1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Kiedy bliski jest za blisko. Co zrobić, by utrudnić działanie sprawcom przemocy seksualnej?

Drapieżca seksualny wchodzi w świat dziecka. Bawi się i stopniowo przekracza jego granice. (Fot. iStock)
Drapieżca seksualny wchodzi w świat dziecka. Bawi się i stopniowo przekracza jego granice. (Fot. iStock)
Wykorzystywanie seksualne dzieci zdarza się w każdym środowisku, niezależnie od statusu rodziny. W jaki sposób zachowują się sprawcy i co możemy zrobić, by utrudnić im działanie – wyjaśnia terapeutka Jolanta Zmarzlik, specjalistka z zakresu problematyki dziecka krzywdzonego.

Wykorzystywanie seksualne. Ze statystyk policyjnych wynika, że doświadcza go ponad tysiąc dzieci rocznie, a nawet dwa razy tyle jest nakłanianych do oglądania pornografii. Prawdopodobnie skala zjawiska jest większa, ponieważ wiele przypadków nie jest zgłaszanych.
To złożony temat. Przyczyna tkwi m.in. w tym, że nie umiemy z dziećmi na ten temat rozmawiać. To nas krępuje, nie mieści się w głowie, jest niezgodne z podstawowym poczuciem ładu społecznego i moralnego. A dzieci zazwyczaj milczą, bo sprawcy doskonale nimi manipulują. Takie osoby potrafią też zamydlić oczy otoczeniu. Cały ich wysiłek jest nastawiony na maskowanie tego, co robią, bo wykorzystywanie seksualne jest przecież przestępstwem powszechnie nieakceptowanym w każdej grupie społecznej. Sprawca musi więc dbać o swoje bezpieczeństwo, zmuszając dziecko do zachowania tajemnicy wszystkimi możliwymi sposobami.

Jakimi? Przecież małe dzieci z natury nie są zdolne do utrzymania sekretu. Na hasło „tylko nic nie mów” od razu opowiadają wszystkim.
To łatwiejsze, jeśli rzecz dzieje się w najbliższym środowisku czy rodzinie, bo im bardziej dziecko jest zależne od oprawcy, tym silniej działa jego perswazja. Skrupulatnie pracuje on nad budowaniem więzi, stopniowo przysposabia sobie dziecko i powoli przyzwyczaja je do przekraczania granic intymnych, na przykład podczas zabawy czy codziennych czynności pielęgnacyjnych. Malec długo nie ma pojęcia, że dzieje się coś złego. Bo choć sprawca wykorzystywania seksualnego kojarzy się z agresorem i drapieżcą, takie sytuacje nie są tak częste, jak się powszechnie sądzi. A dzieciom, które są ofiarami brutalnego wykorzystywania, paradoksalnie łatwiej jest to ujawnić. Natomiast w sytuacji, kiedy sprawcą jest „kochający” tata czy fajny wujek, który zawsze ma czas na zabawę, chwali i przynosi prezenty – dziecko jest kompletnie rozbite. Z jednej strony cierpi, boi się, ale z drugiej jest przywiązane do oprawcy, kocha go, martwi się o niego. A ten umiejętnie gra na emocjach dziecka, wmawia mu, że jeżeli sekret wyjdzie na jaw, wszyscy będą cierpieć, mamusia umrze z rozpaczy, tatuś pójdzie do więzienia, a ono do domu dziecka. Grozi, stygmatyzuje, wpędza w poczucie winy. Dziecko nie ma żadnych szans w tej konfrontacji.

W efekcie latami może tkwić w potrzasku.
I zazwyczaj tak właśnie jest. A często nawet wyrwane z tej relacji tęskni za oprawcą, nie chce, żeby spotkało go coś złego. Pamiętam ośmioletniego chłopca, wykorzystywanego analnie przez biologicznego ojca praktycznie od zawsze. Chłopiec cierpiał, miał uszkodzony odbyt, odczuwał ból, ale z drugiej strony jego oprawca był wzorowym tatą, którego wszyscy podziwiali. Kiedy mały trafił do nas na terapię, był bardzo zbuntowany i niechętny do współpracy, trudno mu było rozmawiać o ojcu, bo czasami myślał o nim dobrze, a czasami źle. Kiedy się otworzył, płakał, ale nie nad sobą. Prosił, by mu obiecać, że tatusiowi nie stanie się nic złego w więzieniu, że go tam naprawią i do niego wróci, bo on bardzo za nim tęskni. Mimo tego, co się działo, ta toksyczna z naszego punku widzenia miłość do ojca była u dziecka dominującym uczuciem.

Kilkulatka można omamić i zmanipulować, ale pyskaty nastolatek nie jest chyba tak łatwą ofiarą?
Ależ jest. Sprawcy budują wokół nich zawiłą, długofalową intrygę, a pomagają im w tym właśnie obiegowe opinie na temat nastolatków. Miałam kiedyś pacjentkę, gimnazjalistkę, której mama drugi raz wyszła za mąż. Ojczym podrzucił jej 50 zł, po czym rozpętał aferę, że zginęły mu pieniądze. Znalazł je oczywiście w portfelu nastolatki, miał więc świetny pretekst, by nazwać ją złodziejką i kłamczuchą. Dziewczyna tłumaczyła, że nie wie, jakim cudem banknot się u niej znalazł, brzmiało to jednak idiotycznie, uznano ją więc za winną. Została zdyskredytowana w oczach całej rodziny. Mężczyzna przygotowywał sobie grunt na wypadek, gdyby chciała wyjawić, że wykorzystuje ją seksualnie. Miałby wtedy gotowe tłumaczenie – to zemsta. Alibi idealne, na które daje się nabrać nie tylko najbliższe otoczenie dziecka, ale także stróże prawa. Kiedy prowadziłam szkolenia dla mundurowych, często słyszałam historie o tym, jak policjant udowodnił wrednemu nastolatkowi, że pomawia z zemsty ojca, ojczyma czy nauczyciela. Nawet profesjonalistom łatwo uwierzyć w tę iluzję, bo chcemy, żeby na świecie nie było wykorzystywania seksualnego.

Opowiada pani ciągle o mężczyznach oprawcach. Kobiety nie wykorzystują seksualnie dzieci?
Dużo się teraz mówi o równości, ale z moich doświadczeń wynika, że w tym przypadku zasada parytetu płci nie obowiązuje. Jeszcze na studiach w literaturze fachowej czytałam o nieujawnionej liczbie kobiet, które tak samo jak mężczyźni wykorzystują dzieci, ale w ciągu 20 lat pracy spotkałam zaledwie kilka takich przypadków. Być może kiedy uwolnimy się z pewnych schematów myślowych, fałszywych przekonań, wyjdzie na jaw więcej historii. Tak było z pedofilią w Kościele, bo przecież w Polsce przez lata nie słyszało się, żeby ksiądz wykorzystywał seksualnie dziecko. Czas pokazał jednak, jak było naprawdę. Być może z kobietami będzie podobnie.

W dokumencie „Tylko nie mów nikomu” braci Sekielskich najbardziej wstrząsnęła mną historia o księdzu, przyjacielu rodziny, który wykorzystywał dzieci, kiedy ich rodzice znajdowali się w drugim pokoju. Nikt niczego nie słyszał, nie podejrzewał. Trudno w to uwierzyć.
Ale tak się dzieje i to wcale nie oznacza, że rodzice są złymi opiekunami. Jesteśmy po prostu zabiegani, zapracowani, mamy dużo własnych kłopotów, tysiące zobowiązań. Często nie mamy siły i energii, by wejść w świat dziecka głębiej. Wydaje nam się, że ono nie chce, żebyśmy się wtrącali, woli spędzać czas z rówieśnikami. To prawda, ale potrzebuje także dyskretnej obecności rodziców, ich gotowości do bycia wtedy, kiedy są potrzebni.

Jeżeli nie ma bliskości, to można wiele ważnych rzeczy przegapić. Kiedy rodzice są niedostępni emocjonalnie, to w ich miejsce wkrada się na przykład wujek, który daje dzieciom uwagę, poniekąd kradnie je rodzicom. Drapieżca seksualny jest zawsze dla dziecka dostępny, wchodzi w jego świat. Matka chętnie pobawi się w sklep 15 minut, ale później zacznie się wycofywać, mimo że kocha swoje dziecko najbardziej na świecie. Tymczasem sprawca, który ma w pewnym sensie psychikę dziecinną, może się bawić godzinami, a przy okazji przyciąga dziecko do siebie, poklepuje, głaszcze, przytula i stopniowo przekracza jego granice. Na początku malec wręcz do niego lgnie.

Miałam kiedyś na terapii bardzo bogatą rodzinę, która zatrudniała gosposię, kucharkę, nianię, ogrodnika i pana „złotą rączkę”. Ten ostatni ukradł im emocjonalnie dwójkę dzieci w wieku ośmiu i dziesięciu lat, i wykorzystywał je seksualnie. Wszystko działo się w domu, czasami podczas obecności rodziców, którzy niczego podejrzanego nie widzieli, bo dzieci przecież uwielbiały tego pana. Kopał z nimi w piłkę w ogrodzie, budował domek na drzewie, pokazywał, jak naprawić samochód. Fajnie. Rodzice mieli poczucie, że dzieci są zaopiekowane i świetnie się bawią, a oni w tym czasie mogli spokojnie zająć się pracą. To byli zamożni ludzie, ale jeśli taki „przyjaciel” trafi, dajmy na to, na rodzinę z problemami materialnymi i zacznie jej pomagać finansowo, zajmie się ich dzieckiem, zabierze na wycieczkę, opłaci korepetycje, a w dodatku wszystko robi lege artis, czyli każde posunięcie uzgadnia z rodzicami – nie wzbudza żadnych podejrzeń, a często staje się wręcz niezbędny. W efekcie rodzice sami nieświadomie wpychają dziecko w jego ramiona, bo przecież wujek jest dobry, fajny, pomocny, nie każdy takiego ma.

Jak więc rozpoznać, że dziecko jest wykorzystywane?
Zachowanie dziecka rzadko wzbudza podejrzenia, bo przecież kiedy boli je brzuch albo kompulsywnie dłubie w nosie, nie myślimy od razu o tym, że jest wykorzystywane seksualnie. Ale gdybyśmy miały napisać książkę o tym, jak zachowuje się ofiara wykorzystywania seksualnego – i jedno, i drugie znalazłoby się na liście objawów. Nieco łatwiej jest może w przypadku przedszkolaków, które często odtwarzają w zabawie prawdziwe życie, także seksualne. Przy czym nie chodzi tu o to, że maluchy pokazują sobie siusiaki i cipki, bo to jest naturalny etap rozwoju. Nie jest nim już jednak zabawa w seks oralny albo analny, wykonywanie ruchów frykcyjnych, czyli robienie rzeczy, których w naszym kręgu kulturowym przedszkolaki nie mają prawa znać. I nie można tego typu zachowań zrzucać na łatwy dostęp do pornografii, bo nawet jeśli dziecko widziało je na filmie, a teraz odtwarza, to znaczy, że przeżyło uraz, zostało nadużyte seksualnie w sposób pośredni i wymaga pomocy. Wykorzystanie to nie tylko sam akt.

Zasada numer jeden: bądź uważny na dziecko. Jeśli sprawia problemy, zastanów się, co stoi za tym zachowaniem, rozmawiaj z nim. Nie patrz na jego zachowania jako na rodzaj demoralizacji, nieposłuszeństwa, ale na formę cierpienia. Tak funkcjonuje, bo coś się z nim dzieje. Krzywdzone dzieci czują się zagubione, samotne, zmęczone i zirytowane. Jeśli znajdą kogoś, kto nie zatyka uszu, zazwyczaj same ujawniają, że są ofiarami wykorzystywania.

A co zrobić, kiedy dziecko nic nie mówi, a mamy podejrzenia, że jest ofiarą wykorzystywania seksualnego?
Osoba, która odkrywa wykorzystywanie seksualne, staje się wrogiem publicznym, rujnuje wizerunek mitycznej, świętej rodziny. Ujawnienie zawsze powoduje najpierw wyrzut agresji i mnie jako interwenta, terapeutkę też to spotyka. Kiedy informuję rodziców o tym, że dziecko z dużą pewnością jest wykorzystywane seksualnie przez kogoś z rodziny, zawsze jest atak, insynuacje, że wmawiam coś dziecku, mam urojenia. Jestem na to przygotowana, ale to dla mnie niełatwe. Przeciętny człowiek, który pierwszy raz zderza się z taką sytuacją, może tego nie udźwignąć. Dlatego najlepiej udać się do ośrodka interwencji kryzysowej albo kuratora sądowego. Nie trzeba mu do razu mówić, że dzieje się to w rodzinie, ale naświetlić problem, podzielić się spostrzeżeniami. Szukać wsparcia, nie roztrząsać tego samemu.

Kim trzeba być, żeby krzywdzić w ten sposób własne dziecko, które kocha, ufa?
Ze statystyk sądowo-policyjnych wynika, że większość siedzących w więzieniach oprawców seksualnych to ludzie niskiej normy, upośledzeni, niewykształceni. To jest jednak zafałszowany obraz, bo ci, którzy przedstawiają inny – mają pieniądze i pięciu adwokatów. Z mojego doświadczenia wynika, że sprawcy mieszczą się w każdej kategorii, jeśli chodzi o status społeczny, wykształcenie czy miejsce zamieszkania. Wykorzystywanie seksualne dzieci, podobnie jak alkoholizm, jest bardzo demokratyczne.

Co jesteśmy w stanie zrobić, by uchronić dzieci przed wykorzystywaniem seksualnym, skoro oprawcą może być nawet najbliższy?
Przede wszystkim należy o tym mówić, edukować dorosłych i dzieci, przyjąć do wiadomości, że to się po prostu dzieje. Warto też przeanalizować swój styl wychowania. Edukacyjną pogadanką o prawach dziecka i wykorzystywaniu seksualnym niczego nie załatwimy, jeżeli młody człowiek nie ma wytrenowanej asertywności i śmiałości. Tymczasem w naszym stylu wychowania wciąż króluje przekonanie, że dzieci powinny się podporządkować dorosłym bez zbędnych dyskusji. Nie słuchamy ich. I jest to przywarą nie tylko rodziców, ale także nauczycieli, pedagogów, psychologów. Wydaje nam się, że lepiej wiemy, co będzie dla niego lepsze. To dotyczy wszystkich aspektów wychowania, a wyraźnie widać to na przykład w procedurze sądowej, podczas której dziecko ma obowiązek spotkać się z rodzicem oprawcą i nikt go nie pyta, czy tego chce, czy nie.

Nie możemy w stu procentach uchronić dziecka przed wykorzystywaniem seksualnym, ale możemy zrobić wiele, by nie ułatwiać tego sprawcom.

Jolanta Zmarzlik, specjalistka przeciwdziałania przemocy w rodzinie, wykładowczyni akademicka. W Fundacji Dajemy Dzieciom siłę zajmuje się diagnozą i terapią oraz wydaje opinie psychologiczno-sądowe.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze