Nikt z nas nie pała jednakową sympatią do wszystkich ludzi, których spotyka. Skąd więc bierze się oczekiwanie, że trzeba lubić wszystkie dzieci? To, że przeszkadza ci płacz niemowlęcia w autobusie albo drażni cię synek sąsiadów, nie oznacza, że będziesz „antymatką” – tłumaczy czytelniczce pedagog Ewa Nowak.
Mam 31 lat i od jakiegoś czasu z moim chłopakiem rozmawiamy o dzieciach. On chce być ojcem, ja w trakcie rozmowy z nim też myślę, że fajnie byłoby mieć razem dziecko, wyobrażam sobie, że je tulę albo kąpię, ale gdy tylko widzę cudze dzieci, od razu mi to mija. Nie znoszę, kiedy znajomi przerywają rozmowę, bo dziecko akurat wtedy o coś pyta, a każdą wizytę siostry z jednym synem w chuście, a drugim nieodstępującym jej na krok – odchorowuję. Dzieci nas terroryzują, ale nie wypada mówić o tym, że się ich nie lubi. Wiele osób powtarza mi, że to normalne i że gdy zostanę matką, będzie inaczej. A jeżeli nie? Jeśli moje dziecko też będzie mnie denerwować i brzydzić? Albo wpadnę w depresję poporodową i okażę się beznadziejna? Czy w ogóle da się zaplanować, jak być dobrą matką? Nie mam z kim o tym pogadać, bo w mojej rodzinie panuje kult dziecka, a padająca na nos siostra jest ideałem kobiety, zaś jedyna bliska mi przyjaciółka, która jest już matką, nie ma na nic czasu.
Cudze dzieci mają tyle wspólnego z własnymi, co tornado z herbatą. Związek między deklaracją „nie lubię dzieci” a tym, jakim się będzie rodzicem, jest bliski zeru. Własne dziecko jest wbrew pozorom mniej wymagające pod wieloma względami. Cudze chce, żeby mu coś dać, zająć mu czas, rozśmieszyć je, robić to, na co ono ma teraz ochotę. Własne dziecko chce, żeby przy nim cały czas być i kochać je bez zastrzeżeń – i na tym koniec obowiązków!
Dotykają Panią klasyczne lęki osób planujących dziecko. To, że nie będzie Pani karmić piersią, że nie będzie w domu sterylnie czysto, nie ma nic wspólnego z byciem dobrym rodzicem. Dobry rodzic reaguje na sygnały swojego dziecka (płacz, czyli wołanie, żeby do niego podejść), z czułością wykonuje zabiegi pielęgnacyjne, nie zostawia malucha samego, tuli, pieści, okazuje miłość i zaangażowanie w opiekę. Poza tym urodzenie czy adopcja dziecka wydobywa z człowieka cechy osobowości, których istnienia nawet sobie nie wyobraża. Nagle stajemy się „nowymi” osobami. Dlatego nie ma co deliberować, „czy będę dobrą mamą”. W pewnym sensie to nie Pani będzie mamą, tylko ta kobieta, którą się Pani stanie w momencie wzięcia swojego dziecka na ręce.
Oczywiście, nikt Pani nie zagwarantuje, że macierzyństwo da Pani spełnienie. Może się zdarzyć, że dotknie Panią depresja poporodowa. Nie warto zawczasu o niej czytać i robić listy symptomów, bo to tak, jakby człowiek się programował, żeby ją na pewno „zaliczyć”. Jeśli poczuje się Pani nieszczęśliwa przez kilka dni z rzędu, warto od razu prosić o pomoc każdego, kogo tylko się da i – to bardzo ważne – dać ojcu, rodzicom, teściom czy przyjaciółkom wolną rękę w opiece nad dzieckiem, a samej przespać się, iść na jogę czy galę boksu. Nie należy też ukrywać złego samopoczucia przed najbliższymi oraz lekarzem i liczyć, że samo przejdzie. Trzeba zgłosić doktorowi, w jakim jest Pani stanie. Nikt nie ma już pretensji do kobiet, że cierpią na depresję poporodową.
Cudze dzieci – Co to w zasadzie znaczy?
Dla mnie cudze dziecko to po prostu człowiek, który zachowuje się inaczej niż dorośli. Jest bardziej swobodny, nie przejmuje się prestiżem, konwenansami i poprawnością polityczną oraz czymś tak absurdalnym jak przyszłość. Dzieci często zachowują się tak, jak my byśmy chcieli się zachowywać, tylko za bardzo boimy się takiej spontaniczności.
O co chodzi z nielubieniem?
Wiele osób nie lubi cudzych dzieci i nie widzi w nich niczego wzruszającego ani zachwycającego. Ale przecież dokładnie tak samo jest ze wszystkimi ludźmi: lubimy tylko niektórych. Co za pomysł, żeby narzucać sobie obowiązek lubienia dzieci? Dzieci to nie cegły – są różnorodne jak wszyscy inni ludzie. Z jednymi dziećmi czujemy chemię, z innymi nie.
Dlaczego właściwie nas denerwują?
To proste – nie odpowiadamy za nie, więc co nas obchodzą zaschnięte resztki jedzenia na ubraniu czy ich brudne rączki?
Cudze dzieci mogą nas drażnić, bo:
- Zazdrościmy im, że mają lepsze, bogatsze, swobodniejsze dzieciństwo niż my mieliśmy.
- Chcielibyśmy mieć swoje dzieci, a „nielubienie” to przykrywka dla głęboko skrywanej tęsknoty.
- Boimy się odpowiedzialności za dziecko i uciekamy w uliczkę deklarowania, że nie lubimy dzieci.
- Nigdy nie nawiązaliśmy prawdziwego kontaktu z żadnym dzieckiem, bo uciekamy na ich widok przerażeni, że z miejsca odkryją nasz beznadziejnie niski poziom empatii, pomysłowości, nieumiejętność bycia czułym i ciepłym.
- Nie mamy szans na indywidualny kontakt z cudzymi dziećmi, ponieważ zawsze towarzyszą im inni dorośli.
- Mamy problem z akceptacją swojego Wewnętrznego Dziecka. Mówiąc: „Nie lubię dzieci”, mówimy: „Nie lubię mojego Wewnętrznego Dziecka, nie akceptuję bytu, który nie jest taki poważny jak ja”.
Zabrzmiało znajomo? Warto przyjrzeć się sobie i pomyśleć: „Dlaczego właściwie czepiam się cudzych dzieci? O co mi chodzi i do czego jest mi potrzebne takie głośne deklarowanie nielubienia?”.
Ewa Nowak: pedagog, terapeutka, autorka książek dla dzieci i młodzieży.