1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia
  4. >
  5. Nie scrollowanie, a stan przepływu. Sposób na pełniejsze życie i bystrzejszy umysł zamiast utraty koncentracji. Jak go osiągnąć?

Nie scrollowanie, a stan przepływu. Sposób na pełniejsze życie i bystrzejszy umysł zamiast utraty koncentracji. Jak go osiągnąć?

Im częściej doświadczasz stanu flow, tym lepiej oceniasz swoje życie. (Fot. iStock)
Im częściej doświadczasz stanu flow, tym lepiej oceniasz swoje życie. (Fot. iStock)
Doświadczają go pisarki, alpinistki, muzyczki czy pasjonatki domowych wypieków, które z pasją zaplatają cynamonki czy kręcą bajgle. Stan przepływu, w którym tak głęboko zanurzasz się w danej czynności, że zatracasz poczucie siebie. Jego odkrywca, Míhály Csíkszentmihályi, uważał, że odpowiada za poczucie pełni życia. Dziś wiemy, że stan przepływu, inaczej stan flow, ma jeszcze jedną ważną funkcję – w czasach dekoncentracji spowodowanej scrollowaniem, przywraca nam uwagę.

Fragment książki „Złodzieje. Co okrada nas z uwagi”, Johann Hari, wyd. Feeria. Skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Węgiersko-amerykański psycholog Míhály Csíkszentmihályi, jako chłopiec po II wojnie światowej wraz z rodzicami wylądował w obozie dla uchodźców, który był obskurny i nie niósł żadnej nadziei. Któregoś dnia Míhály został zapisany do obozowej chłopięcej drużyny skautowskiej. Zaczął jeździć z nią na łono natury. Odkrył wówczas, że najbardziej czuje, że żyje, gdy robi coś trudnego, odnajduje szlak na stromym podejściu lub przeprawia się przez wąwozy. Jego zdaniem to doświadczenie uratowało mu życie.

Zdecydował, że chce eksplorować te aspekty psychologii człowieka, które są pozytywne i krzepiące, a generują coś więcej niż reakcje czysto automatyczne. Tyle że na polu amerykańskiej psychologii mało kto tak myślał. Na początek postanowił zbadać coś, co wydawało mu się jednym z najdonioślejszych osiągnięć człowieka – powstawanie sztuki. Naoglądał się zniszczeń, nadszedł więc czas na studia nad tworzeniem. Dlatego w Chicago nakłonił grupę malarzy, by pozwoliła mu przez wiele miesięcy być świadkiem ich aktywności, tak by mógł spróbować rozpoznać utajone procesy psychologiczne napędzające ten szczególny rodzaj skupienia, jakiemu zdecydowali się poświęcić życie. Obserwował jednego artystę po drugim, koncentrując się na pojedynczym dziele i podchodząc do niego z wielką atencją.

Míhálya uderzyło w tym przede wszystkim jedno – dla artystów, gdy byli pogrążeni w procesie tworzenia, czas zdawał się tracić znaczenie. Niemal zawsze sprawiali wrażenie owładniętych jakimś hipnotycznym transem. Tak głęboką postać zaangażowania uwagi rzadko widywało się gdzieś indziej.

Potem dostrzegł coś zastanawiającego. Zainwestowawszy cały ten czas w tworzenie swoich obrazów, ci artyści po ich namalowaniu nie ogarniali dumnym spojrzeniem tego, co zrobili, i nie wystawiali swoich prac w oczekiwaniu na wyrazy uznania. Prawie wszyscy zaraz po skończeniu obrazu po prostu odkładali go na bok i przystępowali do pracy nad następnym. Jeżeli Skinner miał rację – w tym, że ludzie robią coś jedynie dla nagrody i uniknięcia kary – nie miało to sensu. Wykonałeś pracę; oto nagroda, tutaj przed tobą, żebyś się nią cieszył. A jednak ludzie twórczy przeważnie sprawiali wrażenie niezainteresowanych nagrodami, większości z nich nawet pieniądze zbytnio nie obchodziły. Kiedy skończyli – powiedział później Míhály dziennikarzowi przeprowadzającemu z nim wywiad – obiekt, efekt pracy, nie był już dla nich ważny.

Nie chodzi o cel, a o drogę

Míhály pragnął zrozumieć, co konkretnie ich napędza. Co umożliwiało im tak długie skupianie się na jednej rzeczy? Dla niego stało się już jasne, że „tym, co ich tak pochłania w malarstwie”, jest coś związanego „z samym procesem malowania”. Tylko co? Próbując lepiej to pojąć, Míhály zaczął badać dorosłych angażujących się w inne aktywności – pływaków długodystansowych, alpinistów czy szachistów. Początkowo przypatrywał się wyłącznie amatorom. Często wykonywali czynności fizycznie uciążliwe, wyczerpujące, a nawet niebezpieczne, nie licząc na jakieś ewidentne nagrody – motywem ich działania było to, że kochali to, co robią. Pytał ich o to, co czuli, gdy robili coś, co wyzwalało w nich to niezwyczajne skupienie. Zauważył, że chociaż ich działania bardzo różniły się od siebie, w opisach ich odczuwania dostrzegało się uderzające podobieństwa. Jedno określenie powtarzało się raz po raz. Mówili na przykład: „Coś mnie niosło”.

Pewien alpinista wyjawił mu później:

– Mistyka wspinaczki skałkowej kryje się w samym wspinaniu. Wchodząc na szczyt skały, cieszysz się, że masz ją już za sobą, ale tak naprawdę to chciałbyś wspinać się wiecznie. Uzasadnieniem dla wspinaczki jest wspinanie się, tak jak uzasadnieniem dla poezji jest pisanie. Nie pokonujesz niczego poza tym, co masz w sobie... Akt pisania uzasadnia poezję. Ze wspinaczką jest tak samo: to rozpoznanie, że łapiesz flow, stan przepływu. Celem przepływu jest dać się nieść, nie oglądając się na szczyty czy utopie, trwać w tym rytmie. Nie chodzi tu o poruszanie się w górę, a o nieustający przepływ. Pozostajesz w ruchu, żeby ten przepływ trwał.

Stan flow – poczucie zatracenia czasu i samego siebie

Míhály zaczął się zastanawiać, czy ci ludzie w rzeczywistości nie opisują instynktu podstawowego dla człowieka, a podówczas jeszcze niebadanego przez naukowców. Nazwał go „stanem flow”. Występuje on wtedy, gdy człowiek jest tak pochłonięty tym, co robi, że całkiem zatraca poczucie siebie. Czas pozornie gdzieś się ulatnia i tenże człowiek przepływa w samo to doznanie. Jest to najgłębsza postać skupienia i utrzymania uwagi, jaką znamy. Kiedy zaczął wyjaśniać ludziom, czym jest stan flow, i pytał ich, czy doświadczyli czegoś podobnego, osiemdziesiąt pięć procent rozpoznało ten stan i stwierdziło, że doznało go przynajmniej raz – często też jego rozmówcy stwierdzali, że te chwile należały do najjaśniejszych w ich życiu. Nie miało znaczenia, czy osiągali to, przeprowadzając operację na mózgu, brzdąkając na gitarze czy piekąc wspaniałe bajgle – swoje stany flow opisywali z zachwytem. Powrócił myślami do czasów, gdy jako dziecko w zrujnowanym wojną mieście planował na podłodze wielkie kampanie z udziałem żołnierzyków, a także gdy jako trzynastolatek penetrował wzgórza i góry wokół obozu dla uchodźców, w którym mieszkał.

Odkrył, że jeśli we właściwy sposób będzie się drążyć w sobie, można dokopać się do gejzeru skupienia – długotrwałej eksplozji uwagi, której przepływ przeniesie nas przez trudne zadania tak, że ich rozwiązanie wyda nam się bezbolesne, a nawet przyjemne. Dlatego nasuwa się oczywiste pytanie: gdzie drążyć, aby to osiągnąć? Jak możemy wywołać stany flow? Początkowo większość ludzi zakłada, że może osiągnąć ten stan poprzez relaks – wyobrażają sobie, że pławią się w basenie w Vegas, sącząc drinka. Zgłębiając to, Míhály przekonał się jednak, że w rzeczywistości relaks rzadko wprowadza w stan flow. Dotrzeć tam trzeba innym szlakiem.

Trzy warunki stanu flow

Badania Míhályego pozwoliły wyróżnić wiele aspektów tego stanu, ja jednak odniosłem wrażenie – czytając szczegółowo te prace – że jeśli chce się go osiągnąć, trzeba wiedzieć, o co chodzi z trzema zasadniczymi czynnikami. Pierwszy to taki, że trzeba postawić sobie wyraźnie określony cel. Chcę namalować ten obraz; chcę wbiec pod to wzgórze; chcę nauczyć moje dziecko pływać. Musisz podporządkować się dążeniu do niego, wszystkie inne cele na ten czas odsuwając na bok. Stan przepływu może się pojawić jedynie w warunkach jednozadaniowości – kiedy wybierzesz robienie tylko jednej czynności, a całą resztę odłożysz. Míhály przekonał się, że dystraktory i wielozadaniowość zabijają flow i nie da się osiągnąć tego stanu, usiłując robić jednocześnie dwie lub trzy rzeczy. Stan flow wymaga całej siły twojego mózgu, nakierowania jej na jedną misję.

Drugi czynnik – musisz robić coś, co ma dla ciebie znaczenie. Oto część podstawowej prawdy o tym, czym jest uwaga: ewolucja doprowadziła nas do tego, byśmy zwracali uwagę na rzeczy dla nas znaczące. Zawsze łatwiej ci będzie zwracać uwagę na rzeczy dla ciebie istotne, a trudniej na coś, co wydaje się bez znaczenia. Kiedy starasz się zmusić do czegoś niezbyt dla ciebie ważnego, twoja uwaga często się rozprasza i odpuszcza sobie ten temat.

Trzeci czynnik pomoże ci, jeśli będziesz robić coś na skraju swoich możliwości, lecz zarazem, co jeszcze ich nie przekracza. Jeżeli wybrany przez ciebie cel będzie zbyt łatwy, przełączysz się na autopilota, a jeśli zbyt trudny, zaczniesz odczuwać niepokój oraz niepewność i też nie wejdziesz w stan flow. Wyobraź sobie alpinistkę o średniej klasy doświadczeniu i uzdolnieniach. Wspinając się na stary ceglany mur na tyłach ogrodu, nie osiągnie tego stanu, bo zadanie jest dla niej za łatwe. Jeżeli zaś nagle każe się jej wejść na Kilimandżaro, też nic z tego nie będzie, bo się wystraszy. Tym, czego potrzebuje, jest wzgórze lub góra, odrobinę wyższe lub trudniejsze od tych, które zdobyła ostatnim razem.

Dlatego, żeby odnaleźć flow, musisz wybrać jeden cel, upewnić się, że jest dla ciebie istotny, i spróbować doprowadzić siebie do granicy własnych możliwości. Gdy tylko stworzysz takie warunki i wejdziesz we flow, natychmiast to rozpoznasz, gdyż ten stan umysłu jest charakterystyczny. Czujesz się całkowicie obecny w tej właśnie chwili. Doświadczasz zatracenia świadomości siebie. W takim stanie wydaje ci się, że twoje ja zanika i stapiasz się z zadaniem – jakbyś był skałą, po której się wspinasz.

Patrzenie się w ekran daje najmniejsze poczucie przepływu

Kiedy poznałem Míhályego, miał osiemdziesiąt siedem lat, z czego badaniu stanów flow poświęcił przeszło pięć dekad. To on – wraz z badaczami z całego świata – zbudował obszerną i solidną bazę dowodów naukowych na potwierdzenie tego, że stany przepływu stanowią rzeczywistą i głęboką postać ludzkiej uwagi. Wykazali oni też, że im więcej doświadcza się takich stanów, tym lepiej człowiek się czuje. Do czasu jego badań profesjonalna amerykańska psychologia skupiała się na sytuacjach, kiedy sprawy przybierają zły obrót – przytłaczając psychicznie człowieka – albo na manipulacyjnej wizji autorstwa B.F. Skinnera. Míhály otworzył drogę „psychologii pozytywnej”: przekonaniu, że powinniśmy skupiać się przede wszystkim na rzeczach, dla których warto żyć, i na szukaniu sposobów na ich „podkręcenie”.

Im dłużej Míhály zgłębiał stany przepływu, tym bardziej zaczął dostrzegać w nich jeszcze coś niezwykle istotnego. To, że są one nadzwyczaj kruche i łatwo je zakłócić. Napisał: „Wiele sił zarówno w nas samych, jak i w naszym otoczeniu staje na drodze [przepływowi]”. Pod koniec lat osiemdziesiątych odkrył, że wpatrywanie się w ekran jest jedną z tych naszych aktywności, które przeciętnie dostarczają nam najmniejszych przepływów (ostrzegał, że „w otoczeniu zadziwiającego arsenału gadżetów zapewniających rozrywkę... większość z nas ulega znudzeniu i nieco się frustruje”).

– Żeby mieć dobre życie, nie wystarczy usunąć tego, co jest w nim złe – wyjaśnił Míhály. – Potrzebujemy także pozytywnego celu; inaczej, po cóż iść dalej?

W normalnym życiu wielu z nas próbuje szukać ulgi od rozkojarzenia po prostu przez zawieszenie się – po dniu przeciążenia usiłujemy dojść do siebie, lądując przed telewizorem.

Ale jeśli człowiek poprzestaje na ucieczce przed dystraktorami w sam odpoczynek – nie zastępując tego pozytywnym celem, do którego by dążył – prędzej czy później znów go one dopadną. Potężniejszą ścieżką wyjścia z rozkojarzenia jest odnalezienie swojego stanu flow.

Fragment książki „Złodzieje. Co okrada nas z uwagi” Johann Hari, wyd. Feeria. Skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze