1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. „Pamiętam ten pierwszy raz, kiedy musiałam zmienić pieluchę mojej chorej matce” – kiedy córka staje się matką

„Pamiętam ten pierwszy raz, kiedy musiałam zmienić pieluchę mojej chorej matce” – kiedy córka staje się matką

(Fot. PeopleImages via Getty Images)
(Fot. PeopleImages via Getty Images)
Czy można pomagać z miłością, ale bez poświęcania siebie? Czy opieka nad chorą matką może być wyrazem dojrzałości, a nie heroizmem? Na takie pytania pewnego dnia będzie musiała odpowiedzieć większość z nas. W swoim gabinecie psychoterapeutka Ewa Klepacka-Gryz słyszy je często.

Spis treści:

  1. Opieka nad chorą matką – historia Krystyny
  2. Opieka nad chorą matką – historia Barbary
  3. Opieka nad chorą matką – historia Magdy
  4. Opieka nad starzejącą się matką, czyli zamiana ról
  5. Historia na koniec – Elżbieta

  • Opieka nad starzejącą się matką staje się dla wielu kobiet momentem konfrontacji z dawnymi emocjami, zranieniami i niespełnionymi potrzebami miłości.
  • Relacja matka–córka w obliczu choroby często zmienia się z dziecięcej zależności w próbę dojrzałego partnerstwa opartego na granicach i szacunku.
  • Niektóre kobiety opiekują się matkami z poczucia obowiązku, inne z wdzięczności i miłości, a jeszcze inne – z pozycji dorosłej, świadomej osoby, która potrafi pomagać bez rezygnacji z siebie.
  • Każda z tych postaw odsłania emocjonalne dziedzictwo wyniesione z dzieciństwa i pokazuje, że troska nad rodzicem nigdy nie jest wolna od przeszłości.
  • Dojrzała miłość polega nie na poświęceniu, lecz na umiejętności dawania tyle, ile naprawdę można – z serca, ale w granicach własnej siły.

Artykuł pochodzi z magazynu „Sens” 6/25.

Opieka nad chorą matką – historia Krystyny

Pamiętam ten pierwszy raz, kiedy musiałam zmienić pieluchę mojej chorej matce – kobiecie, przed której surowym wzrokiem jeszcze kilka tygodni temu chowałam głowę w ramiona jak mała dziewczynka – powiedziała Krystyna na początku sesji, a ja poczułam, że nasze spotkania będą toczyły się wokół trudnej relacji pacjentki i jej matki. Relacji, dla której choroba matki może (choć nie musi) być szansą zmiany z dziecięcej zależności na dojrzałą relację, z poszanowaniem granic obydwu stron.

Opieka nad starzejącą się matką to nie tylko wożenie do lekarzy, kupowanie lekarstw czy dokładanie do emerytury, żeby na to wszystko wystarczyło. To również konfrontacja z historią relacji, która zaczęła się, kiedy córka była małą dziewczynką, a matka – kobietą w pełni sił, która budowała więź z własnym dzieckiem. Więź, która stała się wzorcem dla wszystkich późniejszych relacji dziecka. Dla wielu dorosłych córek to doświadczenie staje się ważną próbą – testem miłości.

Nigdy nie czułam się dla niej wystarczająco dobra. Ale to moja matka – opowiada Krystyna. Ma 60 lat, jest nauczycielką, właśnie przeszła na emeryturę, ale dorabia sobie jeszcze, dając korepetycje z matematyki. Od roku opiekowała się 86-letnią matką, która przeszła poważną operację kręgosłupa. – Byłam tym gorszym dzieckiem – mówi. – Faworytem był mój młodszy brat.

Matka od 30 lat mieszka z synem i jego rodziną. Wychowała troje wnucząt, jeszcze do niedawna prowadziła dom, gotowała obiady, przygotowywała święta. – Chyba wszyscy liczyliśmy, że po operacji, po okresie rekonwalescencji, wróci do dawnej formy, ale tak się nie stało.

Brat i jego żona codziennie rano wychodzą do pracy, do domu wracają późnym wieczorem. Starsza pani nie może tak długo zostawać bez opieki. Tuż po operacji brat zarządził, że Krystyna tak sobie ustawi pracę, żeby móc przyjeżdżać do matki na kilka godzin, bo przecież on i jego żona pracują w korporacjach i ich grafiki są niezmienne. Zgodziła się, bo co miała powiedzieć – że to jemu i jego rodzinie matka całe życie pomagała i że to na nich teraz spada obowiązek opieki? Liczyła, że to stan przejściowy, ale mija już drugi rok. Brat tłumaczy, że przecież nie zwolni się z pracy, a matka płacze, żeby oddali ją do domu opieki.

Kiedy pytam Krystynę, jakie emocje jej towarzyszą, gdy zajmuje się matką, kobieta spuszcza wzrok. – Rozumiem, że to musi być trudne – mówię. – Pewnie czujesz, że to niesprawiedliwe, że to nie twoją rodziną zajmowała się matka, a teraz twój brat umywa ręce.

Krystyna po chwili zaczęła długą odpowiedź: – Wiesz, to wcale nie to jest najgorsze. Z jednej strony czuję, że to mój obowiązek, że tak trzeba. Że starej, chorej matce należy się opieka ze strony córki, że brat jest facetem i nie pomoże jej się umyć czy zmienić bielizny, tylko... nasze relacje zawsze były trudne. Matka nigdy nie okazywała mi czułości; w dzieciństwie fantazjowałam, że jestem adoptowanym dzieckiem, że moja biologiczna matka umarła. Chyba nie potrafię jej kochać. Żal mi jej z całego serca. Kiedyś jej się bałam, ale też podziwiałam ją. Dziś, kiedy próbuje mnie ustawiać jak za starych czasów, a ja mam świadomość, że jednym ruchem ręki mogłabym ją przewrócić...

Wiem, że to straszne, co mówię. Przez całe życie musiałam rezygnować z wielu ważnych dla mnie rzeczy. Robiłam to, bo bałam się matki. Teraz, od dwóch lat, znowu układam swoje życie pod jej dyktando i czasami, zwłaszcza kiedy mąż czy syn mają do mnie pretensje, że nie ma mnie dla nich, jestem na nią wściekła. Ale zaraz potem czuję się winna. A potem znowu zła i bezsilna. To przez nią moje życie ogranicza się do roli opiekunki, i to ciągle krytykowanej i obrażanej. Czasami śnię, że matka umarła. Myślisz, że jestem okrutna?

Opieka nad chorą matką – historia Barbary

Opiekujesz się mamą z roli dorosłej kobiety czy z roli dziecka, które ciągle czeka na jej miłość?

Chyba nigdy nie pogodzę się ze śmiercią matki. Nie zdążyłam odwdzięczyć się jej za to wszystko, co dla mnie zrobiła – wyznaje niespełna 50-letnia Barbara. Jej mama nie żyje od 10 lat, odeszła dzień po 20. urodzinach ukochanej wnuczki Marty. Marta była nieślubnym dzieckiem Barbary. – Kiedy zaszłam w ciążę w wieku 18 lat, mama powiedziała, żebym nie rezygnowała z wymarzonych studiów, a ona zajmie się dzieckiem. Była nie tylko najlepszą matką, najczulszą babcią, ale też moją prawdziwą i jedyną przyjaciółką. Nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek może jej zabraknąć.

Matka Barbary od lat chorowała na serce, córka załatwiała jej wizyty u najlepszych kardiologów, sprowadzała drogie leki z zagranicy. Kiedy, po kolejnym zawale, kobieta trafiła do szpitala, Barbara odwiedzała ją trzy razy dziennie. – Zwalniałam się z pracy, żeby pojechać do niej i sprawdzić, czy pielęgniarki nie pomyliły lekarstw. – Czy kiedykolwiek pomyliły? – No nie, ale... chyba wierzyłam, że skoro sama wszystkiego dopilnuję, to mama będzie żyła.

Kiedy było już bardzo źle i lekarze nie dawali żadnych szans, Barbara siedziała przy matce, trzymała ją za rękę, głaskała po twarzy, szeptała, że bardzo ją kocha. Nie dopuszczała myśli, że matka odejdzie, choć czuła, że ta chwila nieubłaganie się zbliża.

– Pamiętam ten paniczny lęk za każdym razem, gdy wchodziłam do szpitala. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie, jak będzie wyglądać moje życie, kiedy mamy zabraknie. Uwielbiałam siedzieć przy jej łóżku, gładzić po włosach. Z miłością zmieniałam jej pieluchy, myłam, przebierałam. Przecież ona to samo robiła dla mnie, a potem dla mojej córki. Nawet kiedy matka była bardzo słaba i nie było z nią kontaktu, Barbara z trudem odchodziła od jej łóżka.

Czasami mąż prosił, żeby pomyślała o sobie, tłumaczył, że źle wygląda, że się o nią martwi, że matka jest w szpitalu pod dobrą opieką. – Wiedziałam, że się o mnie troszczy, ale gdyby kazał mi wtedy wybierać pomiędzy mamą a kimkolwiek innym (nawet mną samą), to wybrałabym mamę.

Matka umarła w jej ramionach. Barbara wspomina, że to była mistyczne.

– Podążałam za tym, co się dzieje. Chciałam, żeby mama wiedziała, że nie jest sama. Podobno ludzie umierający chcą, żeby ktoś trzymał ich za rękę, czasami proszą o to pielęgniarkę czy lekarza. Ja uważam, że to obowiązek dziecka. Kiedy przestała oddychać, poczułam, że pękło mi serce. Ale pojawiła się też wdzięczność, że mogłam z nią być.

Tuz po pogrzebie Barbara zachorowała na grypę, długo nie mogła dojść do siebie. Jej zdrowie poważnie się załamało, lekarz podejrzewa astmę.

– Czy pozwoliłaś mamie odejść? Czy zgoda na odejście nie jest dowodem największej miłości?

Opieka nad chorą matką – historia Magdy

Daję chorej matce tylko tyle, ile mogę i ile mam. Staram się tego nie robić kosztem siebie – słyszę od Magdy, psycholożki z wykształcenia. Od pół roku opiekuje się 80-letnią mamą, która przeszła operację biodra, a na dodatek choruje na cukrzycę i nadciśnienie. Mama nadal mieszka sama, ale potrzebuje pomocy przy robieniu zakupów, leków i wożeniu na wizyty lekarskie.

– Nasza relacja była różna na przestrzeni lat. Kiedy byłam nastolatką, matka była emocjonalnie niedostępna i bardzo wymagająca, ciągle mnie krytykowała – opowiada Magda. – Szybko zrozumiałam, że w jej oczach nigdy nie będę idealną córką. Dopiero wiele lat terapii pozwoliło mi zrozumieć, że wcale nie muszę, no i przede wszystkim, że matka dała mi tyle, ile sama miała. Nikt nie jest w stanie nikomu dać czegoś, czego nie ma. Może to brzmi jak banał, ale mi te słowa pomogły złapać zdrowy dystans, gdy matka zaczęła chorować.

Kiedy stan zdrowia starszej pani się pogorszył, zażądała, żeby córka z nią zamieszkała. – Długo się nad tym zastanawiałam. Był moment, kiedy już prawie pakowałam walizki, ale dałam sobie jeszcze chwilę do namysłu. Nie byłam w stanie rozpoznać, czy moja niechęć do wspólnego zamieszkania nie jest chęcią odwetu za okres nastoletni, kiedy tak bardzo czułam się przez nią niezrozumiana. Chyba też bałam się, że na jej gruncie trudniej mi będzie zachować zdrowe granice. Poprosiłam swoją terapeutkę o kilka sesji, żeby dowiedzieć się, o co tak naprawdę mi chodzi. W końcu dojrzałam do rozmowy z matką. To chyba była jedna z najtrudniejszych rozmów w moim życiu – wyjaśnia Magda.

Wytłumaczyła mamie, że może pomagać, ale nie chce z nią zamieszkać. Cierpliwie wysłuchała zarzutów i kiedy matka zaczęła być coraz bardziej atakująca, powtórzyła, co konkretnie może dla niej zrobić.

Zatrudniła opiekunkę na kilka godzin dziennie, sama przyjeżdża dwa razy w tygodniu, robi zakupy online, zawozi do lekarza. Nie jest zawsze na zawołanie. I nie czuje z tego powodu winy. Daje matce tylko tyle, ile chce i ma dla niej do dania. Kiedy ona bywa roszczeniowa lub próbuje ją szantażować emocjonalnie, Magda potrafi powiedzieć „nie”. Ma wrażenie, że ich relacja jest coraz lepsza.

– Czuję, że mama mnie szanuje, docenia, co dla niej robię, akceptuje, że jestem dorosła i mam swoje życie – puentuje. – Czy żeby naprawdę kochać drugiego człowieka, najpierw trzeba kochać siebie? Czy miłość naprawdę wymaga poświęcenia i wyborów?

Opieka nad starzejącą się matką, czyli zamiana ról

Starzejący się rodzic to trudne wyzwanie, które prędzej czy później staje przed większością z nas. Chora matka, która jeszcze niedawno była wsparciem, opiekunką, nierzadko osobą chcącą decydować o życiu dorosłej córki, pewnego dnia sama potrzebuje pomocy: fizycznej, emocjonalnej, bywa, że całodobowej.

Kiedy córka staje przed koniecznością opieki nad starzejącą się matką, nie robi tego w próżni. Wchodzi w tę rolę z całym bagażem dawnych doświadczeń: miłości, zranień, zależności, oczekiwań.

Czasem opieka staje się naturalnym przedłużeniem czułości, którą kiedyś córka otrzymała. Innym razem – próbą naprawienia przeszłości, załatania dawnych braków albo zadośćuczynienia za coś, co nie miało miejsca. Trzy opowieści moich pacjentek pokazują, jak bardzo jest to osobiste i złożone doświadczenie. Każda z kobiet mierzy się z innym dziedzictwem emocjonalnym.

  • Krystyna opiekuje się chorą matką, choć ich relacja nigdy nie była bliska, bo zawsze czuła się tym gorszym dzieckiem. Robi to z poczucia obowiązku i z nieuświadomionej nadziei, że w rewanżu dostanie od matki to, czego nie dostała w dzieciństwie. Zamiast satysfakcji, odczuwa zmęczenie, żal i frustrację.
  • Barbara opiekowała się matką z miłości i z wdzięczności. Z całego serca starała się oddać tyle, ile od niej dostała. Taka opieka wydaje się łatwiejsza, nie ma tu miejsca na obrzydzenie, wstyd czy skrępowanie. Jednak czasami miłość nie pozwala choremu odejść. Poczucie opuszczenia sprawia, że ciało zaczyna cierpieć. Czasami taka miłość wymaga domknięcia, na przykład podczas terapii.
  • Magda opiekuje się matką z roli dojrzałej, niezależnej osoby. Pomaga tyle, ile może – z szacunkiem dla siebie i matki. Nie poświęca się, pomaga z miejsca, w którym jest, nie z poczucia winy czy przymusu. To postawa, która nie wypala, ale daje siłę. Pokazuje, że troska o drugą, nawet najbliższą osobę nie musi oznaczać rezygnacji z siebie.

Historia na koniec – Elżbieta

Czasami zdarza się i tak, że nie dane jest nam towarzyszyć bliskim w chorobie i śmierci. Elżbieta trafiła do mnie z powodu problemów z nastoletnią córką. W trakcie terapii poznałam jej opowieść o przemocowej relacji z matką. Elżbieta przez cały okres dzieciństwa wierzyła, że matka się zmieni, że ją zauważy, przytuli, powie, że ją kocha... Ale nigdy tak się nie stało.

Po rozwodzie matka zabroniła spotykać się z ojcem. Kiedy dowiedziała się, że córka jej nie posłuchała, uderzyła ją w twarz. Miesiąc później, tuż po swojej osiemnastce, Elżbieta wyprowadziła się z domu. Nie widziały się przez 30 lat. Pewnego dnia zadzwoniła sąsiadka i powiedziała, że matka jest w szpitalu. Elżbieta dwa razy stała pod szpitalem, nie mając odwagi wejść do środka.

– W końcu zebrałam się na odwagę, stanęłam w drzwiach sali, w której leżała matka, i spytałam, czy czegoś potrzebuje – wspomina. Matka zrobiła się czerwona na twarzy i wykrzyczała: „Wynoś się, niczego od ciebie nie chcę!”.

Elżbieta nie pojechała na pogrzeb. Miesiąc później została wezwana do notariusza. Okazało się, że matka zostawiła spory majątek, a jedyną spadkobierczynią jest ona.

– Czy powinnam przyjąć te pieniądze? – A jak czujesz i jak myślisz? To musi być twoja decyzja. Najlepiej, gdyby była z głowy i z serca. – Czy na spadek po rodzicach musimy sobie zasłużyć?

Ewa Klepacka-Gryz – psycholożka, terapeutka, autorka poradników psychologicznych, trenerka warsztatów rozwojowych.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE