1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia
  4. >
  5. Reality shows o miłości z Netflixa to guilty pleasure Polek. Dlaczego uwielbiamy je oglądać?

Reality shows o miłości z Netflixa to guilty pleasure Polek. Dlaczego uwielbiamy je oglądać?

(Fot. materiały prasowe)
(Fot. materiały prasowe)
Nie ma tygodnia, w którym top 10 Netflixa nie obfitowałoby w choć jeden program typu reality show. Najczęściej taki, którego motywem przewodnim ustanowiono miłość. Na mniej lub bardziej serio. Dlaczego wysokobudżetowe produkcje o randkowaniu wciągają bez reszty? I z jakiej właściwie przyczyny oglądanie ich traktujemy jak wstydliwy sekret? Szukając odpowiedzi, o komentarz poprosiłyśmy psycholożkę i psychoterapeutkę Katarzynę Kucewicz.

Jako kilkulatki zasłuchiwałyśmy się w opowieściach o książętach, księżniczkach i zaczarowanych wróżkach tylko po to, aby po serii mniej lub bardziej interesujących przygód pary przeznaczonych sobie (a jakże!) bohaterów padło w końcu emblematyczne „i żyli długo i szczęśliwie”. Historie miłosne prezentowane w bajkach dla dzieci to schematyczny ulepek z lukru, który w 10 przypadkach na 10 prowadzi do happy endu. I oczywiście nie ma w tym nic złego, dzieciństwo jest – a przynajmniej powinno być – swego rodzaju bańką ochronną. Tyle że każda bańka kiedyś pęka, a wtedy okazuje się, że w prawdziwym życiu szczęśliwe zakończenia… cóż, mają miejsce raczej rzadziej niż częściej. I tu pojawia się mocny dysonans poznawczy. Bo chociaż po przekroczeniu granicy pewnego wieku zaczynamy konsumować treści w większości – jeśli nie wyłącznie – tworzone z myślą o zupełnie już dorosłym widzu, prezentowany w nich obraz miłości i związków romantycznych niewiele różni się od tego serwowanego nam w czasach przedszkolnych. Scenariusz, choć osadzony w innych realiach i bogaty w inne konteksty, ostatecznie sprowadza się do tego samego – „i żyli długo i szczęśliwie”. I mimo że tej obiecanej przez reżysera długodystansowej sielanki już nie mamy okazji zobaczyć, bo 99 proc. (szacunek subiektywny) komedii romantycznych kończy się na scenie namiętnego pocałunku, który jest przecież dopiero początkiem związku, ślepo wierzymy w to, że od tego momentu para głównych bohaterów będzie iść razem przez piękne, łatwe i przyjemne życie usłane samymi różami. Średnio koresponduje to z rzeczywistością.

Skoro nie wyidealizowane jak bajki Disneya filmy romantyczne, to może seriale? W tej kategorii bez wątpienia mamy do czynienia z większą różnorodnością narracyjną. Serialowa miłość bywa różna. Także – jak w życiu – trudna, a nawet toksyczna. I super. Tyle tylko że to nadal jedynie fikcja. Na prawdziwe – choć rzecz jasna podkoloryzowane – historie realnych, acz obcych ludzi mamy okazję patrzeć jedynie dzięki mnożącym się jak grzyby po deszczu reality shows o miłości i randkowaniu. Statystki oglądalności tego gatunku rozrywki mówią wszystko. My kochamy je oglądać, a Netflix doskonale wie, jak to wykorzystać.

Reality shows o miłości z Netflixa: guilty pleasure Polek

– Gwiazdy telewizji typu reality show są zazwyczaj bardziej dostępne niż gwiazdy programów opartych na scenariuszu – wyjaśnia prof. socjologii na Uniwersytecie Lehigh Danielle Lindemann. Uczestnicy pokazują się w programie, ale w tym samym czasie są aktywni w mediach społecznościowych i wchodzą w interakcję z fanami. Tak zaprojektowana forma rozrywki zrywa z kultywowanym przez długie dekady wyobrażeniem telewizji rysowanej jako coś odległego i nieosiągalnego dla „zwykłego, szarego człowieka”. Staje się bliska, przystępna. To pierwszy z oczywistych powodów przysparzających popularności programom, takim jak „Miłość jest ślepa” („Love is Blind”), „Doskonale dopasowani” („Perfect Match”), „Too hot to handle” czy „Love Never Lies”. O inne zapytałyśmy psycholożkę i psychoterapeutkę Katarzynę Kucewicz.

Fenomen programów typu reality okiem psychologa

Fascynacja kobiet reality shows o miłości może wynikać z kilku kluczowych aspektów. Przede wszystkim gros kobiet (mężczyzn też) lubi przypatrywać się wzorcom relacji w swoim otoczeniu. Pozwala im to lepiej rozumieć i zarządzać swoimi związkami. Reality shows o miłości oferują wgląd w dynamikę miłości, co może być pouczające i inspirujące, na przykład do wprowadzania zmian. Sama często przyglądam się takim programom, żeby popatrzeć, jak ludzie się ze sobą komunikują, jak wyrażają emocje.

Reality shows o miłości dla niektórych moich pacjentów stanowią formę ucieczki od codziennych problemów i stresów. Zapewniają rozrywkę i odprężenie, pozwalając na chwilowe zapomnienie o własnych troskach. Ale jest tu pewien „haczyk”. Taki rodzaj programów przedstawia z reguły miłość w uproszczony, idealistyczny sposób, co może wprowadzać widzów w błąd, np. że konflikty da się błyskawicznie rozwiązywać – tłumaczy nasza ekspertka i dodaje:

Reality shows o miłości wzbudzają silne emocje, od sympatii przez frustrację. Widzowie często utożsamiają się z uczestnikami, kibicując im lub sprzeciwiając się ich decyzjom. Naturalna ciekawość sprawia, że chcemy wiedzieć, jak potoczą się losy uczestników. Reality shows wszelkiej maści często są konstruowane w taki sposób, by budować napięcie i zainteresowanie widzów. Ten element niepewności i oczekiwania na rozwój wydarzeń jest silnym motywatorem do oglądania, tak samo jak w przypadku oglądania seriali.

Morał płynie z tego taki, że zagadnienie powodzenia formatów typu dating reality jest złożone, wielowątkowe i trudne do uchwycenia w oczywistą puentę. Niewłaściwe byłoby więc chyba kategoryzowanie ich jako coś jednoznacznie złego. A przecież takie panuje powszechne przekonanie. Odtwarzając nowy odcinek „Love is Blind” (tu wstaw dowolny inny tytuł, który regularnie ściąga cię przed telewizor), mamy poczucie grzesznej przyjemności. Przecież powinniśmy w tym czasie sprzątać łazienkę, biec na trening albo uczyć się nowego języka obcego. No właśnie, tylko czy naprawdę powinniśmy?

Czy oglądanie programów „niskich lotów” to powód do wstydu?

Rozrywka zawsze pozostanie rozrywką. Podstawową funkcją, jaką ma spełniać, jest zapewnienie korzystającym z jej uroków relaksu, zabawy i przyjemności. Warto oczywiście zadbać o odpowiednie dawkowanie sobie kultury wysokiej – od tego w żadnym razie nie zamierzamy was odwodzić, ale czy musi to być jedyna jej forma obecna w naszym życiu?

Nie da się ukryć, że reality shows rzadko nas czegoś nauczą (choć są i takie, które – jak zaznaczyła Katarzyna Kucewicz – mogą być cennym źródłem informacji o mechanizmach funkcjonowania relacji) i w dużej mierze pozostają fikcją na miarę produkcji w całości opartych na wymyślonym scenariuszu. Luksusowo zaaranżowane randki, egzotyczna sceneria, miłość wyznawana po dwóch dniach znajomości… Nie ma to zbyt wiele wspólnego z realiami. Tym bardziej polskimi. Mimo to poruszają w nas one najgłębsze struny. Programy o randkowaniu i poszukiwaniu wymarzonego partnera na całe życie, choć wyidealizowane, mogą aktywować systemy mózgowe związane z popędem seksualnym, romantyczną miłością i przywiązaniem.

Dla przykładu: gdy widzimy, jak jeden z uczestników w końcu wyznaje osobie, z którą się spotyka, że ją kocha, my jako bierni obserwatorzy możemy doświadczyć wzrostu poziomu dopaminy (neuroprzekaźnika powiązanego z romantyczną miłością i uniesieniem). Kiedy widzimy, jak para namiętnie się całuje, nasze ciała mogą wydzielać testosteron (hormon związany z popędem seksualnym), a kiedy zauroczeni sobą bohaterowie czule się do siebie przytulają, nasze ciała prawdopodobnie uwalniają oksytocynę (neuroprzekaźnik związany z przywiązaniem). Prawdopodobnie więzi, które widzimy na ekranie, nie są głębokie, być może wcale nie są nawet szczere, ale odczucia, jakich nam dostarczają, są w 100 proc. prawdziwe.

Bijące rekordy popularności programy o miłości Netflixa odnoszą sukces nie bez powodu – odwołują się do podstawowych popędów i mechanizmów, które – czy tego chcemy, czy nie – po prostu czynią nas ludźmi. A skoro tak, to może najwyższy czas przestać określać nasze ulubione, choć bezdyskusyjnie mało ambitne reality shows mianem „guilty pleasure”. Ustalmy coś raz na zawsze: nie zawsze musimy być ambitni, a w byciu człowiekiem z pełnym pakietem różnych pragnień, żądzy i instynktów nie ma nic wstydliwego. To co, kto bez zażenowania przyzna się, że odlicza dni do premiery kolejnego sezonu „Love is Blind”? Wszystkim odważnym przybijam piątkę. Serio, nie ma się czego wstydzić.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze