1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zwierciadło poleca

W biznesie bolesna lekcja dziś, może być szansą na lepsze jutro. Rozmowa z coachem Kamilą Rowińską

Każdy kryzys, jak już się z niego otrząśniemy, jest dla nas ważną lekcją. (Fot. iStock)
Każdy kryzys, jak już się z niego otrząśniemy, jest dla nas ważną lekcją. (Fot. iStock)
Teraz wszyscy siedzimy w szalupie ratunkowej i wiosłujemy w kierunku suchego lądu. Niedogodności i obniżki pensji psują humory, ale dzięki wyrzeczeniom możemy się dłużej utrzymać na powierzchni. 

Już jest źle, a nie wiemy, co będzie dalej. Wielu pracowników traci źródło dochodu lub dostaje niższe wypłaty. Wielu pracodawców nie wie, czy będą mieli na pensje dla osób, które zatrudniają, czy w ogóle ich firma się utrzyma. Co robić w sytuacji, która zmienia się z tygodnia na tydzień? Jak cokolwiek teraz planować? To prawda, zmiany są dynamiczne. Dlatego plany, jakie robią pracownicy samozatrudnieni czy przedsiębiorcy, muszą być krótkoterminowe. Większość moich klientów praktycznie co poniedziałek podejmuje decyzję, czy będzie dalej prowadziło swoją firmę czy nie, albo na jakich warunkach – ze względu chociażby na regulacje, które się pojawiają, czy tarcze antykryzysowe, o których co chwila słyszymy. Ale też ze względu na nowe rozporządzenia, na przykład to, które nakazuje zamknięcie gabinetów kosmetycznych, które z założenia są bardzo sterylnymi miejscami i w których przebywa niewiele osób, podczas gdy jednocześnie centra produkcyjne, w których przebywają tysiące, działają bez problemu. Trudno się z tym pogodzić i może to rodzić frustrację. Dlatego nie warto teraz wybiegać w przyszłość i robić strategie na lata, bo niczego sensownego nie wymyślimy. Żeby nie zwariować, dobrze jest skupić się na faktach, na tym, na czym teraz dokładnie stoimy. Podkreślam: na faktach, nie na gdybaniu, bo to będzie nam tylko zaciemniać obraz. Czyli stańmy ze sobą w prawdzie, po to, by móc podjąć jakieś działanie. 

Z obecną sytuacją najlepiej poradzą sobie niekoniecznie najwięksi albo najlepsi, tylko ci, którzy są teraz najbardziej zwinni, podejmujący szybkie decyzje i dostosowujący się do ciągle zmieniającej się sytuacji w kryzysie. 

Pierwsze, od czego ja sama zaczęłam i co radzę moim klientom, to obudzić się ze snu i ze stanu oczekiwania. Bo niektórzy nadal myślą: „Dobrze, to ja poczekam, co się wydarzy i wtedy dopiero coś zrobię“. No nie dopiero wtedy, ty już potrzebujesz coś zrobić. Być może już teraz potrzebujesz ogłosić upadłość – zamiast zaprzeczać tej sytuacji czy czekać, aż rząd rzuci ci jakieś koło ratunkowe, które utrzyma cię na powierzchni. Bo może to jest moment, kiedy będzie to najmniej kosztowne i jeszcze coś będzie można uratować na przyszłość. Wiem, że zaczynam od najbardziej pesymistycznego scenariusza...

Myślę, że zaczyna pani po prostu od jednego z wielu scenariuszy... Moim zdaniem jeśli wiemy, że w ciągu pół roku nie będziemy w stanie wywiązać się z zawartych umów, lepiej już teraz je wypowiedzieć. Mam tu na myśli umowy na wynajem lokali czy inne spore wydatki, które mogą nas potem pogrążyć finansowo, bo będziemy windykowani. Oczywiście trzeba też szukać oszczędności w samym przedsiębiorstwie, czyli ciąć koszty. Jedyny wydatek, jaki jest teraz uzasadniony, to wydatek konieczny, niezbędny. Żadne inne nie wchodzą w rachubę. I zastanówmy się, w jaki sposób możemy jeszcz uratować miejsca pracy. Być może trzeba pójść w jakimś zupełnie innym kierunku – nie mówię, żeby się od razu przebranżowić, ale by na przykład świadczyć inne usługi dla klientów, którzy już nam zaufali. Mam tu na myśli usługi, które oczywiście jesteśmy w stanie pełnić. 

Podam przykład: jestem klientką pewnej restauracji w Sopocie, która tego samego dnia, kiedy okazało się, że nikt nie może przyjść do nich na kawę czy obiad, wysłała do swoich klientów SMS-y z informacją, że dowożą w słoikach jedzenie, sterylnie przygotowane i zapakowane. Ludzie zaczęli zamawiać więc bitki, fasolki po bretońsku czy inne dania, restauracja piecze też na miejscu swój chleb oraz ciasta – i też oferuje ich dowóz pod sam dom. Niedawno wyszli z taką inicjatywą, że proponują klientom zrobienie dla nich zakupów według przygotowanej listy. Razem z mężem uznaliśmy, że jest to dla nas bardzo dobra opcja. Do tej pory mąż raz w tygodniu jechał na duże zakupy, ale skoro oni i tak zaopatrują się w produkty do swojej restauracji, to jest sensowne, by mniej osób pojawiało w sklepie, a oni przy okazji oni dodatkowo zarobili. Nigdy pewnie nie sądzili, że będą zarabiać robieniem zakupów, ale są na tyle kreatywni i na tyle waleczni, że nie zamykają się na żadne scenariusze.

Drugi przykład: zakład, w którym regularnie farbuję włosy. Tak jak wiele innych osób chciałabym mieć podtrzymany kolor, umówiłam się z moją fryzjerką, że spakuje mi wszystkie farby, wody, tonery, rękawiczki, pędzelki, folijki i miseczki, nada mi to kurierem i spotkamy się on line. I ona będzie mi na odległość świadczyć usługę farbowania włosów, tyle tylko że albo moimi rękami albo rękami mojego męża. Ktoś, kto jest podologiem, może zadzwonić do swoich klientów i przygotować dla nich za jakąś cenę paczuszki z rzeczami do pielęgnacji i rehabilitacji stóp. I na przykład publikować na swoim kanale na Youtube indywidualne masaże do domowej rehabilitacji. Wiadomo, nie jest to sytuacja idealna, która pokryje wszystkie koszty, ale być może pozwoli przetrwać.

Czyli musimy teraz obniżyć swoje oczekiwania. Nie możemy liczyć już na to, że nasze przychody pozostaną bez zmian albo warunki, w jakich pracujemy, się nie zmienią czy że wszystko szybko wróci do normy. Z drugiej strony na jednych rzeczach nie zarabiamy, a na innych oszczędzamy – na przykład na dojazdach do pracy. Poza tym nikt teraz nie inwestuje nie wiadomo ile w buty, sukienki czy płaszcze. Nie mamy okazji nawet ich założyć. Wracając do przedsiębiorców, oni muszą teraz poszukać nowych możliwości dla siebie z tymi zasobami, które już mają. Być może firma, która do tej pory szyła dla swoich klientów torebki, jest w stanie szyć dla nich coś innego. 

Podam przykład mojej firmy, która jest firmą szkoleniową. Do tej pory to ja głównie prowadziłam szkolenia z asertywności, budowania zespołu, sprzedaży i paru innych rzeczy. Nagle się okazało, że moi klienci potrzebują wiedzy na temat tego, jak wystartować w Internecie: jak budować swoje media społecznościowe, w jaki sposób ustawiać reklamy i z jakich narzędzi korzystać. Tym zajmuje się na co dzień mój dział marketingu, czyli zespół trzech dziewczyn. Ponieważ bardzo mi zależało na tym, by utrzymać ich stanowiska i na razie nie ruszać pensji, jeśli nie jest to konieczne, spytałam, czy poprowadzą szkolenia w zakresie ich wiedzy i praktyki: strategii czy social mediów. Cały zespół się zgodził i z dnia na dzień stały się trenerkami, konsultantkami, ludźmi, którzy dzielą się swoją wiedzą. Było to dla nich stresujące i poszerzające strefę komfortu, ale wszystkie dziewczyny powiedziały, że nie jest to czas na wybrzydzanie, na szukanie tego, co jest dla mnie wygodne, bo za chwilę nie będzie żadnego wyboru. Wszyscy stanęli na wysokości zadania i robią to, co jest konieczne i potrzebne, a nie być może to, co by woleli. Menadżer kawiarnii, który jeździ teraz na zakupy, przypuszczalnie nie marzył o tym, zatrudniając się w niej, ale dziś wszyscy walczymy o przetrwanie na rynku – tak długo, jak to ma sens. Mówię tu nie tylko o przedsiębiorcach, ale i o pracownikach, którzy powinni teraz jako zespół wspólnie zastanowić się, co mogę zmienić. Te najbardziej zgrane i proaktywne zespoły, budowane w czasach, kiedy było świetnie, w warunkach wspólnej misji, wartości i kodeksu honorowego, mają teraz największą szansę na to, by się obronić.

Słyszałam niedawno wypowiedź prof. Andrzeja Blikle. Wspominał historię fabryki, która kilka lat temu się spaliła. Jej właściciel zebrał pracowników i powiedział, że proponuje im, by wspólnie odbudowali fabrykę w rok. Do tego czasu wszyscy, niezależnie od stanowiska, dostali taką samą pensję. Dla wielu pracowników taka obniżka to może być największy cios – prawie wszyscy mamy jakieś kredyty i stałe wydatki. Teraz wszyscy siedzimy w szalupie ratunkowej i wiosłujemy w kierunku suchego lądu i jeżeli jest mało jedzenia, to mamy dwa wyjścia: albo je zjemy w takiej ilości jak dotychczas a potem nikt z nas nie będzie miał nic do jedzenia, jeśli podróż będzie długa, albo decydujemy się przejść na lekką dietę, uszczuploną o 15, 20 proc. dotychczasowej porcji. Pewnie obniży ona humor niektórym i spowoduje, że będzie wszystkim ciężej, ale dzięki niej dłużej się utrzymać na powierzchni w nieuszczuplonym składzie. W moim odczuciu lepszą opcją jest obniżyć teraz wynagrodzenia niż obudzić się w rzeczywistości, w której nikt nie dostanie wypłaty. 

Wspomnianą fabrykę rzeczywiście udało się odbudować po roku. Właściciel powiedział, że tak zgranego zespołu, jaki się utworzył dzięki temu, że wszyscy brali odpowiedzialność za firmę, nigdy nie miał. Może to zgranie zespołów będzie korzystnym efektem ubocznym obecnego zaciskania pasa? Każdy kryzys, jak już się z niego otrząśniemy, jest dla nas ważną lekcją. Oczywiście to lekcja bolesna, ale może być szansą na stworzenie czegoś lepszego. Bardzo dużo osób rozwija się w kryzysie, wchodząc na wyżyny swoich możliwości, przewartościowując swoje życie, ustalając swoją misję i odkrywając, że niektóre rzeczy nie mają takiego znaczenia, jakie im nadawali. I takie przebudzenie u niektórych osób może się pojawić. Obedrze nas ze złudzeń i uwypukli to, kim jesteśmy i jak się zachowujemy w trudnych sytuacjach. Nie jest sztuką być entuzjastycznym, optymistycznym, pomocnym czy hojnym w czasach dobrobytu. Sztuką jest odnaleźć się wtedy, kiedy robi się trudniej. Wtedy sprawdzamy, na kogo możemy liczyć i dla kogo możemy być oparciem. Jak pisała Wisława Szymborska: „Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono“. Jeżeli ktoś w poprzednich latach źle zainwestował swoje uczucia zawodowe lub nie chciał zauważyć, że pracuje w firmie, w której nie jest ważny albo jako szef pomijał, że jego zespół nie jest zaangażowany, ale nie chciało mu się tego zmieniać, bo to zawsze jest kłopotliwe – to wszystko wychodzi teraz. Dlatego bardzo polecam wszystkim, którzy mogą się teraz zdecydować na wsparcie terapeutyczne on line, by nad tym popracowali. Ja sama zorganizowałam niedawno webinarium z psychologiem na temat tego, jak radzić sobie z lękiem i znaleźć oparcie w sobie. Tym, którzy znaleźli się teraz w tragicznej sytuacji, najbardziej bym radziła, by zwrócili się do innych ludzi i opowiedzieli o tym, co przeżywają i co by im pomogło. Nie bójmy się powiedzieć: „Mogę robić to, to i to. Daj mi znać, jeśli wiesz, kto mógłby mi za to zapłacić“. 

Staram się szukać pozytywnych aspektów tej sytuacji: może to jest przebudzenie dla ludzkości, chwila próby albo jakaś forma inicjacji, która jak się przez nią przechodzi, jest męcząca, ale ostatecznie uczyni nas kimś bardziej świadomym, obecnym tu i teraz, wrażliwym na planetę i innych ludzi. Jest teraz masę dobra wokół, ludzie sobie pomagają i są wobec siebie życzliwi. Na przykład o wiele częściej pytają się innych: „jak się czujesz?”. To bardzo cenne, nie straćmy tego.

Kamila Rowińska, trenerka i coach. Prezeska i założycielka Fundacji Kobieta Niezależna. Autorka oraz współautorka książek o tematyce biznesowej i coachingowej, w tym bestsellerów „Kobieta Niezależna” i „Kobieta Asertywna”

 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze