Redakcjo i Pani Ewo, wychodzę z założenia, że jeśli ktoś mi coś daje czy proponuje – nie mówię o relacjach w pracy czy jakichś przypadkowych, tylko przyjacielskich – to wie, co robi, więc jeśli to przyjmuję, nie wiążę tego z koniecznością rewanżu. Żeby było jasne, przyjaciele są dla mnie ważni, więc też pomagam, jeśli ktoś potrzebuje, albo robię drobne przysługi, stawiam kawę, ciastko. Ale nie chcę tego wiązać z jakimś „coś za coś”. Mam koleżankę, która natomiast oczekuje, że będę jej „dłużna” za każdy gest. Strzela focha, kiedy jej czegoś odmawiam. Czuję, jakby wywierała na mnie presję, albo w zamian za swoją życzliwość chciała mnie zawłaszczyć. A może to ona ma rację, że ją wykorzystuję? Albo jestem przewrażliwiona? Jak to rozpoznać?
Magda
Ewa Klepacka-Gryz: Droga Magdo, nawyk oczekiwania rewanżu w zasadzie wypracowujemy sobie już w dzieciństwie. Pierwsze interakcje w piaskownicy, a właściwie ingerencja dorosłych pokazuje zależność: chcesz wiaderko chłopczyka, to daj mu swoją łopatkę – jeśli coś dajesz, masz prawo oczekiwać, że coś dostaniesz w zamian. Oczywiście w każdej relacji wymieniamy się tym, co mamy najlepsze: uwagą, uważnością, bliskością, miłością czy chęcią niesienia pomocy.
Dobrze by było, gdyby te wymiany były sprawiedliwe, ale w realu zwykle jeden jest bardziej dawcą, a inny bardziej biorcą. Na dodatek bardzo łatwo przekroczyć granicę dawania (niebrania) i w pewnym momencie biorca czuje, że zadłużył się bez możliwości zwrotu/wyrównania rachunku, i wtedy najczęściej ucieka z relacji. Model relacji „coś za coś” rzeczywiście może być mało satysfakcjonujący.
Jeśli czujesz, że jesteś zmęczona tym nadmiarowym dawaniem koleżanki, po prostu jej o tym powiedz. Postaw sprawę jasno: nie, dziękuję, nie chcę być twoim dłużnikiem. Życzliwość, sympatia, chęć przebywania w czyimś towarzystwie to są „dary”, które powinny być ofiarowane z czystego serca, bez oczekiwania rewanżu. Jeśli tak nie jest, to mamy prawo ich nie przyjąć.