1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie

Detoks – bezpieczny czy nie? Rozmowa z dietetyczką Justyną Mizerą

Nie ma jednego produktu, od którego chudniemy. Woda z cytryną, grejpfrut, sok z selera – nie ma cudownego środka, który nas uzdrowi. Musimy działać kompleksowo i dostarczyć organizmowi to, czego potrzebuje. (Fot. iStock)
Nie ma jednego produktu, od którego chudniemy. Woda z cytryną, grejpfrut, sok z selera – nie ma cudownego środka, który nas uzdrowi. Musimy działać kompleksowo i dostarczyć organizmowi to, czego potrzebuje. (Fot. iStock)
Wiosna – czas detoksów i diet odchudzających. Stosując je, zachowajmy umiar i rozsądek. To ważne, żeby oczyścić organizm, jednak pamiętajmy, żeby sobie nie zaszkodzić. Jaką w takim razie wybrać dla siebie metodę? Co zrobić, żeby nasze jelita były w dobrej kondycji? I jak zadbać o układ pokarmowy? – pytamy Justynę Mizerę, dietetyczkę, autorkę książki „Ulżyj sobie i… jelitom”.

Mamy kalendarzową wiosnę, wiele osób chce zrobić „sprzątanie” organizmu. Czy detoks jest bezpieczny, czy nie?
Mówiąc krótko: nie.

W okresie wiosennym jest pewne szaleństwo na detoksy. To głównie kobiety mają taką tendencję, żeby je przeprowadzać, i zaczynają np. od wody z cytryną. Oczywiście, zawsze przemycimy trochę witaminy C… jednak to, czy wypijemy wodę z cytryną, z kurkumą, z ogórkiem czy z ananasem, nie ma większego znaczenia. Ważna jest po prostu woda. Jeśli wyrobimy sobie nawyk spożywania jej na czczo, to już jest dobrze, bo nasze jelita tego potrzebują. Dzięki odpowiedniemu nawodnieniu rytm wypróżnień może się poprawić.

Innym częstym pomysłem na detoks jest dieta sokowa, i to najlepiej na bazie selera naciowego – zebrał on już wspaniałe opinie, m.in. jako produkt dobrze wpływający na metabolizm… Ale to tak nie działa. Nie ma jednego produktu, od którego chudniemy. Woda z cytryną, grejpfrut, sok z selera – nie ma cudownego środka, który nas uzdrowi. Musimy działać kompleksowo i dostarczyć organizmowi to, czego potrzebuje. On nam się wtedy na pewno odwdzięczy i ten detoks będzie zrobiony.

Takie płynne detoksy są chyba dość modne.
Terapie sokowe generalnie nie są polecane, bo nie dostarczają wszystkich składników, jakich organizm potrzebuje. Jeśli ktoś już bardzo chce taką terapię przeprowadzić – to nie dłużej niż siedem dni. Na pewno możemy się wówczas pozbyć delikatnych obrzęków czy pewnych złogów z jelit (zalegających mas kałowych) i uzyskać w ten sposób niższą masę ciała. Ta niższa masa ciała będzie też wynikała z redukcji białek mięśniowych (stracimy glikogen z mięśni). Natomiast nie jest tak, że tkanka tłuszczowa wytopi się na skutek spożywania soków. Tłuszcz zgromadzony w komórkach tłuszczowych stanowi nasze źródło energii do wykonywania wielu czynności w ciągu dnia.

Dla osób, które chcą przeprowadzić sokową terapię, niezłym rozwiązaniem będzie spożywanie dwóch posiłków płynnych, a trzech stałych: na śniadanie owsianka lub jajka, na obiad białko i dobrej jakości węglowodany, a przede wszystkim warzywa – zgodnie z najnowszymi wytycznymi tzw. „zdrowego talerza” powinny one stanowić połowę posiłku. Koktajle najlepiej pić na drugie śniadanie i podwieczorek. To będzie najlepszy detoks i próba wejścia w dobre nawyki żywieniowe.

Czy jakieś konkretne warzywa są zalecane do tych koktajli?
Niech będzie już ten seler naciowy. (śmiech) Wszystkie zielone warzywa liściaste, w tym szpinak, natka pietruszki, świetnie regenerują wątrobę. Możemy wówczas mówić o detoksie. Jeżeli chcemy go przeprowadzić, to przede wszystkim wspierajmy narząd w naszym organizmie, który tą detoksykacją się zajmuje. Wątroba ma możliwość regenerowania się nawet w 50 procentach na skutek tego, co zjemy. Jest tu więc duże pole manewru. Do zielonego koktajlu dla lepszego smaku możemy dodać kiwi albo jabłka, które też korzystnie wpływają na wątrobę. Doskonałym wsparciem dla tego narządu jest też burak i zakwas buraczany. Buraki w ogóle, w jakiejkolwiek formie, są w stanie bardzo szybko regenerować wątrobę.

Jeśli zrobimy sobie detoks przed świętami czy majówką, a potem będziemy jeść frytki i popijać colą, to wiele nie zdziałamy, bo wątroba znowu będzie obciążona. Zaczną się pojawiać worki pod oczami, opuchlizna, problemy z żołądkiem, z jelitami, zmiany skórne, zaparcia, problemy z włosami. Dlatego zadbanie o wątrobę to jest ten złoty środek, gdy mówimy o detoksie.

Czy jest jeszcze coś, co by Pani polecała, gdy chcemy przyspieszyć ten proces usuwania toksyn z organizmu?
Na pewno picie większej ilości wody niż dotychczas. Można też wspomagać się herbatkami ziołowymi, które będą wspierały regenerację wątroby. Jak już mówiłam, detoks skupia się wokół tego organu. Jeśli będzie nam sprawnie działała wątroba, to cały organizm powinien pójść jej tropem. Jeżeli wątroba źle funkcjonuje, to od niej zacznie się gorsza praca jelit, a także powstaną inne dolegliwości.

Plamy na skórze, znamiona… po czym jeszcze poznać, że wątroba nie działa najlepiej? Wykonać badania?
Tak, to są najszybsze i najprostsze metody zweryfikowania stanu wątroby. Robimy ogólną morfologię plus oznaczenie enzymów wątrobowych: ASPAT, ALAT. Gdy coś wyjdzie nie tak, udajemy się do lekarza, który zleci szerszy pakiet badań. Możemy też zbadać sobie kał i sprawdzić, czy występuje w nim krew utajona oraz kalprotektyna, która w sposób nieinwazyjny jest w stanie wskazać, że w jelitach może być stan zapalny – wtedy wiemy, który z narządów gorzej funkcjonuje: jelita czy wątroba.

Problemy więc mogą zacząć się od jelit?
Tak, czasem toczą się tam niezależne procesy zapalne, spowodowane np. spożywaniem zbyt dużej ilości cukrów prostych.

Jeśli jednak mamy ogólne przeciążenie organizmu i czujemy, że występują obrzęki, problemy ze skórą, z włosami, z przewlekłym przemęczeniem – wówczas możemy kurację zaczynać od wątroby.

I usunąć toksyny?
Nie tylko toksyny musimy usunąć, ale mogą to być również złogi tłuszczowe, pozostałości po antybiotykoterapii albo po nietrafionej suplementacji, która obciążyła wątrobę. Zwłaszcza zimą mamy skłonność do stosowania różnych kompleksów witaminowo-mineralnych, a niektóre, źle dobrane, mogą być obciążeniem.

Zalecałabym wybierać produkty nieprzetworzone i produkty bio, niezawierające resztek antybiotyków czy stymulatorów wzrostu, które powodują zaburzenie równowagi organizmu.

Na pewno odrzucamy alkohol i wszelkie używki. Niektórzy wierzą, że lampka wina zadziała prozdrowotnie, ale gdy chcemy przeprowadzić detoks wątroby, to na lampkę wina możemy co najwyżej popatrzeć.

Warto też wspierać się podczas detoksu suplementem zawierającym ostropest albo kupić ziarna ostropestu, zmielić je przed spożyciem i dodać np. do owsianki.
Tym, co szczególnie polecam w okresie wiosennym, żeby się odżywić i dostarczyć sobie cennych składników, są kiełki. Możemy je hodować samodzielnie w domu. Jakiekolwiek kiełki (brokuła, rzodkiewki, słonecznika, buraka, lucerny) dostarczają wszystkich niezbędnych mikro- i makroskładników.

Chciałam jeszcze zapytać o metodę oczyszczania wątroby według Tombaka, polegającą m.in. na piciu oliwy z sokiem z grejpfruta lub cytryny, robieniu ciepłych okładów. Jest ona bardzo popularna i wiele osób ją chwali. Wymaga oczywiście kilkudniowego przygotowania, lekkiej diety, picia soków z jabłek i buraka. W Internecie krąży też wiele podobnych przepisów związanych z „oczyszczaniem” wątroby. Istnieje jednak ryzyko, że gdy mamy kamienie i oczyszczanie jest nieumiejętnie prowadzone, może ono doprowadzić do pęknięcia woreczka żółciowego.
Tak, jeśli są kamienie, to istnieje takie ryzyko. Większość porad Tombaka wykasowałabym z sieci. Wiele jest tutaj mitów, za którymi nie stoją żadne rzetelne badania. Przykładem jest np. woda strukturyzowana, która rzekomo ma inne właściwości.

Porady dotyczące picia soku z oliwą nie mają naukowego potwierdzenia. Oczywiście oliwa czy inne zdrowe oleje będą dobrze działać na wątrobę i wspomagać jej oczyszczanie, ale nie mogą być stosowane w nadmiarze, bo efekt będzie odwrotny. Jeśli będziemy pić za dużo tłuszczu, nawet tego zdrowego, to pojawi się problem z jego metabolizowaniem.

Zakłada się, że potrzebujemy około 1 grama tłuszczy na kilogram masy ciała, a więc jeśli ważymy 60 kg to powinniśmy dziennie spożyć 60 g tłuszczy (różne rodzaje kwasów tłuszczowych). Do 10 proc. mogą to być tłuszcze nasycone. Najwięcej ma być jednonienasyconych: pestki, nasiona, oliwa, oleje tłoczone na zimno. Ostatni – bardzo ważny – rodzaj kwasów tłuszczowych to te z rodziny omega-3 i omega-6, z naciskiem na omega-3 – ten rodzaj kwasu (pomijając tłuste ryby morskie) występuje w oliwie, ale więcej go jest w oleju lnianym, w awokado i oleju z awokado.

Wracając do tematu oczyszczania: gdy mamy do czynienia z medycyną chińską lub ajurwedyjską – te receptury mają długą tradycję, sprawdzane są od tysięcy lat i na nich możemy bazować. Z kolei medycyna konwencjonalna opiera się na licznych badaniach, co zmniejsza ryzyko, że sobie zaszkodzimy.

A co z głodówkami? Znam osoby, które stosują je regularnie od lat i czują się po nich doskonale, bo pozbywają się złogów, uszkodzonych komórek. Możemy je przeprowadzić sami czy musimy zawsze pod okiem lekarza?
Głodówki od lat są kontrowersyjne, ale „coś” w nich jest. Udowodniono naukowo, że w czasie głodówki występuje zjawisko apoptozy, czyli samozjadania przez organizm uszkodzonych komórek, wolnych rodników. Dlatego głodówki mogą dawać taki „oczyszczający” rezultat. Można zmusić organizm do apoptozy, ale pamiętajmy, że nie każdy organizm będzie to potrafił. Może być wiele barier w organizmie danej osoby, o których ona nie ma pojęcia, i to zjawisko nie będzie zachodziło prawidłowo.

W głodówkę trzeba umieć wejść, przeprowadzić ją i umieć z niej wyjść. Tymczasem wiele pań, przeglądając portale, postanawia, że zaczną danego dnia robić głodówkę i zabierają się do tego bez przygotowania. Powinno się to odbywać pod okiem specjalistów. Ja się głodówkami nie zajmuję, bo nie czuję, żebym miała kompetencje przeprowadzania kogoś przez ten proces. Gdy osoba decyduje się pierwszy raz na głodówkę, dobrze, aby była pod obserwacją, np. na jakimś wyjeździe ze specjalistą. Reakcje mogą być różne. Zawsze może wystąpić zjawisko hipoglikemii i związane z nim omdlenia. Jesteśmy w stanie dbać o organizm na bieżąco, bez podejmowania drastycznych kroków.

Czy nie jest tak, że jedni dbają, a i tak mają problemy, inni z kolei mniej się przejmują stylem życia i tym, co jedzą, ale ich układ pokarmowy wydaje się dużo mocniejszy?
Coraz więcej mówi się o epigenetyce i programowaniu żywieniowym. Należałoby cofnąć się do tego pierwszego tysiąca dni życia: do życia płodowego i do pierwszych dwóch lat życia dziecka, kiedy wszystko się kształtuje. Ostatnie badania pokazują, że to, jak prowadzi się matka w czasie ciąży i jak jest karmione dziecko przez pierwsze dwa lata, rzutuje na to, czy będzie ono miało problemy jelitowe, czy będzie cierpiało na celiakię, na cukrzycę typu 1, otyłość, reumatoidalne zapalenie stawów, choroby skórne – w tym programowaniu żywieniowym zawarty jest duży potencjał. Wiele zależy też od tego, czy dziecko rodzi się naturalnie i czy jest karmione naturalnie (mlekiem matki) przynajmniej przez pierwsze sześć miesięcy. Później dochodzą kwestie chorób w dzieciństwie, różnych zakażeń pokarmowych, antybiotykoterapia. To wszystko wpływa na mikrobiotę jelitową. Z drugiej strony możemy ją w późniejszym wieku modyfikować… Jednak przy dużych zaburzeniach ciężko będzie wrócić na te właściwe tory. A chore jelita to chory cały organizm.

Organizm ludzki, podobnie jak cała przyroda, podlega pewnym cyklom i zmianom. Czy o tej porze roku nasz przewód pokarmowy wymaga specjalnego traktowania? Wiele osób, szczególnie wiosną, cierpi z powodu problemów jelitowych i żołądkowych.
W tych sezonach może być większe nasilenie różnego rodzaju dolegliwości jelitowych, a wynika to m.in. z faktu, że o jelita nie dbamy dostatecznie przez cały rok. Dlatego w okresach przesilenia organizm mówi: „Dość, teraz proszę się mną zająć”. Wiąże się to również z porami roku, z produktami, jakie są dostępne, z tym, co spożywamy. Zimą np. jest większy problem z ilością błonnika w diecie. Jeśli jemy warzywa, to one zwykle mają gorszą jakość i mniejszą ilość składników mineralnych. Spożywamy też więcej tłustych, rozgrzewających produktów. Zbyt duża ilość tłustych potraw powoduje, że „cierpi” wątroba. Mogą więc pojawiać się dolegliwości związane z zaparciami, wzdęciami, z nadmierną ilością gazów, a także poważniejsze schorzenia jelitowe – jak IBS. Wiele zależy od tego, czy dbamy o naszą mikroflorę jelitową regularnie.

Zmiany zachodzą nawet w naszym metabolizmie, który przyspiesza na wiosnę.
Tak, to prawda. Zmienia się nasz metabolizm i możemy wykorzystać ten czas na szybsze odbudowanie mikrobioty, jeśli coś w niej źle działa. Jelita powinny dostawać odpowiednią ilość błonnika, który jest podstawową pożywką dla naszych dobroczynnych bakterii. Jeśli jest go za mało w diecie, zaczyna się niewłaściwa fermentacja, co rzutuje później na cały organizm.

Pani jest specjalistką od jelit. Jak powinniśmy potraktować ten „drugi mózg”, gdy chcemy pozbyć się złogów? I jakiego rodzaju zanieczyszczenia mogą tam występować? Grzyby, patogeny… Mówi się też często, że nabiał powoduje nadmierną produkcję śluzu w jelitach, co przyczynia się do rozwoju niekorzystnych dla nas bakterii.
Jeśli mówimy o zdrowiu jelit, to przede wszystkim musimy pozbyć się dysbiozy, czyli braku równowagi pod względem jakościowym i ilościowym w obrębie bakterii jelitowych. Największym problemem jest, gdy zaczynają dominować bakterie patogenne. Wówczas następuje nasilona komunikacja, idąca przez nerw błędny między jelitami a mózgiem. Fałszywie poinformowany mózg kieruje nas na spożywanie produktów, które mają odżywić tę patogenną mikrobiotę. Dlatego sięgamy po produkty przetworzone, po większe ilości cukru. Mówimy: „Tak coś za mną chodzi… coś słodkiego bym zjadła”. Nie do końca zdajemy sobie sprawę, z czego ta chęć wynika, a zwykle jest to sygnał idący z jelit do mózgu, wysyłany przez patogeny, które chcą jeść. Ta komunikacja jest udowodniona naukowo. A my niestety w tym momencie najczęściej ulegamy i odżywiamy te patogeny, podczas gdy nasze dobroczynne bakterie głodują, a potem umierają, bo dla nich nie ma pożywki. Tymczasem potrzebują one naturalnych substancji prebiotycznych, występujących np. w warzywach.

Najważniejszą sprawą w dbaniu o jelita jest zachowanie równowagi i niedoprowadzanie do przerostu grzybów i bakterii patogennych. Dzięki temu równowaga będzie zachowana w całym organizmie.

Możemy zjeść niewielkie ilości cukru, pod warunkiem że mamy czym odżywiać te dobroczynne bakterie. Wtedy nie spowodujemy namnażania patogenów. Dobre bakterie pilnują porządku w jelitach i wzmacniają ich ściany. Poza tym przyczyniają się do produkcji neuroprzekaźników. Jeśli nie odżywiamy tych dobrych bakterii jelitowych, nie wydziela się nam serotonina w odpowiedniej ilości ani kwas gamma-aminomasłowy, który pomaga nam się wyciszyć i regulować rytm dobowy.

Najgorzej, gdy jesteśmy już cukroholikami i nie potrafimy sobie z tym poradzić. Wówczas, chcąc odstawić cukier, jesteśmy atakowani przez te patogeny, które się go domagają. Mamy też stany związane ze spadkiem nastroju, bo te patogeny mocno wpływają na nasz nastrój.

Co po kolei nam wysiada w organizmie, gdy doprowadzimy do dużej dysbiozy?
Właściwie wszystko. Wystarczy choćby fakt, że 80 proc. komórek odpornościowych znajduje się w jelitach. Jeśli zachodzi w nich dysbioza, odporność zaczyna mocno szwankować. Mamy wówczas do czynienia z różnymi rodzajami infekcji. Mogą to być infekcje pochwy, częste łapanie przeziębień, ale też choroby autoimmunologiczne (najczęściej Hashimoto, reumatoidalne zapalenie stawów). Mówi się już o tym, że dysbioza może wpłynąć na aktywizację stwardnienia rozsianego. Są to więc bardzo poważne zagrożenia. Wszystko zaczyna się od dysbiozy, później jest rozszczelnianie jelita, a na końcu autoagresja organizmu, który już nie jest w stanie przy pomocy komórek odpornościowych rozpoznawać, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem.

A co z płukaniem jelit? Hydrokolonoterapia była do niedawna bardzo popularna, choć wielu lekarzy uważa tę metodę za niebezpieczną.
Pytanie, na ile znamy budowę naszego przewodu pokarmowego… Zresztą możemy tutaj dotrzeć tylko do pewnego odcinka. Nie docieramy do obszarów, gdzie taka dysbioza może zachodzić.

Jednak powiem o czymś, co jest dużo bardziej kontrowersyjne, a mianowicie przeszczep kału.

Brzmi strasznie.
Nie odbywa się to dosłownie. To nie jest tak, że ktoś otrzymuje cudzy stolec. (śmiech) Chodzi o to, że jest pobierany kał od osoby zdrowej, która ma idealną mikrobiotę bakteryjną. Następnie te bakterie są przeszczepiane osobie mającej problemy z otyłością, z zespołem jelita drażliwego, chorobą Leśniewskiego-Crohna. Prowadzone są wokół tego badania kliniczne (głównie na myszach, kilka obyło się na ludziach). Dużo jest niewiadomych, bo bakterie mogą się nie przyjąć albo wystąpi ryzyko zakażenia. Jednak badacze widzą w tym potencjał.

A jak wspomagać mikroflorę naturalnie? Potrzebne są na pewno kiszonki, błonnik, jogurty, warzywa…
Warzywa najlepiej stosować te, które zawierają prebiotyki, czyli czosnek, cebulę, kapary, cykorię. Poza tym owoce: banany, arbuz.

W sytuacji gdy jesteśmy np. po antybiotykoterapii, same naturalne probiotyki i prebiotyki nie wystarczają. Wtedy sięgamy po suplement.

Skąd mamy wiedzieć, które probiotyki łykać, gdy już jest taka potrzeba?
Zazwyczaj mamy problem z tymi, które są najliczniejsze, czyli Bifidobacterium i Lactobacillus. Czasem musimy wziąć probiotyki, które zawierają drożdże. W zależności od tego, co nam dolega: biegunki, zaparcia, przelewania w brzuchu, biegunka podróżnych – przypisane są tutaj poszczególne szczepy i nawet możemy te informacje „wygooglać”. Dobrze jest czasem brać jakiś kompleks probiotyków profilaktycznie, ale niezbyt długo, żeby nie spowodować dysbiozy w drugim kierunku. Jeśli mamy niedobory probiotyków, a z reguły tak jest, to stosowanie przez miesiąc wieloszczepowego preparatu bardziej nam pomoże, niż zaszkodzi.

Wiele osób, szczególnie obecnie, żyje w stresie i poczuciu zagrożenia. Wiadomo, że jelita są organem, na którym trudne emocje odbijają się w pierwszej kolejności.
Trzeba znaleźć własne metody radzenia sobie ze stresem. Ja odpoczywam, gdy idę na trening. Żywieniowo, jeśli chodzi o sam stres, niewiele jesteśmy w stanie zmienić. Na pewno nie powinniśmy go zajadać nieodpowiednimi składnikami i zapijać lampką wina. Jeśli już musimy coś podjeść, to wybierzmy wartościowe przekąski, zawierające witaminy z grupy B (np. pełnoziarniste zboża) i magnez (orzechy, gorzka czekolada) – one wspierają układ nerwowy.

Justyna Mizera, jedna z najbardziej doświadczonych w Polsce dietetyczek. Od wielu lat specjalizuje się w żywieniu i suplementacji sportowców. Prowadzi szkolenia i wykłady z żywienia, m.in. przed Maratonem Warszawskim.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Ulżyj sobie i… jelitom
Autopromocja
Ulżyj sobie i… jelitom Justyna Mizera Zobacz ofertę promocyjną
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze