1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Silne i niewzruszone niczym skała. Jak zdrowo budować poczucie własnej wartości?

Silne i niewzruszone niczym skała. Jak zdrowo budować poczucie własnej wartości?

Budowanie poczucia własnej wartości na pieniądzach czy karierze jest ryzykowne - bo w każdej chwili możemy je stracić. (Fot. Getty Images)
Budowanie poczucia własnej wartości na pieniądzach czy karierze jest ryzykowne - bo w każdej chwili możemy je stracić. (Fot. Getty Images)
Kiedy człowiek nie ma zaufania do siebie, wynikającego z ugruntowanego poczucia własnej wartości, musi je oprzeć na zewnętrznych podporach. Psychiatra i psychoterapeuta dr hab. Sławomir Murawiec ostrzega przed związanym z tym ryzykiem, bo jeśli te podpory runą, rozpadnie się także zasadniczy zrąb naszej tożsamości. Jak zatem stworzyć solidne fundamenty?

Poczucie własnej wartości – jak budować je u dziecka?

Dużo mówi się teraz o budowaniu u dzieci poczucia własnej wartości. Jako mama czuję więc ogromną odpowiedzialność. Tylko czy jeżeli dołożę wszelkich starań i uda mi się wychować syna w poczuciu własnej wartości, to będzie miał je już zawsze?
Przede wszystkim należy dokonać rozróżnienia dwóch kwestii. Otóż wewnętrzne poczucie własnej wartości czy stałości buduje się na bazie wczesnej relacji z rodzicami, a nie na ich staraniach. A nawet paradoksalnie, im więcej wysiłku idzie w starania, tym mniej idzie w rzeczywisty kontakt z dzieckiem. W ciągu ostatnich dekad rodzice zostali obciążeni przekonaniem o tym, jak ważne są pierwsze lata życia dziecka i jego wychowanie, przez co żyją w ciągłym poczuciu odpowiedzialności i w strachu. Dodatkowo, przekazy z popularnych mediów, którym często daleko do fachowej psychologicznej wiedzy, tylko nasilają te obawy i coraz mocniej wbudowują w naszą świadomość poczucie monstrualnej odpowiedzialności i lęku, z którym nie bardzo wiemy, jak sobie radzić, ponieważ jest to stosunkowo nowy element naszego społecznego myślenia.

Paradoksalnie nie służy on wcale wzmacnianiu u dzieci poczucia własnej wartości czy stałości pewnej relacji, ponieważ sterroryzowany odpowiedzialnością rodzic – zamiast na szczerym budowaniu relacji z dziećmi – koncentruje się na tym, żeby wypełnić zasłyszane lub przeczytane gdzieś w Internecie zalecenia i „nie zniszczyć swojemu potomstwu życia”. A to stawia dziecko w dosyć trudnej sytuacji, bo opiekun, dążąc do zamierzonego celu, często wyznacza malcowi różne zadania, którym musi on sprostać. Z kolei rodzic, starając się nie zawieść, może się obawiać pewnych swoich naturalnych, szczerych reakcji i odgrywać jakieś role. Budujemy więc sobie sztuczny świat i fałszywe poczucie wartości, a w późniejszych okresach życia kontynuujemy tę linię starania się i zaczynamy wierzyć, że nasza wartość wynika z nieustannego samorozwoju, ze zdobytej wiedzy, pięcia się po szczeblach kariery, zarobionych pieniędzy, statusu społecznego. Kiedy jednak na skutek różnych zdarzeń losowych, wypada się z tej ułudy i konfrontuje z prawdą na temat siebie samego, człowiek odkrywa nagle, że był bohaterem „Truman Show”.

Czyli kiedy syn pokazuje mi namalowany obrazek, nie muszę mieć wyrzutów sumienia, kiedy spontanicznie powiem: „jaki ładny!”? Według poradników popełniam wielki błąd, ponieważ aby wzmacniać u dzieci poczucie własnej wartości, należy doceniać wysiłek i starania, a nie efekt.
To jest właśnie doskonały przykład pewnej sztuczności, o której mówiłem. Świadomi zaleceń rodzice mają włożone do głów różnego rodzaju treści, gotowe instrukcje działania, które zazwyczaj mają niewiele wspólnego ze spontanicznymi reakcjami. Poza tym większość rodziców jest generalnie zachwycona swoimi dziećmi i dają temu wyraz m.in. właśnie przez pochwały. Zastanawianie się, co mogę powiedzieć, a czego nie, wywołuje lęk, który może podminowywać relację z dzieckiem.

Znam bardzo zdolnego nastolatka, który ma świetny kontakt z rodzicami i, zdaje się, silne poczucie własnej wartości. Kiedy jednak wyjechał do szkoły i zamieszkał w internacie, spotkał się z materialistycznym światem, który był mu dotychczas obcy. Odkrył, że jego wartość wyznacza to, jak się ubiera i czym podjeżdża pod szkołę. To zderzenie doprowadziło go do depresji, a mnie uświadomiło, że poczucie własnej wartości, które wynosimy z domu, jest w gruncie rzeczy bardzo kruche.

Niestety, w obecnych czasach wcześniej czy później wszyscy zderzamy się z finansjalizacją. Kiedyś ludzie czerpali poczucie wartości z różnych źródeł, które potwierdzały, że ich życie jest sensowne. Mogła to być rodzina, potrzeba niesienia pomocy innym czy rozwój duchowy. Dziś wszystko to w dużej mierze zostało zastąpione myśleniem, że w zasadzie jest jeden punkt odniesienia, czyli pieniądze. Wiele osób w to uwierzyło. Zachowanie dystansu emocjonalnego do materialistycznego świata i ugruntowanie swoich wartości na czymś innym wymaga obecnie dużej dojrzałości, ale też wsparcia w jakiejś grupie, która by nie wyznawała wartości finansjalizacyjnych. Łatwiej to przyjdzie osobie starszej, która ma już swoje osiągnięcia, ale dla nastolatka jest za trudne, tym bardziej, kiedy nagle dla wszystkich wokół niego status materialny jest jedynym punktem odniesienia.

Czytaj też: Skąd się biorą kompleksy? Często ich źródłem są zbyt wysokie wymagania, które sobie stawiamy

Dlaczego budowanie poczucia własności na materializmie nie jest efektywne?

Skąd w ludziach taka potrzeba budowania poczucia własnej wartości na rzeczach materialnych?
Kiedy człowiek nie ma zaufania do siebie, wynikającego z ugruntowanego poczucia własnej wartości, musi je budować na zewnętrznych wobec samego siebie podporach. Doskonale wykorzystują to na przykład twórcy reklam, które przekonują nas, że jeśli coś kupimy albo zmienimy w swoim wyglądzie, będziemy bardziej pewni siebie, a nasze poczucie wartości wzrośnie. Jednak te przekazy obiecują coś, czego nie mogą spełnić, ponieważ zdrowe poczucie własnej wartości nie jest ulokowane na zewnątrz. Jest czymś, co nosimy w sobie, co kształtuje się na bazie różnych doświadczeń życiowych i nie musi mieć nic wspólnego z pewnością siebie. Łączy się ono bardziej z wewnętrznym przekonaniem, co do wartości tego, kim się jest i co się robi, ale nie oznacza, że zawsze musimy czuć się pewnie. Niepewność jest naturalną częścią życia.

Jeśli jednak ktoś ma z tym problem, dąży do nieustannego samodoskonalenia się i wierzy, że jakaś rzecz może wpłynąć na jego ocenę własnej wartości, to sygnał, że ta ocena nie jest najlepsza. Dla takich osób powstał cały świetnie prosperujący obecnie rynek samorozwoju, różnych grup, zajęć, warsztatów, które mają dostarczyć im poczucia własnej wartości i jakoś je ugruntować. Oczywiście nie ma nic złego w tym, że człowiek doskonali pewne umiejętności, wręcz przeciwnie, im więcej ich mamy, tym lepiej. Ale nie należy mylić samorozwoju z rozwojem w sensie ludzkim. Żadne warsztaty nie nauczą nas poczucia własnej wartości.

Budowanie poczucia własnej wartości na lajkach – dlaczego jest pułapką?

Czasem ludzie próbują zbudować poczucie własnej wartości czyimiś rękami, na przykład przy pomocy partnera albo dzieci, które mają spełnić określone wymagania. To pomaga?
Można próbować kompensować swoje braki na różne sposoby. Nie wiem, w jakim stopniu zjawisko obciążania tym dzieci jest wciąż aktualne, ale w pokoleniu awansu społecznego było to dość powszechne. Ludzie, którzy nagle awansowali i zmieniali status życia swojej rodziny, mieli poczucie, że ich dzieci muszą teraz realizować ich narcystyczne cele. Ale można też próbować przyjąć poczucie wartości wraz z partnerem lub partnerką czy przynależnością do jakiejś grupy. Z moich obserwacji wynika, że kiedy kompletnie nie ma już się o co zaczepić w samym sobie czy w najbliższym otoczeniu, to wtedy zaczyna się epatowanie dumą narodową.

Miejscem, w którym na masową skalę próbujemy obecnie wzmocnić poczucie własnej wartości, są media społecznościowe. Ludzie giną za lajki, robiąc selfie w niebezpiecznych sytuacjach, bo kiedy tych lajków jest mało, osoby o mniej stabilnym poczuciu siebie i własnej wartości reagują lękiem, paniką, depresją, poczuciem odrzucenia i gorączkowymi wysiłkami, żeby jednak odzyskać to zainteresowanie innych.

A czy taka osoba może reagować również agresją? Kiedy byłam debiutującą dziennikarką, jedna z bardziej doświadczonych koleżanek w mojej pierwszej redakcji powiedziała: „Unikaj w tej branży osób niepewnych swojej wartości. Zniszczą ci życie, żeby poprawić sobie humor na pięć minut”.
Tak, to zdecydowanie może również w ten sposób działać. Osoba, która ma problem dotyczący poczucia siebie, własnej wartości, nieustannie porównuje się do innych, może więc niszczyć tych, którzy będą ją bardziej konfrontowali z jej cechami, czyli okażą się na przykład bardziej zdolne, bardziej prostolinijne czy lepsze w tym, co robią. Chodzi o to, by doprowadzić taką osobę do swojego poziomu, pokazać, że wcale nie jest taka mądra, dobra czy fajna. Oczywiście takie działanie nie musi być świadomie zaplanowane, ale faktycznie często jest ono konsekwencją obniżonego poczucia własnej wartości.

Jakie jest ryzyko budowania poczucia własnej wartości na takim kruchym gruncie, kosztem innych, na bazie statusu czy rzeczy materialnych?
Jeśli w dużej mierze opieramy się na tym, co na zewnątrz, to w momencie, kiedy tracimy ten element, nasze poczucie własnej wartości gwałtownie leci w dół i często spada nie do poziomu zero, tylko znacznie, znacznie niżej. Znam całkiem sporo osób, które trafiły do mnie jako pacjenci z objawami przypominającymi depresję. Przez miesiące, czasami lata, nie podejmowały żadnej aktywności ani nowych wyzwań, nie kontaktowały się społecznie, często same siebie niszczyły. I była to autodestrukcja, która towarzyszyła jakiejś utracie. Zatem jeśli nasze poczucie wartości jest oparte na osiągnięciach, statusie, pozycji czy zasobach materialnych, to każde zachwianie w tym obszarze, na przykład zwolnienie z pracy, może dawać przeświadczenie bycia zerem, nikim. U osób, które mają ugruntowane poczucie wartości, podobna sytuacja może oczywiście powodować smutek czy przygnębienie, ale zasadniczy zrąb ich tożsamości pozostaje niezachwiany. I choć u nich także dochodzi do obniżenia nastroju, poziom cierpienia jest nieporównywalny.

Czy zdarza się, że pacjenci przychodzą po pomoc na przykład z depresją czy stanami lękowymi, a w trakcie rozmowy okazuje się, że tak naprawdę problem tkwi w niewłaściwie ulokowanym poczuciu własnej wartości?
Tak, to jest dość powszechne, choć rzadziej przejawia się w postaci stanów lękowych, częściej dotyczy pacjentów z obawami depresyjnymi, obniżeniem nastroju, brakiem aktywności, wrażliwości, zaburzeniami snu i łaknienia. Kiedy zagłębiamy się w te problemy i szukamy źródła cierpienia, często okazuje się, że w życiu człowieka wydarzyło się coś dotyczącego właśnie poczucia jego własnej wartości. Pamiętam pacjentkę, która miała fantazje, że skończy jako bezdomna narkomanka. Taki kryzys często dopada w pewnym wieku menedżerów wysokiego szczebla, którzy zawodowo wszystko już osiągnęli i nagle zaczynają zastanawiać się nad tym, co dalej.

Rozumiem, że chodzi o ludzi, którzy osiągnęli już tak dużo, że spokojnie mogliby zacząć cieszyć się życiem, ale nie potrafią?
Problem polega na tym, że mogliby i nie mogli, bo kiedy zapyta się taką osobę: „Jeśli nie praca, to co?”, często uruchamiają długie poszukiwania umysłowe, by znaleźć odpowiedź. Nie wiedzą, co lubią, co tak naprawdę chcieliby robić, bo przez lata żyli celami narzuconymi przez innych.

Rozwiązaniem w takiej sytuacji nie jest uczestnictwo w kolejnych grupach rozwojowych, co teraz ochoczo robimy, ale spojrzenie w głąb siebie i zastanowienie się, co jest zgodne z moim „ja”. Tego żaden psychoterapeuta nie wymyśli za pacjenta, choć może wspomóc rozmową na ten temat.

Czy te problemy z poczuciem własnej wartości, opieranie jej na statusie, zarobkach, znajomościach, to efekt uboczny kapitalizmu?
Chyba filozof Tomasz Stawiszyński lepiej odpowiedziałby na to pytanie niż ja. Wydaje się, że dążenie do dominacji społecznej to cecha prastara, a nawet jeden z podstawowych ludzkich popędów, zapewniający większy dostęp do różnego rodzaju zasobów. Natomiast myśmy to chyba wprowadzili jakby w kolejną fazę: nieustannego oczekiwania osiągnięć, porównywania się ze wszystkimi, gorączkowego poszukiwania swojej wartości na każdym kroku i w każdym momencie. Nastawienie na posiadanie wszystkiego. Powiedziałbym więc, że dążenie do jakichś osiągnięć i pozycji jest uniwersalne, natomiast ta stała niepewność, to ciągłe ocenianie, parametryzacje są już współczesne. Dawniej, kiedy człowiek żyjący w niewielkim miasteczku czy na wsi osiągnął swoją pozycję, to już ją miał aż do śmierci, tymczasem z perspektywy obecnej fazy rozwoju społecznego nie ma takiej opcji. Odbywa się ciągłe przeliczanie naszych działań i osiągnięć, podlegamy nieustannej parametryzacji i ocenom, jesteśmy wpisywani w jakieś rankingi. I to się zaczyna już od przedszkola czy szkoły podstawowej. Kiedy człowiek zetknie się z tego typu światem i nie ma żadnych innych punktów odniesienia, to uważa, że życie tak właśnie wygląda, i zaczyna w to wsiąkać, albo – jak wspomniany nastolatek – zapadać się w sobie, bo ma poczucie, że nie przystaje do czegoś.

Silne rozdarcie między dążeniem do sukcesu a poczuciem pewnej niewystarczalności obserwuję u tzw. milenialsów. Trafia do mnie wielu ludzi z tego pokolenia, przekonanych o tym, że jeśli do 21. roku życia nie osiągnęli pełnego sukcesu, to znaczy, że ich życie jest już przegrane. Na przykład jeden z moich pacjentów był członkiem reprezentacji Polski, a mimo to miał poczucie pełnej klęski życiowej.

Czytaj też: Lęk przed oceną i odrzuceniem. 5 kroków do pokonania nieśmiałości

Jak budować poczucie własnej wartości na trwałych podstawach?

I co można z takim przekonaniem zrobić? Jak pracować nad poczuciem własnej wartości nie poprzez media społecznościowe, gromadzenie kolejnych rzeczy czy kosztem innych ludzi?
Kiedy rozmawiam o tym z pacjentami, którzy do mnie trafiają, próbuję się odwołać do ich wspomnień, zasobów, rzeczy, które są zgodne z nimi. Staramy się odciąć od celów narzucanych z zewnątrz i poszukać tego, co znajduje się w nich samych, co na przykład kiedyś ich interesowało, rzeczy, które są zgodne z „ja” danej osoby. Ale oczywiście nie jest tak, że kiedy tylko to odkryjemy, od razu będziemy czuć się świetnie.

Pamiętam pacjentkę, która po wielu latach spędzonych w korporacji przeżyła bardzo poważny kryzys, łącznie z próbą samobójczą. Podczas rozmowy uświadomiła sobie, że ta praca w gruncie rzeczy nie była jej wymarzonym sposobem na życie, ponieważ tak naprawdę zawsze lubiła konstruowanie przedmiotów. Szybko jednak uruchomiły się u niej wszystkie wdrukowane przez lata pracy niszczące mechanizmy i obawy: Czy dam radę? Czy będę w tym wystarczająco dobra? Czy się w tym spełnię? Korporacja nie daje prawa do błędu, dlatego ludzie, którzy mają za sobą takie doświadczenie, są przekonani, że jeśli nowe przedsięwzięcie się nie uda, to nastąpi koniec świata, kompletna katastrofa. Głęboko wierzą w to, że od samego początku trzeba być optymalnym, sprawnym, doskonałym, robić coś na 110 proc., nawet jeśli dopiero się uczą. Wiele organizacji podejmuje zresztą działania, których celem jest skierowanie całej aktywność jednostki wyłącznie na bycie produktywnym.

Pamiętam początki budowania kapitalizmu i modne wówczas indywidualne ścieżki rozwoju, pełne obietnic tego, kim można się stać i jakie wspaniałości czekają nas na końcu tej drogi. Brzmiało to wtedy bardzo, bardzo atrakcyjnie. Ale jeśli mamy budować zdrowe poczucie własnej wartości, lepiej wybrać się na spacer ścieżką leśną. Od lat zachęcam do spacerów ornitologicznych, do wyjścia z domu po to, by wsłuchać się w swoje myśli, zobaczyć, co z nich wynika, i nie oceniać tego, nie szufladkować. Krok po kroku odkrywać siebie, poznawać własne potrzeby i podążając za nimi, budować poczucie własnej wartości.

Sławomir Murawiec, dr hab. nauk medycznych, specjalista psychiatra, psychoterapeuta. Główny ekspert ds. psychiatrii Akademii Zdrowia Psychicznego „Harmonia”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze