Najbardziej burzliwe były ostatnie lata ich małżeństwa, choć od początku byli mistrzami rodzinnych wojen. Zdarzało się, że podczas kłótni z mężem Zofia wybiegała nieubrana na ulicę. On, Lew Tołstoj, w wielkim gniewie wypadał konno i pędził przed siebie. A pod koniec życia wymykał się boso w stroju pokutnym, z workiem i z kijem.
Była od męża młodsza o 16 lat. Nazywał ją Sonią, ona jego różnie: Lofka, Lowoczka. Po latach w dzienniku napisze o nim nie bez ironii: „Geniuszowi trzeba stworzyć warunki spokojne, wesołe i wygodne; geniusza trzeba nakarmić, umyć, ubrać, trzeba niezliczoną ilość razy przepisywać jego utwory, trzeba go kochać, nie dawać mu powodów do zazdrości. Żeby miał spokój, trzeba wykarmić i wychować niezliczoną ilość dzieci, które geniusz płodzi, ale którymi nie ma czasu i nie lubi się zajmować, gdyż musi obcować z Sokratesami, Buddami i musi dążyć do tego, by stać się takim jak oni. Ja służyłam blisko 40 lat geniuszowi i, oczywiście, nie ma słowa podziękowania i zrozumienia [...]”. Sonia siedem razy przepisze mu ręcznie „Wojnę i pokój”. Jaka piękna katorga.
W roku 1861 Lew Tołstoj ma 33 lata, ale czuje się już stary. Gdyby wtedy umarł i tak by przeszedł do historii literatury, ale bez „Wojny i pokoju” i „Anny Kareniny”. W „Spowiedzi” opisze ów „grzeszny” pierwszy rozdział życia. „Bez wstrętu i bólu nie mogę wspominać tych lat. Zabijałem ludzi na wojnie, wyzywałem na pojedynki, żeby zabić, przegrywałem w karty, przejadałem pracę chłopów, męczyłem ich, wprowadzałem w błąd, oszukiwałem [...]. W tym czasie zacząłem pisać – przez ambicję, chciwość, dumę”. Już po tych słowach widać, że przyszła żona Tołstoja nie będzie miała łatwego życia. Pisarz wadzi się ze światem, z pełną nędzy i bezprawia Rosją, z własnymi słabościami. Życie zdaje mu się wielkim absurdem. Nie przekonują go religie, własny talent, sława. Wszystko to marność nad marnościami. Kilka razy poważnie myśli o samobójstwie. Pragnie przełomu. I coraz częściej gości w domu państwa Bersów. Był tu przed laty, co tak opisał: „[...] Dzieci nam podawały. Co za miłe, wesołe dziewczynki? Liza ma wtedy 11 lat, Zosia 12”.
Minęło siedem lat. Bersowie przyjmują go serdecznie, uważają wkrótce za kandydata do ręki Lizy. Zofia jest już oficjalnie z kimś zaręczona. W „Dziennikach” Tołstoja czytamy: „Dzień u Bersów przyjemny, Liza kusi mnie, ale ożenić się nie mam odwagi” [6 maja 1861 r.]. Liza jest zupełnie pewna, że Lofka w niej jest zakochany, i sama zaczyna go kochać. Przeżyje szok, bo Tołstoj zakochuje się w jej siostrze, przynajmniej tak mu się zdaje: „Poszedłem do Bersów pieszo, spokojnie, przytulnie. Sonia była nieprzyjemna, wulgarna, ale interesuje mnie. Dała mi do przeczytania powieść”.
Zofia opisuje go w swej powieści: „Wyjątkowo niepociągająca powierzchowność i zmienność poglądów”. Te słowa mocno go „zadrasnęły”, a jednak wkrótce wyśle do niej ważny list: „Boże, jak ja się boję, żeby nie umrzeć. Szczęście – takie szczęście. Niech pani powie jak uczciwy człowiek – czy zechce pani zostać moją żoną?”. Za kilka dni wszystko już zostaje wyjaśnione: „Narzeczony, prezenty, szampan. Na Lizę przykro patrzeć, powinna mnie chyba znienawidzić [...]”.
Na początku jest sielanka: „Kocham ją, kiedy budzę się w nocy lub rano i widzę, że ona patrzy na mnie i kocha. I nikt – a przede wszystkim ja – nie przeszkadza jej kochać tak, jak potrafi – po swojemu. Kocham, kiedy siedzi blisko mnie, i wiemy, że się kochamy nawzajem, jak umiemy, a ona powiada: Lowoczka – i urywa – dlaczego przewody w kominie przeprowadzone są prosto lub czemu konie długo żyją itd. Kocham, kiedy długo jesteśmy sami, i mówię: Co mamy robić, Soniu? Co mamy robić?”.
Ta litania miłości trwa jeszcze długo. Pod koniec życia już z dystansu Tołstoj ujrzy to inaczej: „Dziś, wspominając swój ożenek, myślałem, że w tym było coś fatalnego, nieuchronnego. Nigdy nawet nie byłem zakochany. Ale nie mogłem się nie ożenić”.
Wszystko zapisano w tych „Dziennikach”, co dobre i co złe. Na progu związku kierowany nakazem sumienia Tołstoj da narzeczonej swoje „Dzienniki” do przeczytania. Były tam tajniki jego życia seksualnego. Dla niewinnej dziewczyny to szok, rana, która nigdy się nie zagoi. „Ohyda męskiej rozpusty”, tak określa to, co nawet po wielu latach powoduje wybuchy jej zazdrości. Konflikty potem wybuchają już o wszystko: karmiąca Zofia ma zapalanie sutków, nie pozwala wynająć mamki, uważa, że sztuczne karmienie będzie dla słabego dziecka zgubne. Cała rodzina i znajomi wciągnięci są w tę „piersiową wojnę”. Mijają dziesięciolecia, oboje piszą dzienniki, pokazują je sobie, co tworzy nowe dramaty. Żona i mąż powinni wiedzieć o sobie wiele, ale nie wszystko. Tołstoj zrozumie to za późno. Zaczyna wtedy pisać dziennik tajny, obok oficjalnego. Będą ciągłe konspiracje i dekonspiracje. Raz, kiedy ona pomaga się przebierać choremu mężowi, tajny dzienniczek wypadnie mu z buta. Po 20 latach małżeństwa Sonia notuje: „Umyśliłam sobie: jeśli nie przyjdzie, to znaczy, że kocha inną. Nie przyszedł. Przedtem wiedziałam, jaki jest mój obowiązek, a teraz... [...]”. Zofia ma buntowniczą naturę i wielkie ambicje. Seks był dla niej przyjemnością, nie tylko świętym obowiązkiem. Rodzi Lofce 13 dzieci, najmłodszego synka, ukochanego Waniczkę – w wieku 44 lat. Jego przedwczesną śmierć on przyjął z filozoficznym dystansem. Pisze w „Dziennikach”: „Pochowaliśmy Waniczkę. Straszne – nie, nie straszne, lecz wielkie wydarzenie duchowe. Dzięki Ci, Ojcze... [...]”. Ona nie potrafiła myśleć w ten sposób.
Biografowie są zgodni, że Lew Tołstoj miał wielką seksualną energię, problem w tym, że od pewnego momentu abstynencję seksualną zaczął wpisywać w swoją nową filozofię. Jednocześnie sam łamał narzucone sobie reguły. Często, jak to nazywa w swoich „Dziennikach”, „upada” albo „źle śpi”, co też oznacza upadek. Dzięki temu Zofia może więc odnotować, że jej mąż, chociaż już dobrze po siedemdziesiątce, „daje niezwykłe dowody czerstwości”. Kiedy jedna z córek dziwi się, czemu papa taki wesół, Zofia podśmiewa się: „[...] ach, gdyby wiedziała, że on zawsze taki wesół po tej miłości, którą odrzuca”.Ale bywa, że nie jest nim tak zachwycona. Kiedyś napisze, że ma stopy stwardniałe jak podeszwy i cuchnie.
Są o siebie zazdrośni. Zofia przez lata o kobiety, potem przedmiotem płomiennej zazdrości jest Włodzimierz Czertkow, uczeń i partner ideowy męża. Był z nim, jak sądziła, przerażająco blisko. Zofia i Czertkow konspirowali przeciwko sobie, używając Tołstoja, jego dzieci, znajomych. Tworzyły się frakcje. Kiedyś Czertkow, dawny wysoki oficer gwardii cesarskiej, rzuci w stronę Zofii: „Gdybym miał taką żonę, jaką pani jest dla swego męża, to dawno bym od niej uciekł do Ameryki albo się zastrzelił”.
Tołstoj też ma swój czas zazdrości. Jego żona udręczona, na drugim planie, jest podatna na miłość. Fascynuje się znanym kompozytorem Tanajewem. Pisarz notuje w „Dziennikach” wzmiankę o „starczym flircie, jeśli nie o czymś gorszym”. Zabawne, bo sam Tanajew jest przerażony, Zofia zupełnie go nie interesuje, a jej męża wielbi. Ten jednak szaleje z zazdrości. „Sonatę Kreutzerowską” Tołstoj napisał na tej fali. To paszkwil na małżeństwo, na rodzinę. Sonia czyta i rozpacza, co pomyślą ludzie, a car? Aleksander III czyta uważnie Tołstoja (chyba się go obawia). Pyta ją na audiencji: „Nie dałaby pani przecież tego dzieciom do czytania?”. Ona skwapliwie przytakuje.
Nowa „religia” Tołstoja jest zarzewiem prawdziwego konfliktu, jątrzącej się rany. Dom w Jasnej Polanie (blisko 200 km od Moskwy) odwiedzają tysiące ludzi, wielcy tego świata, żebracy i oszuści, wszędzie kręcą się dziennikarze. To nie ułatwia życia rodzinnego. Pisarz ma wyznawców w Rosji i za granicą. Tworzy chrześcijański anarchizm z jakimiś elementami socjalizmu, choć jednocześnie jest wrogiem rewolucji. Odrzuca wszelką przemoc, jest w żywym kontakcie z Gandhim. Wspólnie stworzą taktykę biernego oporu. Tołstoj pracuje z chłopami w polu, uczy się szyć buty. Zakłada wiejską szkołę. Uważa, że nowe wynalazki, nawet kolej żelazna, zwiększają społeczne różnice, są więc zgubne. Walczy z rządem, z carem, nawet z Cerkwią. I z własną rodziną.
Kiedy tworzy testament, w którym oddaje ziemie chłopom, a społeczeństwu – prawa do swych dzieł, natrafia na wściekłą rozpacz Zofii: „A ja?! A dzieci?!”. Przez lata będzie walczyła o obalenie testamentu. I jak to na wojnie, wszystkie metody będą dozwolone. Ona robi z niego zdziecinniałego starca, on z niej wariatkę. Tu nie musi się za bardzo starać. Oto jedna ze scen, którą sama Zofia zapisała w pamiętnikach: „Przyszła mi myśl o kobiecie. Wybiegłam na ulicę, zaczęłam biec po zaułku. On za mną. Ja w szlafroku, on w spodniach bez tużurka. Krzyczałam, niech mnie zabiorą do cyrkułu, do domu obłąkanych. Padałam na śnieg, nogi bose w papuciach, pod szlafrokiem tylko nocna koszula [...]”. Chłopi radzą czasami szeptem hrabiemu: „Trzeba przylać, panie. Mojej to pomogło”. Kiedyś Zofia strzela do niego z pistoletu zabawki, udając, że jest prawdziwy, wielokrotnie pozoruje samobójstwo, co chwila nim grozi. Tołstoj pisze, jak dawne uczucie miłości „jest bliskie nienawiści”. Przez lata trwała debata, czy Zofia jest chora. Lekarze i rodzina są podzieleni. Słynny profesor zaproszony do Jasnej Polany stawia taką diagnozę: „Degeneracja ambiwalentna, konstytucyjna, paranoidalna i histeryczna, z przewagą pierwszej”. Znamienne, że po śmierci Tołstoja jej stan gwałtownie się poprawi. Była zapewne chora na niego, a on na nią.
Rosję ogarniają płomienie rewolucji 1905 roku. Dawny ład się chwieje, wszystko się chwieje, a piekło w domu Tołstojów trzyma się krzepko. Sprawa testamentu nabrzmiewa do kolosalnych rozmiarów i oboje małżonków wpędza w paranoję. Dla pisarza to walka o honor, o sens życia. Jej się zdaje, że walczy o przyszłość rodziny. Każdy dzień to koszmar. Tołstojowi sława nie pomaga. Przeciwnie, sprawia, że ich domowe dramaty stają się publiczną sensacją. Na 80. urodziny pisarza na adres majątku w Jasnej Polanie przychodzą tysiące depesz. Ale Zofia nie zamierza przyłączyć się do peanów na cześć męża. Uważa, że tylko ona zna go naprawdę. Notuje: „Lew Nikołajewicz to człowiek o ogromnym umyśle i talencie, z niezwykłą wyobraźnią i wrażliwością, ale człowiek bez serca i bez prawdziwej dobroci. Jego dobroć jest wyrozumowana, a nie bezpośrednia”.
W roku 1910 Tołstoj ma 82 lata. Jak na swój wiek jest krzepki, gimnastykuje się, któregoś dnia podciąga się na szafie i zwala ją na siebie. Codziennie jeździ konno (mimo że wpędza go to w wyrzuty sumienia, własny koń to luksus, a on walczy z luksusem), dużo chodzi, oczywiście, boso. I ma naprawdę dosyć sytuacji w domu. Powtarza: „[...] Myślę odejść od wszystkiego”. Zofia zresztą też planuje ucieczkę, ma nawet przygotowany na tę okoliczność długi list. Dla niego odejście to nie pierwszyzna, uciekał już z domu w 1884 roku. Poszedł piechotą do Tuły, ale zawrócił z drogi, żona była wtedy w ciąży.
26 lat później, nad ranem, kiedy wszyscy domownicy jeszcze śpią, Tołstoj, zabierając ze sobą osobistego lekarza Duszana Makowickiego, ucieka z Jasnej Polany. Przed żoną, przed dorosłymi dziećmi (tylko córka Sasza jest wtajemniczona i pomaga w ucieczce). I przed sobą samym. To, co wygląda na naiwny bunt dziecka, w jego wieku ma charakter ostateczny. I ta ostateczność tak go pociąga.
Zajadły wróg żelaznej kolei teraz z niej skorzysta. Ściga go rodzina, tajna carska policja i setki dziennikarzy z całego świata. Mijają dni, ta szalona podróż i pogoń ma swoje niezwykłe dramatyczne zwroty. Zofia na wieść o ucieczce męża rzuca się z pomostu do pobliskiego stawu. Uratowana, za chwilę zostanie osaczona przez namolnych dziennikarzy.
Raporty z wielkiej pogoni brzmią jak raporty z wojny – dowództwo żandarmerii otrzymuje meldunek ze stacji Dankow: „Tołstoj jedzie pociągiem nr 12”.
Wcześnie rano pociąg zatrzymuje się na małej stacji, pisarz czyta nazwę: Astapowo. Jest w kiepskim stanie, rozchorował się, ma wysoką gorączkę. Zostanie wyniesiony z pociągu. Znamy każdą minutę z jego podróży do kresu: kiedy mu się odbiło, jaką ma temperaturę. Łóżko udostępnił mu naczelnik stacji. Damy z poczekalni będą tam zaglądać, udając, że nie zaglądają: to umiera słynny Tołstoj. Żona pędzi do Astapowa. Na miejscu dowiaduje się, że mąż nie chce jej widzieć. Dostojnik Cerkwi też nie zostanie przyjęty, Cerkiew liczyła, że pisarz w obliczu śmierci okaże skruchę. Tłum gęstnieje, dziennikarze, gapie, rodzina, szpicle. Świat patrzy, a pociągi przejeżdżające przez małą stację zwalniają i nie trąbią.
Zofię dopuszczają do męża bardzo późno. Tak późno, że Lew jest już nieprzytomny. Umiera 20 listopada, kilka minut po szóstej rano, mamrocąc: „Zostawcie mnie w spokoju”.
Korzystałem z książki Wiktora Szkłowskiego „Lew Tołstoj. Biografia” (WAB 2008), „Dzienników” Lwa Tołstoja (Wydawnictwo Literackie 1973) i „Pamiętników” Zofii Tołstojowej (Wydawnictwo Literackie 1968).
Tekst pochodzi z archiwalnego numeru "Zwierciadła".