1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Felietony
  4. >
  5. Placówka kultury wysokiej

Placówka kultury wysokiej

Maciej Stuhr (Fot. Krzysztof Opaliński)
Maciej Stuhr (Fot. Krzysztof Opaliński)
Niewątpliwie sztuka może być źródłem cierpienia. Albo te fotele są jednak zbyt wygodne. Jestem pewien, że gdyby Prus pisał tutaj, koło nas, też by trochę kimnął.

Nie wiem, jak Państwo wyobrażają sobie cykl wydawniczy naszego miesięcznika, ale pewnie nie będzie to dla Państwa zaskoczeniem, że każdy z nas, autorów, ma wyznaczony tzw. deadline, czyli czas, którego absolutnie nie możemy przekroczyć, aby zdążyć do drukarni. Ponieważ dziś jest czwarty dzień po moim deadlinie, to naprawdę niezły moment, żeby w końcu zasiąść do pracy. Dzisiejszy tekst postanowiłem napisać w miłej kawiarni. Zapach kawy, nieśpieszny rytm tego miejsca oraz różnorodność postaci w nim przebywających z pewnością sprawią, że inspiracja do pisania przyjdzie sama. I rzeczywiście! Otworzyłem komputer i już, już miałem zacząć absolutnie niezwykły tekst (historia banknotu stuzłotowego, który wędruje z rąk do rąk zupełnie obcych sobie i niesłychanie różnorodnych postaci), gdy zawibrowała moja komórka i okazało się, że moja ukochana małżonka siedzi w jakiejś wspaniałej, nowoczesnej bibliotece, redagując swoją najnowszą książkę. Niezwykłym zbiegiem okoliczności to miejsce okazuje się oddalone o jeden przystanek tramwajowy od mojej kawiarni. Od słowa do słowa wpadamy na bardzo romantyczny pomysł, żeby niczym dwoje zakochanych studentów zasiąść obok siebie w tej – było nie było – literackiej placówce i popracować razem. Dopiłem zatem espresso, zamknąłem ekran laptopa i ruszyłem do tramwaju. Miałem przez chwilę nawet myśl, czy nie zacząć pisać już w wagonie, ale jeden przystanek to dystans najwyżej na haiku, więc nie.

Sterylny, choć przyjazny gmach miejskiej biblioteki rzeczywiście robił ogromne wrażenie! Mając tak wspaniałego przewodnika, jak zaprzysiężona fanka wszelkich bibliotek, czyli moja ukochana, szybko poznałem wszystkie czytelnie, a także szatnie, rejestracje, toalety i inne zakamarki tej placówki. Po zrobieniu sobie kilku pamiątkowych zdjęć z załogą pracowniczą usiadłem w końcu do pracy w całkiem wygodnym fotelu. Byłem naprawdę bliski postawienia w końcu pierwszych liter, jednak widok młodego mężczyzny siedzącego naprzeciw mnie co chwila odwracał moją uwagę. Chłopak trzymał w ręku pokaźną książkę i najwyraźniej toczył swoją walkę z literaturą. Nic dziwnego, wszak „Lalka” to wolumin pokaźny i ciężki, więc utrzymać go w ręku niełatwo. A przeczytane przez owego czytelnika pierwsze 30 stron na tyle obciążyło jego głowę, że ta, podobnie jak książka, opadała co chwila o kilka centymetrów, co z kolei powodowało gwałtowną i brutalną pobudkę mojego sąsiada. Niewątpliwie sztuka może być źródłem cierpienia. Albo te fotele są jednak zbyt wygodne. Nie ukrywam, że patrzyłem na tę scenkę z rosnącą zazdrością. Jestem pewien, że gdyby Prus pisał tutaj, koło nas, też by trochę kimnął. No dobrze! Czas zacząć!

„Poproszę »Zwierciadło«”. „Nie ma pani drobniej?” „Niestety, tylko stówa…” Początek niezły, ale co dalej? Banknot zostanie w kiosku, potem kioskarz dorzuci go do spóźnionych alimentów, następnie kobieta go zgubi, a znajdzie 12-latek, dla którego będzie on wielkim majątkiem. Kupi sobie figurkę Warhammera... Ech, ciężko się wymyśla, bo dziś ludzie płacą wirtualnie prawie za wszystko. Poza tym coś mi się kojarzy, że kiedyś był już film o bardzo podobnym przebiegu. Dobra, może jednak dziś nie będę pisał o banknocie. Jakaś pani w sąsiedniej czytelni za szybą szczotkuje włosy, dziewczyna obok siedzi w esemesach, odkąd wszedłem. Mój sąsiad z „Lalką” podjął jedyną słuszną decyzję i odłożył książkę na bok, położył głowę na oparciu fotela i po prostu odpłynął. Kto wie, może nawet śni mu się panna Łęcka, która chyba nawet mieszkała jakieś 200 metrów stąd. To niesamowite, jak działa placówka kultury wysokiej. No dobra, tylko co z moim natchnieniem...?

Nie wiem, jak Państwo wyobrażają sobie cykl wydawniczy naszego miesięcznika, ale pewnie nie będzie to dla Państwa zaskoczeniem, że każdy z nas, autorów, ma wyznaczony tzw. deadline, czyli czas, którego absolutnie nie możemy przekroczyć, aby zdążyć do drukarni. Ponieważ dziś jest czwarty dzień po moim deadlinie, to naprawdę niezły moment, żeby w końcu zasiąść do pracy. Dzisiejszy tekst postanowiłem napisać w miłej kawiarni. Zapach kawy, nieśpieszny rytm tego miejsca oraz różnorodność postaci w nim przebywających z pewnością sprawią, że inspiracja do pisania przyjdzie sama. I rzeczywiście! Otworzyłem komputer i już, już miałem zacząć absolutnie niezwykły tekst (historia banknotu stuzłotowego, który wędruje z rąk do rąk zupełnie obcych sobie i niesłychanie różnorodnych postaci), gdy zawibrowała moja komórka i okazało się, że moja ukochana małżonka siedzi w jakiejś wspaniałej, nowoczesnej bibliotece, redagując swoją najnowszą książkę. Niezwykłym zbiegiem okoliczności to miejsce okazuje się oddalone o jeden przystanek tramwajowy od mojej kawiarni. Od słowa do słowa wpadamy na bardzo romantyczny pomysł, żeby niczym dwoje zakochanych studentów zasiąść obok siebie w tej – było nie było – literackiej placówce i popracować razem. Dopiłem zatem espresso, zamknąłem ekran laptopa i ruszyłem do tramwaju. Miałem przez chwilę nawet myśl, czy nie zacząć pisać już w wagonie, ale jeden przystanek to dystans najwyżej na haiku, więc nie.

Sterylny, choć przyjazny gmach miejskiej biblioteki rzeczywiście robił ogromne wrażenie! Mając tak wspaniałego przewodnika, jak zaprzysiężona fanka wszelkich bibliotek, czyli moja ukochana, szybko poznałem wszystkie czytelnie, a także szatnie, rejestracje, toalety i inne zakamarki tej placówki. Po zrobieniu sobie kilku pamiątkowych zdjęć z załogą pracowniczą usiadłem w końcu do pracy w całkiem wygodnym fotelu. Byłem naprawdę bliski postawienia w końcu pierwszych liter, jednak widok młodego mężczyzny siedzącego naprzeciw mnie co chwila odwracał moją uwagę. Chłopak trzymał w ręku pokaźną książkę i najwyraźniej toczył swoją walkę z literaturą. Nic dziwnego, wszak „Lalka” to wolumin pokaźny i ciężki, więc utrzymać go w ręku niełatwo. A przeczytane przez owego czytelnika pierwsze 30 stron na tyle obciążyło jego głowę, że ta, podobnie jak książka, opadała co chwila o kilka centymetrów, co z kolei powodowało gwałtowną i brutalną pobudkę mojego sąsiada. Niewątpliwie sztuka może być źródłem cierpienia. Albo te fotele są jednak zbyt wygodne. Nie ukrywam, że patrzyłem na tę scenkę z rosnącą zazdrością. Jestem pewien, że gdyby Prus pisał tutaj, koło nas, też by trochę kimnął. No dobrze! Czas zacząć!

„Poproszę »Zwierciadło«”. „Nie ma pani drobniej?” „Niestety, tylko stówa…” Początek niezły, ale co dalej? Banknot zostanie w kiosku, potem kioskarz dorzuci go do spóźnionych alimentów, następnie kobieta go zgubi, a znajdzie 12-latek, dla którego będzie on wielkim majątkiem. Kupi sobie figurkę Warhammera... Ech, ciężko się wymyśla, bo dziś ludzie płacą wirtualnie prawie za wszystko. Poza tym coś mi się kojarzy, że kiedyś był już film o bardzo podobnym przebiegu. Dobra, może jednak dziś nie będę pisał o banknocie. Jakaś pani w sąsiedniej czytelni za szybą szczotkuje włosy, dziewczyna obok siedzi w esemesach, odkąd wszedłem. Mój sąsiad z „Lalką” podjął jedyną słuszną decyzję i odłożył książkę na bok, położył głowę na oparciu fotela i po prostu odpłynął. Kto wie, może nawet śni mu się panna Łęcka, która chyba nawet mieszkała jakieś 200 metrów stąd. To niesamowite, jak działa placówka kultury wysokiej. No dobra, tylko co z moim natchnieniem...?

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze