Jest jakaś przewrotna konsekwencja w fakcie, że tylko młoda artystka może nam zafundować bez kompleksów powrotną podróż w czasie.
Namaszczona przez samego Burta Bacharacha, znana już na całym świecie pod pseudonimem Rumer brytyjska piosenkarka śpiewa tak, jakby przeniosła się do końca lat 60. Jej wielkie przeboje – „Slow” i „Aretha” – dowodzą, że tzw. nowoczesna produkcja nie musi być warunkiem powodzenia. Rumer zaprzecza wielu rynkowym regułom: sama pisze sobie muzykę i słowa, nie obawia się dźwięku wiolonczeli, przypomina z głosu Karen Carpenter, a mimo to… wygrywa. Trafia do tych pokładów duszy, w których czai się potrzeba zapomnienia. Burt Bacharach miał rację: to jest ten głos, ta wrażliwość i to poczucie czasu. A może nawet jego brak.
Atlantic