Samotność zwiększa śmiertelność tak samo jak palenie czy otyłość. Na szczęście jest na nią lekarstwo. Nazywa się cohousing. Rozwiązanie to testują w praktyce pewne brytyjskie starsze panie. Same zaprojektowały dom, w którym chcą spędzić (aktywnie!) ostatnie lata życia, ciesząc się niezależnością tak długo, jak to możliwe.
Heidi mieszka pod 15. Ma krótkie siwe włosy, miłą aparycję pani po siedemdziesiątce, ale w jej oczach czai się łobuzerski błysk. – Dom spokojnej starości – to brzmiało w moich uszach naprawdę okropnie. Wiedziałam jednak, że będąc sama, nie poradzę sobie tak dobrze, jak bym chciała, a nie mam zamiaru być obciążeniem dla moich dzieci. Postanowiłam więc, że poszukam innego rozwiązania, innego sposobu – opowiada. Jest jedną z 25 kobiet, które mieszkają w Older Woman’s Co-Housing (OWCH). To minikompleks mieszkaniowy usytuowany w High Barnet w Londynie, zaprojektowany, zarządzany i zamieszkiwany przez grupę starszych pań. Średnia wieku: 73 lata. Każda z nich ma swoje niezależne i w pełni funkcjonalne, choć niewielkie mieszkanie (część posiada je na własność, inne są wynajmowane). Do dyspozycji mają także przestrzenie wspólne – dodatkową dużą kuchnię, salę spotkań, pokoje gościnne dla odwiedzających, duży ogród. Raz w tygodniu panie przygotowują wspólnie kolację dla bliskich i przyjaciół, na co dzień razem malują, zajmują się ogrodem, ćwiczą jogę. Dbają o siebie, pomagają w zakupach, a gdy któraś zachoruje, przynoszą zupę i zabawiają rozmową.
– Kiedy się starzejesz, na ogół przestajesz czuć się bezpiecznie, ale tutaj jest inaczej – tłumaczy Heidi i przyznaje, że podoba jej się życie we wspólnocie z kobietami, które myślą podobnie jak ona. – Czuję się niezależna. Mogę spędzić dzień, nie robiąc nic ponadto, że powiem „cześć” sąsiadce. Innego dnia zrobię lunch dla kilku osób. I każda z tych opcji jest OK. Znalazłam sposób, by czuć się samodzielną i silną tak długo, jak to możliwe – tłumaczy.
OWCH to znakomity przykład cohousingu (czyli współmieszkania) – mieszkaniowego konceptu, który może być rozwiązaniem wielu problemów starzejącego się i coraz bardziej zatomizowanego społeczeństwa. To inicjatywa oddolna. Zaczyna się od zawiązania pewnej wspólnoty – może to być grupa przyjaciół, grono osób o podobnych zainteresowaniach, filozofii życiowej, stylu życia albo na przykład w podobnym wieku. Grupa ta razem buduje dla siebie miejsce do życia (może to być blok, kompleks mieszkań czy osiedle domków) dostosowane do ich potrzeb. W przeciwieństwie do komuny tutaj każdy z mieszkańców ma swoją własną, niezależną przestrzeń mieszkaniową, ale równocześnie powstają też obszary wspólne – ogród, świetlica czy otwarta kuchnia, z których mogą i powinni korzystać wszyscy. – W cohousingu mieszkać może każdy, ale nie każdy będzie chciał – śmieje się Agnieszka Labus, naukowczyni i architektka, która zawodowo zajmuje się alternatywnymi i innowacyjnymi sposobami zamieszkania dla starzejącego się społeczeństwa. – To koncept, który wymaga wejścia w interakcję, dawania czegoś od siebie, zaangażowania. To właśnie dzielenie się z innymi mieszkańcami wiedzą, umiejętnościami czy pracą wnosi nową jakość – tłumaczy. Idea nie jest nowa. Za pierwszy cohousing uważa się powstałe w Danii na przełomie lat 60. i 70. Sættedammen. Wspólnotowe osiedle kilkudziesięciu domków, których mieszkańcy dzielą wspólną przestrzeń i kolektywnie animują życie społeczności. Cohousingi powstają na całym świecie. Idea ta szczególnie popularna jest w krajach skandynawskich i Holandii, gdzie funkcjonuje ponad 300 tego typu społeczności, ale z równym powodzeniem powstają one na przykład w Stanach Zjednoczonych. Większość tego typu miejsc jest wielogeneracyjna – w jednej przestrzeni mieszkają osoby starsze, rodziny z dziećmi czy single. Są jednak i takie, jak chociażby OWCH, które zamieszkiwane są wyłącznie przez seniorów. – Cohousing może przybierać różne kształty. Dla mnie jako architektki bardzo ważny jest w tym zjawisku proces partycypacyjny. Przyszli mieszkańcy aktywnie uczestniczą w całym procesie planowania i projektowania swojej przestrzeni – są zaangażowani w wybór i kupowanie działki, pracę z architektem (który bardzo często jest jednym z członków społeczności) czy doglądanie postępów w budowie, a także dobieranie wyposażenia wnętrz. To proces, który łączy, pozwala się lepiej poznać, wyjaśnić ewentualne niejasności i stworzyć fundamenty zgodnej egzystencji – tłumaczy. Podczas stażu na Uniwersytecie w Westminster Agnieszka Labus towarzyszyła między innymi grupie OWCH na etapie ostatnich ustaleń przed przystąpieniem do realizowania inwestycji. – Panie uzgadniały każdą, nawet najmniejszą decyzję, taką jak chociażby to, czy zmywarka powinna być w każdym mieszkaniu, czy może lepiej będzie zdecydować się na jedną w przestrzeni wspólnej – śmieje się Labus.
Wspólnota OWSCH to projekt rewolucyjny, bo tylko dla kobiet. Zdecydowało o tym razem jej 26 członkiń w wieku od 50 do 87 lat. (Fot. OWSCH)
Droga, która prowadziła Heidi i resztę lokatorek OWCH do momentu podjęcia decyzji w kwestii zmywarki, była wyboista. I bardzo długa. Historia zaczęła się w 1998 roku, kiedy to dwie wówczas sześćdziesięcioparolatki, Madeleine Levius i Shirley Meredeen, usłyszały po raz pierwszy o idei cohousingu podczas warsztatów prowadzonych przez Marię Brenton z University of Wales. Po wykładzie poszły do pubu i postanowiły, że wybudują dla siebie dom. Na pierwsze spotkanie w domu Meredeen przyszło osiem kobiet. Nie miały żadnego przygotowania, doświadczenia, kontaktów. Ale były zawzięte i przekonane, że cohousing to rewelacyjne rozwiązanie. Miejsce dające tyle wsparcia i tyle swobody, ile im potrzeba. Liczyły, że uda im się zrealizować ten projekt w ciągu pięciu lat. Od pomysłu do realizacji minęło jednak niemal 20. Przez ten czas projekt przechodził wzloty i upadki, pojawiały się różne propozycje lokalizacji, trwała walka o dofinansowanie i włączenie miasta w realizację projektu, kolejne potencjalne mieszkanki dołączały do grupy i z niej odchodziły. Levius umarła w 2005 roku. Z pierwotnej ekipy założycielskiej tylko Meredeen doczekała dnia, kiedy 26 kobiet w wieku od 50 do 87 lat wprowadziło się do nowiutkich mieszkań w londyńskim Barnet.
– Grupa kobiet, które się znają, dzielą wspólne wartości, robią wspólnie różne rzeczy i dbają o siebie nawzajem. Czy można wymarzyć sobie lepszych sąsiadów? – zastanawia się Maria Brenton. Ta sama, której wykład ponad 20 lat temu zainspirował Madeleine i Shirley do działania. Od tamtego czasu towarzyszyła ekipie OWCH we wszystkich posunięciach. Chociaż sama nigdy nie stała się częścią wspólnoty, jest wielką orędowniczką idei senioralnego cohousingu. – To sposób na uczynienie życia starszych osób zdrowszym, szczęśliwszym, bardziej aktywnym i, co ważne, niewymagającym zewnętrznej bądź instytucjonalnej opieki. To inicjatywa, która wzmacnia kobiety, dając im poczucie sprawczości, oddaje im decyzyjność we wszystkich sprawach dotyczących wspólnej przestrzeni i wspólnego życia – tłumaczyła w jednym z wywiadów.
Dla wielu kobiet przeprowadzka do High Barnet była jak początek nowego rozdziału w życiu. – Może to i późny początek, ale to jeden z najlepszych momentów mojego życia. W czasach rosnącej społecznej izolacji, samotności to wspaniałe być częścią takiej grupy – śmieje się 74-letnia Janet Wood, członkini OWCH. To projekt rewolucyjny na skalę światową głównie dlatego, że wymyślony został jako miejsce przeznaczone wyłącznie dla kobiet. Są wśród nich: lekarka, pielęgniarka, nauczycielka, projektantka, aktorka. Część z nich jest rozwiedziona, niektóre są wdowami, inne od zawsze były singielkami. Decyzja o tym, że mężczyźni nie mogą zostać członkami wspólnoty, była kolektywna. – To nie jest tak, że nienawidzimy mężczyzn. Chodzi o to, że to kobiety zazwyczaj pozostają osamotnione na starość i to one potrzebują wzajemnego wparcia – tłumaczy Shirley Meredeen.
Dane i statystyki z ostatnich lat nie pozostawiają złudzeń. W Wielkiej Brytanii połowa osób po 75. roku życia mieszka sama. Powstało tu nawet ministerstwo ds. samotności. Dla większości z nich telewizja jest jedynym kontaktem ze światem. W Szwecji, w samym Sztokholmie, samotnie mieszka aż 58 proc. populacji. W Polsce wcale nie jest lepiej. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że co czwarte gospodarstwo domowe jest prowadzone przez jedną osobę. Według szacunków do roku 2035 odsetek takich gospodarstw ma wynieść 30 proc. Naukowcy nie mają wątpliwości, że samotność ma na nas wyniszczający wpływ. Julianne Holt-Lunstad, psycholożka z Uniwersytetu Brighama Younga, posiłkując się wynikami 70 badań naukowych, dowodzi, że samotność zwiększa śmiertelność w takim samym stopniu co otyłość czy wypalanie 15 papierosów dziennie. Nicole Valtorta z Uniwersytetu Newcastle ustaliła z kolei, że prawdopodobieństwo ataku serca u osób osamotnionych rośnie o 29 proc., a zagrożenie udarem – o 32 proc.
– Starzejące się społeczeństwo to duże wyzwanie dla administracji i architektów – przyznaje Agnieszka Labus i dodaje, że na całym świecie odchodzi się od koncepcji domów starców, stawiając na zapewnienie możliwie wygodnej starości w miejscu zamieszkania. – Mieszkania i miejską przestrzeń trzeba planować tak, by dawały niezależność jak najdłużej. To poprawia samopoczucie i daje energię do działania. Nie obciąża też budżetu opieki społecznej, a więc wydatków państwa. Cohousing to wbrew pozorom rozwiązanie oszczędne – mieszkańcy dzielą się kosztami, mają na przykład jeden czy dwa samochody do dyspozycji, zrzucają się na obecną na stałe opiekunkę czy serwis sprzątający.
W przypadku cohousingu senioralnego ważne jest, by przestrzeń była dostosowana do potrzeb osób starszych, ale nie przypominała instytucjonalnych ośrodków pomocy. Elementy „pomocowe” trzeba wprowadzać z wyczuciem. W OWCH wszystkie kontakty i gniazdka są w zasięgu ręki osoby poruszającej się na wózku, na korytarzach montowane są poręcze, mieszkania zaplanowane są tak, by można było je dowolnie dzielić – w sytuacji, gdyby któraś z kobiet musiała zamieszkać z opiekunem.
– Ważne było to, by mieszkania, w których osoby starsze spędzają więcej czasu, były jasne, z dobrym dostępem światła dziennego (przeciwdziała ono depresji pojawiającej się często w starszym wieku), by na przykład sala wspólna spełniała standardy akustyczne dostosowane dla osób gorzej słyszących – opowiada Agnieszka Labus. Dodaje też, że istotne jest też to, by mieszkania usytuować nie na przedmieściach, ale blisko miejskiej infrastruktury: przystanków komunikacji miejskiej, szpitala, przychodni, sklepów, parków czy kina. Lokalizacja jest także ważna ze względu na bycie częścią społeczności lokalnej. Takie założenia jak cohousing zwykle są otwarte w wybrane dni dla ludzi z zewnątrz, ich mieszkańcy wychodzą z inicjatywą organizacji różnych wydarzeń integracyjnych.
W Polsce pojawiają się pierwsze, pilotażowe inicjatywy nawiązujące do idei cohousingu. Na razie nie dotyczą tylko seniorek i seniorów. W Łodzi powstał Dom Wielopokoleniowy w zaadaptowanej XIX-wiecznej wilii, we Wrocławiu powstało osiedle Nowe Żerniki, w Warszawie przy ulicy Stalowej 29 trwają prace przed otwarciem kamienicy wielopokoleniowej. – Na razie tego typu rzeczy dzieją się u nas punktowo, nie systemowo. Bardziej wykorzystują one elementy cohousingu, niż realizują tę koncepcję w czystej postaci, ale i tak warto je doceniać – zauważa Labus. Jej zdaniem pojawienie się oddolnego cohousingu senioralnego w Polsce to kwestia 10–20 lat. Dzielenie, wspólna pralnia czy świetlica starszemu pokoleniu wciąż nie kojarzy się najlepiej, przypomina raczej czasy komunizmu niż wymarzoną opcję na starość. – Młodszym pokoleniom, dla których grupa przyjaciół często staje się rodziną z wyboru, takie wspólnotowe myślenie jest bliższe. Kiedy więc zaczną się zastanawiać, jak spędzić starość, pomysł cohousingu może trafić na podatny grunt – uważa Labus. Jej zdaniem jednak, aby takie koncepty można było wprowadzać w życie, konieczne będą zmiany systemowe. – Wciąż brakuje myślenia o konieczności wprowadzania podobnych rozwiązań. Oczywiście, jeśli ktoś jest zdeterminowany, to sobie jakoś poradzi, ale żeby było to rozwiązanie stosowane częściej, muszą zostać wprowadzone mechanizmy prawne, finansowe, które będą takie działania wspierać i ułatwiać.
Cytaty z wypowiedzi mieszkanek OWCH pochodzą z filmu „Senior House. How to do it”.