1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zwierciadło poleca

Wojna w Ukrainie – nawet płakać nie było sił

Wiktoria Chmielnicka z dziećmi, zdjęcie z początku lutego 2022 (Fot. archiwum Wiktorii Chmielnickiej)
Wiktoria Chmielnicka z dziećmi, zdjęcie z początku lutego 2022 (Fot. archiwum Wiktorii Chmielnickiej)
Przed wojną marzyłam o podróżach, teraz już tylko o powrocie do domu – mówi Wiktora Chmielnicka, znana ukraińska prezenterka radiowa.

Artykuł z cyklu „Wojna w Ukrainie. Kobiece historie”

Wiktora Chmielnicka z mężem wychowują dwóch synów, dwunastoletniego Darija i o cztery lata młodszego Gordija. Wojna zastała rodzinę w ich rodzinnym domu, we wsi Gorenka pod Kijowem.

– Nigdy bym nie przypuszczała, że nasza wieś może się znaleźć w strefie frontu – mówi Wiktoria Chmielnicka. – Ale już w pierwszych dniach znaleźliśmy się na linii ognia. Strzały i wybuchy najpierw słyszeliśmy z oddali, potem coraz bliżej. Aż agresorzy zbombardowali sklep i aptekę. Odłamek pocisku zabił małą dziewczynkę i zranił kobietę. Wszystko działo się w pobliżu, tu, obok nas. Mimo to uparłam się, że nigdzie nie uciekamy, tu jest nasz dom. Wkrótce jednak zgasło światło, zabrakło prądu, a także wody i ogrzewania. W tej desperacji pojechałam z przyjaciółką do sąsiedniej miejscowości, aby naładować telefony.

W tym czasie ojciec Wiktorii oraz jej mąż zbudowali w domu piecyk, tzw. burżujkę, ustawili beczkę z kranem, aby łatwiej było się myć i zmywać naczynia.

– Dzięki piecykowi zrobiło się trochę cieplej w piwnicy, w której nocowaliśmy. Gdy już się tak urządziliśmy, przez chwilę życie wydawało się znośniejsze, jeśli można tak powiedzieć – kontynuuje prezenterka radiowa. – To znaczy wciąż się bałam, nie mogłam skupić się na domowych pracach, na dzieciach. Ale noc była spokojna i powiedziałem sobie, że nie będę narzekać, że w końcu wszystko będzie dobrze. Ale nadeszli oni. Zaczęło się piekło – wybuchy, granaty, pociski moździerzowe rozrywały się wokół nas. Wszystko widzieliśmy i słyszeliśmy. Starałam się jak najlepiej trzymać, ale nagle zaczęłam się trząść i ledwo mogłam ugotować zupę, bo wybuchy były już pod oknami…

Do wioski Chmielnickich przyjechała koleżanka Wiktorii, aktorka. Mieszkała w mieście na dziesiątym piętrze wieżowca. Sądziła, że na wsi będzie bezpieczniej. Szybko jednak wróciła do miasta. Do innej znajomej, która jechała samochodem, rosyjscy bandyci otworzyli ogień. Podziurawili auto, ale jej nic się nie stało.

„Mamo, boję się”

– Najtrudniej jest z dziećmi – zwierza się Wiktoria. – Nie wiadomo, co zrobić, jak uspokoić, pomóc, zapewnić poczucie bezpieczeństwa, wytłumaczyć. Zwłaszcza gdy samemu jest się roztrzęsioną.

W pierwszych dniach wojny najmłodszy syn płakał w łóżku i powtarzał: „Mamo, boję się”. A chwilę później, gdy wybuchy były obok nas, Gordij przestał jeść i stale milczał.

W końcu Wiktoria z mężem zdecydowali, że muszą stąd wyjechać, ratować dzieci.

– Nigdy nie przeżyłam nocy, która tak bardzo się dłużyła jak ta przed ucieczką. Modliłam się, próbowałam zasnąć, wyszłam przed dom. Pociski leciały i leciały, płonące domy rozjaśniały ciemną noc straszną, czerwoną poświatą. Nawet płakać nie było sił – opowiada Wiktoria.

Rankiem rodzina wyjechała. W domu został ojciec Wiktorii. Za nic w świecie nie chciał zgodzić się na wyjazd. Oznajmił, że nigdzie nie pojedzie i już. To jest jego dom, jego kury, koty i pies.

– Nie płakałam w dzień wyjazdu, po prostu nie mogłam mówić – opowiada Wiktoria. – Czułam, że to nie dorosła kobieta opuszcza rodzinny dom, ale mała Witoczka, która opuściła ukochanego tatę. Jestem teraz z dziećmi, wydaje się, że jesteśmy jakoś bezpieczniejsi. Cały czas czuję się jednak jak zepsuta lalka, moje emocje są jak na huśtawce, w górę, w dół, nadzieja, wdzięczność losowi, że udało nam się przeżyć, a potem znów rozpacz, łzy, strach. Trzasną drzwi, wydaje mi się, że pocisk przeleciał, słyszę samochód, wyobrażam sobie czołg. Powoli wracam do siebie, zaczęłam jeść, spać, uśmiecham się do dzieci, ale cały czas drżę. Gdy tato długo nie odbiera telefonu, serce podchodzi mi do gardła. On też drży, gdy wydaje się mu, że zbyt długo nie podnoszę słuchawki, kiedy on telefonuje.

Wiktoria zwierza się, że gdy opuszczali wioskę, jej dzieci były w szoku.

– Chcąc, nie chcąc rozglądaliśmy się wokół, ten budynek spłonął, tamten dom został zburzony, nawet cerkiew legła w gruzach. Darij powiedział tylko: „Mamo, mamo” i rozpłakał się – opowiada Wiktoria.

Psychika dziecka jest bardzo wrażliwa. Co zrobić w takiej sytuacji, gdy samemu nie daje się rady z tym nieszczęściem wokół, tym strachem o bliskich. Wiktoria przytulała synów, starała się ich uspokoić. Starała się odpowiedzieć na ich pytania. Wyjaśniła im, że źli ludzie rozpoczęli wojnę i czynią zło, ale dobro zwycięży. Wiktoria stara się nieustannie zająć czymś dzieci, czytaniem, zabawami, aby odwrócić uwagę od otaczającej rzeczywistości. Jedną z ulubionych gier planszowych rodziny są „Podróże po Ukrainie”.

Nawet w piwnicy, gdzie nie było normalnego oświetlenia, Wiktoria czytała dzieciom książki. W domu nie było zapasów świec. Ale przypomniała sobie, że w przeddzień ferii zimowych kupiła na jarmarku bożonarodzeniowym białą latarnię na baterie. Nie mogła przypuszczać, jak bardzo się przyda. Była jedynym źródłem światła.

Życie przed wojną

– W tych trudnych dniach zdałam sobie sprawę, jak szczęśliwe życie miałam przed wojną – mówi dziennikarka. – Dziś mój syn Darij opowiedział swój proroczy sen: wróciliśmy do domu i żyliśmy normalnie, bezpiecznie, bez wojny. Chłopak lubi filozofować i fantazjować.

Wiktoria jest duszą towarzystwa, ma szeroki krąg znajomych. Kiedy już poczuli się trochę bezpieczniej, zaczęła niepokoić się o przyjaciół. Szokiem była dla niej śmierć przyjaciela, znanego aktora Paszy Li. Chronił dzieci podczas ostrzału, zdjął swoją kamizelkę kuloodporną, by osłonić nią dzieci i zginął, miał tylko 33 lata.

– Gdy dowiedziałam się, że Pasza zginął, nie mogłam uwierzyć – opowiada Wiktoria. – Tak bardzo nie mogłam, że zadzwoniłam do niego. Pasza nie odpowiadał. Zaczęłam modlić się za niego i nagle poczułam, że Paszy już nie ma.

Trudno opisać słowami, co przeszły Wiktoria i jej rodzina. Stara się być silną kobietą. Nie szukała pomocy specjalistów – psychiatrów, psychologów dla siebie i dzieci, bo jak i gdzie? Stara się podołać wszystkiemu sama. Otacza się ludźmi silnymi, którzy wierzą, że wszystko będzie dobrze, roztaczają pozytywną energię, podtrzymują nadzieję. Sama w to wierzy i tę wiarę wpaja swoim synom.

W jednym z postów w mediach społecznościowych z pierwszych dni wojny napisała: „O dziwo nie rozpaczamy tutaj, dlatego że skupiamy się tylko na tym, co w danym momencie najważniejsze: dobrze przespaliśmy noc, zjedliśmy coś porządnego. W otoczeniu wojny sprzątamy mieszkanie, czytamy książki, staramy się żyć tym, co jest teraz”.

Teraz Wiktoria mówi: – To wszystko boli niemal fizycznie, dusza mi pęka. Marzę o jak najszybszym powrocie do spokojnego życia. Do życia, w którym wszyscy odbudujemy kraj. Modlę się do Boga, aby wojna wkrótce się skończyła. Przed wojną marzyłam o podróżach, a teraz marzy mi się jedno – wrócić do domu. Chcę, żeby dzieci chodziły do szkoły, uczyły się, pragnę znów gotować im ich ulubione syrniki [placki z sera i mąki – przyp. tłum], żeby wszyscy bliscy żyli i mieli się dobrze. Wtedy będę naprawdę szczęśliwa!

Olga Smietanska, dziennikarka z Kijowa. Jej specjalnością zawodową są rozmowy ze sławnymi ludźmi z różnych stron świata: naukowcami, artystami, pisarzami. Jest też autorką projektu społecznego: „Świat po pandemii”, będącego również cyklem rozmów z ekspertami różnych dziedzin

Przekład: Piotr Janczarek

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze