Dar od losu? Katastrofa? Ciąża w dojrzałym wieku nadal budzi wiele kontrowersji. „To jest do ogarnięcia” przekonuje Aga Rogala, pedagożka, autorka książek na temat związków i rodzicielstwa. W jej przypadku dojrzałe macierzyństwo oznacza mniej lęków, a więcej zaufania do tego, co przynosi życie.
Jak ci jest w tej ciąży geriatrycznej? Wybacz, że tak prosto z mostu, ale gdy dowiedziałam się, że do niedawna tak określano ciąże po 35. roku życia omal nie padłam, zwłaszcza, że ja również urodziłam ostatnie dziecko w okolicach czterdziestki.
Na szczęśnie nikt nie użył wobec mnie tego sformułowania, być może dlatego, że od lat jestem pod opieką tej samej ginekolożki, a z racji zalecanych badań także Instytutu Genetyki, a tam czterdziestotrzyletnia kobieta w ciąży raczej nikogo nie dziwi. Spotkałam się jednak już z tą nazwą w rankingu najgorszych określeń dotyczących ciąży.
Słowa mają znaczenie, mam nadzieję, że to określenie, przyznajmy dość pejoratywne, odchodzi do lamusa. I nic dziwnego: coraz więcej kobiet rodzi w dojrzałym wieku.
Moja lekarka podeszła do sprawy zupełnie naturalnie, choć idąc na wizytę, obawiałam się, że mnie ochrzani, powie, że jestem za stara, że powinnam była uważać, lepiej się zabezpieczać. Tymczasem usłyszałam: „Pani Agnieszko, gdyby miała pani 50 lat i planowała pierwszą ciążę, to pewnie powiedziałabym, że to troszkę za późno, ale w pani sytuacji, przy czwartej ciąży, nie mam zastrzeżeń".
Czytaj także: Późne macierzyństwo – nowa norma
Co poczułaś, gdy zobaczyłaś dwie kreski? Radość czy przerażenie?
Trudne pytanie. Na pewno nie radość, ale też nie przerażenie, raczej konsternację. I niepewność związaną z doświadczeniami z przeszłości związanymi ze stratą ciąży na wczesnym etapie. Oswajanie myśli, że jestem w ciąży, rozmowy z mężem, zmiany planów, a potem ronienie i konieczność zmierzenia się z tą sytuacją to bardzo trudne przeżycie. Dlatego tym razem postanowiłam odczeka miesiąc zanim pójdę do lekarza i przyjmę tę ciąże do świadomości.
Domyślam się, że pierwszą osobą, której powiedziałaś o ciąży był mąż. Jak to przyjął?
Podobnie jak ja. Nie mogę powiedzieć, że był przeszczęśliwy, nie był też jednak załamany, bo on ma taką cudowną umiejętność, że nie opuszcza rąk, tylko konstruktywnie podchodzi do zmiany planów, nawet jeśli są to zmiany tak dużego kalibru jak niespodziewane powiększenie rodziny.
I to na etapie, kiedy ma się poukładane życie, odchowane dzieci i rozpędzoną karierę zawodową, a tu nagle znów trzeba wrócić do pieluch.
A był ktoś, komu bałaś się powiedzieć?
Tak. Moje przyjaciółki.
Dlaczego?
Dlatego, że w mojej głowie pojawiły się od razu takie myśli, że będą osoby, które powiedzą, że marnuję swoją karierę, że zaprzepaszczam siebie, a przecież „mogłabym skorzystać z dostępnych w nowoczesnym kraju metod radzenia sobie z nieplanowaną ciążą”.
Czekałam zatem z podzieleniem się tą informacją do momentu, kiedy sama poczuję się oswojona z tą myślą i nową sytuacją.
Czy twoje obawy się sprawdziły?
Poniekąd tak, reakcje były różne, niektóre zadziwiająco powściągliwe. Wiem jednak, że przeważnie każdy patrzy na tę sytuację nie przez mój, ale przez własny pryzmat. Przez pryzmat swojego życia. Optymizm i otwartość nie spadają z nieba, ludzie mają różne potrzeby i gotowość przyjęcia takiego wyzwania. Trochę było mi przykro, ale przecież nic z tym nie zrobię na siłę.
W tym kontekście wsparcie męża musiało być dla ciebie bezcenne.
Tak, byliśmy w tym razem, co dawało mi ogromne poczucie bezpieczeństwa. Nie było mowy o obciążaniu któregokolwiek z nas odpowiedzialnością. Wszystkie trudne sytuacje, które przeżyliśmy razem zawsze cementowały nasz związek, tak było i tym razem.
Macie w domu trójkę dzieci, w tym dwoje nastolatków. Młodzież w tym wieku zazwyczaj nie dopuszcza do siebie myśli, że ich rodzice „robią jeszcze te rzeczy”. Jak oni zareagowali na wieść o kolejnym bracie lub siostrze?
Byli zaskoczeni, tym bardziej, że wielokrotnie powtarzałam, że nie będę miała już więcej dzieci, że teraz pora na moje młodsze rodzeństwo. W rodzinie pojawiły się małe dzieci, moja siostra ma małego synka, mojemu bratu niedawno urodziło się dziecko. U mnie miała być już plaża.
Tymczasem los spłatał figla i wracasz na plac zabaw.
No właśnie. Najstarszy syn przyjął nowinę z dystansem: „O nie, małe dziecko! Będzie płakać”. Córka w sumie się ucieszyła, bo dostrzegła szansę na to, że może pojawić się wymarzona siostra, ale widziałam, że bardzo to przeżyła, emocje schodziły z niej kilka dni. Najmłodszy synek, ośmiolatek, na początku nie dowierzał. Teraz, gdy ciąża jest już wyraźnie widoczna, cały czas mnie głaszcze, dotyka brzucha, zagaduje do siostry, bo już wiadomo, że to będzie dziewczynka.
Czy ta ciąża jest inna niż poprzednie? Jak ją znosisz?
Na pewno tym razem gorzej czułam się na pierwszym etapie – miałam mdłości, źle się czułam, byłam bardzo senna. Szczęśliwie to minęło i odzyskałam siły. W drugim trymestrze w poprzednich ciążach zawsze byłam pełna wigoru, mogłam góry przenosić, tak jest i teraz z tymże wiem już z doświadczenia, że ten power w którymś momencie się kończy. Tym razem dość szybko rośnie mi brzuch, a to skutecznie spowalnia, staram się więc ostrożnie gospodarować energią i nie podejmować zbyt wielu wyzwań. Wciąż jestem aktywna fizycznie i intelektualnie i nie monitoruję specjalnie swojego samopoczucie, po prostu, jak czuję się senna i zmęczona idę się zdrzemnąć.
Nie dbasz o siebie z racji wieku jakoś szczególnie?
Chodzę regularnie do lekarza, wykonuję zalecone badania, zrobiłam badania prenatalne, ale nie trzymam specjalnej diety, nie czytam żadnych artykułów dla ciężarnych. Trochę dlatego, że żyję też innymi sprawami niż ciąża, ale również dlatego, że nie chcę generować w sobie lęków.
Nadmiar wiedzy bywa przekleństwem. Pamiętam, że w czwartej ciąży martwiłam się dużo bardziej niż w pierwszej, gdy byłam młodą dziewczyną i niewiele wiedziałam na temat ciąży i porodu. Bałam się na przykład panicznie wyników badań prenatalnych. Ty się nie bałaś?
Trochę tak, ale nie zaprzątałam sobie tym myśli jakoś specjalnie. Myślę, że zawdzięczam to mojej religijności. Wiara, ale także poczucie, że to jest tak niebywałe, że jestem w tej ciąży: po czterdziestce, z przyczyn zdrowotnych mając owulację co drugi miesiąc, a tym samym owulację co drugi miesiąc. Z tego względu, zwłaszcza w kontekście poprzednich doświadczeń, postrzegam tę ciąże jakoś coś nadzwyczajnego, przyjęłam ją i otwieram się na to, co się wydarzy.
Mam wrażenie, że temat ciąży i macierzyństwa jest napędzany strachem. Podsycają go rynek, media, influencerki. Zewsząd docierają do nas komunikaty, że trzeba coś kupić, zrobić, o coś zadbać, coś zabezpieczyć… Kreuje się potrzeby, bazując na naszej potrzebie poradzenia sobie z nową sytuacją i lękiem o dziecko. Mam poczucie, że jestem od tego wolna. Być może dlatego, że mam już swoje lata, być może też dlatego, że mam troje dzieci i wiem, jak wiele jest spraw, nad którymi nie mamy kontroli.
Wiem już też, że nie dam się już włożyć w żadne ramki: ani macierzyństwa w stylu eko, ani żadnego innego. Przekonałam się już nie raz, że będąc rodzicem, trzeba być elastycznym: są momenty, kiedy czujesz się tak zmęczona, że pozwalasz dziecku na rzeczy, na które nigdy nie pozwoliłabyś, gdy jesteś wyspana i wypoczęta. I świat się od tego nie zawali.
Czytaj także: Kobiety rodzące po trzydziestce żyją dłużej – sugerują badania. Późne macierzyństwo „aktywuje” geny długowieczności?
Postrzegasz tę ciążę jako dar od losu?
Tak ją widzę dziś z perspektywy dwudziestego piątego tygodnia, patrząc choćby na to, jak reagują na nią moje dzieci. Małe dziecko, młodsze rodzeństwo wiele wnosi w rodzinny system. Przekonaliśmy się o tym niedawno, gdy najmłodszy syn pojechał po raz pierwszy na kolonie. Jakże się wtedy zmieniła w domu energia! Nie skupiam się zatem na oczywistych niewygodach, typu pobudki w nocy, ale wyczekuję z radością nowego członka rodziny. Tym bardziej, że wiem, jak dzieci szybko rosną i jak szybko mija czas, kiedy są małe i cię naprawdę potrzebują.
Jestem przekonana, że ta ciąża oznacza dla mnie więcej otwartych okien niż pozamykanych drzwi. Pojawiła się w momencie, w którym od dłuższego czasu szukałam siebie. Zrealizowałam już wiele marzeń, napisałam dwie książki, doszłam do poczucia spełnienia. Pojawiło się pytanie: co dalej, co teraz? I kiedy wydawało mi się, że już sobie wykoncypowałam, jak będzie wyglądała najbliższa przyszłość, okazało, że jestem w ciąży. Pierwsza myśl: „Ale jak to? Teraz?!". Tak jakbym usłyszała huk zatrzaskiwanych drzwi. Po chwili jednak przyszła refleksja: „To jest właśnie to „co dalej”, kolejny krok na drodze realizowania siebie.
Jak myślisz, jak małe dziecko zmieni wasze życie?
Na pewno spowolni. Już spowolniło. W ostatnim czasie tak pędziłam, że mogła zatrzymać mnie albo ciąża albo choroba. To ja już wolę być w ciąży, niż się zastanawiać, czy wyzdrowieję, czy przeżyję.
Dlaczego tak pędziłaś?
Bo ja jestem bardzo głodna nowych doświadczeń, nowych wyzwań, nowych projektów. Bardzo dużo na siebie biorę. Mam problem z delegowaniem zadań. Obecna sytuacja zmusiła mnie do tego, żeby zacząć dzielić rzeczy na ważne i mniej ważne, a z tych najmniej ważnych rezygnować. Pewne sprawy muszę delegować, inne przeorganizować.
Gdy okazało się, że jestem w tej ciąży i zaakceptowałam ją w pełni, postanowiłam ją celebrować. Jako terapeutka rodzin prowadzę profil w social mediach, gdy podzieliłam się z obserwatorami radosną nowiną, dostałam mnóstwo wiadomości. Wiele kobiet pisało, że też by chciały, ale się boją, inne opowiadały, że spotkały się z odrzuceniem i niezrozumieniem. Twierdziły, że moje podejście dodaje im siły, że jest im lepiej. Pomyślałam sobie wtedy, że moja postawa wobec tej sytuacji może być misją, przykładem tego, że niespodziewana ciąża w dojrzałym wieku jest do ogarnięcia.
Ktoś nawet napisał na Instagramie, że dzięki tobie wzrośnie w Polsce dzietność.
Wiele osób pisało do mnie w tym tonie, i to nie tylko kobiety, także mężczyźni. Być może światu potrzeba właśnie takiego świadectwa, kogoś, kto ma znaną twarz i powie głośno: „Słuchajcie to nie jest koniec świata, to nie jest koniec ciebie. To jest po prostu nowy rozdział, twoja nowa odsłona”.
Pozytywne wsparcie, którego doświadczasz w Internecie to cenny przykład dobrej strony mediów społecznościowych.
To prawda, spływa na mnie morze ciepła. Ludzie mi gratulują, piszą, że trzymają za mnie kciuki, że zaglądają na mój profil, żeby złapać pozytywne nastawienie. Dostaję też mnóstwo komplementów, że dobrze wyglądam, że ciąża mi służy. Wsparcie, którego doświadczam najlepiej podsumowuje wiadomość, którą dostałam, gdy opublikowałam rolkę, która nakręciła moja córka, kiedy ujawniłam płeć dziecka. Pewna dziewczyna napisała, że bardzo się cieszy i przeżywa to tak, jakby to była taka trochę nasza wspólna ciąża. Czuję podobnie.
Nie dostałaś żadnych złośliwych komentarzy?
Ktoś tam napisał: „siwe włosy, a w ciąży” albo „w tym wieku, wypinanie brzucha jest niesmaczne”, ale niemiłe komentarze są naprawdę nieliczne.
Wpuszczając ludzi poprzez media społecznościowe do swojego świata trzeba się liczyć z różnymi reakcjami i zachować wyjątkową czujność. Podzielisz się zdjęciem córeczki na Instagramie? Ostatnio dość dużo dyskutuje się na temat sharentingu.
Od dłuższego czasu nie publikuję zdjęć dzieci na swoim profilu, zamieszczone tam przed laty zdjęcia usunęłam. Jestem osobą publiczną, wypowiadam się w mediach, występuję w podcastach, mam spore zasięgi i wiem, że z publikacją wizerunku dzieci w internecie wiąże się duże niebezpieczeństwo. Dlatego też nie zamierzam publikować wizerunku twarzy córeczki, choć skoro dzielę się emocjami związanymi z ciążą, podzielę się też na pewno radością po porodzie.
Czytaj także: Wrzucasz zdjęcia dzieci do sieci? Psycholożka mówi o tym, jakie żniwa zbiera sharenting
Jak widzisz przyszłość?
Nie martwię się zanadto na zapas, tu i teraz jest wystarczająco bogate, jutro o siebie zadba. Nie gromadzę jeszcze rzeczy dla dziecka, nie mam spakowanej torby do szpitala, jeśli już myślę o przyszłości, to wyobrażam sobie raczej tę chwilę, kiedy mój maż i dzieci, trzymają tę małą dziewczynkę w ramionach. Cała reszta po prostu będzie się tworzyć.