1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Powtórni kochankowie – czy warto wchodzić po raz kolejny w ten sam związek?

Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Czy to powiedzenie dotyczy też miłości? Jakie są szanse powodzenia, gdy ponownie wiążemy się z byłym? (Fot. iStock)
Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Czy to powiedzenie dotyczy też miłości? Jakie są szanse powodzenia, gdy ponownie wiążemy się z byłym? (Fot. iStock)
Ni nam samym, ni we dwoje zostać nam… Wyśpiewany przez zespół Kult dylemat jest bliski wielu parom, które po kilka razy schodzą się i rozstają. Jakie szanse powodzenia ma związek na bis – pytamy terapeutę Pawła Przybysza.

Minęło kilka, a czasem kilkanaście lat, a ona wciąż myśli o tamtym mężczyźnie... Do takiego stanu serca mogłoby się przyznać wiele kobiet.
I wielu mężczyzn! Idealizowanie dawnego partnera czy partnerki, zwłaszcza jeśli nie jesteśmy zadowoleni z obecnego życia, to klasyka. Zapominamy wtedy o złych rzeczach, pamiętamy tylko te dobre, zastanawiamy się nad tym, że być może rozstanie było pomyłką. Zatem schodzimy się. Na początku jest jak w raju, jednak po jakimś czasie znów nie umiemy się dogadać, zaczynają się kłótnie, więc się rozchodzimy. Ale po kilku latach sprawdzamy, co tam z nim czy z nią, przez wspólnych przyjaciół wysyłamy sygnały, że myślimy, tęsknimy. Są ludzie, którzy traktują związek jak przejazd autobusem: wsiadają i wysiadają. Jeśli coś im się nie podoba, rezygnują i czekają na lepszą podwózkę, ale jeżeli nic ciekawego się nie trafi...

Brzmi nawet humorystycznie, ale...
…to bardzo bolesne, a pod spodem kryje się dziecięca wiara w cuda, że ten ktoś na pewno się zmienił, bo życie pokazało mu, ile jesteśmy warci, i teraz nas doceni. Niektórzy wciąż do siebie wracają, mimo że wcześniej wiele razy im nie wyszło. Z czasem pcha ich ku sobie także lęk przed samotnością, na przykład kobieta myśli sobie, że czekają ją wieczory tylko w towarzystwie kota. Rozmyśla, dlaczego rozstała się kiedyś z jakimś mężczyzną; nie pamięta, że nudził ją do nieprzytomności, i łapie za telefon. Mężczyźni myślą podobnie, tyle że większe znaczenie ma dla nich seks.

Kiedy opuszczamy związek, także na własne życzenie, nawet w złości, nie opuszczamy go cali. Nawet jeśli pooddawaliśmy sobie nawzajem takie rzeczy jak płyty, książki czy rower, to i tak coś zawsze zostanie, i to za tym czymś tęsknimy.

Co to takiego?
Może to nasz potencjał? Ten kawałek nas samych, który może się rozwinąć? Może myśląc o tym drugim człowieku, tak naprawdę chcemy stać się tym, kim możemy być, jeśli odważymy się postawić na zmianę?

Ale może być też tak, że po prostu tęsknimy za samym sobą z tamtych czasów, z tamtej miłości... Nie tylko jednak za tym sobą młodszym czy chudszym. Możemy tęsknić za sobą prawdziwym. Tak dzieje się, jeśli w kolejnych związkach zatraciliśmy siebie i nie odnaleźliśmy na nowo. Na przykład po rozstaniu kobieta doszła do wniosku, że wcześniej za mało z siebie dawała, i nie chcąc popełnić tych samych błędów, nowemu partnerowi daje wszystko, co ma. Żeby tym razem się udało! Jednak po jakimś czasie ona czuje się wewnętrznie pusta, a on – przyduszony jej hojnością. I ten związek również się rozlatuje. W kolejnym ona jeszcze bardziej się stara, dalej tracąc kawałek po kawałku samą siebie…

Tęsknimy do tego, jacy byliśmy, kiedyś kochaliśmy? Czy taki powrót jest możliwy? Przecież nie da się zawrócić rzeki...
Jest możliwy, ale warunek stanowi samopoznanie, do czego może być potrzebna pomoc specjalisty, zwłaszcza jeśli kolejne związki także były nieudane. Bo być może nosimy jakiś przekaz rodzinny, który niweczy szansę na miłość? Może rodzice zdradzali się, oszukiwali i my nieświadomie odtwarzamy ten wzór zachowań i wzór emocjonalny? A może przeżyliśmy w dzieciństwie jakąś traumę, nieuświadomione molestowanie seksualne, które wpływa na nasze intymne i bliskie relacje? Samodzielnie tego nie rozpoznamy, nie ma też sensu dopytywać znajomych, lepiej porozmawiać z terapeutą.

Mam pacjenta, który po rozwodzie i serii romansów wrócił do swojej poprzedniej miłości. Dobrze się znają, dobrze się rozumieją. Poza tym uznali, że z nikim innym nie było im tak dobrze w łóżku. Podjęli więc decyzję, że tym razem ten ich związek to nie będzie tylko podwózka i zaczęli świadomą pracę nad tym, żeby im się udało.

Nie podwózka, czyli co? Czym właściwie różni się ona od miłości, do której chcemy wrócić?
Pacjent, o którym wspomniałem, dostrzegł w swojej dawnej miłości coś więcej niż tylko ciało. Dostrzegł kobietę, która potrafi kochać. Patrzył, jak troszczy się o swoje dzieci, jak potrafi być dla niego czuła i rozumiejąca. No i zakochał się w niej tak naprawdę dopiero teraz, po latach! Dlaczego? Bo i on, i ona byli już zdolni, by pokochać.

Bywa jednak tak, że poza fascynacją, a nawet obsesją, bo to często się zdarza, nic nas z tym człowiekiem nie łączy. I nie połączy.

Gdzie przebiega granica między tymi uczuciami?
Miłość różni się od obsesji tym, że jest oparta na relacji dwojga osób, na głębokiej więzi, daje im poczucie bliskości, otwiera na szczerość, jest zbudowana na zaufaniu. Miłość to przyjaźń; obsesja jest czymś, co przeżywam sam ze sobą. Zatem w spotkaniu z tym moim obiektem fascynacji nie dzieje się nic więcej niż to, co sam wyprodukuję w swojej imaginacji. Nie mamy wtedy oboje poczucia intymności, nie budzi się w nas bliskość, nie darzymy się zaufaniem, czyli nie kochamy.

Co musimy pokonać, aby tym razem nam się udało?
Jeśli kobieta i mężczyzna, którzy się rozstali, chcą stworzyć nowy związek, oboje muszą się zmienić oraz naprawić to, co popsuli. I co najważniejsze, nauczyć się empatii, otwartości, wrażliwości na tego drugiego, słuchania, co on mówi. Bez tego nie będą zdolni do zdrowego kompromisu, zatem i do bycia w związku. Jednak taka przemiana wewnętrzna wymaga dużo pracy nad sobą. Dobre chęci i miłość to za mało!

Weźmy taki przykład: ona odeszła od niego, gdyż on jej czegoś ważnego nie dawał, nie zaspokajał jej potrzeb. Tylko że ona mu o tych potrzebach nie wspominała, bo sama nie umiała ich nazwać i dlatego chciała, żeby on je odkrył; domyślił się, czego jej potrzeba. Jej praca polega na tym, żeby nauczyć się nazywać swoje potrzeby, jasno o nich mówić, sygnalizować, że pragnie bliskości, czułości, zrozumienia... Z kolei mężczyzna musi być otwarty na to, czego kobieta pragnie i gdy ona już się zdobędzie, żeby powiedzieć, czego potrzebuje, to on ma postarać się jej to dać. Zazwyczaj przeszkadza mu w tym maczyzm i nawet jej prosta prośba, by całował ją za uchem, a nie po szyi, budzi w nim złość w rodzaju: „Ona znów szuka dziury w całym”.

Mówić, słuchać i dawać sobie to, czego potrzebujemy, to chyba ważne klucze do szczęścia – zawsze, nie tylko na bis?
W tym wypadku jednak ważny jest także drugi element, o którym już wspomniałem, czyli naprawa starych błędów. Para musi usiąść i wyjaśnić, co było nie tak, czym się nawzajem ranili, jak krzywdzili i budowali dystans, a następnie „zawrzeć umowę”, która będzie uwzględniać to, co mają robić, a czego nie. Na przykład: „Nie będę oglądał się za Kaśką” – „nie będę z każdą sprawą dzwonić do mamusi”. Albo „nie wydam całej pensji na sprzęt do nurkowania”– „nie będę milczeć tygodniami, kiedy coś mi się nie podoba”.

Wtedy możemy zacząć nowe otwarcie, bo powroty mają sens, pod warunkiem że nie będziemy w tej relacji tak samo się zachowywać.

My możemy się na to umówić, ale co z teściami czy kłopotliwym bratem alkoholikiem? Czasem „rozstali” nas inni.
Na innych nie mamy wpływu, więc skupmy się na tym, co jest między nami, bądźmy bardziej otwarci, szczerzy, ufni. Dbajmy o naszą relację, ulepszajmy ją, bo być może powodem, dla którego za pierwszym razem nam się nie udało, było właśnie to, że za bardzo oboje byliśmy zajęci relacjami z rodziną, ze światem, a za mało sobą we dwoje. Nie powtarzajmy starych błędów! Zatem jeśli ona zawsze czuła się zraniona zachowaniem jego ojca, to on nie powinien zmuszać jej do takich spotkań. A jeśli jej brat alkoholik rozwalał im święta, nie powinni go już zapraszać do domu, chyba że będzie trzeźwy. Oni dwoje mają być dla siebie najważniejsi, w tym tkwi sedno sprawy.

Co jeszcze jest ważne?
Zwracajmy uwagę na to, co dobre. Nie wracajmy do przeszłości, by rozliczać, by coś ugrać. Zauważajmy za to zmiany na lepsze: „O, widzę, że nauczyłeś się prasować koszule! Brawo!”. Sami też starajmy się zmienić na plus i jeśli mężczyzna lubi ciasto marchewkowe, to kobieta może nauczyć się je piec i powiedzieć, że to dla niego.

Jednak te zmiany mają być trwałe, bo jeśli po kilku miesiącach mieszkania razem on poczuje się pewnie i zechce wrócić do tego, żeby to ona prasowała mu koszule – to stanie na równi pochyłej. Podobnie jeśli ona będzie wymownie milczeć i serwować pizzę, zamiast wprost powiedzieć, co jej nie pasuje. A tak może się zdarzyć, bo mózg lubi wracać do starych wygodnych nawyków. Wrażliwość, uważność, delikatność wymagają nieustannego wysiłku, owszem, ale tylko one otwierają drzwi do szczęścia we dwoje.

Mam przyjaciela, który schodził się i rozchodził już siedem razy z tą samą kobietą. Po dwóch latach takiej telenoweli wszyscy mieliśmy dość. Ale oni oboje przeszli przez różne doświadczenia życiowe i terapie, aby w końcu zejść się na dobre i na złe. Są małżeństwem od nastu lat i mają dzieci.
Za pierwszym, drugim i kolejnymi razami coś nie zaskoczyło, bo może każde z nich miało jakąś lekcję do przerobienia? Znam taką sytuację, w której on po rozstaniu pojechał na samotną kilkumiesięczną wyprawę i tam nabrał wiary w swoje siły, odkrył siebie jako mężczyznę w innym wymiarze. A ona musiała podczas tego rozstania zaopiekować się chorą siostrą. To ją otworzyło na innych ludzi. Kiedy więc spotkali się po kilku latach, byli bardziej dojrzali. A ta tajemnicza siła, którą nazywamy miłością, nadal pchała ich ku sobie, więc tym razem „zaskoczyło”!

A kiedy nie próbować nawet powrotu, nie podnosić słuchawki, gdy on dzwoni, i omijać go szerokim łukiem na ulicy?
Jeśli kobieta czuje, że ten mężczyzna się nie zmieni. A jeśli stosował przemoc, nie szanował, wykorzystał finansowo – to możemy założyć, że tak właśnie jest. Nawet jeśli przez pewien czas zachowuje się inaczej, to zwykle jest to udawanie, aż do momentu, kiedy osiągnie swój cel. Na przykład taki, że znów ją zauroczy, bo czasami tylko o to chodzi…

Paweł Przybysz, terapeuta uzależnień, współuzależnienia i przemocy, terapeuta zajęciowy z kilkunastoletnim doświadczeniem. Prowadzi terapię indywidualną i grupową. Pracuje w nurcie poznawczo-behawioralnym.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze