Zajęcia tantry zyskują coraz większą popularność. Kto tu bywa i po co? Jedni szukają mocnych doznań seksualnych, inni lepszego kontaktu z własnym ciałem, jeszcze inni – rozwoju duchowego. Najczęściej zaczynają od tego samego – zasłonięcia oczu.
Tantra przyciąga, intryguje. Jest w niej jakaś tajemnica, przeczucie wolności. Sonia Alicja Bednarek przyznaje, że od niedawna na warsztaty tantryczne, które prowadzi, uczęszcza coraz więcej mężczyzn, wcześniej przeważały kobiety. I jedni, i drudzy mają problem z przyjmowaniem dotyku, czasem przybiera to nawet formę lęku. – Moim zdaniem bliskość, w tym dotyk, jest coraz większym tabu. Rezygnujemy z niego, przestajemy czuć samych siebie – mówi.
Praca z energią seksualną pozwala to odzyskać – budzą się zmysły, zaczynasz czuć otulające cię powietrze, podłoże. Oczywiście, kluczowe w tym wszystkim jest to, by kochać siebie. – Ostatnio spytałam jedną z klientek, która obawia się dotyku, w jaki sposób smaruje się balsamem po kąpieli. A ona: „Bardzo szybko, mechanicznie, żeby mieć to z głowy”. Więc zasugerowałam: „Wybierz sobie część ciała i podziękuj jej, na przykład za to, że gdzieś cię dziś zaniosła, powiedz, że ją bardzo kochasz”. Jeden z najpiękniejszych masaży, jaki istnieje, to ten, który możemy zrobić sobie sami, dziękując każdej części ciała. Najlepiej w formie rytuału, przygotowując odpowiednią przestrzeń.
Radość połączenia
Korzenie tantry sięgają do początków buddyzmu i hinduizmu. Trudno ją ująć w ramy, zwłaszcza że istnieje wiele szkół i odłamów. Czasem nazywa się ją „jogą miłości”, chociaż w cywilizacji Zachodu wciąż jeszcze niektórzy traktują ją jako jogę seksu. Sonia Bednarek potwierdza, że podczas zajęć pracuje z energią seksualną, czyli inaczej – energią życiową, będącą podstawą życia i wszelkiej kreacji. – Wszystko na świecie powstaje z połączenia pozornie przeciwstawnych biegunów.
Energia seksualna to jest ta iskra, która między nimi przeskakuje – sprawia, że dochodzi do spotkania.
Podobnie jak wiele innych systemów, tantra zakłada, że cały wszechświat powstał dzięki dwóm podstawowym elementom: energii męskiej i żeńskiej. W filozofii chińskiej są to jin i jang, w tantrze pierwiastki te reprezentują bóg Shiva i bogini Shakti. Tworzą jedność, a rozdzielenie ich na dwie płcie służyło jednemu celowi – radości ponownego zespalania.
– Tak naprawdę pierwiastek męski i żeński są w każdym z nas – tłumaczy Sonia Bednarek. – Kiedy dochodzi do ich wewnętrznego połączenia, doświadczamy własnej pełni, boskości, jedności z Uniwersum. Czujemy się sobą i jednocześnie częścią Całości – to prawdziwa ekstaza!
Tak jak w każdej ścieżce rozwoju, w tantrze chodzi o odzyskanie swojej prawdziwej natury, wolności. – Kontaktując się z energią seksualną, oczyszczamy się z różnych schematów, ograniczeń, nałożonych przez społeczeństwo, religie, kulturę – mówi Sonia Bednarek. – Im dłużej pracuję z ludźmi, tym wyraźniej widzę, że relacja z własną seksualnością – czy to będzie życie erotyczne, czy po prostu odczuwanie zmysłowe – przekłada się bezpośrednio na relację ze światem.
Tantra integruje poszczególne aspekty osobowości. – Pokazuje, jak łączyć w sobie energię ziemi i nieba, dolne czakramy z wyższymi. To połączenie jest w sercu. Brak kontaktu z dolnymi partiami ciała, bycie tylko „od połowy w górę”, jest rodzajem iluzji – mówi Bednarek.
Zamień się w dotyk
Warsztaty tantry zaczynają się zwykle od medytacji aktywnych – ruchu. Uczestnicy zakładają na oczy opaski – dzięki temu czują się swobodniej, mogą zajrzeć w siebie, poczuć energię seksualną bez obawy przed oceną innych. Bardzo cennym narzędziem jest muzyka, przy niej znacznie łatwiej jest zmniejszyć kontrolę umysłu, wejść w spontaniczny ruch – ten z ciała, nie z głowy.
– Zaczynamy od bębnów, didgeridoo, żeby połączyć się z energią ziemi, wyszaleć się, „wydziczyć” – opisuje Sonia Bednarek. – Potem przechodzimy przez kolejne czakramy. Przy drugim włączam bardziej zmysłowe utwory, przy trzecim – coś na poczucie własnej mocy. Można się wytarzać, wykrzyczeć, wypłakać, wyśmiać... Ludzie przechodzą różne stany – mogą nawet przeżyć w jednym momencie całe swoje dotychczasowe życie. Bo ciało zachowuje pamięć doświadczonych zdarzeń.
Kolejny krok to budowanie zaufania, poddawanie się własnej delikatności, przełamywanie lęku przed zranieniem. W praktyce może to oznaczać dotyk. Chociażby takie ćwiczenie: jedna osoba leży, a pozostałe dwie lub trzy dotykają jej w sposób, w jaki sobie tego życzy – oczywiście, musi im to zakomunikować.
No i się zaczyna... – Ktoś na przykład sugeruje: „dotykajcie mnie, jak chcecie, jak czujecie, będziecie wiedzieć”. I co to mówi o jego życiu? To ćwiczenie może być sprawdzianem, na ile potrafisz zasygnalizować swoje potrzeby, powiedzieć: „tutaj trochę za mocno, tu dłużej, bo bardzo mi się podoba” – opowiada Sonia Bednarek.
– Ujawniają się pewne schematy myślowe, ograniczenia. Pamiętam mężczyznę, który zaprotestował przeciwko temu ćwiczeniu – uznał, że więcej niż dwie osoby to za dużo. Dotyk kojarzył mu się wyłącznie z seksualnością, więc trzyosobowa grupka to już była dla niego perwersja. Powiedziałam mu, żeby poeksperymentował: „Możesz wybrać, gdzie chcesz być dotykany – dłonie, głowa, stopy, palec, ucho... To ty decydujesz! Poza tym zawsze możesz się wycofać”. Spróbował, czuł się cudownie. Odkrył coś nowego.
Ani kawałka ubrania?
Jest też nagość, ale to już raczej na warsztatach dla zaawansowanych. – Nawet, jeśli zdarza się nam rozbierać do naga w miejscach publicznych – w saunie, na basenie, na plaży naturystów – to jednak przebywanie nago w grupie osób, wspólny taniec, pozostają dużym wyzwaniem – zauważa Sonia Bednarek. – I nie chodzi tu bynajmniej o ekscytowanie się czyimś wyglądem... Rzecz w tym, że jakikolwiek kawałek ubrania – sportowa bielizna czy koronki – pozwala przyjąć określoną postawę, podczas gdy nagość odziera nas z wszelkich póz, masek, fasonów.
Jedno z ćwiczeń na oswajanie nagości polega na akceptacji własnego ciała, ze wszystkimi jego „defektami”. Zaczyna się od tego, że w małej grupie osób trzeba opowiedzieć o części ciała, którą trudno nam zaakceptować. Zdarza się, że jakaś wyjątkowo zgrabna dziewczyna mówi o swoich udach, że są koszmarne... Potem musi pokazać tę odrzuconą część – to, czego się wstydzi. To nie koniec! Kolejny etap to wskazanie takich atutów tej części ciała, żeby zachęcić uczestników do „zakupu”. – Nagle zaczyna odkrywać, że te nielubiane uda dają jej siłę, stabilność... Sprawdza, czy innych to przekonuje. Niektórzy mówią: „sama w to nie wierzysz, wymyśl coś lepszego” albo „ciepło, ciepło”. W pewnym momencie następuje uwolnienie – czuje swoje piękno, wolność, dzikość...
Ponieważ wokół ciała narosło tyle barier, mitów, trzeba pracować nad nim z dużym wyczuciem. Uczestnik zawsze może powiedzieć: „nie biorę w tym udziału, to dla mnie za trudne”. Zostaje wtedy na sali, zwykle (dla komfortu pozostałych) z opaską na oczach.
Trudne słowo: „jeszcze”
Od niedawna Sonia Bednarek prowadzi też sesje tantry. Przyznaje, że na początku odzywali się do niej podejrzani ludzie. – Na szczęście od razu wyczuwam przez telefon intencje dzwoniącej osoby. Seksualność to bardzo delikatny temat i musi być zachowana czystość intencji – i po jednej, i po drugiej stronie – żeby nie doszło do nadużyć. Teraz w zasadzie nie zdarzają się już takie telefony, ludzie wiedzą, o co chodzi w tantrze, chcą się rozwijać.
Pierwsza sesja zaczyna się od rozmowy na temat tantry, po czym klient decyduje: wchodzi w to albo nie. Oczywiście, jak na każdej innej sesji terapeutycznej, obowiązuje zasada poufności. No i prawdy. – Chodzi o to, żeby komunikować na bieżąco wszystkie odczucia – wyjaśnia Sonia Bednarek. – Bo jeśli będzie działo się coś istotnego i nie zostanie to przez klienta wyrażone – utkniemy. Nawet gdyby miało chodzić o to, że mężczyzna czuje wstyd, bo się podniecił. A może się to zdarzyć choćby podczas ćwiczenia oddechowego – kontakt z energią seksualną poprzez oddech często prowadzi do takich reakcji, jest to całkiem naturalne. Potrzebna jest otwartość, gotowość do pracy, ale – jeszcze raz zaznaczam – na sesję nie przychodzi się po doświadczenia erotyczne, po satysfakcję. Najlepiej w ogóle odpuścić sobie jakiekolwiek oczekiwania – jeśli można mówić o jakimś celu w tantrze, to jest nim poszerzanie świadomości aż po poczucie połączenia ze wszystkim.
Podczas sesji jest miejsce na ruch, na oddech, są ćwiczenia związane z dotykiem, stawianiem granic, komunikacją, wyciszaniem umysłu, akceptacją swojej seksualności. – Zdarza się, że gdy pracuję z parą, ludzie będący od lat w związku mówią sobie rzeczy, których wcześniej nie mieli odwagi wypowiedzieć. Na przykład: „W seksie boję się tego i tego”. Może też być tak, że masują się na co dzień, a dopiero u mnie w gabinecie wychodzi na jaw, że dotyk mężczyzny nie sprawiał kobiecie przyjemności. Potrzebowała sesji, żeby powiedzieć: „kochanie, tak mnie dotykaj!”. Nie: „robisz to za ciężko”, bo tu nie chodzi o krytykę, tylko o zachętę: „o, właśnie tak, wspaniale!”.
To samo podczas masażu tantrycznego – Sonia Bednarek zachęca do tego, żeby zgłaszać swoje potrzeby. – Mogę się na przykład umówić z klientem, że będzie mówił tylko „tak”, „nie”, „jeszcze”. Czasem ktoś potrzebuje wziąć parę wdechów, żeby wypowiedzieć jedno słowo. Najtrudniej jest z „jeszcze”. Ludziom niełatwo przychodzi komunikowanie w takich sytuacjach – myślą, że druga osoba będzie po prostu to wiedzieć albo kiedyś się zorientuje. I uzależniają się od innych. A przecież moja przyjemność zależy tylko ode mnie!
Sonia Alicja Bednarek zwraca uwagę, że w świadomej seksualności nie ma w ogóle projekcji na partnera, przedmiotowego traktowania w rodzaju „udowodnię, jakim jestem kochankiem, czy jaka jestem zmysłowa”. Nie ma też budowania poczucia wartości w oparciu o drugą osobę. – Nie jest to seksualność szukająca rozładowania, nie ma celu, czyli dążenia do orgazmu. Nie musi być nawet penetracji. Jest za to bardzo szczera, czysta, prawdziwa, pełna miłości bliskość z drugą istotą. Jest połączenie na wielu poziomach – fizycznym, uczuciowym, mentalnym, duchowym. Jest wymiana energii poprzez oczy, które stają się wtedy magiczne – patrzycie w siebie i jest tam cały kosmos.
Sonia Alicja Bednarek trenerka tantry, prowadzi warsztaty tantry i – jako nieliczna w Polsce
– indywidualne sesje.