Miejsce, jedyne w swoim rodzaju, gdzie latynoamerykańska mentalność zderza się z północnoamerykańskimi szklanymi wieżowcami.
Niegdyś istniała tu wioska rybacka należąca do Indian. Nazwali ją Panama, co znaczy „wiele ryb”. Kiedy na ziemie Ameryki wkroczyli konkwistadorzy hiszpański gubernator Pedro Arias Vavila uczynił z Panamy miasto, przez które przewożono złoto zdobyte w Peru i innych krajach Ameryki Południowej. Przez panamski przesmyk wędrowało tysiące osłów niosąc na swych grzbietach cenne skarby. Nic zatem dziwnego, że miasto było celem wielu ataków, w szczególności angielskich piratów. Ale i angielskie wojska widziały w tym miejscu złoty interes. Ich liczne ataki i kradzieże znacznie osłabiły miasto. W 1671 roku Henry Morgan (walijski bukanier) doszczętnie zniszczył i ograbił Panamę. Po trzech latach, obok ruin opustoszałej Panamy, z inicjatywy hiszpańskiego konkwistadora Alonsa Mercado de Villacorty, Hiszpanie zaczęli odbudowywać miasto. Powstała Panama Nueva, która niestety już nigdy nie odzyskała swojej silnej pozycji sprzed 1671 roku. Z czasem państwo Panama zostało włączone do Nowej Granady, a potem Kolumbii. Niepodległości doczekało się dopiero na początku XX wieku. W 1903 roku stolicą Republiki Panamy zostało miasto Panama.
Kanał Panamski
Ogromne znaczenie w gospodarce miasta odgrywa Kanał Panamski z 1914 roku. Jest jedną z najważniejszych dróg wodnych świata, łączącą wody Oceanu Atlantyckiego i Spokojnego. Początkowo kanał kontrolowali Amerykanie dzierżawiąc od Panamy teren, na którym się znajdował. Z czasem jednak Panamczycy dostrzegli ogromne korzyści w tym przedsięwzięciu i w latach 80-tych doprowadzili do zniesienia amerykańskiej jurysdykcji nad strefą kanału. Od tamtej pory Kanał Panamski przynosi państwu pół miliarda dolarów zysku rocznie.
W dzielnicy szklanych wieżowców
Biała koszula i elegancka marynarka. Do tego gustowny krawat i starannie wyczyszczone skórzane pantofle. Mężczyzna parkuje najnowszego Lexusa wśród aut z tego samego, wysokiego poziomu cenowego. Wysiada i wchodzi do stojącego przede mną wysokiego biurowca.
W szybach wieżowców odbijają się szyldy drogich, markowych sklepów. Wszystko jest tu zadbane, na ulicach nie ma śmieci, co niestety jest bardzo powszechne w krajach latynoamerykańskich. Wysokie telebimy, świecące reklamy. Przez chwilę czuję się jakbym była na Manhattanie. Jednak w tej jakże amerykańskiej dzielnicy, na tle licznych drapaczy chmur, znajduję coś panamskiego. Pomnik Vasco de Balboa, który w 1513 roku jako pierwszy Europejczyk ze szczytów panamskich gór zobaczył Pacyfik (nazwał go Morzem Południowym).
Próbuję zliczyć budynki otaczających mnie banków. Ale szybko się poddaję, jest ich zdecydowanie za dużo. Panama to jeden z najstarszych „rajów podatkowych” na świecie, w którym panuje silna tajemnica bankowa, a także brak współpracy w zakresie pomocy prawnej z innymi państwami.Nic zatem dziwnego, że ponad 120 największych światowych banków właśnie tutaj założyło swoją siedzibę.
W godzinie lunchu spaceruję po nadmorskim pasażu, który biegnie wzdłuż biznesowej dzielnicy. Niektórzy siedzą na ławkach zajadając się kanapkami, inni natomiast uprawiają jogging, spacerują. Mijając tych wszystkich ludzi, nagle zdaję sobie sprawę, że oprócz pana sprzedającego gazety w małej budce, nie spotkałam ani jednego Latynoamerykanina.
Casco Viejo
[caption id="" align="alignleft" width="150" caption="Zobacz więcej zdjęć w galerii-->
[/caption]
Do starówki dojechałam najpopularniejszym wśród Panamczyków środkiem transportu, czyli kolorowo zdobionym „chickenbusem”. Casco Viejo zdecydowanie różni się od leżącej zaledwie kilka minut drogi stąd dzielnicy szklanych wieżowców.
Kiedy wychodziłam z autobusu podszedł do mnie młody policjant – „Proszę uważać na portfel i radzę schować aparat” – ostrzega mnie życzliwym głosem.
Zapuszczając się coraz głębiej w wąskie uliczki powoli zaczynam rozumieć obawy policjanta. Kolonialne kamienice, w których kiedyś mieszkali najbogatsi, dzisiaj są zaniedbane i zdewastowane. Mieszka w nich biedota, wśród której szerzy się przestępczość i pijaństwo. Uliczki wypełniają stare, obdrapane i brudne domki z charakterystycznymi balkonami, na których suszy się bielizna. Z żalem patrzę na piękne niegdyś kamienice. Przed domami, na chodnikach siedzą mieszkańcy. Jedni śpiewają, inni się kłócą.
W dzielnicy zachowały się barokowe kościoły i kaplice. Docieram do kościoła San Jose, w którym podziwiam Altar de Oro, drewniany ołtarz pokryty złotem. Na Plaza de Independencia odwiedzam monumentalną Katedrę. Jednak cały czas nie czuję się tu bezpiecznie. Głęboko chowam aparat i kieruję się do autobusu.
Dwa światy
Taka właśnie jest Panama, pełna rażących kontrastów. Między luksusowymi autami przejeżdżają ledwo dyszące „chickenbusy”. Obok zamożnych amerykańskich finansistów żyją bezrobotni i słabo wykształceni Panamczycy. Skąd tak wielka różnica? Może to skutek źle prowadzonej polityki, a może latynoskiej mentalności?