„Jak pan pisze felietony, mając od lat zdiagnozowane ADHD?” Takie pytanie zadała mi ostatnio na spotkaniu pewna pani. Była ciekawa mnie i moich zmagań z odmiennymi stanami skupienia. Odpowiedziałem jej, żeby przeczytała lutowy numer „Zwierciadła”, bo tam znajdzie odpowiedź.
Zanim wpadłem, dzięki Pani, na pomysł tego felietonu i zacząłem pisać ten tekst, w otwartym dokumencie miałem całkiem inny pomysł, a nawet dwa. To, co teraz piszę, miało być tekstem o tym, że nas kiedyś nie chwalono, a jeszcze wcześniej o tym, jak dyskutuję w moim aucie z GPS-em. Jeden z tekstów wydał mi się banalny, a drugi zapisałem w zeszycie, a potem w innym dokumencie pod tytułem „Niedochwa”. Jestem pewien, że mimo to za miesiąc nie będę potrafił do niego wrócić. Po prostu nie znajdę właściwego zeszytu, bo mam ich pięć. Oprócz tego są też kartki popisane i porysowane zalążkami pomysłów. Tak, niektóre pomysły mają formę graficzną. Pisząc to, w tej właśnie chwili czuję niesamowity przypływ energii, próbuję jednak nad tym zapanować i nie wstać, żeby zrobić sobie herbatę. Ta herbata to tylko pretekst, bo wiem, że mnie nosi i moje nogi już są w kuchni, ale jeszcze kurczowo trzymam się klawiatury.
Bardzo chcę, proszę Pani, oddać w tym tekście to, czym jest moje ADHD. Jest tym, że cieszę się, że moja żona przed sekundą weszła do mojego pokoju i spytała, czy mogę zrobić pranie. Powiedziałem jej, że to, co zrobiła, jest moim wybawieniem, a jednocześnie przekleństwem, bo mam teraz pretekst, żeby wstać od stołu, a przy okazji zrobię kolejną, ósmą czy dziesiątą przerwę w pisaniu tekstu o… ADHD! Pranie wygrywa, ale nie wiadomo dlaczego w drodze do pralki („Tylko szybko wrzucę ciuchy!”) staje się dla mnie bardzo ważne to, żeby zadzwonić do kolegi! Dzwonię więc i pięć minut gadamy o pogodzie, bo obaj lubimy, jak pada. Kończę nagle, bo jednak przypomina mi się misja prania, a w tle majaczy jakaś istotna myśl, zadanie... A tak! Felieton o... Wiadomo! Dobrze, już wracam, ale nagle zahaczam o kuchnię – dosłownie. To często mi się zdarza, tak skupiam się na widnokręgu, że zaczepiam o kanapy, stoły i kuchnie. A skoro już o nią zaczepiłem, to dlaczego nie zrobić zaległej herbaty? Wstawiam więc wodę, po czym jednak odczuwam poczucie winy, że nie skończę dziś felietonu. Poczucie winy każe mi do niego wrócić. Piszę, piszę to, co teraz Pani widzi, gdy nagle po parunastu minutach przypominam sobie, że czeka na mnie wrzątek, ale jednocześnie przychodzi mi do głowy pomysł na kolejny felieton, żart do radia i… żeby zapłacić za prąd. Proszę zrozumieć, że wszystko to wydaje mi się teraz ekstremalnie ważne. I trzeba to zrobić natychmiast! Nawet teraz muszę patrzeć na wiewiórkę za oknem. Dlaczego siedzi na karmniku, przecież nie jest drozdem?! Piszę parę zdań, gdy nagle rysuję na kartce obok samochodzik (tak!). I wtedy znowu przychodzi mi na myśl mój wrzątek. Gdy do niego wracam, wrzątek ma już 70 stopni, ale nie przeszkadza mi to zalać torby. To i tak dobrze, bo ostatnio zrobiłem kawę i włożyłem do niej torebkę z herbatą.
Godzinę później, po większych lub mniejszych kraksach myślowych, dopada mnie nagle jakiś boski strumień uwagi i piszę dla Pani jak w transie. Raz tylko zajrzałem do starego klasera ze znaczkami. Dlaczego? Po drodze jeszcze: zapominam o praniu, potem sobie o nim przypominam i robię jeszcze drugie, poprawiam zasłony i zapisuję gdzieś, żeby jutro wystawić śmiecie. Przemyka mi też jeszcze myśl o tym, że powinienem wyjechać z kolegami w Bieszczady. I tak dojechałem do wieczora, felieton został wysłany do redakcji. Misja wykonana. Uff. Przy łóżku czeka na mnie książka, którą czytam od wakacji. Po trzy, cztery kartki. Często po parę razy wracam do początku czytanego zdania. Tytuł to „ADHD. Mózg łowcy i inne supermoce”. Autorka Kristin Leer ma ADHD. Czy będę tę książkę czytał dłużej, niż ona ją pisała?!
Szymon Majewski, dziennikarz, showman, autor, wodzirej