1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. „Jak wywołałem byłą żonę” z Judi Dench – poleca szefowa działu kultury „Zwierciadła”

„Jak wywołałem byłą żonę” z Judi Dench – poleca szefowa działu kultury „Zwierciadła”

„Jak wywołałem byłą żonę”. W rolach głównych Dan Stevens, Leslie Mann, Isla Fisher i laureatka Oscara Judi Dench w swojej najzabawniejszej roli od lat.  (Fot. materiały prasowe M2 Films)
„Jak wywołałem byłą żonę”. W rolach głównych Dan Stevens, Leslie Mann, Isla Fisher i laureatka Oscara Judi Dench w swojej najzabawniejszej roli od lat. (Fot. materiały prasowe M2 Films)
Do kina weszła właśnie najgłośniejsza komedia tego lata. Gwiazda filmu, wspaniała Judi Dench, tylko nam zdradza, dlaczego ta produkcja ma dla niej wartość sentymentalną i, opowiadając o pracy na planie, wraca do swojej młodości i dzieciństwa.

– Propozycja, żebym zagrała Madame Arcati jest w pewnym sensie spełnieniem marzeń – mówi Dench siedząc w studiu, gdzie powstawała część zdjęć do filmu „Jak wywołałem byłą żonę”. Ta przyjemna komedia jest adaptacją teatralnej farsy brytyjskiego dramaturga Noëla Cowarda (1899-1973). Zgodnie z polskim tytułem (innym niż oryginalny „Blithe spirit”, czyli dosłownie „beztroska duszyczka”, choć u nas sztuka Cowarda znana jest jako „Seans”) to opowieść o wywołanym podczas seansu spirytystycznego duchu pierwszej żony. Duch wywołany zostaje przypadkiem, kiedy niejaki Charles Condomine, pisarz w kryzysie twórczym, wraca myślami do swojej nieżyjącej małżonki, muzy, źródła natchnienia i najlepszych literackich pomysłów. Nostalgia dopada go akurat w czasie prywatnej sesji wywoływania duchów prowadzonej przez cenione medium Madame Arcati. Efekt? Arcati ściąga panią Condomine z zaświatów, a Charles odzyskuje źródło natchnienia. Problem w tym, że w posiadłości państwa Condomine’ów rezyduje już druga żona. Czy można wysłać ducha z powrotem na tamten świat? A może lepiej próbować jakoś wytrwać w tak nietypowym trójkącie? Kto na tej sytuacji zyska a kto bezpowrotnie wszystko straci?

– Nie śmiem zdradzić, co jeszcze przydarzy się bohaterom, żeby nie psuć komuś zabawy – uśmiecha się Judi Dench. Ikona kina, słynna M. z serii o Bondzie, Królowa Elżbieta z „Zakochanego Szekspira” czy Evelyn Greenslade z „Hotelu Marigold”, o swojej najnowszej roli opowiada z rozbawieniem, ale i wzruszeniem, bo właśnie ta współpraca z kilku powodów miała dla niej wartość sentymentalną.

55-letniemu reżyserowi „Jak wywołałem byłą żonę” Edwardowi Hallowi na planie Dench cały czas powtarzała, jak bardzo przypomina on swojego ojca. Bo to właśnie ojciec Eda Halla był w karierze początkującej Judi Dench postacią kluczową. Peter Hall, wizjoner brytyjskiego teatru z doskonałą intuicją do wyłuskiwania aktorskich talentów, namówił młodziutką Judi, żeby opuściła dotychczasowy zespół Old Vic i grała u niego. Miał rację, to wtedy zaczęła się jej wielka sceniczna kariera, jej głośne szekspirowskie role, do których wkrótce dołączyły role filmowe.

– Poznałam Petera w roku 1962, przekonał mnie do rozwinięcia skrzydeł. Poznałam też wtedy jego rodzinę. Ed odziedziczył po ojcu talent. To takie osobliwe, bo „Jak wywołałem byłą żonę” jest przecież filmem o duchach i ja w pewnym sensie na planie widziałam nawet więcej niż ducha Petera w Edzie. Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam tego doświadczyć.

(Fot. materiały prasowe M2 Films) (Fot. materiały prasowe M2 Films)

Judi Dench przyznaje również, że jest inne wydarzenie, którego nie może zapomnieć, a które przywołują pytania o najnowszy film z jej udziałem. Film, przypomnę, oparty na sztuce Noëla Cowarda, postaci na Wyspach bardzo znanej, w środowisku teatralnym wręcz legendarnej:

– Byłam wtedy bardzo młodą aktorką i kiedy akurat nie grałam spektakli w Old Vicu, znajomi pokazywali mi wszystko, co się da w Londynie. Jednego wieczoru obejrzałam w Teatrze Savoy jakąś adaptację sztuki Cowarda, być może chodziło nawet o „Seans”, tego już nie pamiętam, w każdy razie po spektaklu powiedziano mi, że muszę kogoś poznać. To był on, Coward, ujrzałam go na szczycie schodów. Podszedł do mnie, przedstawiono nas sobie, uścisnęliśmy sobie dłonie. Nigdy tego nie zapomnę, moja ręka pachniała potem jego wodą po goleniu. Chyba potem specjalnie nie myłam jej jakiś czas [śmiech]. Dla mnie to był magiczny moment.

I wreszcie, praca na planie nad filmem, którego akcja toczy się w latach 30. XX wieku była dla Dench podróżą sentymentalną aż do czasów, kiedy była dzieckiem. Kręcili we wnętrzach modernistycznej willi zbudowanej przed II wojną światową, wypełnionej meblami z tamtego okresu, imponujący jest też wybór kostiumów, z których część pochodzi z archiwalnych muzealnych zbiorów z lat 30.

– Pamiętam te czasy. Urodziłam się przecież w 1934 roku – dodaje aktorka – Mój ojciec był lekarzem, z moją mamą, Dublinianką, mieszkali w Yorku. Najpierw urodzili się moi bracia, potem ja. Dużą popularnością cieszyło się wtedy pewne medium, kobieta nawiązująca kontakt z duchami. Mój ojciec ją osobiście poznał, nie wiem, czy jako lekarz czy to on przyszedł do niej. To był dzień po moich narodzinach. Wiem, że owa kobieta powiedziała mu „Bardzo miło mi słyszeć o twojej córce Judith”. Ojciec nie wiedział jeszcze, jak będę miała na imię. I tak właśnie zostałam Judith [śmiech].

Na pytanie, czy wierzy w życie pozagrobowe, Dench odpowiada, że ciężko jest stwierdzić, że po drugiej stronie niczego nie ma, zwłaszcza biorąc pod uwagę niektóre rzeczy, które jej się przydarzyły: – Uważam, że jest cały świat zjawisk, o którego istnieniu nie wiemy.

Dodaje też, że właśnie teraz jest idealny moment na historie takie, jak ta z filmu. O duchach, o miłości aż po grób. Zaadaptowaną na potrzeby kina, ale i naszych czasów, bo twórcy filmu postarali się, żeby wątek rywalizacji między dwoma żonami miał pro kobiece przesłanie. O zmianach względem oryginału Dench mówi z szelmowskim uśmieszkiem: – Ktoś je pokocha, kto inny uzna ją za zbrodnię na oryginale.

Ważne, jak podkreśla, że widzowie mają szansę zapomnieć. O czym?

– O słowie na sześć liter – Judi Dench najpierw zniża głos, po czym zaczyna bezgłośnie sylabizować „c-o-r-o-n-a” – Którego specjalnie nie wypowiem na głos.

I trudno nie przyznać jej racji. „Jak wywołałem byłą żonę” to film skutecznie poprawiający humor. Angielskie niebo wygląda tu jak niebo nad Toskanią, do tego dochodzą intensywnie kolorowe stroje, wnętrza i pocztówkowe krajobrazy, na czele z nieziemsko Białymi Klifami z Dover. Dzieje się dużo i szybko, sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie, a w finale sprawiedliwości staje się zadość. Przyłączam się do rekomendacji Judi Dench: skoro mamy lato, niech więc będzie lekko i przyjemnie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze