1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Filmy
  4. >
  5. Bridget Jones wraca jako wdowa z dwójką dzieci i trafia we wszystkie dobre nuty z poprzednich części. Recenzja filmu „Bridget Jones: Szalejąc za facetem”

Bridget Jones wraca jako wdowa z dwójką dzieci i trafia we wszystkie dobre nuty z poprzednich części. Recenzja filmu „Bridget Jones: Szalejąc za facetem”

„Bridget Jones: Szalejąc za facetem” (Fot. materiały prasowe)
„Bridget Jones: Szalejąc za facetem” (Fot. materiały prasowe)
Minęło prawie 25 lat, a ona znów jest singielką, znów nosi czerwoną pidżamę w pingwiny i znów nie ogarnia swojego życia. Czwarta część cyklu o Bridget Jones dowodzi, że choć świat pędzi na łeb na szyję, to pewne rzeczy się nie zmieniają. I robi to w najbardziej uroczy, zabawny i naprawdę podnoszący na duchu sposób.

„Kocham ją!” – wyznaje w najnowszym wywiadzie Renée Zellweger, odtwórczyni głównej roli. A Hugh Grant, grający Daniela Cleavera, byłego szefa i kochanka Jones, dodaje, że Bridget to najlepsze antidotum na Instagram, który wmawia kobietom, że takie, jakie są, nie są wystarczające. Brzmi dosyć zabawnie, zwłaszcza jeśli pomyślimy, że „narodziny” Bridget Jones i powstanie Instagram dzieli długie 15 lat.

Kiedy Helen Fielding w 1995 roku zaczynała prowadzić na łamach „The Independent” pełną humoru, bystrych obserwacji oraz – nie bójmy się tego powiedzieć – autoironii rubrykę poświęconą perypetiom trzydziestoparoletniej, bez przerwy randkującej, palącej i pijącej Chardonnay mieszkanki Londynu – nawet nie przypuszczała, że dokona tego, co udaje się niewielu – uchwyci ducha czasów. Atrakcyjna, a jednocześnie narzekająca na nadmiarowe kilogramy, inteligentna, ale mająca tendencję do tego, by mówić na głos pierwsze, co przychodzi jej na myśl, odnosząca sukcesy zawodowe, z gronem wiernych przyjaciół, a mimo to uważająca, że jej życie to porażka, bo nie ma faceta, popełniająca błędy, ale umiejąca się z tego śmiać – taka była Bridget, takie też były miliony kobiet na całym świecie. Nic dziwnego, że stała się jedną z ikon lat 90.

„Bridget Jones: Szalejąc za facetem” (Fot. materiały prasowe) „Bridget Jones: Szalejąc za facetem” (Fot. materiały prasowe)

Tuż za sukcesem wydanej rok później książki „Dziennik Bridget Jones” podążył niebywały sukces filmu na jej podstawie z 2001 roku z Renée Zellweger, Colinem Firthem i Hugh Grantem, a zaraz potem jego następna – średnio udana – część „W pogoni za rozumem” (2004). Helen Fielding tworzyła kolejne tomy przygód ulubionej bohaterki kobiet, a w 2016 roku powstała całkiem przyzwoita ekranizacja czwartego tomu „Bridget Jones: Dziecko”. Krytycy pisali, że choć bohaterka jest starsza o kilkanaście lat, to ani nie dojrzała, ani nie zmądrzała, ale widzowie nadal bawili się wyśmienicie, oglądając, jak Bridget z tym samym wdziękiem popełnia nowe gafy, tym razem jako spodziewająca się dziecka „geriatryczna pierworódka”. Dlaczego czekano aż 10 lat, by zekranizować wcześniejszą, zatytułowaną „Bridget Jones: Szalejąc za facetem”? Otóż powód jest jeden: Bridget jest tutaj wdową.

„Bridget Jones: Szalejąc za facetem” (Fot. materiały prasowe) „Bridget Jones: Szalejąc za facetem” (Fot. materiały prasowe)

Wszystkich, którzy uważają, że bez Marka Darcy’ego ta historia nie ma ani prawa, ani sensu dalej się toczyć – uspokajam. Czwarta (a właściwie trzecia, gdyby pozostać wiernym książkom) część cyklu nie jest bynajmniej utrzymana w minorowym nastroju, a duch Marka szczęśliwie unosi się nad ukochaną i dwójką ich dzieci. Co więcej, twórcy zaciągnęli też na plan spore grono postaci z pierwszej – bezapelacyjnie najlepszej – części, a mianowicie trójkę bliskich przyjaciół Bridget, jej rodziców (wzruszający Jim Broadbent i Gemma Jones) oraz – cudownie ocalałego – Daniela Cleavera (Hugh Grant ma tu nawet całkiem sporą i ważną rolę do zagrania). Jest też niezawodna Emma Thompson, czyli ginekolożka przyjmująca pierwsze dziecko Bridget z poprzedniego filmu (swoją drogą brawa dla scenarzystów za pomysłowość, jak uzasadnić powrót tej postaci). No i są nowi bohaterowie: grany przez Leo Woodalla młody strażnik parkowy o imieniu Roxter (westchnięcia na widowni gwarantowane) oraz Chiwetel Ejiofor, grający nauczyciela nauk ścisłych, początkowo irytującego wszystkich swoją pryncypialnością. Jest więc trochę sentymentalnie (w dobrym tego słowa znaczeniu) i trochę romantycznie. A przede wszystkim zabawnie i ciepło. Film na zmianę wyciska łzy śmiechu i wzruszenia, a wszystko to do przebojowej ścieżki dźwiękowej.

„Bridget Jones: Szalejąc za facetem” (Fot. materiały prasowe) „Bridget Jones: Szalejąc za facetem” (Fot. materiały prasowe)

Przede wszystkim jednak nowa odsłona Bridget Jones stara się nadążać za zmianami, jakie zaszły w świecie. Jest wolna od fatshamingu – Renée Zellweger była zmuszona przytyć do tej roli dwukrotnie, gdyż Bridget miała zmagać się z nadmiarowymi kilogramami, tymczasem jej postać w pierwszej części nosiła rozmiar 12, czyli europejskie 38. W czwartej części na szczęście nikt nie ma obsesji na punkcie wagi (choć wielkie majtasy mają swoje cameo). Film dotyka takich tematów, jak psychowashing, medycyna estetyczna, ageizm czy wyzwania samodzielnych matek – a przynajmniej je zauważa. Nie omija też tematu żałoby, słusznie zauważając, że nie wystarczy przeżyć, trzeba jeszcze po prostu zacząć żyć.

„Bridget Jones: Szalejąc za facetem” trafia we wszystkie dobre nuty z pierwszej części i nie trąca fałszywych z jej kontynuacji.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze