności, nie chcemy nikogo straszyć, raczej uświadamiać i uspokajać. W Polsce długo byliśmy zarządzani lękiem i to wpływało nie tylko na naszą seksualność, ale też na całe nasze życie. Bardzo ciężko to potem odkręcić. Zmienić podejście do seksualności, seksu i komunikacji w związkach na bardziej otwarte. Mówią o tym wszyscy nasi eksperci. Kiedy pytam, jaka jest największa trudność w tym obszarze w pracy z osobami dorosłymi, słyszę: „Czyszczenie tego, co już zostało wdrukowane”. Młodzi na szczęście nie nasiąknęli jeszcze pewnymi przekazami.

Na zdjęciu od lewej: Patrycja Wonatowska, Agata Stola, Aleksander Krom, Renata Orłowska, Martyna Wyrzykowska, Anja Rubik, Barbara Felix, Łukasz Ciastoń, Alicja Szewczyk, Dagmara Łacny, Agata Polak-Krygier, Hubert Górka, Tosia, Michał Sawicki, Magda Stawinoga, Noemi Markwas, Łukasz Adamski. (Fot. Zuza Krajewska) Na zdjęciu od lewej: Patrycja Wonatowska, Agata Stola, Aleksander Krom, Renata Orłowska, Martyna Wyrzykowska, Anja Rubik, Barbara Felix, Łukasz Ciastoń, Alicja Szewczyk, Dagmara Łacny, Agata Polak-Krygier, Hubert Górka, Tosia, Michał Sawicki, Magda Stawinoga, Noemi Markwas, Łukasz Adamski. (Fot. Zuza Krajewska)

Ty też niektóre rzeczy musiałaś w swoich przekonaniach czy podejściu odkręcić?
Oj tak, bardzo dużo rzeczy. Nie chcę uogólniać, ale z tego, co widzę, obserwując różne pary – i to całkiem dobre, zgrane pary – w naszych związkach jest często obecny element manipulacji, narzucania swojej woli, drobnych aktów przemocy. To są te wszystkie komunikaty typu „W tym nie pójdziesz, załóż to i to”, „Wychodzisz? Dokąd?”, „Zjedz to, napij się tego”. Robimy to zupełnie nieświadomie, widzimy to raczej jako przejaw troski o drugą osobę, ale, chcąc nie chcąc, jesteśmy wobec naszego partnera przemocowe. Musiałam to więc najpierw u siebie zauważyć, a potem zacząć się powstrzymywać przed takimi zachowaniami. Nie chciałabym, by ktoś mnie w taki sposób kontrolował.

Podobnym oprzytomnieniem była dla mnie kwestia świadomej zgody, na przykład na dotyk. Dopiero w wieku trzydziestu paru lat zdałam sobie sprawę, że w sytuacjach, w których ktoś przekraczał moje granice, skracał dystans czy próbował wywrzeć na mnie nacisk, moją pierwszą instynktowną reakcją było: „Nie obraź tej osoby, nie zdenerwuj jej, wycofaj się delikatnie”. Brakowało mi odwagi, by powiedzieć: „Proszę zabrać tę rękę” albo: „Nie, nie mam ochoty”, „Nie dam ci mojego numeru telefonu”. Zawsze odpowiadałam bardzo dyplomatycznie, prawie przepraszająco. Mówię tu o drobnych, codziennych sytuacjach, które zdarzały się w miejscach raczej publicznych i ostatecznie nie miały na mnie destrukcyjnego wpływu. Ja się z nich wymigiwałam, zamiast stawiać wyraźne granice.

Znam to dobrze, ja też długo bardziej dbałam o samopoczucie innych osób niż własne.
Bo my tak jesteśmy wychowywane. Znów – rodzice robią to zupełnie nieświadomie, w trosce o nas, niemniej jednak już od najmłodszych lat uczymy się, że nie do końca dysponujemy sobą, swoim ciałem czy zdaniem. To całe siadanie dziadkowi na kolanach czy dawanie buziaków cioci, bo inaczej będzie jej przykro… Pierwsze, o czym myślałam, to: „Jak ta osoba to odbierze”, a nie o tym, czego ja chcę. Dzięki SEXEDPL powoli to zmieniam.

To kolejny dowód na to, że praca nad własną seksualnością przekłada się także na inne dziedziny. I niekoniecznie ma wiele wspólnego z tym, by założyć buty na obcasie i umalować usta...
Praca nad własną seksualnością to temat rzeka, bo wpływa na całe nasze życie. Przede wszystkim na zrozumienie własnego ciała i własnych emocji, czyli na samoakceptację. Kiedy znamy i rozumiemy siebie, podejmujemy w życiu zupełnie inne decyzje. Zabrzmi górnolotnie, ale praca nad własną seksualnością uczy nas tego, jak być człowiekiem. Ma bezpośredni związek z tym, jakich partnerów wybieramy, jakie związki tworzymy, jak wychowujemy nasze dzieci. Ma wpływ na nasze zdrowie, samopoczucie, bezpieczeństwo.
Ostatecznie wszyscy pojawiliśmy się na tym świecie jako rezultat seksu.

Mam wrażenie, że od momentu powołania fundacji zaczął się w twoim życiu nowy etap, związany z większym rozwojem nie tylko zawodowym, ale i osobistym. A może mam niewłaściwe wyobrażenie o tym, jak twoje życie wyglądało wcześniej i w ogóle o zawodzie modelki? Wiem tyle, że to ciągłe bycie w podróży, stałe przeobrażanie się w kogoś innego…
Zawsze miałam dużo projektów pozamodelingowych, takich na boku. Przez jakiś czas prowadziłam magazyn „25”, stworzyłam też swoje perfumy, wspierałam różne organizacje pozarządowe, łącząc je z odpowiednimi osobami lub tworząc projekty, którymi mogłyby się zajmować. Inaczej bym nie wytrzymała.

Był okres, kiedy pracowałam tak dużo, że na nic poza modelingiem nie miałam czasu i niczym piłeczka pingpongowa latałam pomiędzy Nowy Jorkiem a Paryżem. Życie modelki, zwłaszcza na początku, bywa intensywne; zdarza się, że nie masz czasu na nic poza pracą. Jednak w pewnym momencie musisz zacząć mówić „nie”, żeby utrzymać swoją pozycję. Ładnych dziewczyn jest mnóstwo, ładniejszych ode mnie też. Musisz wiedzieć, po co to robisz, ale też, czego się od ciebie oczekuje, do jakiej wizji projektanta czy fotografa masz się dostosować i trochę to zagrać, wcielić się w kogoś, kim chcą cię widzieć na planie zdjęciowym. Kiedy pozuję na przykład dla Inez van Lamsweerde i Vinoodha Matadina czy dla Juergena Tellera, to nie do końca jestem sobą. To znaczy jestem sobą, a jednocześnie – ucieleśnieniem ich wizji.

To zabawne, ale w momencie, kiedy weszłam do świata mody, od razu go sobie za bardzo skomplikowałam. Wszystko miałam przeanalizowane, zaplanowane i ułożone. Byłam przygotowana niczym najlepsza uczennica. Jak szłam na spotkanie z jakimś projektantem czy fotografem, to czytałam jego biografię, wiedziałam o nim wszystko. W pewnym momencie zauważyłam, że to mi bardziej przeszkadza, niż pomaga, bo moda jest takim stworem, który niekoniecznie nagradza dobre uczennice. Po pierwsze, zaczynasz się bardziej stresować, bo tak dużo wiesz albo tak bardzo kogoś podziwiasz. Po drugie, moda lubi luz. Jak pomyślisz o największych ikonach, jak choćby Kate Moss, to nie widzisz prymuski, raczej cool dziewczynę. A ja byłam właśnie taką prymuską – zawsze na czas albo nawet pięć minut przed. Z czasem zrozumiałam, że nie tędy droga. Dobrze jest się czasem spóźnić, nie być dobrze przygotowaną, coś zaniedbać…

Ale naprawdę to sobie odpuściłaś czy stworzyłaś swoje alter ego, które wkraczało do gry na planie zdjęciowym?
Najpierw to rzeczywiście było alter ego, potem po prostu weszło mi to w krew. Zaczęłam odpuszczać sobie bycie pracusiem, a zaoszczędzoną energię przenosić na inne pola. Bo bez nowych wyzwań nie byłabym sobą.

Lubię wchodzić w różne sytuacje z dziecięcą naiwnością, bo wtedy często udaje się o wiele więcej, niż kiedy się spinamy. Gdybym na początku projektu SEXEDPL wiedziała to wszystko, co wiem teraz, to nie jestem pewna, czy bym nawet go zaczęła. Czy bym zrobiła tę pierwszą kampanię, czy starczyłoby mi do tego siły i odwagi. Tak samo było z „25”. Przecież ja zadzwoniłam do Mariny Abramović, żeby wystąpiła w magazynie, którego nawet nie mogłam jej pokazać, bo jeszcze nie ukazał się żaden numer. I ona się zgodziła. Myślę, że sama nie jest pewna, co właściwie ją do mnie przekonało. Przy pierwszej kampanii SEXEDPL odzywałam się do różnych znanych osób i też nie miałam im właściwie nic do zaprezentowania, żadnej gwarancji, że to będzie dobrze wyglądało. A jak genialnie wyszło!

Anja Rubik (Fot. Zuza Krajewska) Anja Rubik (Fot. Zuza Krajewska)

Spodobało mi się to, co napisał o tobie dziennikarz Tim Blanks w polskim „Vogue’u”: „Tak wiele słyszy się o młodych modelkach manipulowanych przez przemysł. Od chwili, gdy ją poznałem, zrozumiałem, że mam przed sobą modelkę, która zamierza przełamać ten schemat myślenia”. Skąd ty to wszystko wiedziałaś jako 16-letnia dziewczyna?
Sądzę, że byłam dużo poważniejsza jako 16-latka, niż jestem teraz. Może to kwestia tego, jak byłam wychowana i co mi wpajano. Mam starszą o osiem lat siostrę, która z racji dużej różnicy wieku trochę mi matkowała. Nasza rodzina zawsze była ze sobą blisko, po części dlatego, że tak dużo podróżowaliśmy [w dzieciństwie Anja mieszkała w Grecji, potem w Winnipeg i Umtacie – przyp. red.]. Może stałam się tak odpowiedzialna, bo rodzice mieli do mnie duże zaufanie. Zaszczepili też we mnie etos pracy. Odkąd postanowiłam pracować w zawodzie modelki, interesowało mnie tylko bycie najlepszą. Wiedziałam, że aby dotrzeć na szczyt, będę musiała dać z siebie wszystko. Już wtedy rozumiałam, że nie mogę zostawić tak ważnej rzeczy w rękach innych czy losu.

Czasem sobie myślę, że tym, co pomogło mi się przebić, jest bardzo polska cecha, a mianowicie przedsiębiorczość. My wiemy, że jeśli chcemy, by coś się wydarzyło, musimy sami do tego doprowadzić. Pamiętaj, że zaczynałam jeszcze przed Internetem, więc cała wiedza, jaką czerpałam o świecie mody, pochodziła z gazet – wycinałam sobie skrawki z magazynów, zapamiętywałam nazwiska. W pewnym momencie zorientowałam się, że wiem więcej od moich agentów. Dałam im więc listę fotografów, z którymi chcę pracować, i trzy miesiące, żeby doprowadzili do naszego spotkania.

Lucyna Szymańska, która jest moją agentką w Polsce i która prowadzi mnie od samego początku, często mówiła: „Anja, tak dobrze ci idzie, uspokój się, wszystko jest OK”, ale ja byłam wiecznie głodna i niezaspokojona. Ciągle chciałam więcej. Tym bardziej że był też czas, kiedy moja kariera utknęła w martwym punkcie.

Co się wtedy właściwie wydarzyło?
Zaczęłam jako 15-latka, pracowałam dużo i dobrze, ale jednocześnie nie chciałam rezygnować z nauki. Krążyłam bez przerwy między Polską, gdzie była szkoła, a Paryżem, gdzie pracowałam. Kiedy postanowiłam, że ostatecznie przenoszę się do Paryża, dobry moment już minął. Pewna ważna casting director powiedziała mi wtedy: „Dałam ci szansę, nie wykorzystałaś jej, poszłaś do szkoły, zobaczymy, czy dostaniesz drugą”. Najpierw był więc duży hype, a potem wszystko przygasło. Pojechałam do Nowego Jorku. Pracowałam i zarabiałam na siebie, ale robiłam rzeczy, których nie chciałam robić, czyli sesje do katalogów i magazynów. Postanowiłam, że daję sobie półtora roku i jeśli po tym czasie nie uda mi się przebić, to idę na studia. Na szczęście wydarzyło się coś, co całkowicie zmieniło bieg zdarzeń. Znasz tę historię?

Znam, ale opowiedz ją, proszę.
Byłam w Paryżu, robiłam sesję do magazynu, bardzo dobrego magazynu, ale nie najwyższych lotów. Przypominam, to były czasy jeszcze sprzed rozwoju Internetu, więc w wielkim budynku, w którym miałam plan zdjęciowy, na tablicy było wypisane, w którym studio jaki fotograf robi sesję. Zerknęłam tam, by sprawdzić, gdzie mam się kierować, i zobaczyłam, że po drugiej stronie budynku są Inez i Vinoodh, których nigdy wcześniej nie poznałam, ale marzyłam, by z nimi pracować. Pomyślałam, że podczas lunchu zgubię się i „przez pomyłkę” wejdę do ich studia. Tak też zrobiłam, niestety, to był duży plan, około 50 osób, od razu mnie zauważono, ktoś spytał: „W czym pomóc?”, ja na to, że chyba pomyliłam studia, i powoli zaczęłam się kierować w stronę wyjścia, myśląc: „Przepadło”. Nagle usłyszałam za plecami: „Halo!”. To była Inez. Zaczęłyśmy rozmawiać, o pokazie, który był dzień wcześniej, a w którym szłam, o podróżach... Gadałam jak nakręcona, wiedziałam, że to jest moje „pięć minut”. Ostatecznie zabukowała mnie na następny tydzień do francuskiego „Vogue’a” i kampanii dla Chloé, jeszcze za Phoebe Philo, dyrektorki artystycznej. To był punkt zwrotny w mojej karierze.

Co tak naprawdę o tym zadecydowało, jak sądzisz?
Dziwnie tak o sobie mówić – my, Polki, mamy problem z komplementami – ale myślę, że Inez była mną zauroczona. Coś jej się we mnie od razu spodobało, zrobiła mi parę zdjęć. Dziś widzę to tak, że po prostu pomogłam samej sobie. Lubię mówić, że Hope isn’t a strategy, czyli: nadzieja to żadna strategia. Warto pomagać swojemu szczęściu – nie za wszelką cenę, nie nachalnie, ale tak, by wykorzystać nadarzające się okazje.

Anja Rubik (Fot. Zuza Krajewska) Anja Rubik (Fot. Zuza Krajewska)

W moim życiu miała miejsce jeszcze inna znacząca sytuacja, kiedy dopomogłam szczęściu. Okazało się, że Juergen Teller, kolejny fotograf, z którym bardzo chciałam pracować, mieszkał w tym samym hotelu, co ja. Kiedy schodziłam do recepcji, by odebrać mój bilet na Eurostar z Paryża do Londynu, omyłkowo wydrukowano mi jego bilet. Zauważyłam to dopiero na dworcu, mój pociąg miał być godzinę później, a ponieważ była możliwość zamiany rezerwacji, przebukowałam bilet na ten wcześniejszy, myśląc: „A nuż go poznam”.

Stał na peronie, podeszłam do niego, powiedziałam: „Nigdy nie pracowaliśmy razem, bardzo lubię to, co robisz, uwielbiam album, który właśnie wydałeś, może spotkamy się kiedyś na sesji zdjęciowej”. Uśmiechnął się, podziękował. Weszliśmy do środka, pociąg ruszył, chwilę później widzę, że Juergen idzie w moim kierunku. Zamachałam do niego, podszedł i powiedział: „Mam aparat, mam asystenta, zróbmy teraz sesję”. Zgodziłam się, a sesja została opublikowana w „System Magazine”. Miałam wtedy na sobie bluzę polskiego projektanta, którego poznałam w trakcie pracy przy „Projekcie Runway”. Juergenowi bardzo się spodobała. Czarna ze złotym wieńcem laurowym wokół dekoltu.

Widzisz, dlatego tyle mówię o mojej polskości. Mimo że wyjechałam stąd, jak miałam cztery i pół roku, wróciłam, jak miałam 12 i znów wyjechałam, jak miałam 16, czyli praktycznie wychowywałam się za granicą – bardzo czuję się Polką. Pewnie nie będę tu nigdy mieszkała na stałe, ale bardzo lubię do Polski wracać i za każdym razem, jak ktoś stąd odnosi sukcesy za granicą, to bardzo mu kibicuję i staram się mu pomóc. Moi współpracownicy się ze mnie śmieją: „No dobrze, to kogo teraz chcesz nam podrzucić?”. Często zgadzam się, by wziąć udział w jakimś festiwalu, ale pod warunkiem, że zaproszą też polskiego artystę. To może mały gest, ale daje mi ogromną satysfakcję.

Myślę, że my ciebie też postrzegamy jako polską modelkę i jesteśmy z tego bardzo dumni. Dla wielu dziewczyn zaczynających w tym zawodzie jesteś wzorem, mentorką, kimś, kto zaszedł na sam szczyt i wcale nie zamierza z niego schodzić. Nawet zwyciężczyni poprzedniej edycji „Top Model”, o której powiedziałaś, że nie widzisz jej raczej w high fashion, powiedziała, że zrobi wszystko, byś uwierzyła, że się do tego nadaje.
Za tamten finałowy odcinek wylała się na mnie fala hejtu. „Jaka z ciebie feministka, skoro nie wspierasz kobiet” – słyszałam. To był jakiś absurd. Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że mówię, co myślę i co czuję, chyba też po to zaproszono mnie do tego programu – by podzielić się szczerą i profesjonalną opinią. Oczywiście staram się tak dobierać słowa, by nikogo nie zranić, ale jeśli pytasz mnie o zdanie, to je mówię.

Anja Rubik (Fot. Zuza Krajewska) Anja Rubik (Fot. Zuza Krajewska)

Twoja idolka to Linda Evangelista. My, dziewczyny wychowane w latach 90. na teledysku „Freedom” George’a Michaela, chciałyśmy być takie jak ona. Czym ci najbardziej imponowała?
Ja wolałam teledysk do „Too Funky”. To on jest właściwie odpowiedzialny za to, że jestem tu, gdzie jestem. Nagrałam go na kasetę VHS i przewijałam w kółko, aż do zdarcia. Byłam zakochana we wszystkich modelkach, które w nim wystąpiły, w tym, co sobą reprezentowały – były tak pewne siebie, tak uwodzicielskie. A Linda podobała mi się dlatego, że była jak kameleon, ciągle się zmieniała i przekształcała. Jeden z największych komplementów, jakie usłyszałam w życiu, padł właśnie z jej ust. Mówiłam ci o tym? Jakieś osiem, dziewięć lat temu spotkałam ją na pewnej imprezie. Byłam z moją agencją, która też ją reprezentowała. Kiedy odezwała się do mnie po imieniu, prawie zemdlałam na myśl, że Linda Evangelista wie, kim ja jestem. Powiedziała mi wtedy: „Patrzę na to, co robisz”, a był to czas, kiedy miałam krótkie włosy i często zmieniałam ich kolor, „patrzę też na inne modelki i myślę, że ty jesteś taką mną z tamtych czasów, tylko współczesną”. Nie wiedziałam, jak się zachować, więc po prostu ją uścisnęłam. Kilka lat wcześniej po raz pierwszy poznałam Evę Herzigovą i też nie mogłam uwierzyć, że ona wie, kim ja jestem. Czasem rozmawiam o tym z Anthonym Vaccarello, dyrektorem artystycznym Saint Laurent i moim dobrym przyjacielem. On do tej pory potrafi powiedzieć podekscytowany: „Tom Ford wie, kim ja jestem! Skomentował moją kolekcję!”.

W Lindzie uwielbiam jeszcze coś, z czym sama się mocno utożsamiam, powie ci to o niej każdy fotograf, z którym pracowała – ona dla dobrego zdjęcia zrobi wszystko. Rozumie, jak działa światło, jak patrzy fotograf, jak pracuje kamera, jak pracuje jej ciało, twarz. Jest po prostu doskonałą modelką. Jeanne Beker, znana redaktorka modowa, powiedziała kiedyś: You can’t say every woman in the fashion industry is an artist, but some really are (Może nie każda kobieta w przemyśle modowym jest artystką, ale niektóre naprawdę są). Linda z pewnością do nich się zalicza.

Jako pierwsza zaczęła tak się cenić, że automatycznie podniosła stawki innym koleżankom z branży. Modeling stał się zawodem, w którym kobietom płaci się więcej niż mężczyznom, między innymi właśnie dzięki niej.

Poniekąd słusznie, także dlatego, że w tym biznesie to kobiety zostawiają więcej pieniędzy niż mężczyźni. Czuję się szczęśliwa i doceniona, że dobrze zarabiam – oczywiście to ułamek budżetu produkcyjnego i grosze w porównaniu z tym, ile zarabiają właściciele marek, dla których pracuję, ale czasem – nie zrozum mnie źle – myślę sobie, jak zwariowany i pokręcony jest ten świat, że jest taka różnica między zarobkami modelek, aktorów czy piłkarzy a nauczycieli. Przecież to są osoby, które są odpowiedzialne za wychowanie naszych dzieci. Nie czuję się temu winna i nie jestem tego w stanie zmienić, ale jest to absurdalne.

Wracając do Lindy, jak odebrałaś jej nagłe zniknięcie w wyniku powikłań po nieudanym zabiegu na twarz i niedawny powrót?
Dla mnie to jej coraz rzadsze pojawianie się na okładkach czy w pokazach było czymś naturalnym – w tym sensie, że była już na takim poziomie zawodowstwa, że nie brała każdej propozycji; także pewne sprawy prywatne, z którymi musiała się uporać, wymagały czasu. Im jesteś dłużej w jakimś zawodzie, w dodatku cały czas na szczycie, tym większy ciężar oczekiwań nosisz na swoich barkach i musisz być w dobrym stanie psychicznym, żeby dalej to robić, bo inaczej się załamiesz. Kiedy idziesz na sesję, nikt nie chce słyszeć, że się źle czujesz czy masz zły dzień. Ponarzekać możesz sobie potem.

Dziś, kiedy doceniamy dojrzałe piękno, kariera w modelingu może trwać praktycznie w nieskończoność, tymczasem jeszcze kilkanaście lat temu od topowych modelek oczekiwano, żeby się nie starzały. Czy jest to zawód, który daje taką samą satysfakcję po latach – w twoim wypadku 25 – jego uprawiania?
To, o czym mówisz, zaczęło się zmieniać stosunkowo niedawno. Dojrzała kobiecość stała się nie tylko modna, ale też atrakcyjna i godna pożądania. Jeszcze do niedawna, za sprawą Photoshopa, wszyscy byli tak wyretuszowani, jakby rzeczywiście się nie starzeli. Co ciekawe, w Polsce już stosunkowo wcześnie, czyli wtedy, kiedy jako modelka pracowałam od ośmiu, dziewięciu lat, pytano mnie w wywiadach: „Kiedy emerytura?”. Ale jaka emerytura? Uprawiam ten zawód na swoich zasadach i bardzo mi się to podoba. Przyjmuję tylko propozycje, które mają sens, inspirują mnie, są poważne i adekwatne. Jakiś czas temu zwrócił się do mnie Mata. Chciał, żebym wystąpiła w jego teledysku jako syrenka. Było mi bardzo miło, że tak sobie mnie wyobraził, „ale – powiedziałam mu – ja mam prawie 40 lat, będę więc syrenką w średnim wieku, zdajesz sobie z tego sprawę?”. „Dokładnie o to mi chodzi!” – usłyszałam. Projekt mi się spodobał i podjęłam się tego zadania. Dobrze, żeby młodzi, do których kierujemy nasz przekaz w SEXEDPL, wiedzieli, kim jestem.

Mam też ogromne szczęście, że współpracuję z Anthonym, który uwielbia kobiety w każdym wieku, nie retuszuje ich na zdjęciach, nie goni tylko za młodością. Czasem nawet mi mówi: „Wiesz, na planie to ja wolę mieć wokół siebie Catherine Deneuve, Béatrice Dalle, Charlotte Gainsburg, Zoë Kravitz czy ciebie, bo mogę z wami pogadać. Książki czy filmy, które mnie zachwycają, młodym dziewczynom nic nie mówią. To jest już inne pokolenie”.

Anja Rubik (Fot. Zuza Krajewska) Anja Rubik (Fot. Zuza Krajewska)

Żyjesz więc w czasie dobrych zmian w tej branży, ale też, jak powiedział Tim Blanks, trochę się do nich przyczyniłaś.
Tim widział mnie na różnych etapach mojej drogi, ale widział też, że od początku wiedziałam, czego chcę. Nie wiem, skąd to wiedziałam, ale wiedziałam. Dziś, gdy spotykam młode dziewczyny, które mnie proszą o jakieś wskazówki, mówię im: „Podstawa to być w dobrej agencji”. I dodaję: „Pamiętaj, że współpracujesz z agentem, a nie pracujesz dla niego”. Nawet jak spojrzymy na to od strony finansowej, to przecież modelka płaci procent agencji, to modelka na nią zarabia, a nie odwrotnie. Nikomu nie będzie zależało na twojej karierze tak jak tobie.

Druga podstawa: nie imprezuj. Ja wychodziłam z takiego założenia, że jak mnie widzą na imprezach, to znaczy, że nie pracuję. Nawet jak nie masz pracy następnego dnia, to zachowuj się tak, jakbyś miała. Czasem trzeba trochę poudawać, aż nam coś wejdzie w krew, czyli jak to mówią: fake it, till you make it.

Poza tym nigdy nie lubiłam stać w kącie. Chciałam poczekać do takiego momentu, że kiedy przyjdę na imprezę, to nie ja będę podchodziła do innych, tylko oni będą podchodzić do mnie. Myślę, że taka kolej rzeczy jest dobra. Zapracuj na swoją pozycję i dopiero wtedy chodź na imprezy. Wtedy też poznasz tam osoby, które naprawdę będą mogły pomóc ci w karierze.

Ale też mówisz, że czasem warto się zgubić…
W zaplanowany sposób.

Pamiętam, że przy okazji swoich perfum Original powiedziałaś, że stworzyłaś je, bo chciałaś dodawać kobietom skrzydeł. Dziś, niestety, nie ma ich już w sprzedaży.
Wszystko zaczęło się od tego, że przewodnim tematem jednego z numerów mojego magazynu były zmysły. Podczas pracy nad nim dowiedziałam się, że jednym z najsilniejszych zmysłów jest węch, bo ma ogromną moc przywoływania i wywoływania w nas emocji. Ma też najdłuższą pamięć. Reklamowałam wiele perfum i zawsze interesowało mnie, jak zostały stworzone. Niestety, w większości były robione na zamówienie rynku, wypełniały jakąś niszę. Pomyślałam, że fajnie byłoby stworzyć zapach, który będzie zachęcał kobiety do podążania swoją drogą. Przesłanie było z serca i szczere, jednak obecnie ten przekaz wykorzystywany jest w marketingu jako machina do nakręcania sprzedaży – nie chciałabym, by z tym były kojarzone moje perfumy.

Jak byś dzisiaj chciała wspierać kobiety, dodawać im skrzydeł?
Teraz wspieram je poprzez SEXEDPL i różne projekty, które w jego ramach realizujemy, na przykład jeden z ostatnich jest skierowany do młodych mam, które chcą wrócić do pracy.

Co bym chciała im powiedzieć? Wszystkim kobietom? Żeby dały sobie czas na poznanie i polubienie siebie. Na wyrobienie sobie o pewnych rzeczach własnego zdania. Nie powtarzajmy sloganów, które podrzucają nam inni, ani tych, które słyszałyśmy w domu. Mam poczucie, że obecnie wywiera się na nas ogromną presję bycia idealną w każdej dziedzinie i w każdej roli. Tymczasem przydałoby się nam więcej łagodności, cierpliwości i troski. 

Anja Rubik rocznik 1983. Jest jedną z najbardziej wpływowych supermodelek XXI wieku. Uczestniczyła m.in. w kampaniach Saint Laurent, Chloé, Valentino, Versace, Dior, Dolce & Gabbana, Ralph Lauren, Chanel, Gucci, gościła na okładkach najsłynniejszych magazynów. Ambasadorka marek Saint Laurent i Boucheron. W 2017 roku wystartowała z kampanią edukacyjną „Cała Polska zacznie mówić o seksie”, rok później powołała do życia fundację SEXEDPL.

Makijaż: Wilson; Stylizacja włosów: Adrian Własiu/Van Dorsen Artists, Stylizacja Maciej Spadło/Van Dorsen Artists; Asystenntka stylisty: Aleksandra Sewetyniak. Anja ma na sobie Marynarkę MAGDA BUTRYM, kolczyki Boucheron, bluzkę, spodnie Saint Laurent/ Vitkac.com, kurtę i spodnie Saint Laurent / Vitkac.com, kamizelkę, marynarkę, spodnie Saint Laurent/ Vitkac.com.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze