1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. „Anatomia upadku”, czyli zbrodnia niesłychana, pani zabiła pana. Czy naprawdę to zrobiła? [Kryminalne uczty. Cykl Joanny Olekszyk]

„Anatomia upadku”, czyli zbrodnia niesłychana, pani zabiła pana. Czy naprawdę to zrobiła? [Kryminalne uczty. Cykl Joanny Olekszyk]

Joanna Olekszyk, redaktorka naczelna „Zwierciadła” (Fot. Robby Cyron)
Joanna Olekszyk, redaktorka naczelna „Zwierciadła” (Fot. Robby Cyron)
„Wyznaję zasadę, że zawsze znajdzie się czas na dobry kryminał. Dobry, czyli mający perfekcyjnie skonstruowane intrygę i psychologię postaci, rozgrywający się w ekscytującym otoczeniu lub okolicznościach oraz mówiący nam coś więcej o świecie i nas samych. Kryminały mają moc przywracania porządku i spokoju ducha, ale najbardziej cenię je za to, że uczą nas myśleć” – tymi słowami Joanna Olekszyk, redaktorka naczelna miesięcznika „Zwierciadło”, inauguruje swój nowy cykl „Kryminalne uczty”. W pierwszym odcinku omawia znakomitą „Anatomię upadku”.

Dramat sądowy to wdzięczny gatunek, pozwalający twórcom precyzyjnie budować napięcie, wprowadzać liczne zwroty akcji, a przy okazji przedstawiać pogłębione studium charakterów i relacji międzyludzkich. Znamy to choćby z legendarnych „Dwunastu gniewnych ludzi” z Henrym Fondą, świetnej „Anatomii morderstwa” z Jamesem Stewartem czy też z takich popularnych obrazów, jak „Ludzie honoru”, „Czas zabijania” albo „Podejrzany”. Zachwycony widz z zapartym tchem obserwuje znany, a jednak zawsze tak samo emocjonujący rozwój wypadków. Który świadek mówi prawdę, a który tylko kreuje swój wizerunek i ostatecznie pęknie przyparty do muru? Co powie biegły sądowy? Czyje zeznania zostaną umiejętnie przekręcone przez prokuratora, a kto zyska sympatię przysięgłych i publiczności? Kto z kim będzie miał romans? No i ile razy padnie: „Sprzeciw”, „Podtrzymuję”, „Oddalam”. Plus inny – równie „obowiązkowy” – dialog między oskarżonym, a jego adwokatem: „Jestem niewinny, wierzy mi pan?”, „To akurat nie ma tu najmniejszego znaczenia”? Już nie mówiąc o licznych potyczkach obu stron, nowych, zaskakujących dowodach, retorycznym mistrzostwie mów końcowych czy sięgającym zenitu napięciu tuż przed ogłoszeniem wyroku. Wcale się nie śmieję, sama uwielbiam odhaczać w myślach kolejne sądowe must have’y. I tym bardziej chylę czoła przed tymi, którym do tej dość skostniałej konstrukcji udało się tchnąć odrobinę świeżości. A dokonała tego ostatnio Justine Triet, francuska scenarzystka i reżyserka, w „Anatomii upadku”.

„Anatomia upadku” (Fot. materiały prasowe M2 Films) „Anatomia upadku” (Fot. materiały prasowe M2 Films)

Film został już nagrodzony Złota Palmą w Cannes, dwoma Złotymi Globami, BAFTA oraz aż pięcioma nagrodami Europejskiej Akademii Filmowej. Za kilka tygodni będzie mógł zgarnąć kolejne – jest nominowany w pięciu kategoriach do Oscara. I powiem wam, że wcale się temu nie zdziwię, bo jest to – jak to się ładnie mówi – mały wielki film. Skromny, kameralny, niektórzy powiedzą nawet, że nazbyt teatralny. Akcja rozgrywa się praktycznie w dwóch sceneriach: w alpejskim domu małżeństwa Voyterów oraz na sali sądowej w Grenoble. Ławka obsadowa też krótka: znakomita Sandra Hüller w roli Sandry, Swann Arlaud w roli jej adwokata i świetny młody Milo Machado Graner w roli 12-letniego Daniela, niedowidzącego syna Sandry. Zapomniałabym: na uwagę zasługuje jeszcze genialny psi aktor, nagrodzony już psią Złotą Palmą border collie o imieniu Messi. Reżyserka stroni od efekciarskich tricków typowych dla tego gatunku, no może poza dwoma. Jak tłumaczyła w wywiadach, gatunek miał być jedynie ramą, w którą postanowiła włożyć pełną tajemnic, niedomówień i napięć historię małżeńską. Bo „Anatomii upadku” – choć tytułem i kilkoma scenami w sądzie świadomie nawiązuje do wspominanej „Anatomii morderstwa” z 1952 roku – bliżej jest raczej do „Historii małżeńskiej” z 2019, co zresztą przyznaje sama Triet, wyznając, że scena kłótni między Sandrą a Samuelem miała być hołdem złożonym słynnej scenie między Nicole a Charliem z „Historii…”. Jak to ktoś trafnie zauważył: to tak, jakby oglądać historię bohaterów granych przez Scarlett Johansson i Adama Drivera z tą różnicą, że on ginie na początku filmu.

„Anatomia upadku” (Fot. materiały prasowe M2 Films) „Anatomia upadku” (Fot. materiały prasowe M2 Films)

Co wyróżnia „Anatomię upadku” od innych filmów sądowych? Przede wszystkim to, że twórcy – Triet i jej życiowy partner Arthur Harari, współscenarzysta – nie dają nam wszystkich kawałków układanki. Nie widzimy nie tylko samego tytułowego upadku Samuela, ale też nie wiemy, co dokładnie działo się podczas wspomnianej sceny kłótni – w sądzie słyszymy tylko jej zapis audio. Wielu szczegółów – przykro mi was rozczarowywać – nie dowiemy się do samego końca, co zmusza nas do tego, byśmy sami, niczym bohaterowie „Dwunastu gniewnych ludzi”, przeprowadzili dochodzenie dowodowe. W dodatku Sandra, odnosząca sukcesy pisarka, która szybko zostaje oskarżona o morderstwo Samuela, nie jest bohaterką, którą lubisz i z którą od razu się utożsamiasz. Ona nie przymila się do widza. Jawi się jako zdecydowanie silniejsza w tym związku. Odkąd jej mąż, zniechęcony brakiem pisarskiej weny, postanowił się oddać wychowaniu i nauce domowej ich syna – po części powodowany wyrzutami sumienia z powodu tego, że nie zapobiegł wypadkowi, w którym ucierpiał wzrok chłopca – ona rozkwita. Wydaje kolejne książki, zapożyczając niektóre pomysły od męża – jak twierdzi, za jego zgodą. Pojawia się też temat jej romansów czy też romansu. Jednocześnie wiemy, że Sandra przeprowadziła się w Alpy na prośbę męża, który stąd pochodzi i tu postanowił wyremontować dom. Wprawdzie remont nie posuwa się zbyt szybko, tak jakby Samuel celowo uprzykrzał życie swojej rodzinie – piszę „celowo”, bo pierwsza scena dobitnie pokazuje, że celowe uprzykrzanie życia jest jedną z „umiejętności” Samuela. Tak głośno puszcza instrumentalną wersję utworu 50 Centa „P.I.M.P.”, wykonaną przez niemiecki funkowy zespół Bacao Rhythm & Steel Band, że uniemożliwia Sandrze udzielenie wywiadu młodej i atrakcyjnej dziennikarce (motyw biseksualności Sandry jest tu dość istotny). Swoją drogą gwarantuję, że ten utwór będzie was prześladował jeszcze długo po seansie.

„Anatomia upadku” (Fot. materiały prasowe M2 Films) „Anatomia upadku” (Fot. materiały prasowe M2 Films)

Choć pisałam, że bohaterka grana przez Sandrę Hüller nie jest łatwa do polubienia, to ja z czasem nabierałam do niej coraz więcej sympatii i szacunku. To świadoma swojej wartości kobieta, która nie daje sobie wciskać kitu. Nie zamierza się nikomu z niczego tłumaczyć, odmawia brania na siebie poczucia winy. Od pewnego momentu jest zdecydowana, by mówić prawdę i tylko prawdę, nawet jeśli miałaby być ona dla niej niewygodna. Odmawia też oczerniania męża, zrzucania na niego całej winy. I to także – według mnie – jeden z atutów filmu Triet. Samuel z pewnością miał żal do Sandry, że ta odnosi sukcesy w dziedzinie, w której on też by chciał, być może także miał żal za minione romanse, do tego z pewnością poczucie winy z powodu niepełnosprawności syna. Czyżby samobójstwem chciał położyć kres swoim frustracjom? A może wprost przeciwnie – ukarać nim Sandrę? Ona wprawdzie mówi kilkakrotnie, że Samuel to jej bratnia dusza i w końcu nadal z nim jest, ale widzimy też, że jego bierna agresja, wieczne pretensje i stawianie siebie w roli ofiary zaczynają jej coraz bardziej przeszkadzać. Czy to jednak wystarczający powód, by zadać mu śmiertelny cios i zepchnąć z balkonu, a potem pozwolić, by jego ciało znalazł Daniel? A może była to zbrodnia w afekcie?

„Anatomia upadku” (Fot. materiały prasowe M2 Films) „Anatomia upadku” (Fot. materiały prasowe M2 Films)

Jedni eksperci przedstawiają dowody potwierdzające ich hipotezę, po czym kolejni ja obalają. Wiele dowodów jest poszlakowych. Nie znaleziono też ewentualnego narzędzia zbrodni. Śledzimy to wszystko niczym 12-letni Daniel, który przysłuchuje się rozprawie swojej matki, ciągle zadając sobie pytanie: „Czy ona to zrobiła?”. W odróżnieniu od niego nie jesteśmy z nią związani emocjonalnie, więc nasz osąd może być bardziej obiektywny. Z drugiej strony, nie mamy jego backgroundu, nie znamy tak dobrze charakterów Sandry i Samuela, w odróżnieniu od niego nie słyszeliśmy ich rozmów czy też kłótni, nie wyczuwaliśmy podskórnie wrogości czy też miłości między nimi. Ale też – jak słusznie zauważa Sandra – o tym, jaki naprawdę jest czyjś związek, wiedzą tylko osoby w niego zaangażowane, nikt więcej. Ostatecznie tak samo jak Daniel będziemy musieli zdecydować, jaką wersję wydarzeń wybieramy. Ja należę do tych widzów, którzy są pewni swojego ostatecznego wyboru, a wy?

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze