Chociaż wiele osób wciąż nie chce lub nie umie o nich mówić, ataki paniki i zaburzenia lękowe to choroby cywilizacyjne. Coraz częściej zajmują się nimi artyści, czego najlepszym dowodem jest litewski film „Wszystko dobrze, dziękuję”, który będzie miał światową premierę 9 października. Z reżyserem Ernestasem Jankauskasem i aktorką oraz producentką Gabiją Siurbytė rozmawiamy m.in. o przełożeniu lękowych doświadczeń na język kina i akceptacji własnych niedoskonałości.
W jakim stopniu wasz film oparty jest na osobistych doświadczeniach?
E.J.: Jesteśmy kreatywną parą i wszystkie nasze filmy w ten czy inny sposób wypływają z czegoś, co nas dotyka i porusza. To Gabija zasugerowała, że powinniśmy zrobić film o osobie zmagającej się z atakami paniki i zaburzeniami lękowymi.
G.S.: Walczyłam z tymi dolegliwościami. Po 10 latach terapii mogę z dumą powiedzieć, że przetrwałam. (chichot) Film jest więc w dużej mierze zainspirowany moimi przeżyciami. To był nasz punkt wyjścia, bo potrafiłam dokładnie opisać, co czułam i co działo się w mojej głowie. Ale bohaterka – neurobiolożka Maria – jest zupełnie inna ode mnie, jej historia to fikcja stworzona wspólnie ze wspaniałą scenarzystką Birute Kapustinskaite.
Jak wiele psychologicznego researchu i konsultacji wymagał film?
E.J.: Dość dużo. Rozmawialiśmy z czterema psychologami i konsultowaliśmy z nimi fabułę. Pomogły nam również osoby, które cierpiały na ataki paniki. Większość z nich to bardzo twardzi ludzie i perfekcjoniści. Chcieliśmy mieć pewność, że nie popełnimy błędów, że mówimy o problemie z dokładnością i bez zakłamań. Oczywiście nasz film to fikcja, podkreślamy to na każdym kroku, ale to fikcja, która zrodziła się z prawdziwych doświadczeń. Włączenie terapeutów w proces powstawania filmu był naturalną decyzją. Wiele się od nich nauczyliśmy i poczuliśmy się pewniej i spokojniej.
Ataki paniki – i w ogóle zaburzenia psychiczne – są bardzo częste we współczesnym świecie. O czym przede wszystkim chcieliście opowiedzieć?
E.J.: O miłości. O możliwości kochania siebie samego bez względu na wszystko. O tym, co musi się stać, żebyśmy zaakceptowali siebie. W dzisiejszym świecie, gdzie ciągle wymaga się od nas perfekcji, bycie niedoskonałym stało się niemożliwe. Ataki paniki to impuls, żeby odnaleźć siebie. Maria, główna bohaterka naszego filmu, chce być akceptowana i kochana taka, jaka jest – nie chce nikogo udawać, zakładać masek, ale lęk przed odrzuceniem przez bliskich jest zbyt duży, więc Maria ciągle gra jakieś role. Próba zadowolenia wszystkich nie może się skończyć powodzeniem – ani w kinie, ani w życiu.
G.S.: Ten okropny wymóg doskonałości we wszystkich sferach życia jest szczególnie dotkliwy dla kobiet, które ciągle walczą o swoje miejsce w domu i pracy, próbując być idealną pracownicą i idealną matką/żoną/córką jednocześnie. Nie pomagają też media społecznościowe, które wmawiają nam, że to możliwe. Czy musimy być idealni, żeby ktoś nas pokochał? Czy kochamy tylko chodzące ideały? Przecież one nie istnieją! Kolejny czynnik to tempo życia. Czasami wydaje się, że świat pędzi zbyt szybko. Nagle nasze ciała próbują nas zatrzymać za pomocą lęku i ataków paniki. Kiedy zdecydowaliśmy się opowiedzieć historię naukowczyni Marii i jej problemów, przedstawiliśmy ją na różnych międzynarodowych wydarzeniach i szybko zrozumieliśmy, że wiele osób albo miało atak paniki, albo zna kogoś, kto musi sobie z tym radzić. To dodało nam sił przy tworzeniu „Wszystko dobrze, dziękuję”; okazało się, że ta historia jest bardziej uniwersalna, niż początkowo myśleliśmy.
W jaki sposób chcieliście przełożyć psychologiczne i fizyczne doświadczenie ataku paniki na język kina?
G.S.: Kiedy masz atak paniki i próbujesz wyjaśnić, jakie to uczucie, okazuje się, że to bardzo trudne. Większość ludzi nawet tego nie dostrzega. To bardzo wewnętrzne i przerażające doświadczenie.
E.J.: Szukałem sposobu na pokazanie tego doświadczenia, bo zależało mi, żeby szeroka widownia mogła się utożsamić z bohaterką. Zainspirowałem się opowieściami ludzi, którzy przechodzili ataki paniki, i zamieniłem je w koszmary wizualne o różnych teksturach, dodając nawet trochę sarkazmu i humoru.
Atak paniki jest w pewnym sensie absurdalny – mózg i ciało reagują na niebezpieczeństwo, które nie istnieje. Zależało wam, żeby film był również czarną komedią?
E.J.: Raczej „dramedią”. Dramatem z domieszką humoru. Nasze życie ma wiele odcieni i ciągle się zmienia. Lekki ton podkreśla również zawartą w tej historii nadzieję. Nie wierzę w kino, które nie przynosi choć odrobiny nadziei, że możemy przetrwać i odnaleźć spokój.
Myślicie, że kino może wpłynąć na rzeczywistość i nasze życie? Nauczyć nas rozumieć emocje innych?
G.S.: Chcielibyśmy, żeby tak się stało. (uśmiech)
E.J.: Tak, zawsze, kiedy przygotowuję film, zagłębiam się w research i moja percepcja się zmienia. Życzyłbym sobie oczywiście, żeby widzowie zrozumieli Marię i podobnych jej ludzi.
Jesteście filmowcami, ale też kinofilami – jak radziliście sobie w trakcie pandemii, gdy kina były zamknięte, a część festiwali odwołana?
E.J.: Przez kilka tygodni byłem zagubiony, ale potem ciężko pracowałem przy postprodukcji filmu i rozpocząłem kolejny projekt. Pomogła mi praca.
G.S.: Wzięliśmy kota, którego bardzo kochamy. Pracowałam też jako wolontariuszka. Dopiero później dopadł mnie kryzys. To było trudne nie tylko ze względu na sytuację w naszej branży. Można było odnieść wrażenie, że nagle cały świat zmienił się nie do poznania i nie zostało nam nic poza bezradną obserwacją. No i czytaniem bzdur w sieci. Wyłączyłam na jakiś czas media społecznościowe. To już było za dużo.
Premiera filmu „Wszystko dobrze, dziękuję” odbędzie się 9 października na Warszawskim Festiwalu Filmowym.