1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Jakie szanse ma związek na odległość? Odpowiada psychoterapeutka Anna Dankowska

Jakie szanse ma związek na odległość? Odpowiada psychoterapeutka Anna Dankowska

Dziś ktoś, kto nie mieszka ze swoim partnerem, nie jest już odbierany jako dziwak albo osoba, z którą jest coś nie w porządku. (Fot. Nikola Stojadinovic/Getty Images)
Dziś ktoś, kto nie mieszka ze swoim partnerem, nie jest już odbierany jako dziwak albo osoba, z którą jest coś nie w porządku. (Fot. Nikola Stojadinovic/Getty Images)
Możemy chcieć wyruszyć gdzieś w świat, przeżyć coś nowego, na pierwszym miejscu postawić coś innego niż relację. Jeżeli to się dzieje za obopólną zgodą i ze wzajemnym wsparciem, bycie w jakościowo dobrym kontakcie w związku na odległość jest realne – mówi psychoterapeutka Anna Dankowska.

Żyjemy na świecie, w którym komunikowanie się przez media społecznościowe czy przemieszczanie się między różnymi stronami świata stało się normą. Ale czy jakość naszych relacji na tym nie cierpi? Czy nie jesteśmy samotni w naszych związkach na odległość?
Myślę, że z jednej strony to wzbogaca możliwości i jest szansą, żeby poznawać ludzi, z którymi w innych okolicznościach w ogóle byśmy się nie spotkali. Możemy być w relacjach na coraz większą odległość, dosłownie przedzieleni oceanami, a jednak pozostajemy w ciągłym, żywym kontakcie, spotykając się online. Natomiast z drugiej strony – niesie to pewnego rodzaju ryzyko spłycenia relacji. Ważną kwestią jest mierzalność, na ile takie związki są jakościowe, a to zależy od oczekiwań osób, które się na nie zdecydowały lub zostały postawione w sytuacji koniecznej rozłąki. Istotne jest, na jakim etapie relacji się znajdujemy, kiedy przychodzi nam żyć na odległość – czy jest to para, która ma za sobą wiele lat wspólnego życia i teraz z różnych powodów została czasowo rozdzielona, czy partnerzy żyją tak od początku i nie poznali nic innego niż na przykład mieszkanie w różnych krajach.

Coraz częściej poznajemy się i zakochujemy wirtualnie. Aplikacje randkowe mogą łączyć osoby z naprawdę odległych miejsc. Widzi tu pani jakieś zagrożenia? Co potraktować jako czerwoną flagę?
Zwłaszcza w relacjach od początku zdalnych nasze wyobrażenia na temat partnera czy partnerki mogą mocno odbiegać od rzeczywistości. Wiadomo, że faza zauroczenia niesie wiele korzyści: koktajl emocji i hormonów powoduje, że czujemy się – można powiedzieć – odświeżeni i wzbogaceni przez obecność tej drugiej osoby, która jawi się nam jako ideał, spełnienie marzeń. Prędzej czy później urealniamy ją sobie i zwykle wchodzimy w kolejną fazę bycia razem, jednak w procesie poznawania się na odległość rozróżnienie, co jest prawdziwe, a co wyobrażone, może być utrudnione.

W dobie zaawansowanego technologicznie świata coraz częściej mówi się o takich zjawiskach typu phishing, czyli tworzenie fałszywej tożsamości. Podczas randkowania w sieci też może się to zdarzyć – warto wsłuchiwać się w siebie, bo wówczas zwykle jakiś wewnętrzny głos nam szepcze, że coś się tu nie nie spina, czujemy, że znajdujemy się w sytuacji, która nie jest bezpieczna dla nas. Wiele osób, które przeżyły coś takiego, opowiadało mi, że zignorowały sygnały alarmujące. Nie warto wypierać instynktownych obaw (czy też racjonalnych przesłanek) co do osoby, której właściwie nie znamy.

Dobrze, jeśli początkowa fascynacja ustąpi miejsca rozmowom o naszych potrzebach dotyczących związku. Wiadomo, że im bardziej świadomie budujemy relacje, im bardziej jesteśmy skłonni komunikować, czego chcemy, tym bardziej druga osoba jest w stanie na to odpowiedzieć. W pracy inspiruje mnie Anne Teachworth, nieżyjąca już certyfikowana psychoterapeutka i superwizorka Gestalt, która często powtarzała, że na poziomie świadomym szukamy partnera, jaki idealnie do nas pasuje, poprzez podobieństwa, ale na podświadomym szukamy dopasowania bazującego na uzupełnieniu. Czyli tak naprawdę nasze wyobrażenia o wymarzonej osobie są projekcją naszych własnych cech na nią – w związkach, które poznają się na odległość, to zjawisko może być nasilone i trudniejsze do rozpoznania.

Czy zagrożeniem poznawania się na odległość jest też zjawisko, które nazywam zadowalaniem się okruchami miłości? Kiedyś moja koleżanka była zachwycona, że od cudzoziemca, którego poznała na Tinderze, dostała piękną biżuterię. W rzeczywistości były to plastikowe koraliki, a ich darczyńca – jak się później okazało – nie szukał miłości, tylko współlokatorki do opłacania mieszkania. Na odległość chyba trudniej zauważyć takie puste gesty i rozpoznać nieodpowiednie intencje?
Tak, myślę, że to prawda. Mam takie poczucie, że dopiero od niedawna budzimy w sobie kompetencję dostrzegania swoich prawdziwych potrzeb. Relacje, do których ich nie wnosimy, są jak te koraliki – sztuczne, plastikowe, w jakimś sensie na chwilę, nietrwałe, ale dające pozory, namiastkę czegoś głębokiego. Pomimo naszej dorosłości, jakiejś wiedzy o świecie, o nas samych i o innych, jeśli chodzi o miłość, wciąż często wpadamy w bylejakość, zgodę na to, że związek nie daje nic poza tym, że jest. Nie jesteśmy w nim brani pod uwagę, widziani, słyszani; nie spotykamy się ze zrozumieniem tego drugiego człowieka, a czasem nawet z szacunkiem, jednak tkwimy w takich układach. Jeśli związek nie ma dobrej jakości od samego początku, później dostaniesz tylko to, na co się zgodziłeś – te metaforyczne plastikowe koraliki. Tak jakby to miało wystarczyć.

W związkach na odległość zagrożenie nienasyceniem jest większe, bo nie jesteśmy w stanie zweryfikować tego na żywo, sprawdzić, z czym mamy do czynienia, nawet nawiązać jakiejś głębszej rozmowy. Żyjemy dosyć szybko, zadowalając się serduszkiem wysłanym przez komunikator. Dzisiejsze standardy mówią, że ono coś znaczy – że ten, kto je wysyła, myśli o nas z troską, jest zainteresowany, może nawet coś do nas czuje. Ale czy rzeczywiście jest to prawda? Serduszko może nas zmylić, bo zbyt wiele pozostawia wyobraźni. Zwłaszcza osoby wrażliwe, otwarte na drugiego człowieka, szybko obdarzające zaufaniem już na wstępie znajomości budują opowieść, której nie ma.

Przed boomem mediów społecznościowych czy nawet jeszcze dawniej – w erze sprzed rozwoju telefonii komórkowej – trzeba było włożyć naprawdę wiele wysiłku, żeby skontaktować się z osobą, która nam się podobała, spotkać się z nią, rozwinąć i utrzymać relację. Romeo musiał faktycznie stanąć pod balkonem Julii. Teraz serduszko można wysyłać o każdej porze dnia czy nocy do wielu osób jednocześnie. Poza tym instagramowe życie z jednej strony daje pole, by pokazywać się w zafałszowanym świetle, z drugiej – odziera z jakiejś tajemnicy. Już na początku relacji mamy mniej do odkrycia, może dlatego wciąż szukamy czegoś nowego? Poznawanie się w wirtualnym świecie coś nam daje, ale może jednocześnie też coś nam zabrać.

Poznajemy się na odległość i potem też często żyjemy daleko od siebie. Pary, które mieszkają w osobnych domach, w innych miastach, krajach czy nawet na kontynentach, nie są rzadkością. Czy ta izolacja nie przynosi poczucia chronicznej samotności? Czy w ogóle są to związki?
Myślę sobie, że samotności możemy doświadczyć w związku na odległość kilku metrów. Kontynuując wątek nowych technologii – zauważmy, że kiedy wracamy z pracy do domu, to i tak jesteśmy nadal „podłączeni” do jakiegoś urządzenia, najczęściej jest to telefon i komputer. Albo pracujemy zdalnie z domu i w konsekwencji nie wychodzimy z pracy. Czy tak naprawdę jesteśmy uważni na osoby, z którymi mieszkamy? Właściwie trochę jesteśmy, ale trochę nas nie ma, obecni fizycznie, ale nie emocjonalnie. Do oddalenia i osamotnienia może dojść, bo żyjemy na innych kontynentach, ale może się to też wydarzyć na jednej kanapie – ta odległość może być niewielka i wielka jednocześnie.

Jeśli zaś chodzi o te związki, które dzielą rzeczywiste tysiące kilometrów, to tak naprawdę cały czas się ich uczymy, bo stosunkowo od niedawna są tak liczne możliwości kontaktowania się. W związkach, tak jak w ogóle w całym życiu, lubimy jasne, dookreślone sytuacje, gdy wiemy, kiedy wracamy z pracy, jak dzielimy się obowiązkami, co robimy w weekendy, co razem, co osobno, co z przyjaciółmi, co z rodziną. Ale nie pojawia się to samoistnie, wypracowujemy to podczas często trudnych, wyczerpujących rozmów, które wywołują emocje, ale też przynoszą rozwiązania.

Żyjąc pod jednym dachem, łatwiej jest aktualizować nasze życiowe priorytety, które zmieniają się na różnych etapach życia. Możemy łatwiej na bieżąco odpowiadać sobie na pytania: Jak my dziś funkcjonujemy? Co to jest za relacja i czy odpowiada ona na moje prawdziwe potrzeby – potrzebę bliskości, wymiany, wzbogacania się dzięki drugiemu człowiekowi?

Samotność w związku, zwłaszcza takim na odległość, może mieć wymiar emocjonalny, ale też powodować izolację społeczną. Czy rozmowa na Zoomie zastąpi nam przytulenie, dzielenie codziennej rutyny, da poczucie, że druga osoba jest obok i wesprze w nagłej potrzebie, że uczestniczy w moim życiu również w społecznym wymiarze – z innymi ludźmi?
Różne pary będą sobie różnie z tym radzić. Jak? Zależy od głębokości relacji sprzed rozłąki, która czasem jest koniecznością i – paradoksalnie – może parę wzmocnić. Jeśli ludzie wcześniej potrafili ze sobą rozmawiać, zaopiekować się sobą wzajemnie, była przestrzeń bliskości fizycznej i emocjonalnej związanej z czułością, będzie im łatwiej kontynuować jakościowy związek na odległość. Przecież łączę się z panią za pomocą Skype’a ze Śląska. Mieszka tu dużo osób, które pracują w Czechach czy Austrii, żyją tak przez wiele lat i ich związki trwają oraz mają się dobrze.

Kiedy partnera nie ma z nami na co dzień, warto mieć zaplecze w postaci rodziny, grupy społecznej, życia towarzyskiego. I to nie tylko po to, by otrzymać pomoc. Partner nie jest w stanie zaspokoić wszystkich tych potrzeb. Im większa jest nasza „wioska”, tym większe poczucie wspólnotowości, przynależności, innych bliskich relacji z drugim człowiekiem. Czasem bliskość jest nam dostępna w przyjaźni.

Kontakty online też mogą być wzbogacające. Naprawdę miło wspominam sylwestra, którego spędziłam w pandemii na Skypie z przyjacielem. Z kolei córka mojej przyjaciółki mieszka w Australii, urodziła właś­nie dziecko – rozmawia ze swoją mamą codziennie, wysyła jej mnóstwo filmików z małą, pokazujących codzienność. Mam wrażenie, że to wartościowe doświadczenia.
Wrócę do tego, że się różnimy, bo mamy różne potrzeby. Dla części z nas kontakty ograniczone do zdalnego widzenia się będą nie do zniesienia, zbyt trudne. Inne osoby nie zauważą od razu, czy to im wystarcza, nie zorientują się, czy to czasem nie jest namiastka relacji. Dla innych jeszcze okaże się to przestrzeń, w której wydarzy się bliskość.

Z praktycznej strony na pewno ważna jest regularność spotkań, dostępność tej drugiej osoby, nieunikanie trudniejszych tematów, otwartość w mówieniu o swoim życiu w oddaleniu czy planowanie wyczekiwanych spotkań na żywo. Myślę, że szalenie istotne jest dla nas poczucie, że mamy wybór decyzji – czy mogę funkcjonować w związku na odległość zgodnie z aktualnymi potrzebami. Jesteśmy cykliczni, zmieniamy się – może kiedyś wydawało nam się, że to niemożliwe, ale teraz jawi się jako ciekawe. Możemy chcieć wyruszyć gdzieś w świat, przeżyć coś nowego, na pierwszym miejscu postawić coś innego niż relację. Jeżeli to się dzieje za obopólną zgodą i z wzajemnym wsparciem, utrzymanie jakościowego kontaktu jest możliwe.

Często słyszę od koleżanek, które zaczynają tworzyć drugi związek, że już nie wyobrażają sobie mieszkania razem lub rezygnowania dla relacji ze swoich pasji, które zajmują im poważny kawałek życia. Od początku zakładają pewną odległość.
Każdy z nas ma prawo do tej wersji życia, która najbardziej mu odpowiada. Mam poczucie, że im jesteśmy dojrzalsi i im więcej o sobie wiemy, tym większa świadomość, jak mamy układać swoje życie. Wreszcie zauważamy, że mamy większy wybór. Pacjenci w gabinetach psychoterapeutycznych często mówią, że długo odwzorowywali to, co znali, i dlatego potrzebują zmiany bądź terapii.

Doszliśmy do takiego momentu, że ktoś, kto mieszka osobno ze swoim partnerem, nie będzie odbierany jako dziwak albo osoba, z którą jest coś nie w porządku. Możemy mieć partnera we wspólnej sypialni, ale możemy na drugiej półkuli. Najważniejsze jest odkrywanie własnych potrzeb w relacjach, w których już jesteśmy albo w których chcemy być. Możemy się do nich przygotować poprzez dbanie o swoje wnętrze, kontakt ze sobą i z tymi, którzy są wokół nas, bo partnerstwo to jest tylko jakaś część naszego doświadczenia bycia człowiekiem.

Można żyć razem długo i szczęśliwie albo można też krótko i równie szczęśliwie. Odkrywajmy, co nam służy, co jest dla nas dobre, i to nie tylko w relacjach. Inne obszary naszego życia są równie ważne, inne role też mogą być przez nas równie świadomie dookreślone i doświadczane zgodnie z naszymi wyborami. Jesteśmy istotami społecznymi, które niezależnie od kontekstu mają prawo w którymś momencie odkryć, że chcą czegoś innego niż dotychczas. Znakomita amerykańska psychoterapeutka Esther Perel, która niedawno gościła w Polsce, często mówi o tym, że nie ma jednego rozmiaru, który pomieści nas wszystkich.

Anna Dankowska, certyfikowana psychoterapeutka, psycholożka. Wraz z Ulą Sołtys-Parą popularyzuje wiedzę psychologiczną w ramach podcastu „Wspólne Słowa”. Prowadzi terapię par i małżeństw oraz warsztaty według metody Anne Teachworth.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze