1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Seks

Sprośne słówka. Dlaczego warto świntuszyć – tłumaczy Kasia Miller

Język seksualny może być barwny i lekki. Zależy to tylko od braku naszych ograniczeń. (Fot. iStock)
Język seksualny może być barwny i lekki. Zależy to tylko od braku naszych ograniczeń. (Fot. iStock)
Mówienie o seksie jest niełatwe. Tym bardziej więc powinniśmy baraszkować słownie. W ten sposób bowiem oswajamy tę sferę, otwieramy się na seksualną energię. Dlaczego jeszcze warto świntuszyć? – tłumaczy Katarzyna Miller.

Przeczytam ci mój limeryk:

Pewna figlarka z miasta Łodzi
Udawała, że nie wie, o co chodzi
Pewien pan jej powiedział
Bowiem sporo już wiedział
I teraz z tym panem chodzi.

Ale świntuszysz. Ładnie to tak?
A nieładnie? Układanie sprośnych limeryków to przecież świntuszenie najwyższych lotów. A ten jest delikatny. Mam mocniejsze. Jesteśmy pruderyjni i załgani. Nie uczymy młodzieży rozmawiania o seksie, a z drugiej strony wylewa się on z każdego filmu. I kiedy tylko bractwo się ze sobą spotka i nieco rozluźni, zaczyna się sprośne gadanie. Na imprezie, na konferencji, na babskich plotkach czy przy męskim piwie. Pod wpływem alkoholu – bo o to najłatwiej – albo zmęczenia, bo wtedy trochę odpuszcza kontrola. Albo, jak jest poważniejsza aura, zaczynają się zwierzenia. Ale to już wymaga dużego poczucia bezpieczeństwa i wzajemnego zaufania.

Zwykle ludzie boją się tak do końca otworzyć, więc przygadują nie wprost.
Na początek zawsze jest niekonkretnie i o innych. Żarty, zabawa, trochę sprośności. Tak, żeby się temperatura nieco podniosła. Nasza przyduszona zakazami seksualność tylko czeka, by ją wypuścić na wierzch. Cokolwiek by kultura robiła.

A że zwykle nie ośmielamy się posunąć za daleko, to sobie choć poopowiadamy sprośności?
To taki wentyl. Musimy bezpiecznie spuścić nieco napięcia, które się wiąże z tym trzymaniem i udawaniem. Więc niby z dystansem, niby to nie ja, można się pośmiać z innych, ale trochę tego zakazanego dreszczyku poczuć. Często na tym poprzestajemy. A czasami nie. Na przykład na imprezie znikamy z kimś w drugim pokoju.

Chcesz powiedzieć, że świntuszenie to też rodzaj gry wstępnej?
Może być też grą zamiast. Ale możemy się na tym nie zatrzymać. Bo takie gierki, nieprzyzwoite słówka, dwuznaczności sprawiają, że ludzie zaczynają inaczej się zachowywać. Zmienia się ich sposób mówienia, tembr głosu. Skóra się zaczerwienia, żywiej gestykulują. Może to być nieporadne, ale i prowokujące – to, jak się ciało rusza, kiedy mówimy o seksie. Oddech zaczyna być przyspieszony. To są objawy podniecenia.

Przy gadaniu o seksie?
Tak. Czemu pytasz? Nigdy nie gadałaś o seksie?

Do pewnego stopnia zawsze mnie to zawstydza.
Czyli do pewnego stopnia jesteś wciąż grzeczną dziewczynką? Myślę, że świntuszenie to jeden ze sposobów, by przestać wreszcie nią być. Bo tak długo, jak długo twoja głowa kontroluje te sprawy, czyli słuchasz swego wewnętrznego rodzica, który pilnuje zasad, twoje wewnętrzne dziecko się wstydzi. Nie chce słuchać albo nie mówi, a więc nie podnosi tego poziomu energii. W związku z tym ciało nie może tej energii poczuć.

Czyli rozmowy o seksie mogą być drogą do oswojenia się z seksem?
Też. Kiedy zaczynasz używać pewnych słów, oswajasz się z ich znaczeniem. Jeżeli np. boisz się pieniędzy, uważasz je za brudne, nie wiesz, jak je zarabiać. Dopóki tego nie zobaczysz, nie zaczniesz o tym mówić jasno i otwarcie, dopóki nie oswoisz się z myślą, że chcesz i możesz mieć pieniądze, dopóty one nie przyjdą. Tak samo z seksem. Jeśli się wstydzisz, niby słuchasz, ale nie odważasz się o tym mówić sama, a kiedy coś mocniejszego usłyszysz, to ojej, nie, no takie świństwa, oni są obrzydliwi, chamscy – to znaczy, że zamykasz sobie dostęp do tego poziomu energii. To jest właśnie kontrola. „Brzydkich słów nie mówię”. Zachęcam każdego, kto tak myśli, do zadania sobie pytania: co by się stało, gdybym to jednak zrobił?

Pamiętam, że kiedy pierwszy raz powiedziałam głośno słowo „kurwa”, wyzwoliło to we mnie olbrzymią energię. U mnie w domu to był szczyt wulgarności…
Przekroczyłaś ważny próg. Wielu kobietom przydałoby się podobne doświadczenie. Spotykam damy, które do trzydziestki czy czterdziestki docierają w stanie niemal nienaruszonym. Buźka w ciup, nóżki razem złożone, rączki na kołdrze. Może się nawet z kimś kiedyś przespała, ale żadnej z tego frajdy nie było, raczej rozczarowanie. Jednym z dobrych sposobów terapeutycznego otwierania, jeśli taka osoba oczywiście tego chce, będzie zabawa w powtarzanie różnych zakazanych wyrazów z lat dziecinnych. Małe dzieci często chodzą po domu i mówią: kupa, dupa, siki, gówno… I w ten sposób uczą się ważnych rzeczy. Jeśli oczywiście trafią na sensownych dorosłych, których to nie bulwersuje. W normalnym rozwojowym cyklu to jest konieczny punkt programu. Bo oswaja nie tylko ze słowami, ale też z tymi czynnościami czy rzeczami, które oznaczają. Z częściami ciała na przykład. Jeśli dziecko słyszy, że takie czy inne słowo jest zakazane, jednocześnie dostaje przekaz, że owa czynność czy część ciała jest „zakazana”, jakaś nieakceptowana, wstydliwa czy brudna. A więc to, że ktoś dorosły wstydzi się wypowiedzieć neutralne przecież słowo „cipka”, świadczy o tym, że w ogóle się wstydzi tego narządu. Że do jakiegoś stopnia wypiera seks.

Posłuchaj tego: Pewnemu panu ze Słomnik Sterczał ów narząd jak pomnik. Wreszcie rzekła żona, nieco przerażona: „Wiesz co, Józiu, kup sobie odgromnik”.
„Limeryki plugawe”, z których pochodzi to cudo i które tu sobie dla inspiracji poczytujemy z przyjemnością, zostały tak zatytułowane przez ich autora Macieja Słomczyńskiego właśnie dlatego, że tak nazywają je niektórzy dorośli. A co w tym jest plugawego? Plugawe są jedynie te słowa, gesty czy czyny, za pomocą których chcemy kogoś pomniejszyć, pozbawić godności, wykorzystać jego słabości.

Czyli intencja może być plugawa, nie same słowa. Oczywiście. Kiedy człowiek chce się pobawić erotycznie, baraszkuje sobie słownie. Jak widać, robią to ludzie wysokiej kultury. I to jest piękny przejaw tego aspektu naszej duszy, który nie daje się zdominować. Przejaw pewnej wewnętrznej wolności, dystansu. Zabawa pozwala odetchnąć, zapomnieć na chwilę o tym, co mówią rząd, Kościół i rodzice. I nic się nie dzieje. Możemy być dalej porządnymi ludźmi. A więc: chcesz być bliżej czegoś, zacznij o tym mówić.

Wciąż pokutuje przekonanie, że świntuszenie to męska domena. A tymczasem u nas świntuszy nawet szacowna noblistka… Raz pewna dama w Lubomierzu Tarzała swego gacha w pierzu. „Czemu to czynisz?” – jęczał gach, A ona na to dictum: „Ach, zbyt goły jesteś, Kazimierzu…”
Dobrze, że podniosłaś ten temat. Bo to kolejny mit. Kobiety są świetne w świntuszeniu, często lepsze od panów, bardziej frymuśne… Wyzwalamy się, wracamy do siebie. Lubimy to robić po cichutku i w zaprzyjaźnionym gronie. Jak kółko gospodyń. Gospodynie wiejskie najbardziej świntuszyły. Przecież ludowe piosenki i przyśpiewki są prawie wyłącznie o seksie. Mocno nieprzyzwoite. I jakoś ludzie się nie gorszyli. A i dzieci słyszały.

Żenujące, nieprzyzwoite, brzydkie, świńskie, gorszące… Ależ te słowa mają ładunek. Stąd pewnie olbrzymia energia, która wiąże się z przekraczaniem tych granic w sobie. Tymczasem na ostatniej płycie Maria Peszek śpiewa: „I lubię ten smak, gdy w ustach mam słowo »fuck«”.
Nareszcie w przestrzeni medialnej, w masowym przekazie pojawiła się seksualność kobiety, nie z męskiej perspektywy, tylko tej realnej, z pazurem. To wartość.

A jeśli kogoś mówienie o „tych sprawach” zawstydza? Chyba nie ma sensu się zmuszać, udając, że nas to nie rusza?
Nie ma. Chodzi o to, żeby się zorientować, gdzie ja w tym wszystkim jestem. I tę granicę co milimetr przesuwać. Badać ją. Bawić się tym. Nie ma bez tego rozwoju.

A czy takie nazywanie po imieniu, często wulgarne, nie odziera tej sfery z tajemnicy, z romantyzmu?
Przecież nie chodzi o wulgaryzmy na siłę czy przeklinanie. Tylko o nieuciekanie w fałszywy wstyd. Zależy zresztą, co mamy na myśli. Jeśli tajemnica oznacza niewiedzę i chowanie się za nią, to absolutnie nie jest to wskazana opcja, szczególnie gdy się chce mieć satysfakcjonujące życie seksualne. A romantyzm? Jeśli to ma być wspólne wąchanie kwiatków i śpiewanie serenad, to ma sens jedynie jako gra bardzo wstępna. Przecież seksualność to dzikość, zwierz w nas. Ci, którzy sobie z nim nie radzą, chcą go okiełznać za pomocą jakichś idealistycznych wizji. Zwykle osoby, które tak marzą o romantycznych zbliżeniach, po prostu boją się seksu, bo go nie znają, nie znają siebie i swoich ciał.

Nie jest wartością do starości zachować poziom rozwoju 14-latki. To nie sukces. To zatrzymanie się, zamieranie. Przyjemnym kierunkiem jest akceptacja siebie i innych – tego, co jest. A nie cały czas: „Ojej, pan dmuchnął i starł puszek mojej niewinności”. Można powiedzieć, że nie dziewictwa oczekuje się po 40-letniej damie…

Również w sensie metaforycznym, prawda?
W każdym. Nie nieśmiałości i niewiedzy seksualnej spodziewamy się po dorosłym mężczyźnie. Możemy to nawet lubić u 20-latka, który nadrabia entuzjazmem. Chodzi o to, żeby tę seksualność oswajać. Między innymi znajdując dla niej odpowiednie słownictwo, co nie jest łatwe po polsku. Ale może być dla twórczych ludzi wcale nie takie trudne. I oswajać siebie.

Młodzi ludzie czują się zażenowani tym, że są podnieceni i wydani na ogląd. Lubią być z tymi uczuciami ukryci, bo się nie czują pewnie. Ale im człowiek starszy, tym większe ma prawo, a nawet obowiązek czuć się z tym pewniej. Ma prawo czuć się podniecony. To normalny stan. Nic tak nie podnieca jak cudze podniecenie. To jest energia i ona się udziela. Są oczywiście tacy, których podnieca pozorny chłód. Ale zważ: pozorny, nie prawdziwy. Tam, pod spodem, ma być wulkan podniecenia schowany pod płaszczykiem zasad. Które ona czy on dla niego łamie. Perwersja. Mężczyzny nie podnieca zimna ryba. Kobieta nie chce drewnianego słupa.

Uświadomiłaś mi, że okazanie podniecenia jest tabu.
Niestety jest. Mówienie o tym też. Mało tego, ludziom się wydaje, że okazywanie podniecenia to coś poniżającego, a już przeżywanie podniecenia niespełnionego jest groźne dla zdrowia. Niby dlaczego? Przecież to przeżycie jest boskie samo w sobie. Jaka to była ulga dla mnie, kiedy się zorientowałam, że nic się nie stanie, kiedy się podniecę i z tym zostanę. Bo po pierwsze, sama decyduję, czy coś z tym robię dalej, czy nie – mogę przecież sama pójść do pokoju obok, jeśli dojdę do wniosku, że tak chcę. Mogę też uznać, że sam fakt, że to przeżyłam, jest uroczy.

Taka miła zmiana stanu… Skoro tak uznaję, mogę o tym mówić bez poczucia tabu.
W jakiś sposób oswajamy się z tym językiem. W tej radości też leży siła seksu. Świntuszenie, masturbacja, dziecięcy erotyzm, fantazje, pozwalanie sobie na nie – to wszystko otwiera człowieka na tę sferę. To rodzaj treningu – czerpanie przyjemności z tej przestrzeni. Jestem mężczyzną, więc jestem seksualny. Jestem kobietą, więc jestem seksualna. Jestem żywa, więc jestem seksualna. Jeszcze żyję, więc jestem seksualna. Póki żyję.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze