Według teorii bezkremowych nocy wieczorna pielęgnacja twarzy powinna być minimalistyczna, aby nie zakłócać naturalnych mechanizmów regeneracyjnych zachodzących w skórze podczas snu. Ten swoisty „detoks” ma w teorii przywrócić cerze zaburzoną równowagę i sprawić, że będzie lepiej sobie radziła z zatrzymywaniem nawilżenia. Wizja idealnej skóry bez wysiłku jest bardzo kusząca, a na dodatek pozwala zaoszczędzić sporo środków, bo kremy na noc swoje kosztują. Tylko czy na pewno bezkremowe noce służą każdemu?
Teoria bezkremowych nocy powraca na fali zainteresowania trendem skinimalism. Coraz częściej zauważamy, że nasza pielęgnacja jest „przeładowana”: i kosmetykami, i składnikami aktywnymi, które aplikowane w nadmiarze mogą jej szkodzić, zamiast działać korzystnie. Możemy być też zmęczone nachalnym marketingiem firm, które z mody na skomplikowaną i wieloetapową pielęgnację czerpią bezpośrednie profity. Nic więc dziwnego, że bezkremowe noce jawią się jako dobry sposób zarówno na ograniczenie kosmetycznych wydatków, jak i poprawę stanu skóry.
Ten trend w pielęgnacji nie jest nowością – wylansowali go już ponad pół wieku temu dr Rudolf Hauschka i Elisabeth Sigmund, założyciele marki beauty Dr. Hauschka. Według ich teorii skóra każdej z nas funkcjonuje według ściśle określonego rytmu dobowego. Pik możliwości regeneracyjnych komórki skóry osiągają w godzinach nocnych i nie powinno się w ten proces nadmiernie ingerować. Dr Hauschka, który sam specjalizował się w naukach chemicznych, uważał, że aplikowanie wieczorem zbyt okluzyjnych, bogatych kremów zaburza wspomniany cykl i rozregulowuje cerę. Może ona na przykład reagować nadmiernym przetłuszczaniem, wypryskami albo odwrotnie – łatwo się przesuszać i podrażniać, ponieważ utraciła naturalne zdolności do autonaprawy i zatrzymywania nawilżenia. Swoim klientkom doktor zalecał więc, aby wieczorem zrezygnowały z nakładania kremu i pozwalały swojej skórze „oddychać”.
Finansowo – bez dwóch zdań. W końcu nie musimy już kupować oddzielnego kremu na noc, a nawet jeśli dotąd używałyśmy tylko jeden uniwersalny, będziemy zużywać go mniej.
Co do efektów takiego eksperymentu, sprawa robi się jednak bardziej skomplikowana. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę, że dr Hauschka opracował swoją teorię w czasach, gdy na rynku dominowały ciężkie, tłuste kremy na bazie parafiny. Trudno było znaleźć kosmetyk, który różnił się konsystencją od kremu Nivea w granatowej puszce – bo chemia kosmetyczna dopiero raczkowała. Gdy czytamy więc w teorii dr. Hauschki o tym, że kremy na noc zapychają pory i obciążają skórę, musimy mieć świadomość, że prawdopodobnie miał on na myśli bardzo gęste i bardzo obciążające formuły w stylu wazeliny.
Tymczasem dziś, dzięki osiągnięciom współczesnej chemii i biotechnologii, mamy dostęp do kremów, które o wiele lepiej nawilżają skórę, a przy tym nie są ciężkie ani tłuste. Zawierają one np. kwas hialuronowy, który magazynuje wilgoć w komórkach skóry i nie pozostawia po sobie warstwy okluzyjnej. Dostępne są też specjalne formuły typu non-comedogenic, które nie powodują ryzyka trądziku i jest to fakt potwierdzony badaniami.
Kolejny aspekt, który trzeba wziąć pod uwagę, to wiek skóry. O ile w przypadku młodych osób naturalne mechanizmy odnowy naskórka działają sprawnie, o tyle posiadaczki cery dojrzałej często borykają się z niedoborem naturalnych składników nawilżających (tzw. NMF – Natural Moisturizing Factors). Ich naskórek nie produkuje już takich ilości cholesterolu, skwalanu czy kwasu hialuronowego, które gwarantują odpowiedni poziom nawilżenia, więc trzeba go wspomóc. Nie mówiąc już o powolnym zaniku włókien kolagenowych, które także odgrywają swoją rolę w zatrzymywaniu wody i przedłużają jędrność skóry. Podsumowując, w przypadku cery dojrzałej rezygnacja z kremu na noc nie jest najlepszym rozwiązaniem. Dla jej optymalnego komfortu opłaca się stosowanie formuł o odżywczej, ale nietłustej konsystencji i o właściwościach poprawiających gęstość skóry.
Rezygnację z kremu na noc warto rozważyć, jeśli widzimy, że skóra jest faktycznie przeciążona i podrażniona ze względu na ilość aplikowanych na nią produktów. Taki stan objawia się m.in. większą liczbą wyprysków, zaskórników, zaczerwienieniem i ogólną nadwrażliwością. To sygnał, że prawdopodobnie cera buntuje się od nadmiaru składników aktywnych. Ale nawet w takim przypadku przerwa od nocnej pielęgnacji nie powinna trwać długo – gdy cera odzyska balans i stanie się mniej zaogniona, można wrócić do stosowania na noc delikatnych dermatologicznych kremów o niekomedogennej formule.
Bezkremowe noce można rozważyć także wtedy, gdy cera mocno się przetłuszcza i rano budzimy się z obciążoną, świecącą twarzą. W takiej sytuacji wieczorem można ograniczyć się do nałożenia toniku, serum albo nawilżającej esencji (lub wszystkich razem). Aplikacja kilku cieńszych warstw kosmetyków powinna unormować wydzielanie zbyt dużej ilości sebum.