Mistrz. Słowo, które jednych puszy, innych onieśmiela. Nadawane przez komitety, komisje, autorytety. Zarezerwowane dla Messich, Tysonów i Argentyny. A ja ostatnio oszalałem i zacząłem sam do siebie tak się zwracać.
Jeszcze po cichu, żeby nie drażnić otoczenia, ale bezwstydnie tak się czasem tytułuję. I cudownie mi z tym. Oto wymyśliłem swój własny Majewski Komitet Olimpijski i rozdaję sobie medale. Na lewo, na prawo, jak leci. Niejeden fan Ligi Mistrzów albo coach Mistrzów Życia powiedziałby, że to uzurpacja i trzeba mi zabrać uprawnienia, pieczęcie i siedzibę. A ja stoję radosny, zachwycony tym oszustwem i nie zamierzam się poddawać, tylko właśnie wygrywać, dzień w dzień, w moich własnych mistrzostwach świata. Dochwalę się, dopieszczę medalami i wręczę sobie puchary. Chcecie przebieżki po moich ostatnich rekordach? Proszę.
Dwa tygodnie temu zauważyłem w domu podłogę wołającą o pomstę, czyli odkurzenie. I co zrobił Szymon (jakoś fajniej się o tym pisze w trzeciej osobie)?! Otóż zanim ta podłoga stała się zapalnikiem sporu z żoną, Szymon, nie czekając na ponaglenia, chwycił odkurzacz i zassał kłęby kurzu. Nie było lekko, cierpiał, robił to na raty, sapał, siadał i biadolił, ale zrobił to! Nie wiem, jakie uczucie miał Messi, trzymając w ręku Puchar Świata, ale ja, odstawiając odkurzacz na półkę, powiedziałem do siebie na głos: „No mistrz! Mistrz, kurde!”. Kto mi odbierze ten tytuł, skoro tak się wtedy czułem! W kategorii Mąż Majewski wręczyłem sobie złoty medal. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że statystyki były dla mnie nieubłagane i że pewnie siedem milionów facetów na świecie tego samego dnia zbudowało dom albo wykopało studnię, ale pewnie też jakieś 30 milionów typów zaległo na kanapie. Czy jest to więc wynik mistrzowski!? A gdzie tego dnia był Lewandowski? Może i strzelił gola, ale czy odkurzył u mnie, za pralką, na Bielanach? A wiecie, moi drodzy, jaki tam jest dostęp!? Tak jest, każdy z nas jest liderem Barcelony na swoim kwadracie.
Styl, w jakim ostatnio pakuję zmywarkę, mimo niekorzystnych warunków, śliskich talerzy i trudnej pozycji kucznej, zmusza mnie do przyznania sobie w tej kategorii Pucharu Świata. Czy Messi albo Małysz włożyli tak sprytnie kubek pod garnek, że jeden i drugi się umyły?! No mistrz! Jestem przekonany, żem pierwszy w Warszawie w kategorii „56-latek z brodą i długimi włosami, wkładający tego dnia naczynia do zmywarki”! A czy jak ostatnio robiłem sześć kilometrów biegiem po Kampinosie, wokół kanału Łasica, i nagle 300 metrów przed szlabanem przyspieszyłem jak dziki, to nie znaczy, że jestem tego dnia Mistrzem Tej Okolicy Kampinosu? Jestem! Bo tak się czuję! A wiecie, moi drodzy, że siedem miesięcy temu przyszyłem sobie guzik do spodni? Spytajcie Tysona Fury’ego albo Novaka Djokovicia, czy tego dnia sobie cokolwiek przyszyli. I jak powiedzą, że tak, to możecie mi złoty medal zdjąć z piersi. Na razie dzwoni mi na klacie cały ich rząd. Drodzy! Każdy z nas codziennie wygrywa jakieś zawody, tylko o tym nie wie! Ty, dzielny Leszku, jesteś bohaterem, bo zawiozłeś w środę gabaryty do PSZOK-u, a wiem, że ci się nie chciało. Halino, jesteś mistrzynią świata, bo wymieniłaś LED nad kuchenką, mimo że byłaś bardzo na nie. Jestem komikiem, to mi wolno. Ostatnio, jak pięknie i bezbłędnie zaparkowałem tyłem pod sklepem, powiedziałem nieśmiało do pani idącej z zakupami: „No mistrz! Widzi pani, jak zaparkowałem?”. Uciekła! Ale trudno.
Podziw i uznanie dla takich jak ja rodzi się w bólach. Wiem, że łatwiej oklaskiwać Lewego, gdy strzeli karnego. Ale jestem pewien, że to kwestia czasu, że kiedyś Majewski Komitet Olimpijski przeniesie się na stadiony z odkurzaniem, szyciem i ładowaniem zmywarki. I miliony kibiców podziwiać będą, jak Zuzia piecze gołąbki, mimo że jej biomet dołuje. Obiecuję otworzyć i skomentować te zawody. To będzie Liga Prawdziwych Miszczów!
PS Ale felieton! No mistrz!!! Mistrz, kurde!
Szymon Majewski dziennikarz, showman, wodzirej. Wpada w Szał w Radiu Zet, monologuje w Och-Teatrze i mówi z Asią Kołaczkowską w podcaście „Mówi się”.