Rumieńce, spuszczone powieki? XIX-wieczne pamiętniki pełne są takich opisów. Ale dziś, w czasach akceptacji dla seksu i intymnych zwierzeń na Facebooku, wstydu już nie ma. Czy aby na pewno – zastanawia się psychoterapeutka Katarzyna Miller.
Bezwstydnie obnażamy się cieleśnie i emocjonalnie w mediach społecznościowych i na portalach. Zyskujemy lajki, seks, a czasem popularność i pieniądze, a nawet towarzysza życia. Czy więc wstyd jest nam jeszcze potrzebny?
Naprawdę nadal warto niektórych rzeczy umieć się wstydzić. Żyjemy wśród ludzi i umowa społeczna zakłada przyjęcie pewnych zasad ułatwiających tę koegzystencję. Na przykład nie wyśmiewamy niczyjej urody, nawet jeśli bardzo nas korci. Nie uprawiamy seksu tak, aby inni nas mogli zobaczyć. Nie obnażamy się publicznie, a jeśli już, to na plaży nudystów.
Czyli istnieje „dobry wstyd”?
Zobacz, co robią ludzie nawet swawolni, kiedy ich ktoś przyłapie na seksie. Odruchowo się zakrywają. Kobieta przysłania łono i piersi, a mężczyzna przyrodzenie. Kołdrą, ręką, poduszką. Odsłonięcie się to byłby rodzaj gry. Ona pokazuje i kusi, ale to nie jest swoboda. Naturalna reakcja polega na tym, że jeśli ktoś wchodzi do sypialni, kiedy się kochamy, to przestajemy to robić. Wstyd wyznacza terytorium naszej intymności. Jest nam potrzebny, byśmy czuli, gdzie się zaczyna przestrzeń, do której wpuścimy tylko najbliższą osobę.
Wstyd przed obcymi pomaga zbudować intymność z drugim człowiekiem?
Miłość potrzebuje odrobiny zdrowego wstydu. Bo to wstyd pomaga nam rozróżniać to, co biologiczne, cielesne, sensualne, od tego, co duchowe. A seks może mieć wymiar duchowy. Zjednoczenie z kochankiem czy kochanką jest zjednoczeniem szczególnym, wyjściem poza siebie, transgresją. A więc to doświadczenie mistyczne. I to właśnie je chronimy, kiedy kochamy się tak, żeby nikt nas nie podglądał. Wstyd więc chroni nas przed tym, by bliskość fizyczna z drugim człowiekiem nie stała się tylko rąbanką jak w filmie porno.
Seks może być mistycznym przeżyciem, pod warunkiem że go nie nakręcimy i nie opublikujemy?
Można sfilmować nawet tantrę. Ale istnieje coś, czego nie da się prosto wyjaśnić, a jednak właśnie to coś wpływa na to, czy seks zbliży nas do siebie, wzmocni naszą miłość, wzbogaci duchowo, czy tylko pozwoli odreagować napięcie i skonsumować podniecenie.
Wstyd to tarcza dla miłości. A co, jeśli pojawi się między partnerami? Skąd się w takiej relacji bierze? Z porównywania się z ideałami piękna promowanymi przez kulturę masową?
Oczywiście, kompleksy stanowią treść naszego wstydu. Ale on sam jest wcześniejszy. Rodzi się w dzieciństwie, jeśli jesteśmy wychowywani przez zawstydzanie: „Zobacz, jak ty wyglądasz!”; „Wstydź się! Dziewczynka tak się nie zachowuje!”; „Tak ubrana z nami do cioci nie pójdziesz!”. Zaczynamy wtedy wstydzić się siebie, swojego ciała! Oj, jak cudnie wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy się siebie nie wstydziły! Ale wypuszczane w świat z podciętymi skrzydłami jesteśmy podatne na zawstydzanie. I jeśli nawet we wstępnej fazie związku wstydu nie ma, to później może się pojawiać, zwłaszcza gdy mężczyzna nie jest tak zakochany, jak był na początku. Nie stara się, nie zabiega, zamiast tego zaczyna krytykować, dogadywać. Jeśli używa wstrętnych uwag typu: „Przestałaś o siebie dbać?! Utyłaś!”, kobieta czuje się zdradzona. On robi to, czego ona najbardziej nie chce, czyli krytykuje jej ciało. Pojawiający się w takiej sytuacji wstyd jest sygnałem, że coś się między nami psuje.
Wstyd nie powinien pojawiać się w dobrym związku?
Powiem o pewnej podwójności. Kiedy ona chce sikać, on wychodzi z łazienki. Ale ona go łapie za gatki: „Ja jestem twoja baba, każdy przecież sika”. Z jednej strony – to dobrze, kiedy ktoś jest nam tak bliski, że się go wcale nie wstydzimy. Ale z drugiej – jeśli do tego stopnia przesuwamy granice intymności, musimy się liczyć z tym, że przestaniemy być dla niego atrakcyjne seksualnie. Jakaś tajemnica, niedopowiedzenie są potrzebne. Nie możemy cały czas chodzić rozebrane, być widziane przy każdej czynności fizjologicznej. Wtedy przestajemy kusić, pociągać, podniecać…
Wstyd jako afrodyzjak?
Kobiety, które są kochankami swoich mężów, wpuszczają ich w swój intymny świat tylko wtedy, kiedy tego chcą i są na to gotowe. A kiedy tego nie chcą, mogą dać swoim mężczyznom coś innego – równie cennego – czas, by ci mogli ich zapragnąć. Mężczyzna musi pragnąć kobiety, chcieć ją. A to trudne, jeśli ona bez przerwy paraduje nago. Ludzie mieszkający w ciasnocie, śpiący na jednej rozkładanej na noc wersalce tracą ten rodzaj erotyzmu, napięcia.
To smutne, nie można tak naturalnie ze sobą być, bez gry w tajemnice?
Być może na łonie natury. Naga na łące czy słonecznej polanie idziesz inaczej niż z łazienki do sypialni. Inaczej czujesz swoje ciało i on inaczej je widzi na łące, a inaczej w łóżku. Inaczej jest wam obojgu, kiedy kąpiecie się nadzy w rzece, a inaczej kiedy wspólnie bierzecie prysznic. Miasto jest sztuczne. Inaczej śpisz na rozkładanej wersalce w pokoju na dziesiątym piętrze, inaczej w szałasie... Kobiecość dla mężczyzny to ma być tajemnica i jest, gdy żyjemy w górach czy lesie. Ale kiedy spotykamy się w windzie i na ulicy, potrzebne są rekwizyty, gesty, a więc jakaś gra.
Kobiecość jako tajemnica w czasach reklam podpasek i globulek przeciw zakażeniom intymnym? To nie będzie proste!
Właśnie o tym mówię. I właśnie wstyd może kobiecie pokazać, że za dużo jest jawności w jej relacji z mężczyzną. Że za dużo mu daje i pokazuje siebie. Takiej kobiecości, o jakiej mówię, teraz się nie lansuje. Polega ona na tym, że kobieta koncentruje się na swoim wnętrzu, na tej tajemniczej i nieznanej mężczyźnie przestrzeni. Nie kręci się nerwowo wokół swojego zewnętrza, nie zabiega tylko o swój wygląd, o atrakcyjność fizyczną. Spogląda do swojego wnętrza. Kobieta ma być zadbana, ale przede wszystkim upragniona! Tajemnica to też to, że on nie może w każdej chwili po kobietę sięgnąć i jej mieć. W małżeństwie mężczyźnie pozornie chodzi właśnie o to, żeby partnerka była pod ręką, żeby już nie musiał za każdym razem, kiedy będzie chciał seksu, się trudzić, obiecywać, uwodzić. Jednak kiedy żona będzie za bardzo dostępna, jeśli nie stworzy aury tajemnicy, to mu się znudzi. Podobnie on jej, jeśli będzie wszystko o nim wiedzieć.
A czy partnerowi bezwstydnie można zaproponować każdą pozycję, zabawę?
Są ludzie, przy których czujemy się swobodnie, i tacy, przy których jesteśmy skrępowane. Jeśli mój kochanek należy do tej pierwszej kategorii, to mu powiem: „Powrzucaj w nasz seks trochę grubych słów, bo mnie to kręci!”. Jeśli się wstydzę, to się do tego przed nim przyznam: „Wstydzę się, ale i tak ci powiem, czego pragnę”. Zrozumie, bo każdy się czegoś wstydzi! A potem mu powiem lub pokażę, o co mi chodzi. Ale jeśli czuję się przy nim skrępowana, to po prostu zmilczę. Są różne pary i ludzie czują się ze sobą szczęśliwi bez pokonywania całego wstydu w seksie.
Terapeutka i pisarka Anna Dodziuk w książce „Wstyd” mówi, że często nie wiemy, co nami kieruje, a to przeszkadza realizować swoje potrzeby...
Zazwyczaj czujemy i mówimy wtedy, że „jesteśmy zablokowane”. A to dlatego, że nie chcemy przyznać się do tego, że czujemy się zawstydzone, onieśmielone, bezradne. Wstydzimy się przyznać do wstydu! Na pewno bardziej się wstydzimy w ukryciu. Uważamy, że to źle ujawniać słabości. Obawiamy się nawet sami przed sobą przyznać do tego, że za czymś tęsknimy, że czegoś nam brakuje. Nie wypada! Bo co inni pomyślą, jak powiemy, że chciałabym wyjść za mąż, ale nikt mi się nie oświadczył?! A co pomyślą, jak się przyznam, że brakuje mi seksu albo czułości?! Pomyślą, że jestem nic niewarta, głupia, szpetna albo wredna. I co ja wtedy zrobię!? Zwłaszcza że stanie się wówczas jeszcze gorsza rzecz – okaże się, że sama też tak o sobie myślę. I to jest najgorsze. Dlatego nie powiem partnerowi, że nie przeżywam z nim orgazmu. Bo wtedy on pomyśli, że jestem fatalną kochanką. Zakładam to, bo sama o sobie tak myślę (i pewnie dlatego mam kłopot z orgazmem!).
Wstyd pokazuje mi mój brak miłości do siebie?
Ba, brak zwykłej sympatii. No, a jeśli tak ze mną jest, to skąd powinnam czerpać pocieszenie, kiedy ktoś mnie wyśmieje?! Znikąd! Udaję więc, że niczego mi nie brak, niczego nie chcę. A tak naprawdę wstydzę się i boję tego czegoś czy tego kogoś zachcieć! I dlatego nawet jeśli chciałabym z kimś być i taki ktoś się trafi, i wypatruje za mną oczy, udaję, że mnie nudzi i nic a nic nie ciekawi. Wstydzę się do niego choćby uśmiechnąć, bo się boję, że mnie wyśmieje: „Ty, taka brzydula, pomyślałaś, że ja chciałbym z tobą być?!”. Sama tak o sobie myślę, więc i jego o to podejrzewam! Robię więc minę nadąsanej królewny i odchodzę.
Tylko kobiety tak nie wierzą w siebie, a wierzą w to, co im mówi wstyd?
Nie tylko. Wczoraj był u mnie na terapii mężczyzna w średnim wieku, który mógłby się podobać wielu kobietom. A opowiadał mi o tym, jak bardzo wstydzi się zaczepić kogoś, kto mu się spodoba. Zapytałam go, czego właściwie się boi. W najgorszym wypadku usłyszy: „Spadaj, dziadu!”. Dziadem przecież nie jest, więc nie powinien brać tego do siebie. A może jednak usłyszy miłe słowa i zobaczy wyciągniętą w swoją stronę dłoń. Jest taki stary kawał o panu pułkowniku, który tańczył na balu z panną Krysieńką, kiedy nagle dostał w mordę. Panna Krysieńka odbiega, a on salutuje i wraca do kolegów. Koledzy pytają: „Za coś w mordę wziął?”. „Bo się zapytałem, czy się będzie ze mną pier…..”. „No, to nic dziwnego, że ci w mordę dała! A ty tak zawsze?”. „Zawsze! Dziewięć da w mordę, a jedna się zgodzi”. Taki jest sposób na wstyd! Próbuj, aż w końcu ktoś cię kupi!
Wielu ludzi kocha się tylko przy wyłączonym świetle?
Łatwiej się wtedy ruszać swobodnie. „No, bo jak się nad nim pochylę, to mi będzie wisiał brzuch”. Od pewnej dziewczyny słyszałam, że jej partner mówi jej, jak to wspaniale, że utyła. Albo że jej fałdka na brzuchu go podnieca i ma nic z nią nie robić. Jednak kobiety nie słyszą, co mówią ich mężczyźni. Pamiętają za to krytyczne uwagi matek na temat ich wyglądu, często to one zasiewają w ich sercach niezadowolenie z samych siebie, które rodzi wstyd.
A co robić, kiedy to on się wstydzi?
Trzeba go powoli oswoić. Mówić mu miłe rzeczy: „Jaką masz ładną pupkę”. Zrobić zdjęcie, pokazać: „Zobacz, jaki fajny męski tyłek!”. A kiedy się oburzy, powiedzieć: „To twój, najpiękniejszy na świecie!”. Kiedy ten, kto się wstydzi, poczuje się akceptowany, coraz mniej będzie się czerwienił. Czasami kobiety robią błąd i skreślają mężczyznę, który jest nieśmiały. A szkoda, bo mógłby stać się niezłym gierojem, gdyby tylko w jej oczach zobaczył podziw. Zmysłowe przyjemności też mogłyby pomóc oswoić wstyd. Miłość, bliskość, rozkosz dają poczucie, że nie jesteśmy tacy najgorsi, skoro nam się przydarzyły. A więc miłość i akceptacja, no i jeszcze poczucie humoru to najskuteczniejsze leki na ten zły wstyd.