„Milczenie Julie” – belgijski kandydat do Oscara, nagrodzony w Cannes i nominowany do Europejskich Nagród Filmowych pełnometrażowy debiut Leonarda van Dijla – odsłania kulisy wewnętrznych rozterek zdolnej nastoletniej tenisistki. Nie ma tu jednak rakiet roztrzaskanych o kort – jest za to cicha walka o przetrwanie.
Tenis i kino to całkiem zgrany duet. Potwierdził to m.in. ubiegłoroczny sukces filmu „Challengers”, jednak „Milczenie Julie”, wyróżniony w Cannes debiut fabularny Leonarda van Dijla, który właśnie trafił na polskie ekrany, odkrywa o wiele mroczniejsze strony tego fascynującego sportu. Bohaterką opowieści jest Julie, młoda i bardzo zdolna tenisistka, której ułożone życie zaczyna się rozpadać, gdy w klubie, w którym trenuje, dochodzi do skandalu: trener dziewczyny zostaje bowiem zawieszony z powodu samobójstwa jednej ze swoich uczennic. Oskarżenia o zbyt bliski kontakt z zawodniczkami, które padają w jego kierunku, sprawiają, że wszystkie oczy zwracają się ku Julie, która zamiast złożyć zeznania postanawia, ku zaskoczeniu wszystkich, milczeć i skupić się przede wszystkim na grze.
Nadzieja Belgii na nominację do Oscara to poruszające kino i przemyślane, znakomicie skonstruowane studium charakteru młodej tenisistki pod presją – precyzyjnie napisane i wyreżyserowane, ale przede wszystkim zadające ważne pytania o sens milczenia kobiet w starciu z wyrachowanym oprawcą. Imponujący dramat psychologiczny z mocną tytułową rolą po mistrzowsku porusza temat niebezpieczeństw tkwiących w relacjach opartych na władzy, dominacji i kontroli – w szczególności tych między młodymi uczniami a ich dorosłymi mentorami. To również niekonwencjonalna historia nadużyć; opowieść o traumie, sztuce manipulacji i wyzwaniach związanych z tłumieniem emocji – inteligentna, trzymająca w napięciu; bardzo „cicha” i intymna, ale angażująca.
„Milczenie Julie” (Fot. materiały prasowe Stowarzyszenia Nowe Horyzonty)
Julie tkwi w stanie ciągłego niepokoju i niepewności. Jest rozdarta, ale zręcznie ukrywa swoje uczucia. Jej postawa nie podlega jednak żadnym negocjacjom i nastolatka stanowczo odmawia składania zeznać i tego, aby trauma zniweczyła jej karierę. Początkowo jej milczenie wydaje się być oznaką zagubienia i zdrady, jednak z czasem zaczynamy dostrzegać, że powód, dla którego nie zeznaje, jest o wiele bardziej złożony. Julie wie jak patrzą na nią inni – z zazdrością i dystansem. Wie też, że będzie oceniana bez względu na to, co powie lub zrobi. Jej milczenie nie jest więc oznaką słabości, a mechanizmem obronnym, objawem ogromnej siły i odwagi. Tu ogromne brawa należą się występującej w roli głównej Tessie Van den Broeck, debiutującej na ekranie prawdziwej tenisistce, która doskonale rozumie stres i presję wywieraną na młodych zawodniczkach, co nadaje jej kreacji wiarygodności.
„Milczenie Julie” (Fot. materiały prasowe Stowarzyszenia Nowe Horyzonty)
Van Dijl zręcznie unika bezpośredniego poruszania tematu. Nie wchodzi w szczegóły nadużyć i po prostu podąża za Julie, pokazując jak trener wpłynął na jej życie i ile wysiłku wymaga od niej milczenie. Nic nie jest tu ujawnione wprost, a widzowie muszą sami wypełnić luki w historii i czytać między wierszami. Czy Julie została skrzywdzona? Czy wie o innych nadużyciach, ale milczy, bo nie chce zrujnować sobie przyszłości? A może nic nie wie i nie umie pojąć, w jaki sposób oskarżenia korelują z mężczyzną, z którym jest tak blisko? Seans nie daje nam jasnych odpowiedzi, a raczej zaprasza do wysnucia własnych wniosków.
„Milczenie Julie” (Fot. materiały prasowe Stowarzyszenia Nowe Horyzonty)
Nad filmem nieustannie unosi się aura niepokoju i grozy, a ostateczny emocjonalny cios zwala z nóg. Nie jest to jednak kino dla każdego – ci, którzy nie pałają miłością do filmów w klimacie slow cinema, mogą przebierać nogami z niecierpliwości. „Milczenie Julie” z empatią podejmuje jednak ważny temat i analizuje powody, dla których ofiary decydują się milczeć. Pokazuje cienie relacji uczeń-mistrz i rzuca nowe światło na nadużycia, które występują w środowisku sportowym, przypominając przy tym, że nikogo nie da się zmusić do dzielenia się swoją historii, oraz udowadniając, że kino nie musi wprost pokazywać przemocy, aby widzowie wiedzieli, że mają z nią do czynienia. Uczy również, że w niektórych przypadkach milczenie może być jedynym sposobem na przetrwanie.
„Milczenie Julie” w kinach od 10 stycznia.