1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Marta Niedźwiecka: „Przyjaźń z własną złością to związek krzepiący i wzmacniający”

Marta Niedźwiecka: „Przyjaźń z własną złością to związek krzepiący i wzmacniający”

Marta Niedźwiecka (Fot. materiały prasowe)
Marta Niedźwiecka (Fot. materiały prasowe)
„Ze złości bierze się wiele korzyści, jak chociażby ta, że osoby z nią poukładane nie kipią niczym samowary i nie urywają ludziom łbów przy każdej okazji” – pisze Marta Niedźwiecka w książce „O zmierzchu”, która powstała na pierwszego sezonu jej słynnego podcastu o tym samym tytule. Publikujemy jej fragment.

Fragment książki „O zmierzchu. Jak przestać bać się życia i przeżyć je po swojemu” Marty Niedźwieckiej, Wydawnictwo W.A.B.

Sacrum złości

Złość jest bardzo zmitologizowaną emocją. Mamy wokół niej wiele mylnych przekonań i nie rozumiemy, po co nam została dana, ani nie potrafimy z niej korzystać. Jako fanka złości, gniewu i wkurwu (emocje te różnią się od siebie natężeniem), postaram się was przekonać, że przyjaźń z własną złością to związek krzepiący i wzmacniający. I że ze złości bierze się wiele korzyści, jak chociażby ta, że osoby z nią poukładane nie kipią niczym samowary i nie urywają ludziom łbów przy każdej okazji.

Znowu będzie kłopot z płcią, to będzie do nas wracać jak odrapany bumerang. To, co sądzicie o sobie i swoich emocjach, zostało dla was przygotowane dawno przed twoim urodzeniem. Jest związane z tym, do jakiej płci zostaxście przypisanx i jak was wobec tego socjalizowano. W naszej przestrzeni kulturowej osoby uznane za męskie mają prawo do indywidualnej i publicznej ekspresji złości, co jest interpretowane jako wyraz siły, zdecydowania, waleczności oraz dowód na to, że ktoś nie daje sobie pluć do kaszy. Jednym słowem, dla mężczyzn złość jest spójna z wizerunkiem płci, wzmacnia pozytywny obraz siebie, często jest egosyntoniczna (wspiera ego) i – co już naprawdę pokręcone – może być uznana za dowód na „prawdziwą męskość”. Gdyż teoretycznie jest dowodem na zdolność do rywalizowania i wygrywania. Natomiast jeśli człowiek urodził się kobietą lub się nią stał, to temat złości zaczyna się robić grząski. Osoby opiekujące się i otoczenie oczekują od dziewczynek, żeby były grzeczne (uległość), opiekowały się innymi, były bardziej ciche i dostosowane niż chłopcy, na przykład nierywalizujące, niekrzyczące, niebroniące swoich granic. Kiedy dziewczynka dorasta, często słyszy przekaz „złość piękności szkodzi”, a że kultura z pewnością zdążyła jej wpoić, że uroda to jej najcenniejsza waluta, to dziewczynka z pewnością zinternalizuje przekaz, by nigdy, przenigdy nie wyjść na wściekającą się sekutnicę.

Tymczasem wiele dziewczynek rodzi się z krewkim temperamentem. Cechy związane z temperamentem nie do końca podlegają naszemu wpływowi, a na pewno nie zdołamy ich zmienić, gdy jesteśmy małymi osobami, które nawet nie wiedzą, że to nie przystoi prawdziwym damom. Wiele dziewczynek odbiera w dzieciństwie bardzo brutalny trening, który ma im złość i gniew wybić z głowy i z ciała. Wyrastają więc na krnąbrne cholery, które ciągle walczą i muszą się latami uczyć, jak swoją złość kiełznać, albo które żeby przetrwać i być przyjęte, dławią w sobie te emocje i wychodzą w świat kompletnie bez ochrony.

Żeby to jakoś zrozumieć, trzeba zacząć od pojęcia „agresja”. Oczywiście, że nam się źle kojarzy, ale tak naprawdę agresja jest po prostu częścią naszego biologicznego wyposażenia. Należy do pierwotnej, instynktownej części psychiki i jest tak samo potrzebna jak wszystkie inne instynkty, emocje i uczucia. Życie bez agresji byłoby niemożliwe, bo ona jest niczym paliwo. Zasila złość i gniew, ale znajdziemy ją także w naszej seksualności, witalności, w odruchu sięgania po coś, czyli zdolności do ekspansji. Nie byłoby ambicji bez dobrze ukierunkowanej agresji ani też osiągania celów i motywowania się do działań. Nie byłoby obrony i granic. Agresja (chociaż słowo to jest używane jako synonim przemocy) nie jest złem. Jest elementem życia.

Problemy pojawiają się, gdy zamienia się w przemoc. Przemoc to celowy (chociaż niekoniecznie świadomy) atak na coś lub kogoś, który ma zniszczyć, naruszyć, podporządkować sobie kogoś lub coś. Ktoś, kto postępuje przemocowo, z pewnością ma aktywną agresję, ale to nie ona jest winna zniszczeń. To ta osoba straciła kontrolę nad tym, co robi i gdzie jest niesiona falami własnych emocji. Paliwo się rozlało i płonie, ale to nie do końca jest wina paliwa, że jest łatwopalne.

Złość to emocja, której doświadczają wszyscy ludzie w określonych okolicznościach. Ma różne oblicza i różne natężenie – od złości przez gniew do wściekłości, furii. Czasem może się połączyć z innymi emocjami – wtedy czujemy na przykład irytację lub frustrację. Różnica między złością a przemocą jest taka jak między dziecięcymi koloniami a więzieniem. Co prawda i tu, i tu są skoszarowani ludzie, zasady, ścisły podział dnia, poranne apele i wstrętne jedzenie. Ale przyznacie, że założenia i cele są nieco odmienne.

Żyjemy w kulturze, która ze złością, gniewem i agresją ma problem od wieków, bo etyka chrześcijańska kładzie nacisk na ugodowość. Przeróżne przyrodzone nam zachowania i instynkty umieszcza w przegródce z napisem „zło i grzech”. Mamy nasze kulturowe uprzedzenia związane z płcią oraz mamy hierarchię, która powoduje, że im niżej cię usytuowano na drabinie społecznej, tym mniejsze masz prawo do ekspansji i zakreślania własnych granic. Choć oczywiście znaczna część obrzydzania nam złości zaczyna się w domach.

Dzieci około drugiego roku życia przechodzą dość ciężką fazę związaną z separacją od matek, zyskaniem zdolności chodzenia i pozyskiwaniem autonomii. Z samego zrozumienia, że mama i ja to nie jest jeden organizm, wynika duuużo konsekwencji. I jest to wielkie wyzwanie dla malutkiej psychiki, żeby sobie z tymi przeciążeniami radzić. Dziecko zaczyna odkrywać siłę własnego „nie” i testuje to na opiekunach. Nie do końca rozumie skutki odmawiania, sprzeciwu, oporu, tak jak jeszcze niepewnie stoi na nóżkach, ale ćwiczy to z upodobaniem.

Co wtedy robią dorośli? Kolokwialnie: srają żarem (literacko: tracą rozum). Zaczynają interpretować normalne rozwojowe aktywności dziecka jako działania przeciwko nim lub dokonywane na złość (Serio?! Dwulatek czy dwulatka, którx w pełni zależy od ciebie, właśnie atakuje swojego opiekuna, bo zwyciężyła w nim podłość i makiawelizm?) albo będące zaczynem paskudnego charakteru, który trzeba utemperować (Serio?! Po dwudziestu czterech miesiącach już wiesz, jaki będzie ten człowiek, który jeszcze nawet nie umie dobrze mówić?). Nie mieści im się w głowie, że komuś małemu coś może nie pasować (marchewka, rajstopki, spacer o określonej porze dnia, kąpanie itd.). Dorośli postawieni wobec procesu separacji, jaki dokonuje się u dzieci, odpalają się z własnych niezaopiekowanych potrzeb i odmawiają dzieciom wsparcia w ich przeżywaniu złości i poszukiwaniu oddzielności.

Bardzo często też pragną, by dziecko jak najszybciej stało się samodzielne, i równolegle przeprowadzają usilny trening czystości, wyprzedzający fizjologiczne możliwości dzieci w zakresie sikania i robienia kupy. Uczą też „ładnego” jedzenia, „ładnego” ubierania się i innych „ładnych” rzeczy. Żeby tego dzikuska czym prędzej uczynić cywilizowanym człowiekiem. Budząc tym sprzeciw, opór i gniew dzieci, które nie mają jak się przeciwstawić, więc albo dostają jeszcze większych ataków szału, albo dają się złamać i ulegają.

Skutki są dramatyczne, nie tylko dla złości, ale złość i gniew cierpią jako pierwsze. Szczególnie dziewczynki nie mogą wyrażać sprzeciwu, chociaż darcie japy (najbardziej oczywista droga komunikacji człowieka, który ledwo co mówi i całe! dotychczasowe życie komunikował się poprzez krzyk) przestaje być tolerowane także u chłopców. Dopóki leżysz i nie chodzisz, to możesz krzyczeć. Kiedy zaczynasz chodzić, to tracisz prawo do krzyku.

Różne formy sprzeciwu i oporu, które są emanacją dziecięcej złości naturalnej przy tym poziomie frustracji, jaką dziecko przeżywa, spotyka kara. Czasem jest wymierzana wprost, czasem zaś pośrednio – przez demonstrowane niezadowolenie rodzica czy wycofanie kontaktu. Zdecydowanie zbyt wielu dorosłych uważa, że dwu-, trzylatek czy dwu-, trzylatka może zagrozić ich hegemonii w systemie rodzinnym. I nie lubią myśli, że nie oni tu rządzą, więc tresują dzieci i temperują je emocjonalnie, bo im to pomaga utrzymać iluzję kontroli oraz wzmacnia ich poczucie władzy.

Jeśli wystarczająco wcześnie nauczymy się tłumić przeżycia związane ze złością, to będzie nam bardzo ciężko czuć i stawiać granice w dorosłości. Złość i sprzeciw są bowiem pierwszymi sygnałami tego, że ktoś mnie narusza, przekracza, że coś, co przeżywam, zupełnie się ze mną nie zgadza. Brak kontaktu z tymi impulsami spowoduje, że staniemy się bezbronnx wobec najazdów na nasze granice, bo informacja o wtargnięciu została skutecznie wyciszona. Dodatkowa presja ze strony otoczenia spowoduje, że dziewczynki się dowiedzą, że za każdym razem, kiedy postawią jakąś granicę, to mogą dostać łatkę złośnicy, suki albo hetery, więc ich zainteresowanie zgłębianiem tematu własnej złości będzie nieduże.

Chłopcy mają nieco lżej, bo ich ekspansywność i złość jest tłumaczona wojowniczością i zapowiedzią rodzącej się męskości. Więcej, otoczenie oczekuje, że boys will be boys, i kiepsko radzi sobie z chłopcami, którzy nie chcą się bić po byle zaczepce. Jednak mimo przyzwolenia na chłopięcą złość zupełnie nie dajemy rady ich uczyć, jak zarządzać tą emocją. Dlatego gdy młodzieńcy wejdą w wiek dojrzewania, a ich ciała zaczną wytwarzać testosteron, zaczynają się dziać rzeczy dramatyczne. Strach zaczną przykrywać arogancją i nie zmarnują żadnej szansy, żeby eksplodować wściekłością.

Lata lekceważenia i tłumienia własnej złości obracają się przeciwko ludziom w najbardziej perwersyjny sposób – z czasem tracimy wiedzę o tym, czego chcemy, a czego nie. Bez wiedzy o tym, gdzie ja się zaczynam, a gdzie kończę, jestem wystawionx na nieustanne wpływy otoczenia – od tych delikatniejszych (jak namowy, prośby) po opresyjne (manipulacje, przymusy). Moje poczucie ja jest ciągle modyfikowane przez zdanie osób silniejszych ode mnie lub stojących wyżej w hierarchii: wpływowe osoby znajome, nauczycielx, rodziców, księży i inne osoby, które wiedzą lepiej. One mówią mi, co mam sądzić o własnym ciele, płci, relacjach, wartościach, a przede wszystkim jak oceniać siebie. Nic więc dziwnego, że po kilkudziesięciu latach takiego treningu zupełnie tracę rozeznanie w tym, co dobre dla mnie i czego bym sobie życzyłx. Jeśli przez całe życie jeździsz tylko na GPS-ie, który mówi ci, gdzie skręcić i gdzie jest północ, to bez niego zabłądzisz na własnym podwórku.

Kiedy nie radzisz sobie ze złością:

  • kiedy mówisz, że jesteś osobą, która nie odczuwa złości
  • kiedy doświadczasz nagłych, niekontrolowanych wybuchów
  • kiedy nie umiesz zatrzymać własnych myśli i/lub działań spowodowanych złością
  • kiedy masz problem z określeniem i utrzymaniem granic (uległość vs. nadmierne, sztywne obrony)
  • kiedy po wymagających sytuacjach emocjonalnych odczuwasz bardzo duże zmęczenie psychiczne.

Kiedy radzisz sobie ze złością:

  • kiedy znasz swoje wyzwalacze (triggers) i wiesz, gdzie masz limity tolerancji
  • kiedy umiesz oddzielić aktualną sytuację od dawnych powodów do złości
  • kiedy umiesz przytrzymać własne granice, nie krzywdząc innych
  • kiedy odróżniasz i umiesz znaleźć właściwe środki wyrazu dla złości, gniewu i wściekłości
  • kiedy możesz na jakiś czas wstrzymać swoją złość, gniew, żeby móc adekwatnie odnieść się do sytuacji, a potem umiesz wrócić do tego stanu i go dla siebie domknąć.

Polecamy: „O zmierzchu. Jak przestać bać się życia i przeżyć je po swojemu”, Marta Niedźwiecka, Wydawnictwo W.A.B.; premiera: 25 października 2023. (Fot. materiały prasowe) Polecamy: „O zmierzchu. Jak przestać bać się życia i przeżyć je po swojemu”, Marta Niedźwiecka, Wydawnictwo W.A.B.; premiera: 25 października 2023. (Fot. materiały prasowe)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze