1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wnętrza
  4. >
  5. W domu rzeźbiarza Henryka Musiałowicza jego córka i wnuczka prowadzą siedlisko. Można się tam poczuć jak w krainie czarów

W domu rzeźbiarza Henryka Musiałowicza jego córka i wnuczka prowadzą siedlisko. Można się tam poczuć jak w krainie czarów

Fot. Celestyna Król
Fot. Celestyna Król
Gdy malarz i rzeźbiarz Henryk Musiałowicz postanowił dokupić kolejny kawałek ziemi w mazowieckiej wsi Cieńsza, gdzie tworzył, jego córka Jola była załamana. Ale jak tylko wybuchła pandemia, zaszyła się tu razem ze swoim zwierzyńcem i została do dziś. Przy wsparciu córki Marty przyjmuje gości, prowadzi dom pracy twórczej, udostępnia przestrzeń na warsztaty i dba o dzieła sztuki stworzone przez ojca.

Kiedy pierwsi goście zaczęli przyjeżdżać do domu i pracowni Musiałowicza, jego wieloletni pomocnik przyznał: „Jest dokładnie tak, jak mówił mi Henryk”. „Czyli jak?”, zapytałam, bo trochę się zdziwiłam – opowiada Jola. – Tata nigdy nie dzielił się ze mną swoimi planami związanymi z tym miejscem, może dlatego, że znał mój ówczesny stosunek do życia na wsi. A jak się okazało, jego wizja była taka, że ostatecznie wszyscy tu zamieszkamy, będziemy przyjmować gości i ta ziemia oraz zabudowania staną się naszym sposobem na życie.

Marta, córka Joli, była bardziej wtajemniczona w plany dziadka, choć nigdy nie brała ich na poważnie. „Zobaczysz, będziesz tu siedzieć i lepić garnki”, powtarzał zawsze, gdy go odwiedzała. – Myślałam wtedy: jakie garnki? Przecież ja latam po świecie i przeprowadzam wywiady z gwiazdami! – wspomina. Koła garncarskiego jeszcze nie kupiła, ale powoli urządza już swoją część domu w Cieńszy. – Pół tygodnia pracuję w Warszawie, pół spędzam na wsi. Mam dwa życia, trochę jak dziadkowie, którzy w Cieńszy meldowali się w kwietniu, a kiedy spadł pierwszy śnieg, wracali do swojego mieszkania na warszawskiej Starówce – mówi. Przeniesiona z pobliskiej wsi 100-letnia drewniana chata kurpiowska była przygotowana tylko na letnie miesiące. Nikt nie pomyślał o ociepleniu, bo Henryk nie lubił remontów, przeszkadzały mu w pracy twórczej.

Przestrzeń artystyczna

W pomyśle na siedlisko za miastem od początku było więcej artystycznej fantazji niż racjonalnego myślenia. – Tata latami jeździł na plenery malarskie na Podlasie do Mielnika nad Bugiem i najpierw właśnie tam zamierzali razem z mamą coś kupić. Żadne z nich jednak nie miało prawa jazdy, w związku z tym podróżowaliśmy pociągiem z dwiema przesiadkami, a do samego Mielnika dowoziła nas ciężarówka transportująca kredę. Na szczęście rodzice w końcu doszli do wniosku, że lepiej poszukać czegoś bliżej Warszawy. Przyjaciółka opowiedziała im o malowniczej wsi Cieńsza na Mazowszu, a dokładniej Kurpiach Białych. Pojechali tam latem 1977 roku, zakochali się, znaleźli kawałek ziemi i postawili chałupę. Plan był taki, że będą tu wypoczywać latem, a resztę czasu spędzać w Warszawie, ale pobyty w Cieńszy się wydłużały, bo okazało się, że jesień na wsi jest fajniejsza niż w mieście. A od Wielkanocy do wakacji jest już tak blisko, że nie opłaca się wracać – wspomina Jola.

Jej ojciec działał w Cieńszy z artystycznym rozmachem, jego prace były wystawiane na całym świecie, jedna z nich wylądowała w kolekcji Michaela Jordana. Artyście nieustannie brakowało przestrzeni twórczej, w związku z tym do starej chałupy dostawił wieżę. Dziś cała ta oryginalna konstrukcja, pełna różnych tajemniczych zakamarków, z pochlapaną farbą podłogą jest wynajmowana gościom. Każdy, kto tu przyjedzie, powinien podpisać się na pomalowanym tablicową farbą kominie. – Dawniej był obity zieloną tkaniną, na której składali autograf wszyscy goście odwiedzający pracownię taty. Tkanina już się rozpadła, ale chciałam zachować tę zasadę – mówi Jola.

Na ścianach domu wszędzie wiszą prace Henryka Musiałowicza, a piec zdobią pomalowane przez niego kafle, ale klimatyczny wystrój wnętrza to już zasługa jego córki, która przez lata pracowała jako stylistka wnętrz. – Zgromadziłam wtedy masę rzeczy, które idealnie wkomponowały się w tę przestrzeń, jak galeria różnej maści kubków, pokrywające ściany mozaiki płytek czy stare skandynawskie krzesła przywiezione z Mleczkowa pod Radomiem. Większość zabytkowych mebli pochodzi z zaprzyjaźnionego sklepu ze starociami Czerwone Drzwi pod Pułtuskiem – wymienia. Wyjątkiem jest skrzynia malarska Henryka, jeszcze z czasów akademickich, pełniąca teraz funkcję szafki nocnej, i stół w salonie (spadek po ojcu), który został rozbudowany przez stolarza i pomalowany, jak wiele innych mebli w tym domu, przez lokalną artystkę Małgosię Duszczyk.

Prawidła, koń i krowa

Kiedy prace Henryka nie mieściły się już w rozbudowanym domu, dokupił kolejny kawałek ziemi i postawił na nim dwie stare, połączone ze sobą chałupy przeniesione z sąsiednich wsi. Od tej pory to właśnie tu tworzył obrazy, rzeźby, sztandary, totemy i inne formy przestrzenne. – Kiedy weszłyśmy tam pierwszy raz po śmierci taty, okazało się, że pomiędzy dziełami sztuki mieszkają setki nietoperzy. Dziś na szczęście znalazły sobie inne miejsce, poza terenem – wspomina Jola. Pod jej rządami pracownia zmieniła się w klimatyczną galerię, w której wśród prac artysty można wypić kawę, przeczytać książkę, obejrzeć album, zwyczajnie podumać w fotelu albo poćwiczyć jogę w wyłożonej matami sali. Naprzeciwko galerii stanął nowo wybudowany dom Joli i Marty, stylistycznie nawiązujący do zastanych budynków. Zaprzyjaźniony z dziewczynami stolarz ma książkę z dawnymi wzorami kurpiowskich drzwi i dekorów. Jeden z nich odtworzył przy wejściu do ich domu. – Natomiast zdobiące drewnianą elewację misterne kurpiowskie wycinanki to już dzieło pana Henryka, który przez lata współpracował z tatą – opowiada Jola. Odziedziczona po rodzicach szafka to replika mebla z 1593 roku z muzealnych zbiorów. Podobnie jak wisząca na ścianie wierna kopia rycerskiej tarczy czy kopia XVI-wiecznego obrazu Matki Boskiej, która w czasie Powstania Warszawskiego została przestrzelona, ale Jola z pomocą konserwatora załatała ślad po kuli.

– Zaraz po wojnie artyści mieli możliwość odkupienia od muzeów różnych replik, które z punktu widzenia tych instytucji były już nieprzydatne albo nie spełniały jakichś oczekiwań – tłumaczy Jola. W zbiorach taty odkryła również zabytkowe ramy, a kilka innych dostała od koleżanki, która oprawia obrazy. Wykorzystała je do stworzenia dzieł sztuki użytkowej. Nad sypialnianym łóżkiem zawiesiła w pięknej ramie stare prawidła kupione pod Wołominem. W inną oprawiła przywiezioną z Krety poszewkę poduszki, a na kolejną naciągnęła fragment wyszukanego w second handzie starego szlafroka. – Niesamowicie spodobał mi się odcień i wzór tkaniny, z której był uszyty. Stanowi piękne tło obrazu – wyjaśnia Jola.

Wnętrze jej domu zaskakuje, jak kraina czarów, nic nie jest tu typowe, schematyczne, powszednie. Zabytkowy żyrandol wisi na pomalowanym na biało krowim łańcuchu, nocna lampka ukryta jest w latarni, zawieszone bibelotami drzwi białej szafy można pomylić ze ścianą, a uchwyty mebli to miniaturowe rzeźby. Uwagę wszystkich przyciąga jednak stary drewniany koń wkomponowany w szczebelki antresoli. – Wypatrzyłam go ponad 20 lat temu w Warszawie. Jadąc Puławską w stronę Ursynowa, mijałam targ przy alei Wilanowskiej, na którym kobiety sprzedawały jabłka. Nagle kątem oka między skrzynkami zobaczyłam coś dziwnego, niepasującego zupełnie do tej scenerii: białego, drewnianego konia bez ogona. Zawróciłam na pierwszych światłach i odkupiłam go wówczas za grosze. Najpierw zamieszkał razem ze mną przy ulicy Etiudy Rewolucyjnej. Musiałam mu zdjąć płozy, bo nie mieścił się na parapecie. W kolejnym mieszkaniu specjalnie dla niego powiększyłam wąski parapet, a kiedy przeprowadziłam się na Bluszczańską, do wysokiego na ponad trzy metry mieszkania, zbudowałam specjalną szafę, na której stanął. Kiedy moi znajomi przyjechali do Cieńszy i zobaczyli na antresoli dobrze znaną im figurę, stwierdzili: „Jak jest już miejsce dla konia, to znak, że Jolka stąd szybko nie wróci”.

– Gosia Duszczyk. Nad lustrem wiszą rysunki Henryka Musiałowicza. Na jednym z nich uwiecznił swoją żonę Anielę. Stojące obok komody krzesła, jak wszystkie inne w tym domu, pochodzą stąd i zowąd. Każde dostało od Joli nowe obicie. 4. W rolę szafki pod stylową, rustykalną umywalkę marki Rea, wcieliła się zabytkowa komoda kupiona w sklepie Czerwone Drzwi. Z tego samego miejsca pochodzi lustro. Obraz kupiono gdzieś na targu staroci, a (obity nową tkaniną) stołek – w sklepie Jysk. 5. Stojący na pierwszym planie holenderski stołek dostał od Joli nowe obicie i kolory. Stoliczek został kupiony na targu i przemalowany, a ludwikowska kanapa to kolejny nabytek z Czerwonych Drzwi, przyobleczony w piękną wzorzystą tkaninę.

1/14

Właścicielki siedliska

Mama Jola Musiałowicz, córka Marta Cieplak i przygarnięta suczka Mamba na ławce przed Pracownią Cieńsza, miejscem, w którym tworzył Henryk Musiałowicz.

2/14

Zdobycze z targów staroci

Ganek domu Joli z malowniczym widokiem na łąki i pola. Wiszące na płocie stare garnki i naczynia to zdobycze z targów staroci i okolicznych opuszczonych domów.

3/14

Stary konik

W barierkę antresoli wmontowany jest stary drewniany koń kupiony przez Jolę ponad 20 lat temu na niewielkim targowisku przy alei Wilanowskiej w Warszawie. W tle obraz Henryka Musiałowicza.

4/14

Jak w muzeum

Widok z antresoli na jadalnię i salon Joli. Żyrandol powieszony na pomalowanym na biało krowim łańcuchu pochodzi ze sklepu ze starociami w Węgrowie. Zawieszono go, kiedy we wnętrzu stało jeszcze rusztowanie, był więc pierwszym elementem dekoracyjnym w tym domu. Teraz jest ich tyle, że można się tu poczuć jak w muzeum lub galerii. Tym bardziej że część tutejszych mebli i dekoracji faktycznie pochodzi z muzealnych zbiorów, jak stojąca za zrobionym przez stolarza jadalnianym stołem komoda – replika mebla z 1593 roku. Ta znajdująca się po przeciwległej stronie w salonie to nabytek ze sklepu ze starociami w Węgrowie, który okazał się staroangielskim klasykiem.

5/14

Sztandar autorstwa Henryka Musiałowicza

Stojący na pierwszym planie holenderski stołek dostał od Joli nowe obicie i kolory. Stoliczek został kupiony na targu i przemalowany, a ludwikowska kanapa to kolejny nabytek z Czerwonych Drzwi, przyobleczony w piękną wzorzystą tkaninę. Nad nią wisi sztandar autorstwa Henryka Musiałowicza.

6/14

Pamiątki po mamie

Kuchenna półka z porcelaną. W drewnianej misce – łyżki rzeźbione przez Anielę, mamę Joli.

7/14

Głowa wawelska

Na staroangielskim kredensie, ułożona na poduszce, odpoczywa kopia głowy wawelskiej.

8/14

Stąd i zowąd

Stara komoda, podobnie jak wiszące nad nią lustro, a także widoczne w tle sypialniane łóżko i kuchenny kredens – zostały kupione pod Pułtuskiem w sklepie Czerwone Drzwi prowadzonym przez zaprzyjaźnioną z dziewczynami Kasię Woltańską. Łóżko i kuchenne meble pomalował lokalny artysta Marek Klimiuk, a nogi komody – Gosia Duszczyk. Nad lustrem wiszą rysunki Henryka Musiałowicza. Na jednym z nich uwiecznił swoją żonę Anielę. Stojące obok komody krzesła, jak wszystkie inne w tym domu, pochodzą stąd i zowąd. Każde dostało od Joli nowe obicie.

9/14

Stare łączy się z nowym

W rolę szafki pod stylową, rustykalną umywalkę marki Rea, wcieliła się zabytkowa komoda kupiona w sklepie Czerwone Drzwi. Z tego samego miejsca pochodzi lustro. Obraz kupiono gdzieś na targu staroci, a (obity nową tkaniną) stołek – w sklepie Jysk.

10/14

Zabytkowy piec

Dom Henryka Musiałowicza, a w nim stary piec pokryty kaflami ręcznie malowanymi przez artystę.

11/14

Ze zbiorów Henryka Misiałowicza

Duży salon w domu Henryka Musiałowicza z kanapą obitą pasiakiem łowickim. Wiszący pod sufitem pająk z grochu i krepiny przyjechał spod Ostrołęki. Na półce nad drzwiami stoją koniki krakowskie (zbiory Henryka Musiałowicza), a na ścianie nad łóżkiem wisi kopia głowy wawelskiej i drewniane rzeźby ze zbiorów gospodarza.

12/14

Nowa pracownia w starej chałupie

Kiedy Henryk Musiałowicz nie mieścił się już ze swoją twórczością w domu, dokupił kolejny kawałek ziemi i ustawił na nim dwie stare chałupy przeniesione z pobliskich wsi, które stały się jego nową pracownią. Dziś mieści się tu klimatyczna galeria artysty, a vis-à-vis stanął nowy dom Joli.

13/14

Stara kapliczka

Ganek przed domem Joli zdobi stara kapliczka kupiona w Czerwonych Drzwiach. – Znajomy Kasi, właścicielki sklepu, ratuje na Podlasiu różne ludowe zabytki, w tym stare kapliczki, które odnawia i kompletuje – mówi Jola. Drewnianą rzeźbę królika ponad 20 lat temu dostała w prezencie od dzieci. Po prawej na dorobionym krzyżaku stoi wielka dzieża, w której dawniej zaczyniano chleb.

14/14

Miejsce relaksu

Wnętrze galerii z pracami Henryka Musiałowicza. Dziś, obcując ze sztuką, można tu wypić kawę, przeczytać książkę, obejrzeć album, podumać w fotelu albo poćwiczyć jogę w wyłożonej matami sali.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze