Porównywany do „Dogville” i „Długu” dramat Magnusa von Horna to emocjonalny rollercoaster, który nie pozostawia widza obojętnym. Sceny przemocy, zaskakujące zwroty akcji i trudne pytania o ludzką naturę sprawiają, że film rezonuje z publicznością jeszcze długo po seansie. Jak przygotować się na takie doświadczenie i co zrobić, gdy ekranowa historia otworzy w nas drzwi do głęboko skrywanych emocji? Z psycholożką Agnieszką Rynowiecką rozmawia Martyna Harland.
W jaki sposób film „Dziewczyna z igłą” może nas poruszyć i na co uważać, oglądając go? Jakie inne filmy przychodzą ci do głowy w tym kontekście?
To trudny film na wielu poziomach, poruszający temat zła, nadużycia i przekraczania siebie, kiedy beznadziejna sytuacja życiowa zmusza do podejmowania decyzji, które mają nas uratować. A zamiast tego są jak pętla, która coraz mocniej zaciska się na szyi.
Dlatego przychodzi mi na myśl twórczość Krzysztofa Krauzego – filmy „Dług” czy „Plac Zbawiciela”, podobnie jak „Dziewczyna z igłą", oparte są na faktach. A także „Tańcząc w ciemnościach” czy „Dogville” Larsa von Triera. To wszystko bardzo dobre filmy, jednak pokazują tak wstrząsające sytuacje, że trudno z własnej woli obejrzeć je ponownie. Myślę, że to tytuły do przeżycia na raz.
Z jakimi emocjami się tu spotkamy?
W zależności od stopnia wrażliwości i doświadczeń każdy może przeżyć ten film inaczej. Na pewno innego typu doświadczeniem (z uwagi na jedną z trudnych scen) będzie on dla kobiet, które są matkami, a innym dla mężczyzn. Ja czułam w sobie wiele napięcia wynikającego z poczucia niesprawiedliwości i lęku o główną bohaterkę. Stałe poczucie nieprzewidywalności, które towarzyszy widzowi, powoduje, że jednocześnie chce się przerwać i kontynuować jego oglądanie. Na pewno mózg dąży do zamknięcia niepewnej sytuacji i pragnie dawki dopaminy w postaci dobrego zakończenia.
„Dziewczyna z igłą” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
Może powinno się pojawić jakieś ostrzeżenie o scenach przemocy, które tu zobaczymy?
Na platformie streamingowej można by napisać takie ostrzeżenie, ale w kinie? Można ostrzec, że w filmie występuje przemoc psychiczna. Jednak filmów ze scenami przemocy jest pełno… Niedawno na ekranach mogliśmy oglądać „Jutro będzie nasze” – również czarno-biały film, w którym przeplatały się przemoc i siła oraz solidarność kobiet.
Co myślisz o tak zwanych trigger warnings, czyli właśnie ostrzeżeniach, że w czasie seansu przyjdzie nam się spotkać z trudnymi scenami przemocy seksualnej bądź innymi, które mogą potencjalnie odtworzyć w kimś traumę?
Sama zaczęłam stosować takie ostrzeżenia na zajęciach ze studentami, kiedy pokazuję filmy z kontro wersyjnych eksperymentów psychologicznych, na których widać przykładowo cierpienie psów rażonych prądem. Zdarzyło mi się, że jedna ze studentek została tym bardzo dotknięta, i od tego czasu mówię wcześniej o triggerach.
Jednocześnie uważam, że w życiu każdego człowieka, a już szczególnie psychologa czy lekarza, będą się zdarzać trudne sytuacje, dużo trudniejsze niż to, co pokazuje kilkanaście sekund filmu. Dlatego nie zawsze możemy się przygotować na to, co usłyszymy czy zo baczymy. Na pewno z czasem nabieramy odporności czy nawet znieczulamy się. Być może właśnie także o tym, do czego prowadzi pewnego rodzaju znieczulenie w krańcowej formie, opowiada „Dziewczyna z igłą”.
Właściwie wszystko może być dla nas wyzwalaczem traumy. Na przykład traumę wczesnodziecięcą może uruchomić niemy krzyk dziecka ukrytego za drzwiami podczas kłótni rodziców w filmie „Niemiłość” Andrieja Zwiagincewa.
Dlatego najlepiej nie chodzić na tego typu trudniejsze filmy w pojedynkę. „Dziewczynę z igłą” też dobrze oglądać w towarzystwie. Najlepiej z kimś, z kim czujemy się bezpiecznie, kogo możemy złapać za rękę, przy kim możemy zamknąć oczy i prosić, żeby powiedział, kiedy dana scena się skończy. Bo są w tym filmie sceny drastyczne, jednak nie występują tak nagle jak w horrorach. One nie mają nas wystraszyć, tylko nami wstrząsnąć.
A jeśli czujemy, że jakaś scena wywoła w nas niepotrzebny stres, to polecam wtedy zamknąć oczy. Jeżeli nadal będziemy czuć, że to nie wystarcza, można za wsze wyjść z kina. Chociaż mogę zdradzić wszystkim, że finał przynosi ukojenie!
„Dziewczyna z igłą” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
Może właśnie dlatego warto byłoby obok gwiazdek na Filmwebie dodać kategorię emocji? Oczywiście każdy z nas odczuwa co innego, ale jednak stworzenie takiej listy i kategorii pozwoliłoby uniknąć nieporozumień, bo na przykład dystrybutor promuje film jako komedię, a my po obejrzeniu czujemy się, jakby przejechał po nas walec emocjonalny.
Zgadzam się, ale pamiętajmy, że kino ma jednak poruszać, zaskakiwać i wywoływać emocje. Nie okradajmy go z tego, ale jednocześnie pamiętajmy, że jeśli jakaś scena nas denerwuje, przestrasza lub niepokoi, to zawsze możemy zamknąć oczy – przyznaję, że tak robię.
A ja przyznam, że mnie w pewien sposób zatruł „Malowany ptak” Václava Marhouli, zwłaszcza scena, w której mały chłopiec po wielu złych doświadczeniach spotyka ojca, którego kocha, i ma jedynie pustkę w oczach… Niektórzy poczuli się źle po filmie „Niewidzialne” Pawła Sali, który nie daje nadziei.
Dla mnie taki był „Wołyń” Smarzowskiego, długo po seansie nie mogłam sobie poradzić z emocjami. Uważam, że w takiej sytuacji warto jak najszybciej porozmawiać z kimś o tym, co czujemy, czy też zastosować narzędzia filmoterapeutyczne, które tworzysz, by te emocje nie zrobiły nam krzywdy.
Co zrobić, gdy film uruchomi w nas coś tak trudnego i nie potrafimy z tego wyjść?
Jeśli film coś w nas poruszył i zostało to z nami, może to być ważny sygnał, że mamy w sobie jakiś obszar do zaopiekowania. Ważne, żeby się na tym zatrzymać i przyjrzeć temu z czułością. Zobaczyć, co takiego nas zabolało, zezłościło lub uruchomiło w nas rozpacz. Zastanowić się, kiedy ostatni raz tak się czuliśmy. Czy znamy te emocje? Z czym nam się kojarzą: z jakim okresem w życiu, z jakimi osobami czy sytuacjami? A najważniejsze, porozmawiać z kimś o tym!
Jeżeli zobaczymy, że jest to coś naprawdę ważnego i głębokiego, co dalej w nas siedzi i boli, to popracuj my z tym terapeutycznie. I potraktujmy to jak dar, bo może gdyby nie ten film, nie zobaczylibyśmy swojego cienia? A przecież bez tego nie możemy być w pełni sobą.
Agnieszka Rynowiecka, psycholog, certyfikowana psychoterapeutka, superwizorka. Założycielka Terappo – platformy internetowej i gabinetu niosącego pomoc psychologiczną i psychoterapeutyczną dla dorosłych i młodzieży, również transpłciowej i niebinarnej.