Wraz z narodzinami dziecka wszystko się zmienia. Niemowlę skupia uwagę rodziców i zajmuje większość ich czasu. Jak między pieluchami i podgrzewaczem do butelek zadbać o intymność w związku, nie nastawiając się, że musi być od razu taka jak w „50 twarzach Greya”, radzi psychoterapeuta Michał Pozdał.
Slow life, slow food, slow sex... Fajnie jest być slow. Ale przy małych dzieciach i dużym kredycie na mieszkanie może to być mało realne. Jak w takiej sytuacji znaleźć czas i ochotę na to, żeby się kochać? Bo przecież chcemy doświadczać bliskości i przeżywać rozkosz.
Nowa definicja seksu
Na początek warto obalić kilka mitów, i to w jednym zdaniu. Seks to nie tlen i jego krótki niedobór nie zagraża życiu, slow nie zawsze jest priorytetem, a spontaniczność bywa przereklamowana. Zacznijmy jednak od początku.
Przez kilka miesięcy po narodzinach dziecka natężenie seksu w związku maleje, zwłaszcza że w okresie połogu, czyli przez sześć–osiem tygodni po rozwiązaniu, kobiety po prostu nie mogą współżyć z powodu ran i szwów okołoporodowych. Do względów fizjologicznych dochodzi przemęczenie, niewyspanie i koncentracja na noworodku. Po porodzie zmienia się też gospodarka hormonalna kobiety – wysoki poziom prolaktyny obniża libido, a niskie stężenie estrogenów utrudnia osiągnięcie orgazmu. Mięśnie pochwy również tracą swoją elastyczność, która z czasem jednak wraca do punktu sprzed porodu. O dawną intymność można się więc starać dopiero kilka miesięcy później, ale nadal możemy nie mieć na to ochoty. I trzeba sobie no to pozwolić. Zmęczeni, niezadbani nie czujemy się seksualni. Marzymy przede wszystkim o chwili dla siebie.