1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Trudni ludzie – co elektryczne relacje mówią o nas samych?  

Jeśli czuję się mocna i pewna tego, co się ze mną dzieje, wiem, że nie jestem osobą, która chce komuś zrobić źle – to nawet jeśli ten ktoś mnie zaatakuje, to dzięki temu mojemu poczuciu i sile wewnętrznej nie odpowiem kontratakiem, tylko współczuciem. (Fot. iStock)
Jeśli czuję się mocna i pewna tego, co się ze mną dzieje, wiem, że nie jestem osobą, która chce komuś zrobić źle – to nawet jeśli ten ktoś mnie zaatakuje, to dzięki temu mojemu poczuciu i sile wewnętrznej nie odpowiem kontratakiem, tylko współczuciem. (Fot. iStock)
To może być sąsiadka z naprzeciwka, kolega z pracy, szefowa albo partner – ukochany mężczyzna, którego wybrałaś sobie na życie a dziś… nie lubisz nawet tego, w jaki sposób mruga oczami. Dlaczego na relacje z niektórymi ludźmi reagujemy elektrycznie? Najczęściej chodzi o to, że automatycznie odtwarzają się w nas trudne relacje z przeszłości – tłumaczy Patrycja Wójcik, psychoterapeutka, psycholożka kryzysu i interwencji kryzysowej z PsychoCare.

Porozmawiajmy o relacjach z trudnymi ludźmi. Każdy z nas wcześniej czy później trafi na taką elektryczną osobę.
Posłuchaj buddyjskiej przypowieści o tym, jak pewnego dnia bardzo mądry cesarz musiał opuścić dwór na chwilę, by wyjechać w ważnych sprawach. Pod jego nieobecność dworem zajęli się dworzanie. Jeden z nich, sprzątając królewską komnatę, zobaczył siedzącego na tronie wielkiego potwora. Dworzanin uciekł z komnaty i opowiedział wszystkim o tym, co zobaczył. Cały dwór się zbiegł, wszyscy zaczęli wyganiać potwora, obrażać go, krzyczeć: „Wynoś się stąd, to komnata naszego cesarza”. Po każdym złym słowie, które padało z ich ust, potwór rósł w siłę i robił się coraz straszniejszy. A wszyscy bali się go coraz bardziej i wzywali coraz więcej posiłków, a potwór rósł i rósł… I wtedy wrócił cesarz. Dworzanie na początku nie chcieli go wpuścić do komnaty, bali się o życie swojego pana, ale on poprosił, żeby zaufali jego mądrości. Wszedł do komnaty, spojrzał na potwora i powiedział: „Dzień dobry. Widzę, że siedzisz na moim tronie. Może napijesz się zielonej herbaty?”. Wszyscy byli bardzo zdziwieni zachowaniem cesarza, a sam potwór jakby się trochę skurczył. Cesarz usiadł z nieproszonym gościem przy herbacie i zaczął rozmawiać o tym, że dobrze wygląda na jego tronie i czy chciałby mieć może swój tron. Po każdym dobrym słowie cesarza potwór robił się coraz mniejszy, aż w końcu znikł.

To jest opowieść o tym, jak bardzo trudności i zło karmią się i napędzają trudnościami i złem. Za każdym razem, kiedy czujemy się zaatakowani przez drugą osobę, włącza nam się mechanizm obronny i najczęściej kontratakujemy – w sposób czynny albo bierny. Można walczyć całe życie, ale to jest bardzo kosztowne i bardzo nas spala. Powoduje, że tracimy siły witalne i zaczynamy się wypalać. W rezultacie nie chcemy chodzić do pracy, w której jest trudny szef, albo spotykać się z trudnymi znajomymi.

Myślę, że nie ma ludzi generalnie trudnych dla wszystkich i w każdej sytuacji. Na przykład wydaje mi się, że koleżanka z pracy jest wyjątkowo trudna, ale kiedy spotykam jej znajomych z jogi, okazuje się, że przez nich jest postrzegana jako pomocna, życzliwa itp.
Niedawno jedna z moich pacjentek skarżyła się na koleżankę z pracy, na każdej sesji powtarzała, że chyba z jej powodu się zwolni, bo już nie daje rady. Sytuacja z koleżanką była tak napięta, że nawet kiedy tamta się nie odzywała, to oddychanie tym samym powietrzem dla mojej pacjentki było ogromnym stresem. Na którejś sesji zapytałam, czy może koleżanka z pracy kogoś jej przypomina. Czy na obecność kogoś ważnego, w bliższej lub dalszej przeszłości, reagowała podobnie jak na nielubianą koleżankę? Bingo. Okazało się, że podobne relacje miała z młodszą siostrą.

Z mojego doświadczenia wynika, że osoby, z którymi mamy trudne relacje, są klonami jakichś ważnych osób z naszej przeszłości. Wtedy jako dzieci niewiele mogliśmy z tym zrobić. W dorosłym życiu mamy powtórkę z rozrywki spotykamy podobną osobę. To podobieństwo nie jest oczywiste – czasami ta osoba podobnie pachnie albo ma podobny tembr głosu czy w podobny sposób wchodzi w relacje. Tak czy siak, to nas zasysa.
Masz absolutną rację i podniosłaś ważny wątek o tym, że tak naprawdę często automatycznie reagujemy na osoby, które odtwarzają nam trudne relacje z przeszłości. Z taką sytuacją mamy na pewno do czynienia, kiedy tej „trudnej” osobie nie możemy praktycznie niczego zarzucić poza tym, że z jakiegoś powodu działa na nas jak płachta na byka. Widzimy, że wszyscy inni pokojowo z nią funkcjonują, a nam ona coś konkretnie „robi”. To znak, że nam się na pewno odtwarza ktoś z przeszłości. Na przykład: jeśli ktoś miał surowego krytycznego ojca, to pomimo że na co dzień jest przebojowy, pewny siebie – robi się maleńki w relacji z krytykującym szefem. Jeśli ta osoba przepracuje na terapii relację z ojcem, to ten szef już nic złego mu nie zrobi.

Czasami samo uświadomienie sobie tego faktu powoduje, że problem z trudnym człowiekiem znika. Idziesz do pracy bez lęku, sam zagadujesz „trudnego” kolegę i okazuje się, że on jest nawet całkiem sympatyczny. Tak jak w opowieści buddyjskiej, którą przytoczyłaś – potwór maleje i znika.
Przed laty miałam problem z jedną z moich szefowych – kiedy pojawiałam się w pracy, wszyscy w pokoju milkli, a my stawałyśmy do walki. Obydwie działałyśmy na siebie jak płachta na byka. Byłam pewna, że to najgorsza szefowa, jaką kiedykolwiek miałam. Ona pewnie uważała, że byłam trudną współpracownicą. To było jak uzależnienie. Chodziłam do pracy z bijącym sercem, ale nie byłam w stanie z niej zrezygnować, chociaż moje ciało coraz częściej kazało mi stamtąd wiać. Dopiero po jakimś czasie, na swojej własnej terapii, odkryłam, o co chodzi. Otóż okazało się, że od początku byłam wściekła na tę kobietę za to, że zajęła miejsce mojej przyjaciółki. Nie było w tym żadnej jej winy. Zarząd firmy podjął taką decyzję. Koniec tej historii był zaskakujący – otóż nielubiana szefowa po latach napisała mi w mailu, że praca ze mną bardzo wiele ją nauczyła i że dziękuję mi za to. Prawdopodobnie ja w niej również obudziłam jakiś trudny kawałek z przeszłości. A jak się ma do tego, o czym mówimy, asertywność?
Asertywność sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, co nam „robi” relacja z trudną osobą; dlaczego nam to „robi”. Chcę jeszcze powiedzieć, że my, terapeuci, również na co dzień spotykamy się z tym problemem. W naszych gabinetach pojawiają się ludzie, którzy nam coś „robią”. Dlatego tak bardzo ważne jest, żebyśmy umieli wejrzeć w siebie. Po to mamy superwizje, własne terapie i kolegów terapeutów, z którymi możemy porozmawiać. O tym, co słowa tego konkretnego pacjenta, jego postawa, tembr głosu itp. we mnie wywołują i dlaczego. W sytuacjach, które są kalką z przeszłości, wszyscy reagujemy jak dzieci: dysocjacją (odszczepieniem), nadmiernym gadulstwem, żartami. Niestety sporo osób ma dużą trudność, żeby rozpoznać, co się tak naprawdę dzieje.

Czasami oczywiście mamy do czynienia z ludźmi, którzy na co dzień rzeczywiście są zgorzkniali albo bierno-agresywni, czy w jakikolwiek inny sposób trudni, i okazuje się, że inni też mają z nimi problem. Kiedy pracuję z pacjentami, którzy mają taki problem, i oni mnie pytają, co można z tym zrobić, zwykle najpierw okazuję współczucie. Jako terapeutce jest mi łatwiej, bo wiem, że za każdą trudnością człowieka, jego zachowaniem idzie jakaś przeszłość. Ślad z przeszłości, który powoduje to zachowanie. Jeśli ktoś jest np. opryskliwy w stosunku do innych, to znaczy, że najprawdopodobniej w taki sposób był traktowany przez rodziców. Mogą to być także sytuacje z teraźniejszości, np. szef, który zwykle jest pogodny, przychodzi do pracy i wszystkich rozstawia po kątach. Być może pokłócił się z żoną albo miał stłuczkę samochodową. Jeśli zaczniemy współczuć takiej osobie – nie chodzi o to, żeby się nad nią litować, tylko życzliwie spojrzeć na jej trudności – okaże się, że dzięki takiemu zrozumieniu my sami poczujemy się lepiej. Przestaniemy zachowanie tej osoby traktować jako bezpośredni atak na nas, a zaczniemy patrzeć na to jak na trudność tej osoby. Dzięki temu nie włączą nam się mechanizmy obronne, które spalają mnóstwo energii.

Pamiętajmy też, że w trudnych relacjach z ludźmi, od których jesteśmy zależni np. zawodowo, natychmiast uaktywniają nam się najczarniejsze scenariusze. Wtedy warto zrobić kilka pogłębionych wydechów i zatrzymać te złowrogie prognozy. Następnie, jeśli sytuacja trudna dotyczy relacji z szefem, warto przedstawić jakąś konkretną propozycję, np. „Żeby wykonać dobrze powierzone zadanie, potrzebuję nie trzy, ale pięć dni”. To pozwoli nam wyjść ze strefy czarnego scenariusza: „Na pewno chce mnie zwolnić”.
Czyli nie dodajemy intencji, która jest niewspółmierna do tego, co się dzieje naprawdę. Często również interpretujemy trudne sytuacje w ten sposób, że ktoś nam robi coś złego, bo my jesteśmy czemuś winni.

Czyli mama wraca z pracy z bólem głowy i krzyczy, a ja czuję, że to moja wina, bo mam bałagan w pokoju.
Albo mąż prosi, żeby żona uprzątnęła swoje ubrania z salonu, a ona myśli: „Pewnie mnie zostawi, bo jestem bałaganiarą”. Po co kreować takie scenariusze? Być może, jak mawiał Freud: „Cygaro jest tylko cygarem”.

Wróćmy jeszcze na chwilę do asertywności. Jeśli np. mój szef jest niemiły, bo boli go głowa, mam prawo powiedzieć, żeby nie mówił do mnie podniesionym głosem?
Absolutnie tak. Jeśli jesteśmy otwarci na to, żeby mówić to, co czujemy, możemy dodać: „Jeśli mówi pan do mnie podniesionym głosem, czuję lęk i nie jestem w stanie spokojnie rozmawiać”. Mamy prawo powiedzieć o tym, że nasza granica została naruszona. I albo zostanie w końcu uszanowana, albo dowiemy się, że została naruszona w sposób nieświadomy – przez to, że myśleliśmy, że ktoś ma inne intencje.

Warto pamiętać również o tym, że jeśli czuję się mocna i pewna tego, co się ze mną dzieje, wiem, że nie jestem osobą, która chce komuś zrobić źle – to nawet jeśli ten ktoś mnie zaatakuje, to dzięki temu mojemu poczuciu i sile wewnętrznej nie odpowiem kontratakiem, tylko współczuciem.

Myślę, że zachowanie osób, które są trudne w relacji, może wynikać z lęku. A lęk zwykle rodzi agresję. Poza tym wierzę w to, że nikt nie jest w stanie nas obrazić bez naszej zgody. To, co się we mnie odzywa w relacji z osobą trudną, to jest moja wewnętrzna historia. Dlatego warto po fakcie, kiedy jestem już bezpieczna w domu, wyobrazić sobie tamtą sytuację i sprawdzić, jak doświadczam tego w ciele, oraz nad tym popracować, np. oddechem albo ruchem.
Dlatego zwykle zaczynam od pracy z ciałem, zwłaszcza w przypadku osób, które mają problem, żeby uświadomić sobie, dlaczego ta konkretna osoba jest dla niej trudna. Pytam: „Co się dzieje z twoim ciałem?”. I dowiaduję się: „Zaciska mi się żołądek”. Pytam dalej: „W jakich sytuacjach w przeszłości zaciskał ci się żołądek?”. I słyszę: „Kiedy tata kazał mi odrabiać pracę domową, a ja byłam chora”. I mamy pomost. To nie osoba trudna nam coś „robi”, tylko ożywają ślady doświadczenia z ojcem.

To nie znaczy, że zawsze musimy mieć taki piękny wgląd albo wykazać się współczuciem i to wystarczy. Czasami mamy tak trudną relację, że nie możemy już tego wytrzymać, że zrobiliśmy już wszystko, co w naszej mocy, i nic się nie zmienia. Od czegoś trzeba zacząć. Najpierw się zorientujmy, co nam to robi w ciele, później na poziomie emocji i na poziomie rozumu, a na końcu dokonajmy wyboru. Sprawdźmy, czy możemy wyjść z tej relacji, a jeśli nie – to podejmijmy konkretne działania.

Patrycja Wójcik, psychoterapeutka, psycholożka kryzysu i interwencji kryzysowej, pedagożka z PsychoCare; www.psychocare.pl

Ewa Klepacka-Gryz, psycholożka, terapeutka, autorka poradników psychologicznych, trenerka warsztatów rozwojowych dla kobiet

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze