Nie tylko alkohol czy przemoc powodują, że rodzina nie spełnia swojej roli wobec dziecka. O tym, czym jest syndrom Dorosłych Dzieci z rodzin Dysfunkcyjnych i dlaczego warto mówić oddzielnie o problemach kobiet z takich domów – z psychoterapeutką Eugenią Herzyk rozmawia Beata Pawłowicz.
Wywiad archiwalny
Czym jest dysfunkcja w nazwie syndromu DDD, czyli Dorosłe Dzieci z rodzin Dysfunkcyjnych?
Z punktu widzenia psychologii humanistycznej celem wychowania jest umożliwienie dziecku rozwoju zgodnego z jego potencjałem. Pomoc w tym, aby mogło ono odkryć, kim jest, co jest dla niego ważne, a więc także świadomie dokonać wyboru autorytetów. Wychowanie w rodzinie dysfunkcyjnej polega na zrobieniu z dziecka doskonałego trybiku społecznej maszynerii, czyli podporządkowanie go zewnętrznym autorytetom. Dziewczynki, o których piszę w książce „Dorosłe Dziewczynki z rodzin Dysfunkcyjnych”, są ukształtowane tak, aby troszczyły się o innych, były grzeczne i odcięte od swojego ciała – wtedy łatwiej nimi manipulować. Uczy się je także, aby nigdy nie kwestionowały tego, co mówi autorytet.
Pisze Pani, że dysfunkcyjność rodziny powoduje powstanie fałszywego „ja” i życie w niezgodzie z „ja” prawdziwym.
Dorosłe dziewczynki z rodzin dysfunkcyjnych mają oczywiście jakieś poglądy, ale zazwyczaj nie są one wybrane samodzielnie, tylko narzucone przez wychowanie. Tymczasem, aby prawdziwe „ja” mogło powstać, trzeba zastanowić się, co chcę przyjąć od rodziców, a czego nie chcę. Dali mi zapewne jakieś cenne lekcje, ale nie wszystkie ich poglądy uznaję za moje. Proces kształtowania się prawdziwego „ja” polega na świadomym wyborze wartości, ale w rodzinach dysfunkcyjnych on nie zachodzi.
Czym jest to prawdziwe „ja”?
Bazuje na odpowiedziach na fundamentalne pytania: co lubię? czego nie lubię? jakie są moje priorytety? jaki system wartości? jaka jest moja prawda życiowa? Prawdziwe „ja” pomaga mi określić własne prawa w relacji z drugim człowiekiem. Ale też przyjąć zobowiązania. Aby wyznaczać zdrowe granice, potrzebuję poznać prawdziwą siebie, zbudować swoją tożsamość. Wychowanie w rodzinie dysfunkcyjnej to uniemożliwia. W konsekwencji nie będę stawiać zdrowych granic w budowanych przez siebie relacjach – z partnerem, z dzieckiem, z przyjaciółmi.
Co może zatem pomóc DDD?
DDD nie wie, jakie są jego potrzeby i często mierzy się z poczuciem wewnętrznej pustki. Wynika ona stąd, że do tej pory nie żyło swoim życiem, ale cudzym. Jeśli jednak nie zmierzymy się z pustką fałszywego „ja”, to nie staniemy się niezależni. Będziemy podejmować decyzje pod wpływem zewnętrznych autorytetów, takich jak rodzice czy partner, albo autorytetów uwewnętrznionych, tak zwanego Wewnętrznego Rodzica.
Znam wiele Dorosłych Dziewczynek, które lepiej znają uczucia innych niż swoje.
Bo w rodzinie dysfunkcyjnej dochodzi do zniewolenia emocjonalnego, czyli do przejęcia przez dziecko odpowiedzialności za emocje rodzica. Dlaczego? Często słyszały: „ty mnie wpędzisz do grobu!”, „nie piłbym, gdybym miał lepsze dziecko” itp. Ponieważ dysfunkcyjni rodzice nie radzą sobie z emocjami, wykorzystują dzieci w ten sposób, że obciążają je odpowiedzialnością za to, co czują. W ten sposób wikłają je we własne dysfunkcje. Nie uczą, jak być w kontakcie z emocjami i jak nimi zarządzać. Każda emocja niesie za sobą informację pozwalającą funkcjonować w świecie w taki sposób, który nam służy. Kontakt z nimi jest podstawą skutecznej komunikacji, a przez to umożliwia nawiązanie bliskich relacji. W zdrowej rodzinie mówię, co czuję, żeby bliscy wiedzieli, jak ich zachowanie wpływa na mnie, czyli na naszą relację, i to jest wspaniały sposób na budowanie bliskości. W rodzinach dysfunkcyjnych komunikacji w ogóle nie ma albo dotyczy ona wyłącznie sfery zadaniowej.
Nieprawda! W rodzinach dysfunkcyjnych wciąż ktoś mówi, co czuje!
A nawet wykrzykuje! Ale po to, aby kogoś wpędzić w poczucie winy. Żeby wymusić określone zachowanie: „zobacz, jak mamusi jest smutno, gdy jesteś nieposłuszna”. Mówienie o emocjach jest tam formą manipulacji, a nie budowania relacji. W funkcjonalnej rodzinie zawsze wprost i w formie prośby mówimy o tym, czego nie chcemy lub czego potrzebujemy.
Problem z mówieniem o uczuciach jest kluczowy dla DDD?
Tak, bo w rodzinach dysfunkcyjnych nie siada się razem i nie rozmawia o problemach, nie szuka wspólnie rozwiązania, porozumienia. Dla wielu rodziców najważniejszy jest święty spokój. W takich rodzinach zamiata się wszystko pod dywan. No ale w końcu ktoś ten dywan podnosi i zazwyczaj dzieje się to podczas jakiejś uroczystości lub w święta.
Jak to zmienić?
Po pierwsze, mieć świadomość tych mechanizmów. Po drugie, pozwolić sobie poczuć emocje, których doświadczyliśmy w dzieciństwie, bez automatycznego usprawiedliwiania rodziców. Alice Miller, znana psychoterapeutka, autorka wielu bestsellerowych książek, zrobiła znakomitą robotę, bo pozwoliła ludziom na nazwanie emocji, które jako dzieci odczuwali wobec rodziców. Przedtem negatywne uczucia wobec ojca czy matki były zakazane. A to prowadziło do tego, że jako dorośli zakłamywaliśmy nadal to, co czuliśmy, gdy byliśmy krzywdzeni.
Pani pisze tylko o kobietach, a przecież te zakazy dotyczą także mężczyzn. Dziewczynce nie wolno się złościć, ale za to chłopcom smucić.
To prawda, kobiety, które zaczynają się rozwijać, napotykają masę stereotypów dotyczących złości. Uważam, że skoro ewolucja dała nam tę emocję, to jest nam ona potrzebna. Ważne tylko, aby nie była destrukcyjna, czyli by jej nie puszczać wolno. Ale DDD tego nie potrafią. Jeśli w domu nie miały poczucia bezpieczeństwa, bo na przykład jedno z rodziców było uzależnione, to zazwyczaj nie potrafią zarządzać lękiem. Jeśli rodzice nie dali im bezwarunkowej miłości, to mają problem ze smutkiem. Jeśli nie były szanowane, to właśnie złość sprawia im kłopot.
Na czym polega zarządzanie złością?
Podstawowym warunkiem tego zarządzania, tak jak w przypadku innych emocji, jest mieć z nią kontakt. Czyli wiedzieć, kiedy się ją czuje. Kobiety napotykają tak wiele przekazów dotyczących tego, że nie wolno im odczuwać złości, że często całkowicie się od niej odcinają. I można z nimi zrobić, co się chce, bo się nie bronią.
Zostały zniewolone zakazem odczuwania złości?
Właśnie, i dlatego tak ważne jest, by zaczęły budować swoją tożsamość, czyli zastanawiać się: jakie mam prawa? czego potrzebuję? To je zbliży do samych siebie, a wtedy mogą odkryć, że jednak czują złość, gdy ktoś przekracza ich granice. Następny krok to pozwolić sobie na tę złość i obronić siebie.
Co na tej pracy kobieta z syndromem DDD zyskuje?
Choćby to, że przestaje używać bierno-agresywnych zachowań, bo te pojawiają się, kiedy nie dajemy sobie pozwolenia na jawne okazywanie złości.
Co się dzieje, gdy nie potrafimy zarządzać emocjami?
Mamy dwie drogi – albo właśnie odciąć się od nich, zaprzeczyć im, albo poszukać jakiegoś regulatora emocji. Może to być substancja psychoaktywna jak alkohol. Może też być zachowanie typu zakupy czy objadanie się. Gdy zachowania regulujące emocje pojawiają się w obszarze relacji z drugim człowiekiem, dochodzi do uzależnienia od miłości. Uzależnienie to dotyka bardzo wiele kobiet pochodzących z dysfunkcyjnych rodzin. Gdy mówimy o relacjach intymnych kobiety heteroseksualnej, jej regulatorem emocji staje się mężczyzna i relacja z nim.
Regulatorem emocji kobiety staje się mężczyzna?
Weźmy bajkę o księciu na białym koniu, która wmawia dziewczynkom, że to związek z mężczyzną je uszczęśliwi. Weźmy stereotyp o „ułożeniu sobie przez kobietę życia”, czyli o posiadaniu męża i dzieci. To tylko dwa z wielu kulturowych przekazów, które mają wpływ na powstanie uzależnienia od miłości. W tę pułapkę wpada całe mnóstwo kobiet. Zwłaszcza te, które w dysfunkcyjnych domach zostały pozbawione kontaktu z kobiecością, bo one zyskują poczucie, że są kobietami dopiero wtedy, kiedy jakiś mężczyzna je dostrzeże. No ale kiedy przestanie się nią interesować, to kobieta przestaje czuć się kobietą.
Co robić, gdy uzależnimy się od drugiego człowieka?
Warto zacząć od uświadomienia sobie, że jest to uzależnienie od miłości, a nie od człowieka. Osoba uzależniona powiela nałogowe zachowania w kolejnych relacjach. Podobnie uzależniona od alkoholu nie jest uzależniona od konkretnej butelki wódki, ale od alkoholu jako substancji. Uzależnienie od zachowania, do której to kategorii należy uzależnienie od miłości, powstaje, bo pewne nasze działania powodują wydzielanie się neuroprzekaźników, które stają się wewnętrznymi narkotykami wpływającymi na nastrój.
Pisze Pani o dwóch rodzajach kobiet z dysfunkcyjnych domów: o kobietach podporządkowanych i dominujących.
Oba nie radzą sobie z emocjami. Z tym że kobieta podporządkowana zalewa się lękiem i smutkiem, a odcina od złości. Może mieć napady paniki, fobie, stany lękowe, może wpadać w depresję.
A kobieta dominująca?
Ta z kolei odcina się od lęku – jest nieustraszona i ciągle szuka wyzwań. Nie odczuwa też smutku – jest ciągle cool. Ale za to zalewa się złością – miewa jej wybuchy, często połączone z agresywnymi zachowaniami. Z powodu wielu przekłamań dotyczących znaczenia słowa „asertywność” bywa, że jest uważana za pewną siebie, broniącą swoich granic, silną kobietę sukcesu.
Dysfunkcyjna może być histeryczka, ale kobieta sukcesu? Trudno w to uwierzyć…
Bo mamy stereotyp kobiety sukcesu. Prawda jest taka, że bywają one wewnętrznie nieszczęśliwe, związki im nie wychodzą, dzieci wpadają w narkotyki, nie mają bliskich przyjaciół. Na poziomie zawodowym są wzorem, dostają nagrody branżowe, ale na poziomie osobistym – katastrofa. I nie może być inaczej, bo za odcięciem od uczuć idzie lęk przed bliskością. Chłód i dystans. Dlatego nie są szczęśliwe, bo żyją za murem. Samotne.
Rozpoznaję w sobie i tę podporządkowaną, i dominującą – co teraz?
To typowe. DDD przeskakują między biegunami. Efektem wzrastania w rodzinie dysfunkcyjnej może być wykształcenie osobowości borderline, która w sekundę potrafi zmienić swoje uczucie do drugiej osoby z uwielbienia w nienawiść. Ale wracając do kobiet dominujących i podporządkowanych, mają one wspólny mianownik: zawsze tworzą związki hierarchiczne. Pozycje w tych związkach mogą być ustalone albo zmienić się z czasem, w związku może trwać też bezustanna walka o władzę.
DDD mają szansę, by zacząć tworzyć dobre związki?
Tylko co to znaczy „dobry związek”. Powiem tak, oprócz hierarchicznych i partnerskich istnieje jeszcze trzeci rodzaj związków, tak zwane związki symbiotyczne. To bardzo popularne wśród DDD związki budowane na micie dwóch połówek. Takie związki mogą trwać długo i dawać obojgu szczęście. Ceną, jaką się za nie płaci, jest jednak to, że żadna z osób tworzących taki związek symbiotyczny się nie rozwija, a gdy jedno odchodzi w zaświaty, dla drugiego w zasadzie też kończy się życie.
Osoba z syndromem DDD nie umie stworzyć związku partnerskiego?
To jest możliwe, ale po terapii, poznaniu swoich mechanizmów i uzupełnieniu wyniesionych z dzieciństwa deficytów. Związek partnerski to taki związek, w którym każda z osób zachowuje swoją tożsamość, swoją przestrzeń, a jednocześnie razem budują przestrzeń wspólną. To związek, w którym każdy potrafi dostrzegać zarówno potrzeby własne, jak i drugiej osoby oraz umie znajdować rozwiązania, gdy te potrzeby są w konflikcie. Wreszcie związek partnerski to taki, w który wchodzi się z pozycji bogactwa i otwartości na dzielenie się nim z partnerem, a nie deficytu, którego uzupełnienia oczekujemy od drugiej osoby.
Co Pani pomogło pokonać syndrom DDD?
Kryzys. Rozpadłam się na kawałki i musiałam poskładać na nowo. Do tego momentu emocje robiły ze mną, co chciały, myślałam, że to, jak się czuję, nie zależy ode mnie, i szukałam ukojenia w relacjach. No i nic dobrego z tego nie wynikło. Zaczęłam więc zdobywać wiedzę, poszerzać swoją świadomość, pracować nad sobą z pomocą psychoterapii. Poznałam mechanizm uzależnienia, który wyjaśniał wiele z tego, co się wówczas ze mną działo. Gdy poczułam się wystarczająco poukładana i uznałam, że mam się czym dzielić, założyłam fundację dla kobiet uzależnionych od miłości Kobiece Serca.
Pani książka ma poszerzyć świadomość takich kobiet?
To książka kucharska o emocjach. Najważniejsze dla mnie jest to, aby czytelniczki zobaczyły, że mają wpływ na to, co czują. Że dzieciństwo nie stanowi wyroku na całe życie i że warto skorzystać z psychoterapii.
Eugenia Herzyk, psychoterapeutka humanistyczna, założycielka i prezeska Fundacji Kobiece Serca, prowadzącej ośrodki terapeutyczno-rozwojowe dla kobiet w Warszawie i Krakowie. Organizuje grupy terapeutyczne dla Dorosłych Dziewczynek z rodzin Dysfunkcyjnych. Autorka książek „Nałogowa miłość” i „Dorosłe Dziewczynki z rodzin Dysfunkcyjnych”.