1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Powiedzieć swoją prawdę. Rozmowa z Sandrą Hüller, aktorką znaną z filmów „Strefa interesów” i „Anatomia upadku”

Powiedzieć swoją prawdę. Rozmowa z Sandrą Hüller, aktorką znaną z filmów „Strefa interesów” i „Anatomia upadku”

Sandra Hüller (JC Olivera/Getty Images)
Sandra Hüller (JC Olivera/Getty Images)
Bohaterki, w które ostatnio się wcieliła bardzo się różnią, jednak jak podkreśla Sandra Hüller to nie ona sobie wyszukuję takie postaci to raczej twórcy coraz uważniej przyglądają się sytuacjom, w jakich mogą znaleźć się kobiety.

Myślę o bohaterkach, które ostatnio zagrałaś, jak bardzo są od siebie różne. Chyba nikt, oglądając „Strefę interesów”, nie będzie w stanie sympatyzować z twoją Hedwigą, żoną komendanta Auschwitz-Birkenau, która urządziła sobie przyjemne miejsce do życia tuż za murami obozu koncentracyjnego. Bez porównania z filmową Sandrą z „Anatomii upadku”, której w wielu momentach kibicujemy z całych sił.

Z kolei w „Sisi i ja” [gdzie Sandra Hüller gra damę dworu cesarzowej Sisi, węgierską hrabinę Irmę – przyp. red.] widzimy, że społeczeństwo nie może znieść tego, że kobieta decyduje się wystąpić przeciwko sztywnym społecznym zasadom.
W „Strefie interesów” zbudowałam dystans z widzem. Zrobiłam to specjalnie, sama nie chciałam z Hedwig sympatyzować ani dawać widzom okazji do tego, żeby ją zrozumieli. W tym przypadku – i to rzadkość u mnie – nie doszukiwałam się ludzkiej strony mojej bohaterki.

A wracając do twojego pytania, to nie tak, że to ja sobie wyszukuję takie postaci. Mam wrażenie, że raczej twórcy coraz uważniej przyglądają się sytuacjom, w jakich znalazły się różne kobiece bohaterki. Widzę, jak lata spychania kobiet na drugi plan, nieprzyglądania się im wystarczająco uważnie, odchodzą w niepamięć.

Uważam, że jestem szczęściarą. Trafiam na projekty, w których widzowie potrafią się jakoś przejrzeć. Sprzyja mi to, że często pracuję z naprawdę utalentowanymi twórcami, doskonale wiedzącymi, jaką historię chcą opowiedzieć. Chcę tu podkreślić, że nigdy nie wybierałam twórców ze względu na ich płeć, na to, kim są. To mnie w ogóle nie interesuje. Idę za ciekawymi historiami i właśnie za pociągającymi bohaterkami.

Choć i tak, nawet jeśli scenariusz jest dobry, to dopiero na planie można wyczuć, czy ma się do czynienia z reżyserem czy reżyserką, którzy wiedzą, co robią. Aktorzy wyczuwają to bardzo szybko.

Słyszałem, że „Strefa interesów” była nietypowa, jeśli chodzi o warunki pracy na planie. Operator Łukasz Żal opowiadał mi, że poukrywał przed wami, aktorami, kamery i nie wiedziliście, do czego gracie. To było dla ciebie trudne?
Jeśli chodzi o ten aspekt, akurat mnie grało się świetnie, zważywszy na to, że bardzo często zapominam o kamerze, co niektórych filmowców złości, bo wypadam im z kadru [śmiech].

Oglądając kolejne sceny, ma się uczucie, że podgląda się czyjeś życie przez dziurkę od klucza czy uchylone drzwi. To wrażenie prywatności, domowego komfortu w zderzeniu z tematem obozu jest chyba najbardziej wstrząsające. Czy to prawda, że grałaś z własnym psem?
Tak, z moją suczką. Ona nigdy nie była szkolona, nie reaguje na komendy, nie umiałaby nic zrobić na polecenie. Ale reżyser Jonathan Glazer potrzebował akurat takiego psa, który będzie ze mną oswojony i, jak to nieszkolony psiak, będzie się zachowywał nieprzewidywalnie. Ona się do tego idealnie nadawała.

Sandra Hüller w filmie \ Sandra Hüller w filmie "Strefa interesów" (Fot. Gutek Film)

Zresztą także w „Anatomii upadku” ważnym bohaterem jest pies. Tyle że to psi aktor, chwilami trudno uwierzyć, że zwierzę może tak wiarygodnie odegrać trudne sceny. Myślę, że gdyby doszukiwać się innych podobieństw między tymi filmami, byłby nim też cień zbrodni. Bo Sandra jest przecież oskarżona o morderstwo męża. Kiedy sięgnęłaś po scenariusz, uważałaś, że Sandra jest winna?
Justine [Triet, reżyserka filmu – przyp. red.] nie powiedziała mi wcześniej, czy gram morderczynię, czy osobę niewinną, ale z tekstu scenariusza od razu dało się wyczytać, że ona bierze tę bohaterkę w obronę. Może nawet nie tyle w obronę, co po prostu sympatyzuje z Sandrą, kiedy w czasie procesu w sądzie ciskane są w nią kolejne mizoginiczne gromy, kiedy prokurator atakuje Sandrę za to, że osiągnęła zawodowy sukces, pokrzykując, że poświęciła się karierze, więc nie mogła dbać o swój związek i rodzinę.

Ja miałam na tę postać taki pomysł, że ona cały czas chce powiedzieć swoją prawdę, niezależnie od tego, czy się przez to broni, czy wykopuje pod sobą dołek. Mówi, co myśli, nawet wtedy, gdy to, o czym mówi, ją boli.

Dlaczego właściwie zostałaś aktorką? Opowiesz o swoich zawodowych początkach?
Jako dziecko uwielbiałam papugować ludzi dookoła. Bawiło mnie przypatrywanie się innym i odgadywanie, co się z nimi dzieje. Próbowałam się domyślić, w jakich ludzie są stanach emocjonalnych. To było chyba moje jedyne hobby, nie miałam innych. Byłam dość wyobcowana, nie umiałam zawiązywać przyjaźni, miałam zaledwie dwoje przyjaciół w szkole. Wydaje mi się, że wybrałam aktorstwo, bo chciałam pracować w zespole. Gdybym wolała działać w pojedynkę, może zostałabym malarką albo pisarką, ale zależało mi, żeby się przełamać i współpracować z innymi.

Tak więc zaczęłam studia w Berlinie w szkole teatralnej, gdzie uczono mnie choćby tego, jak bezpiecznie upadać i się nie zranić, jak władać szpadą i jak krzyczeć, by nie zedrzeć sobie gardła. Ale dopiero kiedy zaczęłam grać na scenie, okazało się, że uczę się tego, co faktycznie jest mi potrzebne, czyli poznawania mojego ciała i siebie samej. Tego szkoła mi nie dała.

W Niemczech można całe życie przepracować w jednym teatrze. Oczywiście o ile jest się w tej dobrej sytuacji, że teatr chce przedłużyć nam kontrakt. Kiedy dostałam swój, a podpisałam go na dwa lata, myślałam, że to jest właśnie to miejsce, w którym pewnie mogłabym pracować do emerytury. Ale w pewnym momencie zaczęłam sobie uzmysławiać, że skoro tyle nauczyłam się w tak krótkim czasie na tej jednej scenie, to jeśli zaczęłabym gdzie indziej, pewnie rozwinęłabym się jeszcze bardziej. I tak opuściłam moje bezpieczne miejsce i zaczęłam szukać nowych doświadczeń.

Na świecie głośno zrobiło się o tobie po filmie „Toni Erdmann” z 2016 roku, ale to, co dzieje się wokół ciebie teraz, to prawdziwe szaleństwo. Jak sobie radzisz z falą popularności?
Nie myślę o tym. Żyję tym, co dzieje się w danym momencie. Jestem wdzięczna teatrowi także za to, że nauczył mnie skupiania się na danej chwili. Kiedy wchodzisz na scenę, tak naprawdę nie masz innego wyjścia. Myślisz tylko o tym, co dzieje się teraz: reagujesz na swoich partnerów, nie wybiegasz myślami ani do przodu, ani do tyłu. Staram się tak samo działać również poza sceną, żyć chwilą. I wydaje mi się, że jestem w tym całkiem dobra.

Sandra Hüller rocznik 1978. Laureatka Srebrnego Niedźwiedzia za rolę w „ Requiem” (2006), jest także zdobywczynią dwóch statuetek Europejskich Nagród Filmowych – za film „Toni Erdmann” (2016) oraz za „Anatomię upadku” (2023), którą w kinach można oglądać od 23 lutego. Od grudnia na VOD dostępny jest też film „Sisi i ja” z jej udziałem.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze