Gdzie tkwi przyczyna dziecięcej agresji, skąd zło w małolatach, dlaczego jedne są takie, a drugie inne? Geny? Hormony? Wychowanie? Opętanie jakieś? A może gry komputerowe? Mikrourazy mózgu? Czy to jest do wytropienia?
Była sobie dziewczynka. Miała koleżankę, trochę większą dziewczynkę. Pewnego dnia obie uciekły ze szkoły na wagary. Na podmiejskiej łące kwitły kolorowe kwiaty i piętrzyły się krecie kopczyki. Dziewczynki z grubymi kijami w rączkach biegały po trawie, bucząc i warcząc, bo się bawiły w myśliwce bombardujące, a te kije to były stery. Wtem mniejsza zatrzymała się i pochyliła nad kopczykiem. „O, jaka wielka mysz!”, zawołała. „To kret, głupia, patrz, ślepy jest!” – pouczyła większa mniejszą. „Ślepy, bo mu słońce świeci!” – pisnęła niepewnie mała. „Nie, bo oczów nie ma! Wstrętny, ślepy kret!”. I zamachnęła się większa dziewczynka kijem, trafiając w brązowe futerko. Uderzyła jeszcze raz i jeszcze raz, a mała stała jak zahipnotyzowana, patrząc, jak kret zwija się po każdym uderzeniu i robi coraz wstrętniejszy. Gdy zwierzątko przestało się ruszać, dziewczynka patrząca poczuła, że musi zwymiotować, ale dziewczynka bijąca uderzała jeszcze na wszelki wypadek. Bo jak się zacznie zabijanie, to nie wolno tego zostawić w połowie. Dla pewności trzeba zawsze zabić do końca.
To byłam ja, ta mniejsza. Miałam dziewięć lat, moja starsza koleżanka rok więcej. Nie pamiętam jej imienia i nie mam pojęcia, jak potoczyło się jej dalsze życie. Ale pamiętam wydarzenie z podmiejskiej łąki, jakby to było dzisiaj. I jeszcze jak koledzy z klasy nadmuchiwali żaby, a te pękały jak balony, wywołując salwy śmiechu. I jak Wojtek chwycił kota za ogon i zrobił mu karuzelę. Podobno psychopaci to ludzie, którzy nie mają uczuć, nie reagują emocjonalnie na hasła: bić, zabić, krew, ból. Oglądają sceny tortur i morderstw, nie pocąc się. Normalny człowiek się poci… Czy dzieci, które wyrywają muchom nogi, to mali psychopaci? Są uczeni, którzy twierdzą, że człowiek z natury jest dobry, a dopiero życie go deprawuje. Są uczeni, którzy twierdzą, że rodzimy się gotowi na wszystko i dopiero wychowanie rzeźbi naszą psychikę i tworzy osobowość. Jak jest? Unde malum, skąd zło (na ziemi), pytają filozofowie, nikt nie wie…
Cacy, cacy, nu, nu, nu
Chodząc po rozmaitych internetowych forach, gdzie się wpisują nianie, młode mamy, czasami, z rzadka tatusiowie, natrafiam na hasło „Mój syn mnie bije!”, co jest początkiem większej dyskusji o agresywnych maluchach. „Kto ma pszczoły, ten ma miód, kto ma dzieci, ten ma smród” – niektórzy rodzice dobrze znają to przysłowie. „Syn” ma 16 miesięcy. Mój syn mnie bije rączkami, zresztą innych też, kopie naszego psa i dzieci, jak podchodzą do wózka. Ciągnie mnie za włosy. A dziś rano stał i pluł na mnie z 10 minut. Do tego każda taka akcja sprawia mu niesłychanie wiele radości. Często, jak zamierza się na mnie, biorę jego rączkę i mówię, że zrobimy mamie cacy, i głaszczę siebie jego rączką. Mówienie mu, że to boli, nie pomaga. A powtarzanie: „no, no”, tylko go „pompuje” i mały wali jeszcze mocniej.
A jak moja mnie ugryzie – pisze inna mama – to krzyczę na nią „nu! nu! nu!, nie wolno!”. To ona w śmiech i znowu, to ja ją po łapach. To ona w płacz. Wczoraj w desperacji też ją ugryzłam! Nie wiem, czy to zadziała, ale nie pozwolę się gryźć.
Bić czy nie bić, oto jest pytanie, w hamletowską zadumę wpada jeden z uczestników wątku „bezstresowe wychowanie”. Bezstresowe, czyli bez porażek, dziecko robi to, co chce, bo dzieciak ma własny potencjał i jest wolnym młodym człowiekiem. Broń Boże krzyknąć, o klapsach mowy nie ma. W jednym z postów odnajduję moją ulubioną anegdotkę o mamusi z synkiem jadących tramwajem. Synek pluje na szybę, kopie współpasażerów, starszej kobiecie zrywa z głowy czapkę. „Proszę pani – ktoś zwraca się do matki – niechże pani coś zrobi z tym dzieckiem, bo rozniesie cały tramwaj”. „Ale ja go wychowuję bezstresowo” – tłumaczy matka. Po chwili podchodzi młodzieniec, lat około dwudziestu, wyjmuje z ust gumę do żucia i przylepia ją mamusi dzieciaka do czoła, ze słowami: „Ja też byłem wychowywany bezstresowo”…
Żołnierzyki
Małe jest piękne. Kochamy szczeniaczki i kociaczki. Nawet małe tygryski i niedźwiadki są takie słodkie! Tygrysek, gdy podrośnie, rozrywa brzuch antylopy jednym szarpnięciem. Nasz pies Bratek z biszkoptowej przytulanki w ciągu roku zmienił się w wielką bestię, w której pysku mieściła się dziecięca głowa. Mieściła się nieraz. Moja córka ma bliznę na twarzy, a syn nad uchem. Znam się na psach, całe życie je hoduję, taki Bratek przytrafił się przypadkiem. I przypomniał nam, że natura ma zęby. Homo sapiens, na najwyższym szczeblu ewolucji, też ma zęby i pazury, wiedzą o tym nie tylko mamusie i nianie. Ma także karabiny maszynowe i myśliwce bombardujące. Młode tego gatunku mają wszystkie te akcesoria w wersji plastikowej, bo zabawa przygotowuje do dorosłego życia. Człowiek to ssak drapieżny, już w starożytności ukuł przysłowie: Polemos pater panton (wojna jest ojcem wszystkiego).
Dziecko to wdzięczny materiał na żołnierza. Nie potrzebuje wiele zaopatrzenia, zadowoli się byle czym. Nie ma tylu oporów co dorosły przed popełnieniem okrucieństwa „dla sprawy”. Wiedzą to werbownicy na całym świecie – czytam w artykule „Demony Ugandy”; tekst znajduje się w Internecie na różnych stronach i informuje o Armii Oporu Pana, małych zabójcach, którzy w ostatnie Boże Narodzenie dokonali rzezi ludności w kongijskiej wiosce Doruma. Mieli od 8 do 16 lat. Porwani z domów, wzięci w jasyr, zostali wyszkoleni do bezwzględnego mordowania. Ale po co epatować afrykańską tragedią? Przewińmy rodzime internetowe strony: „Trzech 12-latków pobiło kolegę, by zobaczyć, jak to jest”; „Dwie 14-latki zadźgały koleżankę”; „Dźgnął nożem 14-latka, bo chciał mieć jego konsolę”. Żołnierzyki nie są fajne. Dziewczynka zabijająca kreta kijem nie jest miła. Śmierć z ręki 13-latka nie jest plastikowa ani wirtualna, jest prawdziwa i może być twoją śmiercią.
Czego się trzymać?
Dzieci-wariaci, co wy robicie? Dzieci-szaleńcy, w co się bawicie? – pyta Julian Tuwim w swym „Wierszu wyszydzającym dzieci”. Gdzie tkwi przyczyna dziecięcej agresji, skąd zło w małolatach? Geny? Hormony? Wychowanie? Opętanie jakieś? Patologiczna rodzina? A może gry komputerowe? Telewizja? Weltschmerz? Mikrourazy mózgu? Czy to jest do wytropienia? A czy my w ogóle wiemy, na jakim świecie żyjemy? Jakie żywioły miotają łódką, w której podróżuje przez stulecia dziesięć przykazań? Świat jest z gruntu zły, mówią jedni; świat jest z gruntu dobry, twierdzą drudzy. I tego się trzymajmy.