1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. Toliamoria – ciche przyzwolenie na zdrady nie może skończyć się dobrze

Toliamoria – ciche przyzwolenie na zdrady nie może skończyć się dobrze

Ona wie, że on ją zdradza. On wie, że ona wie. Do żadnej wymiany zdań w tej kwestii jednak nie dochodzi – życie toczy się dalej... (Fot. Getty Images)
Ona wie, że on ją zdradza. On wie, że ona wie. Do żadnej wymiany zdań w tej kwestii jednak nie dochodzi – życie toczy się dalej... (Fot. Getty Images)
Nazwa brzmi podobnie do poliamorii, ale oznacza zgoła coś innego. Choć sam termin jest całkiem świeży, w związkach toliamorycznych żyje prawdopodobnie bardzo wiele osób. Milczące przyzwolenie na zdradę – bo to w dużym uproszczeniu definicja toliamorii – niewiele ma wspólnego z prawdziwą bliskością, uczciwością, dobrą komunikacją w relacji. Dlaczego to sobie robimy?

Dan Savage, amerykański pisarz, dziennikarz i działacz społeczności LGBT, jeden z odcinków swojego podcastu „Savage Lovecast” ze stycznia br. poświęcił zjawisku, które prawdopodobnie jest stare jak świat, ale dopiero teraz doczekało się konkretnej nazwy. Chodzi o sytuację, w której w relacji romantycznej jeden z partnerów dopuszcza się zdrad, drugi zaś wyraża na to milczącą zgodę. Wie, że jest zdradzany, ma pełną świadomość tego faktu, ale nie dotyka tematu, nie naciska na rozmowę – toleruje zdrady bez słowa.

Sam termin wprowadzony przez Savage’a to kontaminacja słów tolerować i poliamoria. Toliamoria jest więc przyzwoleniem na pozazwiązkowe relacje romantyczne i/lub seksualne, przy czym najistotniejsze jest to, że jest to zgoda wyrażona nie w wyniku dyskusji i zawarcia pewnej jawnej i szczegółowo omówionej wcześniej umowy pomiędzy partnerami, a w całkowitym milczeniu. Ona wie, że on ją zdradza. On wie, że ona wie. Do żadnej wymiany zdań w tej kwestii jednak nie dochodzi – życie toczy się dalej, nie ma tematu.

Poli- a toliamoria – jedna litera robi wielką różnicę

W ostatnich latach w mediach zjawisko poliamorii było i nadal jest szeroko dyskutowane. Ta alternatywa dla monogamii u jednych budzi zachwyt i oznacza ukłon w kierunku wolności jednostki, dla innych jest oburzająca, jako zaprzeczenie tradycyjnych wartości, na których opiera się małżeństwo – przede wszystkim wierności. Nazywana też wielomiłością poliamoria, choć budzi kontrowersje i oczywiście jest szeroko dyskutowana jako ta forma relacji międzyludzkich, która zagraża tradycyjnemu małżeństwu, ma jednak tę podstawową cechę, że jest jawna. To konsenualna niemonogamia, w której zaangażowane osoby zgadzają się utrzymywanie wielu intymnych relacji, zarówno seksualnych , jak i romantycznych, za pełną wiedzą i zgodą wszystkich. Ustalenie zasad i granic, które są akceptowalne dla pary lub grupy, odgrywa kluczową rolę w poliamorii. Zwykle są one szczegółowo omawiane, a czasem negocjowane, i muszą zostać zaakceptowane przez wszystkich zainteresowanych, zanim wejdą w życie. To właśnie kolosalna różnica pomiędzy toli- a poliamorią.

Czytaj także: Na czym polegają otwarte związki, situationship i poliamoria?

W przeciwieństwie do innych dobrowolnych praktyk niemonogamicznych, takich jak, poza poliamorią, swingowanie czy związki otwarte, toliamoria nie jest czymś, co para formalnie omówiła i na co się zgodziła. To nie jest rodzaj transakcji, w której partnerzy dogadują się, że z określonych powodów pozwolą sobie na romans, krótki „skok w bok” czy regularną równoległą relację romantyczną. To sytuacja, w której jedna osoba w społecznie monogamicznej parze (lub oboje partnerzy, co zdarza się jednak rzadziej) ma świadomość, że partner uprawia seks z kimś innym, ale przymyka na to oko. Toleruje zdradę, choć otwarcie jej nie aprobuje, a najczęściej nie tylko nie wyraża poparcia czy zgody, a zachowuje się tak, jakby temat nie istniał. W praktyce może to wyglądać tak, że kobieta w toliamorycznym związku, doskonale wiedząc, z kim partner spędził weekend, po jego powrocie albo nie podejmie tematu, albo sytuację rozgrywa tak, by potwierdzić status quo pod hasłem „wiem, co się dzieje, ale nic się nie dzieje”. „Jak było na konferencji? Wystąpienie się udało?” – tak może wyglądać reakcja, która najczęściej nie ma nic wspólnego z naiwnością czy zwykłą ślepotą. Przyczyny są zupełnie inne.

Niewybaczalne?

W komentarzach ekspertów na temat toliamorii przywoływano przykład związku Hillary i Billa Clintonów, w którym niewierność byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych wyszła na jaw, a mimo to para nadal funkcjonowała jako społecznie monogamiczna, a pierwsza dama nie zdecydowała się odejść od męża. Donald Trump w swoich przemówieniach po wyjściu afery na jaw bezpardonowo atakował Hillary za to, że „umożliwiała” mężowi niewierność, sugerując, że jest to oznaką jej słabości. Były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani zarzucał jej z kolei postawę antyfeministyczną. Ona sama zaś przeszła długą drogę, a jej postawa względem wieloletnich zdrad ewaluowała. Usprawiedliwiała swoją decyzję o wybaczeniu miłością, mówiąc: „Każdy ma jakąś dysfunkcję w rodzinie i musi sobie z tym poradzić. Jeśli kogoś kochasz, nie odchodzisz tak po prostu – pomagasz tej osobie”, ale także, jak wynika z jej notatek, za całą sytuację w pewnym momencie obwiniała siebie, stwierdzając, że była nie dość mądra, niewystarczająco wrażliwa i zbyt zajęta własnymi troskami i zmaganiami, aby zdać sobie sprawę, jak ciężko było Billowi.

Cała sytuacja wywołała burzliwe dyskusje medialne wokół tolerowania i wybaczania małżeńskich zdrad. Spekulowano, czy Hillary została w małżeństwie z prawdziwej miłości, czy też przyczyną były korzyści polityczne. Jedni nią pogardzali za to, że podejmując taką decyzję, straciła szacunek dla samej siebie, inni wychwalali pod niebiosa za uznanie rodziny i małżeństwa za wartość najwyższą. Nie ocena postawy Hillary jest tu istotna, a raczej pytanie, dlaczego ludzie decydują się tolerować zdradę i trwać w relacji, która opiera się na nieautentyczności?

Przyzwolenie na zdradę – dlaczego decydujemy się na toliamorię?

Przyczyn, dla których partnerzy tolerują zdrady w milczeniu, jest co najmniej kilka. Powodem może być niechęć do konfrontacji. Rozpoczęcie tematu zdrad mogłoby oznaczać otwarcie puszki Pandory. Trzeba byłoby o tym otwarcie porozmawiać, bo prawdy wypowiedzianej na głos nie da się już tak łatwo zamieść pod dywan. Wielu osobom jest to nie na rękę. Toliamoria zawsze oznacza problemy z komunikacją w związku. Brak rozmów o autentycznych potrzebach, zwłaszcza seksualnych, które w wielu relacjach są tematem tabu, może zaowocować dynamiką toliamoryczną. Akceptacja zdrad to w pewnym sensie wybór „świętego spokoju”. Także w sensie erotycznym. To, że partner „załatwia” potrzeby seksualne poza związkiem, może dawać stronie tolerującej poczucie ulgi, jeśli seks w relacji nie jest od dawna satysfakcjonujący albo nie ma go wcale, a przy tym nie ma woli i ochoty do pochylenia się nad tym tematem i pracy nad relacją intymną. Poczucie zwolnienia z „obowiązku” daje iluzoryczne poczucie rozwiązania problemu, który w istocie jedynie narasta. W wielu sytuacjach do zaniechania jakichkolwiek działań skłania po prostu brak sił. Natłok codziennych obowiązków, praca, dzieci, kredyty – wszystko to powoduje, że zdradzana osoba (najczęściej kobieta) akceptuje w milczeniu status quo, bo nie ma siły ani walczyć, ani uciekać. Ani odejść, ani nawet o tym wszystkim rozmawiać.

Czytaj także: Dlaczego zdradzamy? Wojciech Eichelberger o kryzysach w związku

Milcząca akceptacja zdrad partnera bardzo często wynika z lęku przed zakończeniem relacji w razie niezgody na ten stan rzeczy. Obawom może towarzyszyć niskie poczucie własnej wartości, które nie dość, że utrudnia podjęcie decyzji o rozstaniu („bez niego/bez niej nie dam sobie rady”), to może być przyczyną brania na siebie winy za postępowanie partnera, a w ślad za nim usprawiedliwianie go: „jestem tak bezndziejna/głupia/brzydka, że wcale się nie dziwię, że mnie zdradza; nie dają mu poczucia szczęścia, a ma prawo być szczęśliwy”. Choć oczywiście taka sytuacja może dotyczyć mężczyzn, stroną tolerująca zdrady nadal częściej pozostają kobiety, choć w bardziej postępowych środowiskach te różnice stopniowo się zacierają.

W odniesieniu do toliamorii badaczka relacji niemonogamicznych Marie Thouin zauważa, że społeczeństwa, w których równość płci jest mniej zaawansowana, mają zazwyczaj podwójne standardy w kwestii wierności: od kobiet oczekuje się, że będą tolerować niewierność swoich mężów, ale same jednocześnie pozostaną monogamiczne. W dużej mierze często nie mają innego wyboru, a przynajmniej nie jest on prosty. Zależność finansowa i ekonomiczna, brak perspektyw na samodzielne życie na satysfakcjonującym poziomie, zwłaszcza jeśli są dzieci, sprawiają, że milcząca zgoda na zdrady wydaje się jedynym słusznym, a na pewno bezpieczniejszym wyborem. Lęk przed rozpadem związku, w którym to zdradzający partner jest głównym źródłem dochodu, utrzymuje rodzinę, jest jednocześnie lękiem przed utratą stabilizacji i godnych warunków do życia, a to skuteczny hamulec w podjęciu decyzji o rozstaniu, które mogłoby zbyt wiele kosztować. Pozostaje milczenie...

Dlaczego jednak nie powiedzieć wprost: „Wiem, że mnie zdradzasz, ale zgadzam się na to”? Tak byłoby najuczciwiej, ale często to bardzo trudna decyzja. Przyczyną akceptacji w milczeniu jest ogromna potrzeba utrzymania fasadowego wizerunku dobrego związku, na przykład ze strachu przed społecznym napiętnowaniem jawnej zgody na zdrady, która w znakomitej większości środowisk nie zostałaby zaakceptowana. To trochę umówienie się z samym sobą na „wiem, ale nie powiem”, bo jeszcze ktoś się dowie. Utrzymywanie pozorów monogamii zwłaszcza w niewielkich społecznościach wydaje się bezpieczniejsze – zawsze można powiedzieć, że wszystko to działo się bez czyjejś woli i zgody, a tym samym uniknąć ryzyka obarczenia odpowiedzialnością za rozpad małżeństwa.

Konsekwencje toliamorii. Co się dzieje, gdy w milczeniu zgadzasz się na zdrady?

To, że toliamoria jest słowem kojarzonym z poliamorią, rodzi ryzyko, że oba pojęcia zostaną wrzucone do tego samego worka, a milczące tolerowanie zdrad partnera zaliczone do alternatywnych form relacji romantycznych, jako kolejna dostępna opcja. To nieprawda. O ile poliamoria jest wyborem, do którego każdy człowiek ma prawo, o tyle toliamoria jest przede wszystkim bardzo wyraźnym sygnałem, że w związku dzieje się źle, a nawet bardzo źle. To już nie czerwona lampka ostrzegająca, że jest problem. To bardzo poważny alert, który przyszłość relacji stawia pod wielkim znakiem zapytania. „Prawdziwa poliamoria, czyli praktyka otwartego angażowania się w wiele związków romantycznych/seksualnych, wymaga otwartości, szczerości i dużej ilości autorefleksji. Może to przybierać różne formy, od okazjonalnego trójkąta po wielu kochanków mieszkających razem, ale łączy ich uczciwość i wzajemny szacunek. Nie ma szacunku w sytuacji, gdy jedna osoba kłamie, a druga zaprzecza” – tak podsumowuje toksyczny charakter toliamorii Kate Lister, brytyjska pisarka, dziennikarka i felietonistka, zajmująca się głównie prawami kobiet oraz historią seksualności i zachowań seksualnych.

Czytaj także: Kłamstwo w związku – kogo oszukujemy ukrywając zdradę?

Życie w cieniu ciągłych zdrad jest naznaczone brakiem szacunku i elementarnej uczciwości względem drugiej osoby, ufundowane na kłamstwie, pozbawione tego, co w relacji partnerskiej najważniejsze – autentyczności. To sytuacja, w której związek często nie jest już wyborem, a staje się więzieniem – najczęściej dla kobiety. Lister nie pozostawia złudzeń, pisząc, że toliamoria nie jest postępowa, a przeciwnie – głęboko regresywna. Nie ma w niej grama seksualnego wyzwolenia, nie jest formą otwartości na różnorodność potrzeb i doświadczeń czy pozytywnie rozumianej tolerancji. Jest mentalnym powrotem do feudalizmu w obszarze relacji romantycznych, a to nie może oznaczać niczego dobrego. I nie oznacza, bo w toliamorii nie ma przestrzeni na dbanie o relację. Jest za to spore pole do nadużyć i rozwinięcia się niepokojącej dynamiki zależności, nierówności przywilejów i praw, a stąd już tylko krok do wzajemnej pogardy, która jest jednym z podstawowych sygnałów, że związek zmierza ku upadkowi.

Zawsze jest ryzyko, że po latach tolerowania zdrad osoba, która w imię dobra dzieci, rodziny czy czegokolwiek innego, znosiła w milczeniu tę sytuację, usłyszy: „wiedziałaś, a nic nie zrobiłaś. Gdybyś mnie naprawdę kochała, nie pozwoliłabyś mi sypiać z innymi”. To tylko jeden z możliwych scenariuszy, ale właściwie w każdym cena, jaką przyjdzie zapłacić za funkcjonowanie w kłamstwie, raczej będzie wysoka. Choć samo słowo toliamoria brzmi dość lekko i kusząco, z amorem nie ma nic wspólnego. W takich układach zawsze ktoś cierpi, jest umniejszany, poniżany, nieszczęśliwy. Wbrew nazwie, to nie jest tolerancja dla miłości, to gigantyczny kryzys w związku.

Fragmenty wypowiedzi Kate Lister zaczerpnięte z felietonu „Tolerujesz niewierność partnera? Twoje małżeństwo się skończyło” (https://inews.co.uk/opinion/tolyamory-tolerating-partner-infidelity-marriage-over-3115260)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze