Literackiego przewrotu dokonała tłumaczka Anna Bańkowska. I jak sama pisze we wstępie wydanej właśnie książki:
„Oddając Czytelniczkom i Czytelnikom nowy przekład jednej z najbardziej kultowych powieści, jestem świadoma „zdrady” popełnianej wobec pokolenia ich matek i babć, do których zresztą zaliczam też siebie”.
„Tak jest – razem z wydawcą tego przekładu doszliśmy do wniosku, że w czasach, kiedy wszystkie dzieci wiedzą, że żadna mała Kanadyjka nie ma na imię Ania, Janka czy Zosia, a żaden Kanadyjczyk nie nazywa się Mateusz czy Karolek, pora przywrócić wszystkim, nie tylko wybranym (jak w poprzednich przekładach), bohaterkom i bohaterom książki ich prawdziwe imiona, nazwom geograficznym na Wyspie Księcia Edwarda zaś ich oryginalne brzmienie. […] Podsumowując, przyznaję się do winy: zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze i pozbawiłam je pokoiku na facjatce. Proszę jednak o łagodny wymiar kary, zważywszy na to, że ktoś kiedyś musiał się podjąć tego niewdzięcznego zadania – czytamy we fragmentach wstępu”.
Tłumaczka podkreślała w wywiadach, że „Ania z Zielonego Wzgórza” to powieść jej dzieciństwa. Rzetelnym tłumaczeniem chciała oddać hołd pisarce i uszanować jej wolę. Poza tym takiego tłumaczenia (gdzie m.in. zostają zachowane oryginalne nazwy) domagało się czytelnicze środowisko. Osoby dobrze znające angielski i czytające książkę w oryginale wyraźnie widziały różnice… Najlepszym przykładem jest właśnie tytułowe „wzgórze”, które towarzyszy nam od pierwszych przekładów. Autorką „malowniczej” wersji była Rozalia Bersztajnowa – polska tłumaczka jako pierwsza przełożyła powieść na początku XX wieku. Zaproponowane przez nią „wzgórze” przyjęło się we wszystkich późniejszych wydaniach (a było ich wiele), również w tych ostatnich. Pomimo uroku nie jest to jednak dokładne tłumaczenie. Słowo „gable” w języku polskim oznacza szczyt, a konkretnie chodzi tu o „szczyt” domu: trójkątną ścianę, którą widzimy pod spadzistym dachem. Tak więc „wzgórze”, które od razu przywodzi na myśl ukształtowanie terenu, tak naprawdę odnosi się do „ukształtowania” domu, bardzo popularnego w Kanadzie. Choć na forach trwają dyskusje o to, czy wzniesienia na Wyspie Księcia Edwarda (z której pochodzi autorka i na której toczy się akcja książki) można uznać za wzgórza, sama Lucy Maud Montgomery z pewnością nie miała na myśli pagórków, ale typowe kanadyjskie domy ze „szczytami”.
W rozmowie z PAP Anna Bańkowska wyjaśniała, że sprawę przesądziły dzienniki Lucy Maud Montgomery. Ubolewała ona, że w licznych przekładach jej książki słowo „gables” nie zostało prawidłowo przetłumaczone, choć miało to dla niej duże znaczenie (napisała nawet dwa wiersze o swoim „gable room”).
Sam tytuł to zaledwie początek rewolucji. W nowym przekładzie mamy oryginalne imiona i nazwy miejsc. Tłumaczka skupiła się także na precyzyjnych nazwach roślin, leków, a także na tropieniu w powieści poetyckich cytatów, których Montgomery (miłośniczka literatury) wiele umieściła. Rozpracowanie ich okazało się niemałym wyzwaniem.
Jak tłumaczono tytuł „Anne of Green Gables” w innych językach?
Trudno zrobić pełny przegląd, bo powieść, uwielbianą m.in. przez Marka Twaina, przetłumaczono na prawie 40 języków. Najdokładniej zrobili to Francuzi, umieszczając w tytule słowo „dom”: „Ania z domu o zielonych szczytach”. Hiszpańskie i ukraińskie tłumaczenia mówią o zielonych dachach. Niemcy i Brazylijczycy zostawili oryginalny fragment w tytule (jakby „Green Gables” było nazwą miejscowości). Z kolei Włosi i Portugalczycy postanowili nie wdawać się w tego rodzaju dyskusje i po prostu zatytułowali książkę: „Ania o rudych włosach”. Może więc nadszedł czas, żeby rudowłosa dziewczyna powróciła ze wzgórza do pokoiku pod zielonym, strzelistym dachem…