Już w lutym wysiałam pierwsze nasionka, aby jak najszybciej cieszyć się jego smakiem. Uwielbiam różne strączki, gotowana fasolka jaś to u nas w domu częsta przekąska. Ale nic nie równa się ze świeżym bobem!
Gdy tylko pojawiają się na straganach maleńkie i młode nasionka, gotowa jestem zapłacić za nie majątek. Moi synowie zjedzą tyle bobu, ile im dam (dlatego muszę pilnować, żeby nie popękali).
A co takiego kryją w sobie strączki, dlaczego warto po nie sięgać? Bób jest sycący, ma także wiele walorów odżywczych. Jak wszystkie nasiona zawiera sporo białka, ale i węglowodanów, z czego niemal połowa to błonnik. A błonnik jest tym, czego brak większości z nas. Żeby jelita pracowały sprawnie, aby przeciwdziałać wahaniom poziomu cukru, nie czuć głodu, regularnie się wypróżniać, oczyszczać organizm ze szkodliwych substancji oraz zapobiegać nowotworom jelita grubego i odbytu (ale również piersi). Błonnik jest także niezbędny w przeciwdziałaniu chorobie niedokrwiennej serca, karmi nasze bakterie jelitowe i tym samym poprawia odporność oraz nastrój.
Z kolei białko z bobu jest tak cenne, że coraz częściej robi się z niego izolaty i dodaje do różnych produktów dla wegetarian i wegan.
Bób ma w sobie bardzo dużo magnezu, żelaza, miedzi i witamin z grupy B z kwasem foliowym na czele. Dzięki tym składnikom nasz układ nerwowy może działać sprawniej i spokojniej, mniej rzeczy wytrąci nas z równowagi, a jeżeli już, to łatwiej będzie nam się uspokoić i spokojnie spać. To także wartość dla wszystkich dbających o serce.
No i bób nie jest kaloryczny. Porcja wielkości kubka może nas nasycić dzięki białku i błonnikowi, a dostarczy około 200 kcal.
Myślę, że pora przejść do kuchni. Wiem, że wielu z nas lubi bób polany topionym masłem. Ale pamiętajmy – wtedy już nie ziarenka będą winne naszemu przybieraniu na wadze! Zachęcam więc , żeby zmodyfikować przepis i posypać bób jedynie siekanym koperkiem, czosnkiem, odrobiną soli i skropić niewielką ilością oliwy lub dobrej jakości oleju. Bób, szczególnie młody, jadam ze skórką – nie mam problemu z jej trawieniem. Podobnie nie zdejmuję jej, przygotowując kotleciki, które przyrządzam, miksując nasiona ugotowanego bobu z jajkiem, koprem i namoczonym czerstwym chlebem. Jeżeli jednak daję bób do sałatki, to zazwyczaj go obieram, przede wszystkim ze względu na wygląd.
Dodam również, że bób jadłam w ciąży, jadłam, karmiąc piersią i podaję go moim dzieciom od ich pierwszego roku życia, a Tadek dostał go nawet w 10. miesiącu, bo tak się sezony zgrały z jego przyjściem na świat. I nikomu nic złego się nie stało! Próbujcie pomalutku, zadbajcie o mikrobiotę wspierającą trawienie strączków
Osoby starsze też nie powinny się go obawiać, przeciwnie, są badania pokazujące, że cenne składniki w nim zawarte mogą przeciwdziałać rozwojowi choroby Parkinsona!
Gotując bób, posólmy go w ostatniej chwili – dzięki temu nasiona nie będą twarde. Warto do wody dodać koper włoski, kminek, oregano lub rozmaryn – aby zmniejszyć działanie gazotwórcze. I odkryjmy garnek przynajmniej na kilka minut – wtedy również lotne substancje ulecą w powietrze. Im młodsze i świeższe nasiona, tym krócej się gotują – takie prosto z krzaczka gotowe są dosłownie po pięciu minutach.
Z bobu możemy zrobić wszystko – pastę do pieczywa, wspomniane kotleciki, dodać go do wytrawnych muffinek lub zmieszać z pomidorami i mamy szybką oraz odżywczą sałatkę!
Z bobu możemy zrobić wszystko – pastę do pieczywa, wspomniane kotleciki, dodać go do wytrawnych muffinek lub zmieszać z pomidorami i mamy szybką oraz odżywczą sałatkę!
Katarzyna Błażejewska-Stuhr, dietetyczka kliniczna, psychodietetyczka. Autorka bloga kachblazejewska.pl, współautorka książki „Kobiety bez diety. Rozmowy bez retuszu”, Burda Media Polska.