Po dekadach kręcenia entuzjastycznie przyjętych filmów hiszpańskojęzycznych Pedro Almodóvar napisał i wyreżyserował swój pierwszy pełnometrażowy film w języku angielskim – adaptację powieści Sigrid Nunez z Julianne Moore i Tildą Swinton w rolach głównych. „W pokoju obok” to poruszający dramat i piękna opowieść o życiu i śmierci, w której dwie przyjaciółki wspólnie stawiają czoła nieuchronnie nadchodzącemu końcowi. I chociaż dotyka je śmiertelność, proces ten okazuje się dla nich dziwnie afirmujący życie. Oto nasza recenzja filmu.
Pedro Almodóvar nie należy do wielkich fatalistów, ale jego filmy są coraz częściej nawiedza widmo śmierci. W jednym ze swoich ostatnich dzieł, „Bólu i blasku”, mierzył się z tematem starzenia się. Pierwszy anglojęzyczny pełny metraż reżysera wchodzi jednak w odmęty tych refleksji jeszcze głębiej. Nagrodzony Złotym Lwem w Wenecji melodramat „W pokoju obok” z Tildą Swinton i Julianne Moore w rolach głównych przedstawia bowiem historię umierającej na raka dziennikarki, która odnawia kontakt z dawną przyjaciółką.
„W pokoju obok” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
„W pokoju obok” to historia dwóch przyjaciółek w dojrzałym wieku, które od lat nie miały ze sobą kontaktu. Gdy Ingrid dowiaduje się, że Martha walczy z rakiem szyjki macicy w trzecim stadium, poddając się eksperymentalnej immunoterapii, która jest jej jedyną szansą, postanawia odnowić dawną relację. Po kilku spotkaniach Martha, otrzymując informację, że leczenie nie przynosi rezultatów, prosi przyjaciółkę, aby ta pojechała z nią do wynajętego domu za miastem. Kobieta zdobyła bowiem nielegalnie „pigułkę śmierci” i chciałaby, aby ktoś dotrzymał jej towarzystwa, gdy tam odbierze sobie życie. – Rak mnie nie dopadnie, jeśli ja dopadnę siebie pierwsza – mówi, argumentując pragnienie odejścia. Ingrid, przerażona, ale pchana empatią, postanawia wspólnie z przyjaciółką stawić czoła końcowi.
„W pokoju obok” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
„W pokoju obok” to z pozoru klasyczny Almodóvar. Przykuwające uwagę kolory, piękne kadrowanie, trochę strachu przed końcem świata, atrakcyjni aktorzy w wymuskanych strojach – w tym przypadku wspaniały duet Julianne Moore i Tilda Swinton. Nowe dzieło mistrza kina jest jednak wyraźnie naznaczone obsesją reżysera na punkcie śmierci. Hiszpański twórca chwyta ją jednak za rogi, patrzy jej w oczy, prosząc tym samym widzów o stawienie czoła przerażającej rzeczywistości.
„W pokoju obok” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
Reżyser stworzył więc liryczną, ale też pełną napięcia i mroku wariację na jej temat bestsellera Sigrid Nunez, pożyczając od niej niektóre postacie i punkty fabuły, ale opowiadając własną historię, która zabiera widza w kontemplacyjną podróż. To piękna wielowarstwowa opowieść przeplatana retrospekcjami: ponura, ale też bardzo łagodna, a nawet radosna, chociaż porusza kwestię wspomaganego umierania. Traktuje też o przyjaźni i trudnych wyborach, przed którymi stoją główne bohaterki.
To żywo nakręcony film pełen dialogów i szczerych uczuć, w którym dwie kobiety rozmawiają o śmierci, a jedna z nich w końcu odkrywa jak odejdzie. Nigdy nie chciała przestać żyć, ale zmęczyła się strachem, że umrze. Jest kobietą twardo stąpającą po ziemi, która zna siebie i wie, czego chce, ale niespodziewanie wylądowała na nieznanym terytorium. Przejmuje więc kontrolę nad swoim przeznaczeniem i decyduje, kiedy umrze, bo chce sama napisać zakończenie własnej historii. Chce opuścić świat na własnych warunkach, więc planuje każdy szczegół odejścia. I mówi o tym otwarcie, chociaż wcale nie jest jej łatwo.
„W pokoju obok” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
Tilda Swinton i Julianne Moore są jak zwykle znakomite, szczególnie Swinton, która daje monumentalny występ jako kobieta stawiająca czoła śmierci. Moore jako przyjaciółka pomagająca jej dokonać przełomowego wyboru wypada równie świetnie. Jej postać jest ciepła i empatyczna, a Swinton – wrażliwa i krucha, mądra i jak na swój stan pełna witalności. Martha i Ingrid są natomiast wobec siebie bardzo delikatne, troskliwe i czułe. Zwracają się do siebie z ogromną miłością i szacunkiem i z łatwością przechodzą od dramatu do humoru i z powrotem, ilustrując ten rodzaj przyjaźni, o której marzymy w dorosłym życiu: uczciwej, równej i gotowej wspierać drugą osobę, nawet jeśli jej wybór różni się od naszego.
„W pokoju obok” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
Film jest dość prosty, jeśli chodzi o formę, ale za to bogaty wizualnie, a scenografia i kostiumy – iście almodóvarowskie, obejmujące oszałamiające połączenia zieleni i czerwieni. Użycie tych odważnych kolorów wydaje się tutaj bardzo celowe, pokazujące związek między życiem a śmiercią – przykładem są m.in. tarasowe leżanki, garderoba Ingrid lub drzwi, których zamknięcie oznacza punkt zwrotny w życiu i relacji bohaterek.
Ogląda się to świetnie, ale taka estetyczna wspaniałość może też wywołać poczucie winy. Z czasem staje się jednak jasne, że ta kolorystyczna radość to dla bohaterek to pewnego rodzaju bezpieczny kokon, a dla nas – element wciągający do historii. Twórca dobrze wie, jakie kolory ze sobą współgrają, jakie połączenia nas zaskoczą lub zachwycą. Kolory są tutaj sekretnym przesłaniem; językiem piękna, który przypomina nam, jak wspaniale jest żyć. Jeśli można nakręcić pozytywny film o śmierci, Almodóvar właśnie to zrobił.
„W pokoju obok” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
Temat przyznania śmiertelnie chorym „prawa do śmierci” na ich własnych warunkach jest obecnie bardzo aktualny. W Stanach Zjednoczonych, a przynajmniej w stanie Nowy Jork, eutanazja jest całkowicie nielegalna, tak samo jak pomoc innym w tym procesie. Ten aspekt w filmie jest jednak niewypałem. Momentami historii brakuje też dramatyzmu i emocji, a w pierwszej połowie dialogi są nieco sztuczne i pełne niezręcznych, rozwlekłych ekspozycji. Dostajemy też sporo nieistotnych wątków pobocznych i ślepych zaułków fabularnych – historia o byłym chłopaku Marthy czy wątek odseparowanej córki to tylko wypełniacze czasu, które nie mają nic wspólnego z główną fabułą.
Dopiero w drugiej części, gdy przenosimy się do wynajętego domu, akcja się rozluźnia i bardziej angażuje, a rozmowy bohaterek nabierają lekkości. Ich koleżeńska więź wróciła niemal natychmiast, więc swobodnie rozmawiają o wszystkim: o książkach, filmach i sztuce; o córce Marthy, pracy Ingrid lub rzeczach, które widziały i których nauczyły się w życiu. Przechadzają się po antykwariatach lub wylegują się na tarasie. Im bardziej odnawiają relację, film staje się bogatszy i prawdziwszy, więc napisy końcowe pozostawiają nas z poczuciem osamotnienia, tak jak się dzieje z każdą dobrą historią.
„W pokoju obok” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
„W pokoju obok” dla wielu może być nieco rozczarowującym seansem, bo – umówmy się – nie jest to ani typowy, ani najlepszy Almodóvar. Film otrzymał jednak prawie 20-minutowe owacje na stojąco w Cannes, nagrodę w Wenecji, a opinie krytyków są bardzo dobre. Widać, że twórca dużo myślał o śmiertelności, ale jego najnowszy film nie jest ciężkim dziełem filozoficznym i znajdziemy w nim wiele humoru i pozytywnych momentów.
Ta słodko-gorzka refleksja na temat umierania i odnajdywania radości w rozpaczliwych momentach z jednej strony staje po stronie eutanazji, a z drugiej opowiada się za życiem. Nie skłania się ku rozpaczy, a raczej zwraca w kierunku zgody i akceptacji, czego w kinie zdecydowanie brakuje. Finał natomiast niesie nadzieję i zapewnia katharsis. Nieważne, że postacie są zamożne, a ich przywileje dają im dostęp do rzeczy, na które mogą pozwolić sobie tylko nieliczni. Wszyscy mamy prawo do życia i śmierci na swoich warunkach.
„W pokoju obok” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
„W pokoju obok” jest niczym hiszpański krzew cieplarniany przesadzony na kamienistą, obcą glebę. Co chwilę więdnie i opada, ale w momentach, gdy kwitnie, jest prawdziwym małym cudem, i to właśnie ta jego kruchość czyni go tak wspaniałym. Uczy nas też, że nie możemy tak naprawdę wiedzieć i zrozumieć, przez co przechodzi druga strona. Prawdziwym aktem miłości jest natomiast obecność. Bo czasem to, co jesteśmy winni naszym przyjaciołom w potrzebie, to po prostu bycie „w pokoju obok”.
„W pokoju obok” już w kinach.