1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Ilustracje Jana Marcina Szancera to wehikuł przenoszący do dzieciństwa. Kim był artysta, który namalował nam baśnie Andersena?

Ilustracje Jana Marcina Szancera to wehikuł przenoszący do dzieciństwa. Kim był artysta, który namalował nam baśnie Andersena?

Jan Marcin Szancer (Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)
Jan Marcin Szancer (Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)
Co roku, kiedy wracam do domu na Święta, sięgam po tę jedną najważniejszą dla mojego dzieciństwa książkę. Z okładki, prosto z gwiezdnego powozu, przez lewe ramię spogląda na mnie Królowa Śniegu... A ja? Ja w mgnieniu oka cofam się na wielkiej fali nostalgii o kilka dekad. Poznajecie? To ilustracja Jana Marcina Szancera, która mogła być jedną z pierwszych książkowych okładek także Waszego życia.

Kultowe wydanie „Baśni” Andersena, wielokrotnie wznawiane przez „Naszą Księgarnię", ma w domu kilka pokoleń Polaków. Może nawet o tym nie wiecie, a tkwi gdzieś jeszcze zakurzone na półkach biblioteczki w rodzinnym domu. Trudno go nie kojarzyć – tej zimowej, tajemniczej okładki i epickich ilustracji wewnątrz po prostu nie da się zapomnieć nawet po kilkudziesięciu latach. Tylko ilu z nas zna nazwisko ich autora? To Jan Marcin Szancer, bez którego Calineczka, Kaj, Gerda, czy Ołowiany Żołnierzyk nie wyglądaliby w naszej zbiorowej wyobraźni tak samo.

Fot. ilustracja: Jan Marcin Szancer, okładka \ Fot. ilustracja: Jan Marcin Szancer, okładka "Baśni" J.Ch. Andersena, wyd. "Nasza Księgarnia", Warszawa 1959

Był nie tylko ilustratorem, ale także malarzem, grafikiem, twórcą scenografii teatralnych i telewizyjnych. Prace Jana Marcina Szancera to wrota do niesamowitej, epickiej krainy wyobraźni, w której realistyczne detale, topografia i szczegółowo przedstawiane miejsca przenikają się z absolutną magią. Dzięki jego ilustracjom wiersze Brzechwy, baśnie, czy „Akademia Pana Kleksa” zyskały dodatkowy wymiar dla setek tysięcy czytelników i czytelniczek.

„Urodziłem się w Krakowie. Kiedy bocian niosąc koszyczek z dzieckiem przelatywał nad wieżami miasta, wychyliłem się i zawołałem z zachwytem: Ach jak tu pięknie! Wtedy bocian upuścił mnie akurat nad domem przy ul. Szlak 53" – napisał Jan Marcin Szancer w wydanej w 1969 roku autobiografii zatytułowanej „Curriculum vitae". Brzmi to wręcz jak transkrypcja jednej z jego wielu ilustracji – jest miejska ulica, jest podniebny lot i pewnego rodzaju odrealnienie. Bajkowe wspomnienie o swoich narodzinach, których Szancer nie miał prawa pamiętać, słowami domalował sobie dokładnie w tym samym klimacie, w jakim zilustrował w swoim życiu ponad 300 książek.

Ilustracja: Jan Marcin Szancer, fot. zbiory Sopockiego Domu Aukcyjnego Ilustracja: Jan Marcin Szancer, fot. zbiory Sopockiego Domu Aukcyjnego

Jan Marcin Szancer – od marzeń malarza do okładek czasopism

Jan Marcin Szancer urodził się 29 maja 1902 roku w Krakowie w domu wpływowej żydowskiej rodziny. Był najmłodszym dzieckiem Edwarda Szancera i Stanisławy z Pierackich, których w biografii wspomina tak: „Ojciec – matematyk roztargniony, matka – piękna jak Anna Jagiellonka z portretu Matejki. Dwaj bracia i siostra. Ja byłem tym trzecim bratem, o którym mówiło się, że powinien zostać aptekarzem". Szkolne i towarzyskie ścieżki poprowadziły go na szczęście w zupełnie w innym kierunku.

Edukacja artystyczna Jana Marcina Szancera rozpoczęła się wcześnie pod okiem Leonarda Stroynowskiego, sublokatora rodziców, który w sposób nietypowy, poprzez naukę rysunku, spłacał rodzinie chłopaka zaległy czynsz. Mimo sprzeciwu ze strony rodziny, Szancer, po epizodzie na wydziale historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, zdecydował się na studia na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, kontynuując później edukację we Włoszech i Francji. Równocześnie uczył się w szkole dramatycznej Mariana Jednowskiego i Zygmunta Nowakowskiego, ale aktorem nie został – podobno głównie przez tremę, której nie potrafił pokonać.

Szancer chciał być jednak przede wszystkim malarzem i realizował to we wczesnych latach swojego życia, jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. W Narodowym Archiwum Cyfrowym nietrudno znaleźć skany jego olejnych obrazów. Jak głosi anegdota, zdarzało mu się stawać także po drugiej stronie dzieł sztuki – pozował np. Xaweremu Dunikowskiemu do płaskorzeźby świętego Jana Ewangelisty. Ten sam Dunikowski, po pierwszej wystawie Szancera, która nie odniosła sukcesu, rozwiał jego nadzieje dołączenia do panteonu polskich malarzy. "Ty będziesz ilustratorem" – usłyszał Szancer. I podobno śmiertelnie się za to na Dunikowskiego obraził.

Fot. Jan Marcin Szancer, Narodowe Archiwum Cyfrowe Fot. Jan Marcin Szancer, Narodowe Archiwum Cyfrowe

Studia artystyczne w Krakowie i Warszawie były jedynie początkiem jego fascynującej podróży w świat sztuki. Szancer faktycznie szybko zaczął zdobywać uznanie jako ilustrator, współpracując z różnymi czasopismami i wydawnictwami. Jego kunszt artystyczny i unikalny styl zwróciły uwagę czytelników oraz krytyków. Od 1 maja 1945 roku, kiedy ukazał się pierwszy numer magazynu „Świerszczyk”, Jan Marcin Szancer pełnił funkcję kierownika artystycznego oraz został twórcą ilustracji na okładkach tego czasopisma.

Jan Marcin Szancer – ilustrator o duszy romantyka

Co wpłynęło na unikalny styl ilustracji Jana Marcina Szancera? Podsumujmy: pobierał nauki między innymi w pracowni Mehoffera, czytał z fascynacją Szekspira i Berenta, zachwycał się japońskimi drzeworytami, pastelami Wyspiańskiego a dodatkowo pociągał go teatr. Romantyczna dusza Szancera miała się czym karmić. Od dzieciństwa otaczały go też piękne kobiety – także w domu rodzinnym. W biografii wspomina nie tylko niezwykłej urody matkę, ale także pierwszą muzę, której rysopis można odnaleźć w niemal każdej idealizowanej kobiecej postaci z ilustracji Szancera. „Wszystkiemu winna była ciocia Hela, która na imieniny podarowała mi pędzelek i paletkę z farbami. Ciocia miała na głowie kapelusz-ogród pełen kwiatów, mgiełki spiętrzonej woalki i zapachu róż. Przez długie lata tak sobie właśnie wyobrażałem dobrą wróżkę" – pisał Szancer.

Fot. Jan Marcin Szancer, skan z \ Fot. Jan Marcin Szancer, skan z "Baśni" J. Ch. Andersena, wyd. "Nasza Księgarnia", Warszawa 1959

Postaci z ilustracji Szancera, niezależnie od tego, czy ilustrowały baśnie, czy wiersze mają wydłużone sylwetki, wiotką posturę, długie nogi. Kobiety marzą, zbierają kwiaty, unoszą się niemal w powietrzu, noszą piękne epokowe suknie, i jak ciocia Hela, często woalki i kapelusze.

Fot. Jan Marcin Szancer, skan z \ Fot. Jan Marcin Szancer, skan z "Baśni" J. Ch. Andersena, wyd. "Nasza Księgarnia", Warszawa 1959

Panopticum fantastycznych figur w twórczości Szancera to jednak nie jedyna kwestia, która leży u podstaw jego genialnego stylu. Szancer manipulował kreską, poddawał jej sennej wyobraźni, potrafił ilustracyjnie pokazać szum fal i powiew wiatru. Jak pisze Anita Wincencjusz-Patyna w opracowaniu: „Stacja Ilustracja. Polska ilustracja książkowa 1950–1980: artystyczne kreacje i realizacje”: „Szancer eksperymentował z perspektywą, ukazywał rysunek np. z lotu ptaka czy żabiej perspektywy. Jego ilustracje są dynamiczne, postacie zazwyczaj uchwycone w ruchu. Artysta wykazywał się inwencją w sprawach kompozycji. Stosował skróty, skosy, a sceny budował w głąb, bądź w spirali. Zabiegi te służyły do przedstawiania jak największej liczby postaci oraz odzwierciedlenia fabuły”. To zbliżyło go jeszcze bardziej do ukochanej literatury.

Fot. Jan Marcin Szancer, skan z \ Fot. Jan Marcin Szancer, skan z "Baśni" J. Ch. Andersena, wyd. "Nasza Księgarnia", Warszawa 1959

Jan Marcin Szancer i literatura

Przyjaźnił się i tworzył z Janem Brzechwą. Zilustrował w najpiękniejszy na świecie sposób baśnie Andersena, ale także „Dziadka do Orzechów” E.T.A Hoffmana. Obie pozycje są dziś zresztą bardzo poszukiwane na portalach aukcyjnych, bo kolejne pokolenia chcą swoje dzieci wprowadzić w szancerowski świat wyobraźni.

Przez całe życie Szancer zilustrował 300 książek, zarówno dla dzieci i młodzieży, jak i dla dorosłych. Były to m.in. „Akademia Pana Kleksa”, „Pan kotek był chory”, „O krasnoludkach i o sierotce Marysi”, „Brzechwa dzieciom”, „Ptasie radio”, „Pinokio”, ale także książki Amicisa, Cervantesa, Puszkina i Twaina.

Fot. Jan Marcin Szancer, skan z \ Fot. Jan Marcin Szancer, skan z "Brzechwa Dzieciom", wyd. Nasza Księgarnia Warszawa 1965 r.

Wcześniejsza współpraca z Władysławem Reymontem, laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, była kluczowym etapem w karierze Szancera. Ilustracje do „Białego Konia" Reymonta to misterna kompozycja, w której obraz i słowo splatają się w niezwykłą harmonię. To właśnie w tym projekcie Szancer zaczął ujawniać swój talent do ukazywania fantastycznego wymiaru rzeczywistości, co stało się charakterystyczną cechą jego późniejszej twórczości. Warto dodać, że kochał także poezję i sam rozwinął polską poetykę ilustracji. Współpraca z Julianem Tuwimem przy książkach takich jak „Lokomotywa" czy „Kwiaty Polskie" to magiczne połączenie talentu ilustratorskiego Szancera i poetyckiej wyobraźni Tuwima. Razem stworzyli dzieła, które do dziś zachwycają zarówno najmłodszych, jak i tych, którzy są już trochę starsi, ale w sercu zawsze pozostaną dziećmi.

Jan Marcin Szancer zmarł w Warszawie w 1973 roku. Jest pochowany na cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie, gdzie pomnik zdobi jego charakterystyczna sygnatura, którą podpisywał ilustracje.

Jego prace to wciąż kolorowy balon, unoszący się nad rzeczywistością, do którego artysta zaprasza zarówno najmłodszych, jak i najstarszych czytelników. Wystarczy spojrzeć na jedną z ilustracji Szancera, by zanurzyć się w cudowny świat, gdzie mrówki noszą melony, myszy prowadzą orkiestrę, a krowa pije herbatę z kapelusza. To świat, w którym nawet najprostsze przedmioty nabierają charakteru, a każda przestrzeń skrywa detale zapadające w pamięci na zawsze.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze